Obudziłam się w ciepłym łóżku. Z początku nie
bardzo kojarzyłam, co właściwie się stało i jakim cudem się w nim znalazłam.
Dopiero po chwili do mnie dotarło, że znów zemdlałam, natomiast ból z tyłu
głowy uświadomił mi, iż Hidan mi w tym najwyraźniej pomógł. Jako, że w pokoju
było ciemno, musiałam maksymalnie wytężyć swoje zmysły, by cokolwiek dostrzec.
Nie poruszyłam się, bo obawa, że chłopak to usłyszy i zrobi mi krzywdę, nim
wszystko sobie z liderem wyjaśnię, była silniejsza. Próbowałam dostrzec mojego
towarzysza nie odwracając głowy, ale moje poczynania na nic się zdały. W końcu
odważyłam się zwrócić twarz w kierunku łóżka Hidana. Jak się okazało, leżał w
nim i wpatrywał się w sufit. Od razu przymknęłam oczy i udawałam, że dalej
śpię. Musiałam w tym czasie obmyślić plan działania.
Jeśli miałam trzymać się tego, że Hidan był
zdrajcą i moim wrogiem, nie mogłam liczyć, że ot tak pozwoli mi wrócić do
Akatsuki i wykrzyczeć liderowi w twarz, jakim to nie był dupkiem. Konieczne było
inne wyjście z tej chorej i porażającej swoim okrucieństwem i bezdusznością,
sytuacji. Sęk tkwił jednak w tym, że byłam marnym strategiem, więc musiałam
zdać się na instynkt i zaufać, że chłopak nie był jednak aż taki zły i zgodzi
się na powrót do siedziby bez zabijania mojego ojca.
Na samą myśl, że mogłam bezlitośnie odebrać
mojemu krewnemu życie, przeszedł mnie dreszcz strachu i obrzydzenia. Jeśli
miałabym określić szczyt okrucieństwa, to Akatsuki właśnie go osiągnęli.
Opanowali do perfekcji manipulację drugim człowiekiem, jego emocjami i
zachowaniem. Umyślnie ściągnęli do siebie naiwną, pragnącą odzyskać męża,
dziewczynę, otoczyli ją opieką i obdarzyli zaufaniem oraz ludzkimi odruchami i
uczuciami, by później wbić jej nóż w plecy. O nie, nie pozwolę sobie na to. Nie
dam się dłużej wykorzystywać, nawet, jeśli ma to oznaczać moją śmierć.
Odwróciłam się tyłem do Hidana. Usłyszałam, jak
podnosi się do siadu i głośno wzdycha, a później odrzuca z nóg kołdrę.
Skrzypienie sprężyn dało mi do zrozumienia, że wstał. Mój instynkt
samozachowawczy kazał mi się bezsprzecznie podnieść i przygotować do ataku.
– Co ty wyprawiasz? – warknęłam.
– A ty? – spytał, unosząc ręce do góry.
– Ogłuszyłeś mnie – oskarżyłam go. – Po jaką
cholerę to zrobiłeś?
– Żebyś przestała gadać – wyznał wprost.
Zatkało mnie. – Trochę za bardzo się nakręciłaś, Shouri. Powinnaś się przespać.
– Jaką mam pewność, że nie zadźgasz mnie
podczas snu? – syknęłam, pełna podejrzeń.
– Żadnej.
Wstrzymałam oddech, wpatrując się wprost w
jasne tęczówki Hidana. Były puste. Wyrażały nic więcej, jak obojętność. Chyba
nigdy w życiu nie było mi tak ciężko przyglądać się jego oczom, dlatego z
trudem powstrzymałam napierające łzy. Chciałam go nienawidzić, gardzić nim, ale
nie potrafiłam. Świadomość, że akurat on tak mnie zranił, była nie do
zniesienia. Wolałabym wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, stracić rękę,
cokolwiek, byleby tylko Hidan mnie nie zdradził. To było okrutne.
Zapanowała między nami nieprzyjemna cisza.
Mierzyliśmy się spojrzeniami w ciemności, która zdawała się odzwierciedlać
drugą twarz Hidana. Spowił go mrok tak dojmujący, że naprawdę bałam się zasnąć.
Mógł mnie w końcu bez problemu zabić podczas snu.
– Nie zrobię ci krzywdy – powiedział nagle. –
Śpij.
– Nie mów mi, co mam robić – syknęłam, niczym
małe dziecko. – W ogóle się do mnie nie odzywaj, zdrajco.
– Przyznaję, wiedziałem, kim jest ten człowiek –
wyznał Hidan i zrobił krok w moją stronę. Cała się spięłam z nerwów. –
Dokładniej, było mi znane jego kekkei genkai, więc mogłem się tylko domyślać,
że w jakimś tam stopniu jesteście spokrewnieni. Nie miałem pojęcia, że to twój
ojciec.
– Nawet jeśli – warknęłam i uderzyłam go dłońmi
w klatkę piersiową, odpychając tym samym chłopaka od siebie – pozwoliłeś, bym
chciała zabić swoją rodzinę! Jak ty byś się czuł, gdybyś był na moim miejscu?
Pomyślałeś chociaż o tym?!
– Nawet nie wiesz, ile razy – wychrypiał. Nagle
obojętność wyparowała z jego oczu. Zastąpił ją ból. – Wiedziałem, że powinnaś
się dowiedzieć. Ale wiedziałem też, że prawda by cię zabiła.
– Zabiła? – prychnęłam. – To ty wbiłeś mi nóż w
plecy! Udawałeś przyjaciela, kochanka, tylko po to, żebym zabiła człowieka,
który wam przeszkadza!
– Niczego nie udawałem! – ryknął Hidan i złapał
mnie za ramiona. – Niczego, rozumiesz? Kocham cię, Shouri. Kocham cię całym
sercem i właśnie dlatego nie mogłem powiedzieć ci prawdy! Co ty sobie myślisz? Że
po tym wszystkim, lider pozwoli ci spokojnie odejść? Nie, on cię zabije,
zatłucze się na śmierć!
– Więc mnie obroń – wyszeptałam.
– Nie jestem w stanie – wyznał, łamiącym się
głosem. – Nie jestem w stanie cię przed nim obronić. On jest bogiem, jest kurwa
niepokonany!
– Mam Shieki – zauważyłam, łudząc się, że nie
zginę.
Hidan prychnął i się ode mnie odsunął. Złość ze
mnie uleciała, gdy dostrzegłam w jego oczach prawdziwe, szczere łzy.
– Twoje Shieki jest nic nie warte w porównaniu
z jego siłą. Nie dasz mu rady. Całe Akatsuki nie byłoby w stanie mu podołać.
Skazałaś się na śmierć, Shouri. Lider wydrze mi ciebie z rąk i zabije... –
Chłopak umilkł, stojąc do mnie tyłem. Nie miałam odwagi się ruszyć.
Uświadomienie mi mojej niedalekiej przeszłości całkowicie mnie sparaliżowało. –
Właśnie przed tym chciałem cię ochronić. Wolałem, żebyś zabiła swojego ojca i o
niczym się nie dowiedziała, niż żebyś sama musiała zginąć... Wolałem, żebyś
żyła, nawet nie przy mnie, ale żebyś nie musiała umierać!
