8 lis 2014

30. Ojciec.

Poczułam się tak, jakby ktoś rąbnął mnie obuchem w głowę. Wszystko się we mnie zatrzęsło, przed oczami migotały  mroczki a naprzemiennie pojawiające się uczucie zimna i ciepła tylko utrudniało mi normalne funkcjonowanie. Momentalnie puściłam kunai, który z cichym brzękiem odbił się od ziemi. Dezaktywowałam również kekkei genkai, a mężczyzna, podający się za mojego ojca, odsunął się krok do tyłu, ówcześnie kopiąc broń jak najdalej ode mnie.
Na twarzy mojej niedoszłej ofiary malował się spokój. Jego pomarszczone czoło teraz się wygładziło, a wokół oczu pojawiły się kurze łapki, spowodowane nikłym uśmiechem. Nagle, z obrzydliwego typa, stał się kimś zupełnie normalnym, a do tego całkiem sympatycznym.
– Ojcem? – spytałam słabo. – Co? Przecież...
– Może wejdziesz do środka? – zaproponował, cofając się w głąb domu. Popatrzyłam na rozchylone drzwi i niepewna tego, co powinnam zrobić, uparcie stałam w miejscu. Mężczyzna najwyraźniej zauważył moje wahanie, bo uśmiechnął się szerzej i głośno westchnął. – Nie zrobię ci krzywdy.
– Niby dlaczego miałabym ci zaufać? – warknęłam, nieco otrząsając się z pierwszego szoku. Musiałam zacząć myśleć trzeźwo, jeśli chciałam to przeżyć. Nie mogłam wejść do mieszkania faceta, którego jeszcze przed chwilą chciałam zabić, ot tak. To, że znał moje nazwisko, nic nie znaczyło. Najwyraźniej orientuje się w umiejętnościach klanu Muzai, a imię... Na to nie mogłam już niczego wymyślić. Mężczyzna ewidentnie musiał mnie znać. Tylko skąd? Bo ojcem moim na pewno nie był. Ani biologicznym, ani tym, z którym się wychowałam. Przed oczami stanął mi obraz tego pierwszego: był wysokim mężczyzną o mocno zarysowanych kościach policzkowych, gęstych, brązowych włosach i wysportowanej sylwetce. Ten, który zaś stał przede mną nijak nie mógł go przypominać.
– Bo doskonale znałem twoją matkę, Senkenshę. – Gdy wypowiedział jej imię, wiedziałam, że nie zmyśla. Prowadzona ciekawością, przestąpiłam próg domu.
Przedpokój okazał się być niewielkim pomieszczeniem, w którym znajdowała się szafka na buty i wieszak z kurtkami. Nie byłam w stanie dostrzec niczego więcej, bo z sercem w gardle skierowałam się za znajomym mojej matki do salonu. Stały w nim dwie sofy, niewielki, drewniany stolik do kawy, telewizor i półka na książki. Od razu w oczy rzucała się surowość wnętrza, co, z tego co mi się wydawało, wynikało nie tyle z gustu właścicieli, ale ich kiepskiej sytuacji majątkowej.
– Napijesz się czegoś? Herbaty?
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, do pokoju wbiegła dziewczynka, która otworzyła mi drzwi. Uczepiła się nogi ojca i z tą samą ciekawością w oczach, zlustrowała mnie od góry do dołu.
– Tato, kto to? – spytała słodko. Przeniosłam wzrok na zakłopotanego mężczyznę. Wahał się, co powiedzieć.
– Jestem znajomą z pracy – powiedziałam szybko, nie chcąc go demaskować.
– Ach! – wykrzyknęła mała i do mnie podeszła. – Jest pani bardzo ładna.
Parsknęłam histerycznym śmiechem i grzecznie podziękowałam jej za komplement. Gdy ojciec w końcu przegonił córę z pokoju, podziękowałam za wcześniej proponowaną herbatę. Nie miałam pewności, czy nie wrzuci do niej trucizny.
– Usiądźmy – zaproponował mężczyzna. Ja zajęłam jedną sofę, on drugą.
Siedząc jak na szpilkach, obserwowałam, jak mój niby–ojciec zastanawia się, od czego zacząć rozmowę. Mi natomiast zależało tylko i wyłącznie na tym, żeby dowiedzieć się, dlaczego kłamie.
– Czemu twierdzisz, że jesteś moim ojcem? – spytałam wprost. – Mój biologiczny ojciec wyglądał kompletnie inaczej, a ten, z którym się wychowałam...
– Twój biologiczny ojciec siedzi przed tobą – przerwał mi i wyprostował się. Zerknął na drzwi, by upewnić się, że nikogo za nimi nie ma, po czym nachylił się w moją stronę. – Musisz mi uwierzyć.
– Niby czemu? – spytałam od razu. – I jak mnie rozpoznałeś? Przecież... przecież mnie nie znałeś!
Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, najwyraźniej zirytowany moją nieufnością. Mi do śmiechu nie było. Odchodziłam od zmysłów, siedząc tutaj przed nim i rozmawiając tak, jakbym nigdy nie miała zamiaru go zabić, jakby cały ten czas, poświęcony na treningi, nigdy nie istniał.
– Mieszkałem naprzeciwko waszego domu – wyjaśnił. – Byłem tym sąsiadem, którego mama kazała ci unikać, pamiętasz?