– Egoista.
– Przykro mi, że twoje życie jest dla mnie o
wiele cenniejsze...
– Od mojej rodziny – skończyłam za niego. – To
tak, jakbym ja kazała ci zabić matkę.
Hidan uparcie milczał. W ciemnościach widziałam
tylko zarys jego sylwetki – stał wyprostowany, dłonie schował do kieszeni
spodni i zapewne z żalem wpatrywał się w ścianę.
Nie obchodziło mnie to, że chciał ocalić moje
życie. Jeśli miałam żyć kosztem mojego ojca, wolałam zginąć. A Hidan głupio się
tłumaczył – zakochany morderca chciał obronić ukochaną przed śmiercią. Też mi
coś. Jak niby miałam w to uwierzyć?
– Po prostu cię pokochałem – wyznał,
odwróciwszy się do mnie przodem. – Co więcej mogę ci powiedzieć? Nie jestem w
stanie nic z tym zrobić. Nie mógłbym żyć z myślą, że to ja wystawiłem cię w
ręce śmierci. Modliłem się, żebyś go zabiła, żebyś o nic nie pytała... Ale
wiedziałem, od samego początku wiedziałem, że ta misja się nie powiedzie. Że
cię stracę. A ty nie zasługujesz na śmierć, Shouri. Nie ty. Wszyscy powinniśmy
umrzeć, bylebyś ty mogła żyć. Jesteś cenniejsza niż każdy członek Akatsuki. To,
że potrafiłaś dostrzec w nas dobro, odnaleźć człowieczeństwo i sprawić, że się
uśmiechaliśmy... Świat potrzebuje takich osób. A teraz nic nie mogę z tym
zrobić, i to mnie zabija...
– Przestań – syknęłam, odwracając głowę. Robił
mi wodę z mózgu, podczas gdy ja próbowałam odrzucić emocje i skupić się na
faktach. Chciał mi zamydlić oczy historyjką, jaka to ja jestem wspaniała i
cenna, jak to bardzo mnie kocha, tylko po to, żebym przestała myśleć
racjonalnie. – To się nie liczy. Wystawiłeś mojego ojca na śmierć...
– Przysięgam ci, że o tym nie wiedziałem! –
krzyknął. – Nie miałem zielonego pojęcia! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
– Nie krzycz na mnie! – warknęłam. – Po
prostu... Po prostu idźmy już do lidera. Muszę z nim porozmawiać...
– Wiesz, że on cię zabije? – spytał, wyraźnie
przerażony. – Wiesz o tym, prawda?
Popatrzyłam na Hidana z obojętnością. To już
się nie liczyło.
Z samego rana opuściliśmy wioskę. Z dziwną
tęsknotą zerknęłam przez ramię. Świadomość, że odnalazłam ojca, i że właśnie
się od niego znów oddalam, zabijała mnie od środka. Skuliłam się pod wpływem
podmuchu zimnego wiatru oraz dojmującego smutku, jaki mnie ogarnął. Sytuacja, w
której się znalazłam była dla mnie absurdalna i nie mogłam się w niej odnaleźć.
Było mi źle i nie zamierzałam tego ukrywać. Z każdym krokiem coraz bardziej
pogrążałam się w rozpaczy, a świadomość, że za kilka dni stracę życie,
bynajmniej nie poprawiała mi humoru. Jedyne, czym mogłam się pocieszać, to
fakt, że mimo wszystko, mimo tych wszystkich treningów i poświęceń, nie
wykonałam misji, a tym samym ocaliłam mojemu ojcu życie. Nie zabiłam człowieka.
Nigdy. A to w świecie ninja niemały wyczyn.
Hidan szedł obok mnie cały milczący. Nawet jego
oczy nic nie mówiły, bo na nowo zagościła w nich nietypowa dla niego
obojętność. Ubrany w ciepłe ubrania, schował dłonie do kieszeni i z uporem
maniaka spoglądał w rozpościerający się przed nami widok, który od kilku godzin
szczególnie się nie zmienił. Mimo to, Jashinistę zdawał się pochłaniać
krajobraz, choć w gruncie rzeczy, z pewnością był to podobny do mojego, smutek.
Jeśli naprawdę mnie pokochał, właśnie prowadził ukochaną na śmierć, a to
musiało być dla niego jeszcze gorsze, niż dla mnie. Ja po prostu umrę, a on
będzie musiał z tym żyć.
Poruszona moim spostrzeżeniem, zbliżyłam się do
chłopaka i złapałam go pod rękę. Wyrwałam go tym z letargu, którym był
ogarnięty. Spojrzał na mnie z nad ramienia, mocno zdziwiony. Posłałam mu
jedynie blady uśmiech, bo na nic innego nie było mnie stać, po czym odwróciłam
głowę i znów wpatrywałam się przed siebie.
Może i miałam miękkie serce, bo mimo wszystko
Hidan był mordercą i chciał, żebym zabiła członka rodziny, jednak wierząc jego
słowom, zrobił to dla mnie (i dla siebie, ale to można pominąć). Nie chciał,
żeby lider odebrał mi życie. Ponad wszystko pragnął, bym wyszła z tego cało,
nawet, jeśli miało to oznaczać naszą rozłąkę. Niestety, los chciał, żeby było
inaczej. Dlatego też, chcąc go choć trochę pocieszyć, a jednocześnie dodać
otuchy sobie, wzięłam go pod rękę. Tak było nam łatwiej iść. Tak było łatwiej
przetrwać to piekło.
Wieczorem zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu,
co poprzednio, przechodząc przez tę wioskę w tamtą stronę.
Dostaliśmy nawet ten sam pokój. Popatrzyłam na ściany, przypominające mi
bezczelnie rozmowę sprzed kilku dni, i zerknęłam na Hidana. Najwyraźniej poczuł
ten sam chłód, co ja, bo wbił wzrok w plecak, jakby ten miał mu coś powiedzieć.
Towarzysząca nam od rana cisza była nie do zniesienia.
– Czy wszyscy wiedzieliście? – spytałam.
Pytanie to nurtowało mnie już od dłuższego czasu.
– O tym, że ten facet ma Shieki? – upewnił się,
a następnie skinął głową. – Wszyscy.
Mimo, że tego właśnie się spodziewałam,
poczułam niepojęty ból. Nawet Itachi, który tak mnie chciał chronić, któremu
przypominałam Sasuke, mnie oszukiwał. Co za drań! Wszyscy nimi byli! Dranie!
– Przepraszam – wyszeptał Hidan. – Przepraszam,
Shouri.
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach i nie
myśląc zbyt wiele, mocno się w niego wtuliłam. Chłopak był równie zrozpaczony
jak ja, co odzwierciedlał mocny uścisk, jakbym nigdy miała się z jego ramion
nie wydostać. Mogłoby tak być. Wolałam tkwić w ramionach bezwzględnego
mordercy, niż umrzeć.
Po jakimś czasie, dość długim, w końcu się od
siebie oderwaliśmy. Hidan delikatnie pogłaskał mnie po policzku, a ja zatopiłam
się w jego smutnych oczach. Próbował się uśmiechać, pocieszyć mnie, ale
wyglądał przez to jeszcze bardziej żałośnie. Jeszcze nigdy nie widziałam go w
takiej rozsypce. Nie udawał. Naprawdę był zrozpaczony tym, że mnie straci. Ja
jeszcze najwyraźniej nie przyjęłam do wiadomości mojej rychłej śmierci. Nie
chciałam.
– Będzie dobrze – wyszeptałam. – Będzie dobrze,
Hidan.
– Będzie dobrze – powtórzył i niepewnie
pocałował mnie w usta. Odwzajemniłam pieszczotę, bardzo delikatną i subtelną,
jakby miało być to nasze pożegnanie – któreś już z kolei. Ciepło Hidana
przyjemnie mnie otuliło. Jego wargi delikatnie musnęły moje, a gdy się odsunął,
w oczach chłopaka zapanował dziwny spokój, którego nie potrafiłam
rozgryźć.
– Powinniśmy iść spać. Wyruszamy z samego rana –
zauważyłam, mocno zwiększając dzielący nas dystans. Nerwowo zaczęłam
wypakowywać rzeczy potrzebne do kąpieli z plecaka, po czym bez słowa zniknęłam
w łazience.
W ciszy przystanęliśmy przed głazem prowadzącym
do siedziby. Odruchowo odnaleźliśmy w powietrzu swoje dłonie i mocno je
ścisnęliśmy, bo to było wszystko, na co w tym momencie daliśmy radę się odważyć.
Hidan nie umiał nawet na mnie spojrzeć, tak bardzo bolało go to, co stanie się
już za moment, już za chwileńkę, za kilka minut... Nie potrafił pogodzić się z
moim losem, a najbardziej bolało go to, że nie mógł nic z tym zrobić. Choćby
zaproponował, żebym uciekła, i tak lider by mnie znalazł. Poza tym, ja nie
zamierzałam się chować. Musiałam dowiedzieć się prawdy i stanąć twarzą w twarz
z moim największym wrogiem – liderem Akatsuki.
– Będzie dobrze, hę? – wychrypiałam i zerknęłam
na rzekę, która dzielnie walczyła z niską temperaturą. Nie miałam siły, żeby
popatrzeć na ból Hidana. Sama wystarczająco cierpiałam, choć obecnie
dominującym uczuciem był strach. Bałam się śmierci. Mogłam mieć jedynie
nadzieję, że lider zabije mnie szybko i bezboleśnie.
– Tak – szepnął po krótkiej chwili ciszy Hidan.
– Będzie dobrze, Shouri.
W końcu, na drżących nogach, zrobiłam krok na
przód. Weszliśmy na rzekę, chłopak odpieczętował głaz i naszym oczom ukazało
się ponure wnętrze siedziby. Zapach stęchlizny, panujący w jaskini, przypomniał
nam o wszystkich, spędzonych tutaj razem chwilach, przez co oboje jeszcze
bardziej skuliliśmy się z bólu. Nie sądziłam, że sytuacja ta będzie aż tak
ciężka do zniesienia. O ile w ogóle byliśmy w stanie to znieść.
Powoli kierowaliśmy się w stronę głównego
korytarza. Nie mieliśmy w planach schodzenia z drogi, prowadzącej do gabinetu
lidera, jednak usłyszawszy w kuchni głos Itachiego, zdecydowałam się zobaczyć
go po raz ostatni.
Przy stole siedział Uchiha, Kisame i Deidara, z
czego ostatnia dwójka żywo o czymś rozmawiała. Zobaczywszy nas, Hoshigaki i
blond-artysta uśmiechnęli się szeroko, a ich towarzysz wbił we mnie poważne
spojrzenie. On od samego początku wiedział, jak to się skończy.
– Hej, dziewczyno! – krzyknął entuzjastycznie
Kisame, podniósłszy się z krzesła. – I jak tam pierwsza misja, co?
Nasze grobowe miny odpowiedziały za nas.
Uśmiech zniknął im z ust, a w oczach odmalował się autentyczny strach.
– O kurwa – przeklął mężczyzna i przejechał
dłonią po twarzy. – No to kicha, wiecie o tym?
– Ale czemu? – dopytywał blondyn. Uchiha
przymknął powieki, gotów usłyszeć prawdę.
– To był jej ojciec – wychrypiał Hidan. –
Ojciec, nie daleki kuzyn czy nieznany członek klanu. Ojciec.
Cała trójka utkwiła we mnie wzrok, a ja
uśmiechnęłam się do nich bezradnie, czując, jak po moich policzkach płyną
potoki łez. Wspomnienie spotkania z ojcem powróciło i zabolało równie mocno, co
poprzednim razem.
– Nie wiedzieliśmy o tym, dziewczyno – odezwał
się Kisame. Podszedł do blatu i uderzył w niego kilkakrotnie, acz delikatnie,
pięścią. – Lider to jednak jest skurwiel.
– Jest – potwierdziłam. – A teraz przepraszam,
ale muszę już umrzeć – wyszeptałam jak w amoku i wyszłam w ciszy z kuchni. Nikt
się nie odezwał. Hidan wyszedł za mną, pozostawiając milczących przyjaciół w
szoku.
Pewnym krokiem zmierzałam do gabinetu lidera. I
tak miałam zginąć, więc ociąganie się w nieskończoność nie miało sensu.
Chciałam mieć to już za sobą, poznać prawdę, wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo
mnie zranił i... Umrzeć.
Nim zdążyłam zapukać do drzwi, Hidan
przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, w kółko powtarzając słowo
"przepraszam". Tyle tylko, że to nie była jego wina, a w każdym razie
nie całkowita. Zachował się nie fair, nie mówiąc, że mój cel jest członkiem
mojego klanu, ale sam też nie znał całej prawdy. Nie mogłam go za to winić. A
może po prostu nie chciałam?
– Nie szkodzi – odpowiedziałam. – Dziękuję,
Hidan. Dziękuję za wszystko.
Chłopak pocałował mnie przelotnie w usta, starł
z moich policzków łzy i poczekał, aż zapukam do drzwi. Głośne "wejść"
pozwoliło mi nacisnąć klamkę i co najważniejsze, zrobiłam to pewnie. Weszłam do
pomieszczenia z buńczuczną miną i nastawieniem na słowną walkę, a później
również fizyczną. Od razu utkwiłam, w siedzącym za biurkiem liderze, wzrok.
Wystarczyło, że na mnie zerknął, bo dowiedział się prawdy, bo zaraz też cicho
się roześmiał.
– A więc się nie udało? – spytał od razu.
Uderzyłam dłońmi w blat biurka i się nad nim nachyliłam. Nie wiem, co we mnie
wstąpiło, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Chyba nigdy nie czułam takiego
gniewu patrząc na kogoś. Uczucia mną zawładnęły, a lider wydawał się być
nadzwyczaj spokojny i obojętny. Chciał mnie emocjonalnie zagłodzić.
– Jak śmiałeś! – warknęłam, nie zważając na
formy grzecznościowe. Byłam wściekła. – Doskonale wiedziałeś, że ten facet to
mój ojciec! Jak mogłeś mnie na niego nasłać, draniu?!
– Rozumiem, że twój brak szacunku wynika z
wizji śmierci, jaka powstała w twojej głowie? – Poważny ton lidera zmroził mi
krew w żyłach, ale nie ostudził gniewu. Zmrużyłam oczy i odruchowo uruchomiłam
Shieki.
– Jesteś śmieciem, który nie zasługuje na
szacunek – wysyczałam. Czułam, jak mężczyzna próbuje wstać, ale skutecznie mu
to uniemożliwiłam. Po całym moim ciele rozlało się ciepło, którego przyczyną
była duma z przewagi, jaką nad nim miałam. – A teraz mów: od samego początku
wszystko sobie zaplanowałeś? Dokładnie wiedziałeś, że Arata to mój ojciec, czyż
nie tak było?
Lider popatrzył na mnie spode łba i głośno
odchrząknął. Pomimo więzienia, jakie mu zafundowałam, nie wydawał się być
wystraszony, co tylko podsycało moją złość i nienawiść.
– Nawet jeśli, co to teraz zmieni? – spytał
spokojnie. – Nie wykonałaś misji, więc musisz ponieść karę, Shouri.
– Chcę znać prawdę – powiedziałam, siląc się na
opanowanie.
Mężczyzna zerknął na Hidana, a później znów
utkwił wzrok we mnie. Niepotrzebnie wszystko przedłużał. Traciłam cierpliwość,
i choć doskonale wiedziałam, że właśnie o to mu chodzi – o wyprowadzenie mnie z
równowagi – nie potrafiłam nad sobą zapanować.
– Gadaj, do jasnej cholery! – wydarłam się i
uderzyłam dłońmi w blat. Głos mi się załamał, demaskując moją słabość. Ponad
wszystko chciałam tego właśnie uniknąć, więc znów poczułam rozczarowanie swoją
osobą.
– Wiedziałem – przyznał w końcu lider. I tyle.
Niczego więcej nie miał zamiaru wyjaśniać.
Wyprostowałam się i nerwowo starłam łzy z
policzków. Wzięłam głęboki wdech, żeby poskładać myśli i dać sobie trochę czasu
na zapanowanie nad organizmem, który tak skutecznie wymykał się spod kontroli.
Płacz, krzyk, łamiący się głos... Moja słabość powalała nie tylko mnie, ale i
samego lidera. Kpina w jego oczach to jedyne uczucie, jakiego mogłam się
doszukać.
– A co z Tayem? – spytałam po chwili. – Arata
go nie zabił.
– Ja też nie – odpowiedział od razu,
uśmiechając się wrednie. Miałam ochotę go zaatakować, uderzyć, zniszczyć,
jednak przed rzuceniem się na lidera powstrzymał mnie Hidan – położył mi dłoń
na ramieniu i to wystarczyło, żebym znów nad sobą zapanowała. Właśnie jego
obecności potrzebowałam w tym momencie.
Rudowłosy zerknął gniewnie na Jashinistę i już
wiedziałam, że tak łatwo nie wywinie się z wsparcia, które mi ofiarował.
– Więc kto? – syknęłam z naciskiem,
przyciągając tym samym uwagę lidera. Popatrzył na mnie z morderczym chłodem, aż
mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
– Jakkolwiek ciężko będzie ci w to uwierzyć, to
był zwykły wypadek – powiedział spokojnie. – Twój mąż rzeczywiście został
zamordowany, ale nie było to umyślne. Zabił go jakiś kłusownik, co było czystym
przypadkiem. Ale jakże podziałało na naszą korzyść. – Mężczyzna posłał mi tak
aroganckie spojrzenie, że złość się we mnie zagotowała. Niewiele myśląc,
odwróciłam się tyłem do lidera i szybko skierowałam do wyjścia. Hidan złapał
mnie za łokieć, bezgłośnie powiedział "wybacz", a później odsunął
się, bym mogła wyjść.
Na korytarzu chodziłam przez chwilę w kółko,
głośno oddychając i starając się zapanować nad nerwami. Przeklinałam, płakałam,
kpiłam z mojego losu i dziwiłam się, że pomimo niepowodzenia misji, lider
zachował się w ten sposób. Spodziewałam się wszystkiego: wybuchu złości,
krzyków, wyzwisk, uderzenia, a nawet w ostateczności śmierci, ale nie sądziłam,
że lider zareaguje tak spokojnie. Zbyt spokojnie.
Co z tego, że umyślnie mnie rozwścieczał? Nie
zaatakował mnie, nie wydarł się i zdawało się, że nie chciał mnie zabić. Nie
byłam tego pewna, ale... Ale być może nie przyjdzie mi teraz zginąć? Być może
istniała nadzieja, żebym wyszła z tego cało?
Pytanie tylko, czy tego chciałam? Nie miałam po
co żyć, straciłam Taya, Hidana, resztki godności, sens życia i wszystko inne,
co mogłam jeszcze stracić. Przede wszystkich odechciało mi się dalej trwać w
tym pełnym brutalności świecie. Byłam wykończona, wyniszczona psychicznie.
Właściwie... Było mi już wszystko jedno.
Przyłożyłam rozpalone czoło do chłodnej ściany.
Przyjemne zimno rozeszło się po moim zmęczonym ciele. Niechęć do życia
zapłonęła we wszystkich komórkach i najbardziej uparcie wwiercała się w oczy,
które nie potrafiły zatrzymać łez. Rozpłakałam się z bezsilności, słabości,
rozpaczy. Wyłam na korytarzu, uderzając pięścią w ścianę, kuliłam się z bólu i
trzęsłam z nerwów. Wszystkie emocje ze mnie ulatywały: te związane ze śmiercią
Taya, z moim ojcem, Hidanem, misją. Każde zło, które mi się przytrafiło,
właśnie odchodziło w niepamięć. Podobnie, jak moje życie.
I do czego cię to doprowadziło, idiotko?
Zamiast żyć w swojej wiosce, pracować w sklepie jak normalny człowiek,
podążałaś za nierealnym marzeniem, tak bardzo spragniona miłości i przepełniona
rozrywającą tęsknotą… A teraz przyszło ci za to płacić – tymi wszystkimi łzami,
bólem, dławieniem się z rozpaczy, wbijaniem paznokci w ścianę, zaciskaniem
zębów i głuchym warkotem, wydobywającym się z cierpiącego gardła. A wszystko dlatego, że ponad wszystko pragnęłaś miłości.
Jaka
ja byłam żałosna.
Mimo szlochu usłyszałam, jak drzwi od gabinetu
lidera otwierają się z głośnym hukiem. Zignorowałam odgłos zbliżających się kroków oraz Hidana, rozpaczliwie mnie wołającego. Było mi już wszystko
jedno.
Gdy lider stanął za mną, przestałam płakać.
Wyprostowałam się, ale nie miałam najmniejszej ochoty odwracać się do niego
przodem. Zresztą... I tak bym nie zdążyła.
Dacie wiarę? To już naprawdę koniec.
Nie przedłużając, bo nie chcę wyprowadzać Was z nastroju, w który – mam
nadzieję – udało mi się Was wprowadzić... Dziękuję. Za wsparcie, obecność,
komentarze, pochwały, krytykę, za wszystko. Dziękuję tym, co byli na początku,
pośrodku, na końcu, tym, co trwali cały czas, co dochodzili i odchodzili...
Jesteście Wielcy.
Marionette, A.g.a., Josephine
Hozuki, Empire, SweetheartLittle, Justine Morgan, Kanashii Ichimonji, Neko
Fuyu, Aiko Ragonaroku , Camil Handersone, Werti, Hoshigaki Nami, Nieograniczona
Wola, Gal anonim, Anonimowa 2, Mizutenshi, Uniethen L’Fer, LeeYum, Chihiro, WolfWill, Wakako, Anastasia
Stark, Moon, ew ka, YurikO, Lilith, Deira, Yoshi, Autori Yuki, Mayako i wszystkie
Anonimy oraz Cichociemni, którzy czytali o Shouri bez ujawniania się –
tworzyliście tego bloga razem ze mną, a ja pisałam tę historię właśnie dla Was.
Gdyby nie Wy, pewnie pieprznęłabym tym wszystkim i powiedziała: dość. Ale to, że czekaliście, że
chcieliście, bym pisała... To jest nie do opisania. Dziękuję, kochani! Dziękuję
za wszystko!
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na Baranku, bo tam jeszcze możecie mnie odnaleźć.
Jeszcze raz i już ostatni: bardzo Wam dziękuję.
Trzymajcie się, Miśki! Moje najdroższe Miśki. <3
Płakałam jak głupia. Tylko tyle mogę powiedzieć. Dałaś mi nadzieję, że Shouri jednak przeżyje, że może będzie jakieś szczęśliwe zakończenie, skoro lider od razu jej nie zabił. Jednak nie. Powiem Ci, że koniec jest idealny, lepiej nie mogłaś sobie tego wymyślić. Nie ma nawet after story w zaświatach, bo Hidan jest nieśmiertelny :( Pewnie teraz przez pół dnia będę w podłym nastroju, ale co tam. Czekam w takim razie na rozdział na Baranku bo muszę się wyżyć emocjonalnie, a Madara to idealny kandydat do obrzucenia wyzwiskami. Pozdrawiam :c :*
OdpowiedzUsuńNaprawdę płakałaś? Jejku... Nie lubię, gdy ludzie przeze mnie się smucą, ale z drugiej strony jest to dla mnie znak, że jednak moje opowiadania są całkiem niezłe i potrafią poruszyć - a to chyba najważniejsze. :) Dlatego pomimo Twojego smutku, cieszę się, że zareagowałaś w ten sposób. I jednocześnie przepraszam, że Cię doprowadziłam do łez. :D :*
UsuńWiedziałam, że koniec właśnie taki musi być. Gdyby Shouri przeżyła, byłoby to chyba niezbyt realistyczne, bo lider w tym opowiadaniu nie jest kluchą, która na wszystko się zgadza i nie widzi problemu, żeby wypuścić kogokolwiek z organizacji. ;)
Dziękuję ze komentarz i za to, że dotrwałaś ze mną do końca. :*
Kocham i pozdrawiam. <3
Na początku rozdziału, jak dopiero zaczęłam czytać, myślałam, że jeszcze może zaskoczysz nas jakimś szczęśliwym zakończeniem, będą żyli długo i szczęśliwie z gromadką potwornie wrednych dzieci, a tu dupa blada.
OdpowiedzUsuńLider to jednak naprawdę skurwiel jest, ale to dobrze. Nie chciałam, żeby Shouri ginęła, ale no, nie wyobrażam sobie lidera jako pluszowego misia z ludzkimi odruchami. Musi być nieczułym gnojkiem c:
Najbardziej to mi chyba jednak szkoda Hidana, bo się chłopak zakochał, chciał żeby dziewczyna żyła, a życie znowu zrobiło go w bambuko. Biedak, ciekawo czy się po tym pozbiera.
Najbardziej mistrzowskim zdaniem rozdziału było ostatnie i zakochałam się w nim, podbiło moje serduszko, całkowicie rozbrajając mnie emocjonalnie.
Będę tęsknić za tą historią, świetnie się bawiłam tu zaglądając i czytając o kolejnych przygodach Muzai. Będę bardzo tęsknić :C
Szkoda mi Shouri, no ale ktoś musi zginąć, żeby było widowiskowo. Otrząsam się teraz z żalu i idę obczajać Baranka w akcie pocieszenia C:
Pozdrowionka!
Skoro lider nie miał problemu z wystawieniem Shouri własnego ojca, nie wyobrażam sobie, żeby miał opory przed zabiciem Muzai. :D Stąd niestety nie mogłam zaskoczyć Was happy endem. :c
UsuńCo do Hidana, to też mi go szkoda. Polubiłam go i kurcze w prawie każdym moim opowiadaniu go zasmucam. Jestem okrutna. xD
Cieszę się, że ostatnie zdanie tak na Ciebie podziałało. Miałam nadzieję, że właśnie ono przykuje największą uwagę czytelników. :)
Też będę tęsknić za tą historią, przywiązałam się do niej, do Was... Ale trzeba było je zakończyć. :)
Dziękuję kochanie za obecność, za komentarze i ciepłe słowa, jakimi mnie obdarowywałaś. <3 Mam nadzieję, że spotkamy się jeszcze na Baranku. :*
Nie wszystko zawsze może kończyć się happy, czasami trzeba wszystkich wymordować, niech cierpią :D
UsuńDokładnie, jesteś okrutna, robisz takie rzeczy biednemu chłopakowi, teraz będzie cierpiał xD
Ja już Baranka przeczytałam, właśnie zabieram się za skrobanie arcydurnego komentarza xD
Nieźle-taki słodko-gorzki koniec.Hidan się tu pokazał z całkiem dobrej strony i już było całkiem milutko ale musieli wrócić do siedziby,zdać raport a co do Shouri...Trochę smutno ale zginąć musiała i historię trzeba jakoś zakończyć.Podobało mi się to,że jej mąż zginął przypadkiem-żadnych wielkich zabójstw,tajemnych machinacji i takich tam.Zaskakujące dla mnie było to,że nie opisałaś Autorko sceny śmierci bardziej na przykład bólu,opadania w ciemność...Opisy odczuć Shouri robisz doskonałe więc myślałam,że dasz coś więcej ale postanowiłaś postawić na prostotę i naturalność do końca i też z tego powodu wyszło całkiem zgrabnie.
OdpowiedzUsuńPrzyszedł czas na koniec.Opowiadanie całe było świetne ale trzeba je było w końcu zakończyć.Rozpoczęłaś pojawieniem się młodej Muzai a jej śmiercią skończyłaś-istna kompozycja klamrowa.
Życzę weny i powodzenia w życiu zarówno prywatnym jak i zawodowym.
Anonimowa 2
Jak zwykle zwracasz uwagę na rzeczy, które inni pominęli. Chodzi mi tutaj o śmierć Taya. :) No cóż, nawet Akatuski mają w życiu farta i jego zabójstwo było dla nich idealnym "prezentem". :D
UsuńNie opisałam sceny śmierci, bo uznałam, że opisując jeszcze jej konanie, przesadziłabym. Jako, że cały rozdział był na wskroś przesiąknięty negatywnymi emocjami, dodanie do tego sceny śmierci byłoby już przesadą. Tak przynajmniej mi się wydaje.
Dziękuję bardzo za Twoją obecność, za wyczerpujące komentarze i analizę moich rozdziałów. :)
Również życzę wszystkiego dobrego. :*
Pozdrawiam!
Nie umiem nic napisać, bo to najpiękniejsze zakończenie w historii wszystkich, przeczytanych fanficków. Uświadomiłaś mnie tylko w tym, że nie powinnaś rezygnować z pisania, bo masz wrodzony talent, którego każdy może Ci pozazdrościć.
OdpowiedzUsuńPowiem tyle, minęło 10 minut a ja wciąż płaczę. Kushi, oddaję Ci cały swój szacunek i wiarę w to, że nie opuścisz blogosfery.
Moc buziaków, uścisków i miłości, moje 20 i pół roku życia, zostało złamane. Sayonara, Shouri. Byłaś wspaniała!
Przez Ciebie też nie wiem, co napisać. A raczej dzięki Tobie. :)
UsuńZ pisania póki co nie zamierzam rezygnować. Aktualnie prócz pomysłu na Baranku, nic nie wpada mi do głowy, ale to pewnie przyjdzie z czasem, tak jak pomysł na wszystkie pozostałe opowiadania. Zobaczymy. :) W każdym razie jeszcze trochę będę Wam truć tyłki swoją obecnością. :D
Dziękuję za Twoje słowa i przepraszam, że doprowadziłam Cię do łez. :* Nawet nie wiesz, ile Twój komentarz dla mnie znaczy i jak bardzo mnie nim uszczęśliwiłaś. :*
Dziękuję. <3
Nie, kurwa nie! Czulam, ze tak sie to skonczy, no czulam ;c Nie wiem nawet, co napisac;x Szkoda ze koniec, ale piekniejszego konca nie da sie napisac jak ten u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, ze to nie jest Twoja ostatnia powiesc :)
Każdy przeczuwał a nikt nie dopuszczał do świadomości, skąd ja to znam... ^^
UsuńCieszę się, że końcówka - choć drastyczna - przypadła Ci do gustu. :)
A pisać piszę, jest jeszcze w końcu Baranku... :D
Dziękuję pięknie za obecność i komentarze. :*
Cholera. Rozbeczałam się czytając ten i poprzedni rozdział. To było straszne, co zrobił Pein. I to, jak bezczelnie udawał, że ojciec Shouri zabił Taya, że kazał Hidanowi udawać miłość do Shouri, to, że był takim strasznym dupkiem. I gdybym go teraz spotkała, udusiłabym go gołymi rękami.
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieję, że oszczędzisz Shouri. Że mimo wszystko, jakimś cudem przeżyje. Że może Hidan w połowie drogi postanowi z nią uciec, albo że Shouri zabije Peina. Moje nadzieje na nic; zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. I dobrze. Bo kiedy się nad tym zastanawiam, to wiem, że żadne inne zakończenie nie byłoby takie dobre, jak to. Ale to nadal jest strasznie smutne, wiesz?
Liczę na to, że po Baranku (które czytam, ale zbieram się do napisania komentarza) będziesz pisała dalej, żebym miała nad czym popłakać czasami.
Pozdrawiam serdecznie i dzięki za to opowiadanie. Było fajnie śledzić przygody Shouri w Akatsuki. :)
Kolejną doprowadziłam do płaczu? To rozdziera mi serce, a jednocześnie raduje, bo dzięki Wam mam świadomość, że umiem co-nieco przekazać czytelnikom. :) W każdym razie przepraszam, mam nadzieję, że nie smuciłaś się zbyt długo. :D
UsuńWiem, że jest smutne. Mi też było smutno, strasznie ociągałam się z napisaniem tego rozdziału i ciężko było mi kliknąć "opublikuj", ale kiedyś trzeba było. :)
Obecnie nie mam pomysłu na nic innego poza Baranku, ale kto wie, co mi wpadnie jeszcze do głowy. ;)
Ja dziękuję za obecność, komentarze i wszystkie ciepłe słowa. :*
I do zobaczenia na Baranku, kochanie. :*
Dobry wieczór,
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego zacząć, więc najlepiej zacznę od początku. Losy Shouri śledziłam od dłuższego czasu. Z zapartym tchem czekałam na nowy rozdział, płakałam i śmiałam się na przemian. Nigdy żadnego rozdziału nie skomentowałam, nie wiem dlaczego - mogę tylko rzec, że jest mi wstyd z tego powodu, bo historia jaką stworzyłaś zasługuje na wór pochwał. Dzisiaj dobrnęłam do końca i zrozumiałam, że czas abym w końcu zostawiła coś od siebie. Chciałabym Ci serdecznie podziękować ze tę piękną historię, do której tak bardzo się przywiązałam. Za nieprzewidywalną fabułę, bohaterów "z krwi i kości" (szczególne ukłony za moim zdaniem fantastycznie wykreowaną postać Paina) i morał inny niż we wszystkich opowiadaniach tego typu. Bo wpleść (nie zawsze kolorową) rzeczywistość w bajkowy świat to prawdziwa sztuka. A Tobie fantastycznie się to udało.
Życzę dużo weny,
Sandra
Dzień dobry wieczór! :) Miło mi poznać. :)
UsuńTwoje nie komentowanie jest Ci wybaczone, bo przynajmniej odezwałaś się na sam koniec, a przyznać muszę, że jest to dla mnie bardzo miłe - wiedzieć, że prócz stałych czytelników, ktoś jeszcze siedział cicho w kącie i potajemnie śledził losy mojej Shouri. :)
To ja dziękuję - za obecność i powiedzenie "jestem i byłam". Dziękuję za Twoje piękne słowa i za radość, która dzięki Tobie na nowo we mnie rozkwitła. :)
<3
Hej. Zaraz po przeczytaniu Baranku zajżałam tu :) pierwszych kilkanaście rozdziałów przeczytałam na spokojnie pomalutku jak przystało na człowieka, ale ostatnie rozdziały połykałam z taką zachłannością jak chyba jeszcze nigdy... Calutką dzisiejszą noc czytałam... Do 6.30 a na końcówce tak się poryczałam, że nie mogłam przestać. Do samego końca miałam skrytą nadzieję, że reszta bandy się dołączy i jakoś pokonają lidera... Jesteś genialna tak samo jak Twoje opowiadanie. Nie wiem co jeszcze mogłabym napisać więc życzę weny na Baranka i pozdrawiam cieplutko :*
OdpowiedzUsuńHej, bo teraz mi głupio, że przeze mnie nocki zarywasz, no wiesz! :D Tak nie wolno, nie ładnie, kochana. :D
UsuńDziękuję pięknie za komentarz. Cieszę się, że to opowiadanie również przypadło Ci do gustu, choć tak inne od Baranku :)
<3
O cholera! To już naprawdę koniec :( I tak jak przeczytałam ten rozdział kilka dni temu, tak miałam nadzieję, że jednak po paru dniach znajdę tu inne zakończenie, a jednak.....
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, co mogę Ci napisać pod tym rozdziałem i teraz nadal siedzi we mnie ta pustka.
Żyłam nadzieją, że Shieki uchroni Shouri, że jakimś cudem dogada się z liderem i stanie się jedną z Akatsuki....
Jakaś cząstka mnie miała nadzieję, że Hidan przyjmie na siebie cios - w końcu jest nieśmiertelny, albo że uciekną razem z Shouri, że nie wrócą do organizacji... No cóż....
Końcówka była świetna. Ostatnie zdanie - piękny, acz okrutny finał wspaniałej historii o kobiecie, która była w stanie zrobić wszystko dla swojej miłości, nie tracąc przy tym człowieczeństwa. Brawa i pokłon dla Ciebie, Kushino, za to, że potrafiłaś mnie wciągnąć w swoje opowiadanie - wbrew pozorom jestem wybrednym czytelnikiem, jeśli chodzi o blogi, lecz Ty mnie ujęłaś. Zastanawiałam się, co bym zrobiła, gdybym była Shouri - dziękuję CI za wszystkie emocje, których mi dostarczyłaś. Szkoda, że ta przygoda już się kończy, pozostaje mi się cieszyć tym, że jest jeszcze Baranku i mam nadzieję Waikyoku.
Całuję :***
Haha YurikO, kochanie, to by było głupie, gdybym się jednak rozmyśliła. ;D Choć nie powiem, sama też przywiązałam się do Shouri, do Hidana i pod sam koniec, gdy wiedziałam, co chcę im zrobić, było mi tak głupio i smutno... Ale z drugiej strony innej możliwości nie widziałam. Wtedy zakończenie nie miałoby takiego mocnego wydźwięku, byłoby dość słabe i nie zapamiętalibyście go tak dobitnie. :D
UsuńPokłon również dla Ciebie i dla pozostałych czytelników za to, że przy mnie trwaliście. To naprawdę niesamowite, mieć kogoś kto chce czytać Twoje wypociny i jeszcze nazywa je "pięknymi" ;)
Też cały czas mam nadzieję, że wrócę do Waikyoku, bo męczy mnie to, że tak zostawiłam tego bloga ale... No właśnie. To "ale" nie pozwala mi kontynuować tej historii. :c
Dziękuję za obecność i każdy komentarz. To dla mnie naprawdę dużo znaczy, dziękuję. <3
:*
Kochana....tak dawno mnie tu nie było....strasznie Cię za to przepraszam!!!!!! Ale w moim jakże młodym życiu, ostatnio fatalnie się działo(chociażby śmierć ukochanego ojca)...i dopiero powracam do 'życia'....do tego matura! Urwanie głowy. Tak strasznie Cię zaniedbałam.....jest mi okropnie wstyd! Ale jestem, nadrobiłam wszystko (swoją drogą UWIELBIAM baranku ale o tym napiszę tam). Dopiero dziś ujrzałam końcową notkę. I powiem jedno - inaczej nie mogłaś tego zakończyć. Uważam, że śmierć Shouri to kwintesencja (a także przestroga) całej opowieści. Ślepo zaufała mordercom...myślała że zwrócą jej męża! Że będzie mogła pomścić jego śmierć! Ujawniłaś jej największą wadę - naiwność. Nawet w stosunku Akatsuki. Na prawdę im zaufała...ba! Przez jej myśl nawet przeszło by może nie wskrzeszać Taya! W jej tragicznej historii ukazałaś to że życie to nie sielanka, wieczne pasmo szczęścia( Dziękuję Ci, że nie skończyłaś tego jakąś debilną ucieczką z Hidanem coś a'la 'razem zwyciężymy każde zło, bo się kochamy'). Zakończenie było brutalne, ale....wszystko z własnej naiwności. Dała się, po prostu, omamić. I to ją poprowadziło prosto w ramiona śmierci. Tak musiało być. Tak jak powiedziała Shouri 'mogła siedzieć w sklepie, wieść normalne życie'. Ale tego nie zrobiła i konsekwencją jej działań była śmierć. Pocieszam się tym, że 'gdzieś tam, na górze' jest z Tayem. Bo tak miało być.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tą historie, uważam że była piękna!
Kocham i przepraszam za nieobecność <3
Ps. DZIĘKUJĘ ZA WYMIENIENIE W LIŚCIE CHOĆ NIE ZASŁUŻYŁAM........
2Ps. Myślałam, że coś z Itachim będzie,,,,ale dobrze że nie było :)
LOVE!
Kochanie, niezmiernie się cieszę, że wróciłaś i dałaś znak życia. I nie masz za co przepraszać, czasem zdarzają się rzeczy, które powodują, że zaniedbujemy te mniej ważne. :) Zresztą tak jak sama napisałaś - życie to, niestety, nie jest sielanka.
UsuńStrasznie mi przykro z powodu Twojego taty. Nie wiem, jak mogłabym wyrazić swoje współczucie, ale przesyłam Ci wirtualne uściski. :*
Też mi się wydaje, że gdyby miłość wygrała, byłoby to niezbyt realistyczne. Ucieczka z Hidanem? Oszczędzenie życia? A może dołączenie przez Shouri do Akatsuki? Nie, nie, nie. To tutaj nie pasowało. Cieszę się, podzielasz moje zdanie. :)
Oczywiście, że zasłużyłaś, by wymienić Cię w liście. Każdy, kto był tutaj przynajmniej raz, na to zasłużył. Każdy, kto to czytał, komu chciało się poświęcać czas na moje wypociny. :)
Zastanawiam się, czy wrócisz do aktywnego pisania swojego bloga?
Dziękuję za piękne słowa. Jeszcze raz przesyłam kondolencje i ściskam mocno. :*
Dziękuję!
Bardzo chciałabym wrócić to aktywnego blogowania, póki co mało czasu. Próba matura za próbną, każdy nauczyciel wymaga jak najwięcej, więc tego czasu jest mało. Może uda mi się coś w święta stworzyć? Piękny nastrój może mnie skłoni do naskrobania 'czegoś tam' :))
OdpowiedzUsuńNa pewno Cię o tym poinformuję :*
buziak <3
Cóż, chciałabym rzec, że szczęka mi opadła, ale chyba nie wypada mi używać tak trywialnego określenia odnośnie epilogu. Spore zaskoczenie, naprawdę nie spodziewałam się, że cel Akatsuki w jakikolwiek sposób może być powiązany z główną bohaterką. Niemniej jednak cieszę się, że historię tę zakończyłaś w sposób na nią zasługujący - trzymający w napięciu w zasadzie do ostatniej chwili. Przynajmniej ja miałam nadzieję, że Lider co prawda potraktuje Shouri nieco przedmiotowo, jak unikalną broń, ale przy tym jednocześnie daruje jej życie, nawet jeśli miałoby być ono krótkie. Zdaje się, że już wcześniej wspomniałam o pewnej cesze, która charakteryzuje kreowane przez Ciebie bohaterki - naiwność. Świetna lekcja, szkoda, że Shouri zorientowała się za późno o prawdziwej naturze członków organizacji, o tym, jakimi są wyzyskiwaczami. Ale mimo wszystko cieszę się, że przedstawiłaś ich w ten sposób, jako bezwzględnych morderców (którymi przecież tak naprawdę są, a mało kto zdaje się o tym pamiętać). Nie jest mi żal Hidana, bo z pewnością wiedział o planach lidera co do Shouri, jeśli ta zawiedzie. Równie dobrze mógł sam wykończyć Aratę (myślisz, że Shieki zadziałałoby wobec osoby nieśmiertelnej?) i wszystko potoczyłoby się inaczej, bo myślę, że w najgorszym wypadku straciłby bliskość dziewczyny, a nie jej życie. I niech teraz żyje wiecznie bez swej miłości. Nie wiem czy to Twój zamierzony manewr, czy nie, ale dostrzegam tu pewną starodawną prawdę - zmarłych pozostaw ziemi. Przecież jakby nie patrzeć, to właśnie wizja odzyskania męża skusiła Shouri do współpracy z Akatsuki...
OdpowiedzUsuńJak to ja, mam zwyczaj co jakiś czas wracać do znakomitych opowiadań, toteż z pewnością nie raz jeszcze przeczytam wszystkie rozdziały od nowa. Mam nadzieję, że za każdym razem będę odkrywać w tej historii coś nowego, co wcześniej mi umknęło.
Tradycyjnie ściskam i przesyłam całusy, do zobaczenia na Baranku :*
Moje bohaterki są naiwne, to prawda, bo (wstyd się przyznać) sama też taka jestem. Teraz może już mniej, ale jeszcze do niedawna byłam taką głupiutką dziewczynką i dostała za to w twarz, co pomogło mi się ogarnąć. Chyba każdy musi coś takiego przeżyć (lub nie, jak Shouri, ale to już inna sprawa:D).
UsuńCieszę się, że zakończenie Ci się spodobało. Bałam się, że mogę przegiąć, że mnie zjecie za to, że uśmierciłam Muzai... A jednak, podobało Wam się. :)
Dziękuję, Twoje słowa bardzo mnie wzruszyły. Cieszę się, że dotrwałaś ze mną do samego końca. Dziękuję za obecność i komentarze. I aż nie wiem, co jeszcze mogłabym powiedzieć. :)
Buziaki! :***
No heej :) Jestem i tu :) odkąd czytam Baranku postanowiłam zobaczyć czy inne Twoje blogi są tak samo zajebiste :D więc zaczęłam od przygód Shouri ;) (Z góry przepraszam za brak komentarzy pod rozdziałami ale nie byłam pewna czy jeszcze coś sprawdzasz a po drugie jakoś postanowiłam udzielić się na całym końcu.) Bedę szczera :D Na początku jakoś nie za bardzo mnie zaciekawiło- może dlatego, że nie spodobał mi się wąte. "Zabić tego co zabił mi kogoś bliskiego tylko po to by go odzyskać"- czysty egoizm. W sumie do końca mi się to nie podobało i gdzieś głęboko miałam nadzieję, że Shouri jednak posłucha sasuke i ucieknie od Akatsuki. Co mnie jednak zatrzymało? No właśnie ta nadzieja i oczywiście miłość Hidana i Muzai! <3 no piękna! W życiu nie pomyślałabym, że Hidan może być taki uroczy :P Szkoda, że tak się to skończyło no ale nie zawsze musi być sweet happy end. :) Gorąco Cię pozdrawiam i nie przejmuj się tym co tu pisze. To moje własne odczucia a Ty masz wielki talent. Zazdroszczę Ci bo brakuje mi tego. Sama pisze blog (na razie nie udostępniam) i ciągle brakuje mi weny. Mam pełno pomysłów ale brak mi czegoś co sklei je w całość. Tak jak pisałam Ci na baranku- Ty mnie natchnęłaś do pisania za co ogromne "Dziękuję!" :* Życzę weny na Baranku i ślę całuski :) a tymczasem zaczynam historię Kenshiki :)
OdpowiedzUsuńNie szkodzi, lepiej jeden konkretniejszy komentarz pod ostatnim rozdziałem, niż kilka słów pod każdym. Poza tym przyznaję, że mimo wszystko rzadziej zaglądam do pozostałych rozdziałów, więc mogłabym coś pominąć. :)
UsuńNie szkodzi, szczerość jest najważniejsza. :) Poza tym Twój komentarz w żaden sposób mnie nie uraził, są różne gusta i nie każdemu muszę tam wpaść. :)
Hidan jest przecież kochany! Co z tego, że w mandze jest psychopatą, ja zmieniłam o nim zdanie i trzymam się uparcie tego, że jest największym słodziakiem wśród Akatsuki. <3
To fakt, mam tysiąc pomysłów na minutę i gdybym tylko miała więcej czasu, pewnie pisałabym non stop. ;D Na pewno też uda Ci się skończyć historię. Proponuję ją opublikować, czytelnicy bardzo często dodają skrzydeł. :)
Zakończ czytanie moich blogów na Kenshiki, bardzo Cię proszę. xD Pozostałe blogi to początki początków i okropnie kuleją, a nie chcę, żebyś zmieniła o mnie zdanie. POD ŻADNYM POZOREM NIE CZYTAJ O KUSHINIE W AKATSUKI. XD
Cieszę się, że i tutaj dotarłaś. Dziękuję pięknie za komentarz i do zobaczenia na Baranku. :*
Wróciłam. :)
OdpowiedzUsuńCóż mogę powiedzieć? Jestem w szoku. Nigdy nie pomyślałabym, że mężczyzna, którego Shouri miała zabić był jej biologicznym ojcem. Nigdy nie pomyślałabym też, że lider okaże się takim cholernym dupkiem. W prawdzie był od samego początku oschły i raczej niekoniecznie przejmował się uczuciami innych, niemniej jednak to co zrobił było najokropniejszą z okropności jaką można zrobić drugiemu człowiekowi.
Świetnie wykreowałaś każdą postać. Potrafiłaś na kilka chwil zmienić moje nastawienie do nich. Jesteś świetna. :)
Śmierci Shouri spodziewałam się od połowy opowiadania, więc nie jestem nią ani trochę zaskoczona. Ale naprawdę bardzo dobrze ją opisałaś. Właściwie w czterech zdaniach, które wystarczyły.
Dziękuję za tą historię. <3
Jutro zajmę się nadrobieniem zaległości na Baranku, bo dzisiaj już nie dam rady. ;)
Powróciłam także do blogowania i mam nadzieję, że w miarę szybko uda mi się napisać nowe rozdziały.
Pozdrawiam, całuję, ściskam. <3
Ah, no i jeszcze miałam wspomnieć, że w spisie treści brakuje odnośnika do 31 rozdziału. :)
UsuńTAK TAK TAK!!! WRÓCIŁAŚ! KOCHANIE, NAWET NIE WIESZ JAK JA SIĘ W TYM MOMENCIE CIESZĘ. <333333 Najpiękniejszy prezent na święta! Ja wiedziałam, że Ty tam jeszcze istniejesz, że nie rzuciłaś wszystkiego w cholerę i najwidoczniej byłam tym małym, wstrętnym głosikiem, który nie pozwolił Ci zakończyć kariery blogowej. :D
UsuńCieszę się, że wróciłaś również do mnie, oraz że podobało Ci się samo zakończenie jak i również cały blog. Twoja opinia dużo dla mnie znaczy, w końcu jako jedna z nielicznych byłaś ze mną od początku do końca. :)
Ja dziękuję za obecność, komentarze, wsparcie i - przede wszystkim - za Twój powrót. Choć powinnam Cię ukatrupić za to zniknięcie bez pożegnania! :P
Całuję, kochana. <3