Próbowałam sięgnąć w pamięci tego momentu, ale za nic mi się to nie udawało. Szybko doszłam do wniosku, że mężczyzna kłamał. Nie zapomniałam niczego z mojego dzieciństwa, więc taki szczegół również bym zapamiętała.
Mój rozmówca najwyraźniej odkrył moje myśli, bo zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, jak mnie przekonać.
– Twoja matka była przepiękną kobietą – westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wstał i odprowadzony moim spojrzeniem, podszedł do jednej z szafek. Wyciągnął z niej album ze zdjęciami. Znów zakręciło mi się w głowie.
Pozwoliłam, by mężczyzna usiadł obok mnie. Szybko przewrócił kilka stron i zatrzymał się na zdjęciu, które przedstawiało mnie i matkę. Trzymała mnie na rękach, a ja uśmiechałam się szeroko i machałam do aparatu. 
– Skąd to masz? – spytałam, dławiąc się własnymi łzami. Przestałam nad sobą panować. Drżącymi rękami chwyciłam album i przejechałam po twarzy mamy palcami. Tak bardzo za nią tęskniłam...
– Mieszkałem naprzeciwko was, mówiłem ci – odparł swobodnie. – Zmieniłaś się od tamtego czasu. Wydoroślałaś, ale twoje oczy pozostały takie same. Takie, jak oczy Senkenshi. 
Otarłam nerwowo policzki i przerzuciłam stronę. Kolejne zdjęcie przedstawiało mamę, robiącą coś w ogródku. 
– Jak? – Miałam mnóstwo pytań, a żadnej odpowiedzi. Nie miałam pojęcia, o co tutaj chodzi, jakim cudem się tutaj znalazłam ani dlaczego ten mężczyzna twierdził, że jest moim ojcem, ale dziwnym trafem byłam skłonna mu uwierzyć. Być może zachowywałam się naiwnie, ale klan Muzai zginął dawno temu i mało kto pamięta o tym, że w ogóle istniał. A ten człowiek znał mnie i moją matkę. Musiał mieć z nami coś wspólnego.
– Poznałem twoją mamę jak miałem dziewiętnaście lat. Od razu zakochaliśmy się w sobie – wyznał i uśmiechnął się delikatnie. – Twoja mama odwzajemniała to uczucie, ale była zapobiegawcza i twierdziła, że nie możemy być razem. Nie chciała, żeby jej dziecko posiadało Shieki. Nie chciała narazić cię na niebezpieczeństwo... Z biegiem czasu zrozumiałem, że ona wiedziała. Przewidziała masakrę – wyjaśnił. – Nie bez powodu jej imię oznacza Jasnowidz. Jej celem była ochrona ciebie, dlatego nie odważyła się mieć dziecko z posiadaczem Shieki. Wkrótce zdecydowaliśmy, że powinniśmy stracić kontakt i udałoby się, gdyby nie to, że pewnego razu upiliśmy się i przespaliśmy ze sobą. To była najwspanialsza chwila mojego życia – wspomniał. Dostrzegłam, że jego wielkie ramiona lekko się zatrzęsły. Chłonęłam słowa rozmówcy niczym gąbka wodę. Jego historia była tak nieprawdopodobnie piękna, że naprawdę, byłam skłonna mu uwierzyć. – Gdy Senkensha dowiedziała się o ciąży, od razu wiedziała, że to moje dziecko. Miała jednak alibi – w tym czasie spotykała się z kimś innym. Z tym, który cię wychował – dodał. Usłyszałam ból w jego głosie i zrobiło mi się natychmiastowo żal mężczyzny. Jeśli to była prawda, musiał nieprawdopodobnie cierpieć. – Udało jej się zataić prawdę. Błagała mnie, żebym się do ciebie nie przyznawał, bo wiedziała, co by to oznaczało. Ocalałaś tylko dlatego, że według informacji innych wiosek, nie miałaś Shieki. Właśnie o to chodziło twojej matce...
Wzruszona, otarłam łzy, ale na nic się zdały moje zabiegi. Rozpłakałam się na dobre. Czułam się zagubiona jak małe dziecko. Nie wiedziałam, co było prawdą, co kłamstwem. Dlaczego Akatsuki mieliby nasyłać mnie na własnego ojca?!
Bo on też ma Shieki, głupia!
– Jak przeżyłeś masakrę? – spytałam, nie odrywając rąk od twarzy. Nie chciałam patrzeć w smutne oczy mężczyzny, nie miałam na to odwagi.
– Byłem akurat poza wioską i miałem farta – przyznał. – O masakrze dowiedziałem się, gdy byłem setki kilometrów od domu. Nie miałem po co wracać, nie założyłem jeszcze rodziny i uznałem, że tak będzie lepiej, a na pewno bezpieczniej. 
– Nie szukali cię? – spytałam podejrzliwie. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
– Oczywiście, że szukali. Cały czas to robią. Nie bez powodu przysłali tu ciebie, prawda?
Dopiero wtedy odważyłam się na niego popatrzeć. Na jego pulchnej twarzy pojawił się delikatny, pokrzepiający uśmiech. 
– Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – przyznałam. Może było to głupie, bo jeśli facet zmyślał, znalazłam się właśnie w czarnej dupie – jeśli nie zginę z jego rąk, na pewno zatłucze mnie lider. Z drugiej jednak strony, mówił to tak przekonująco... Nie wiedziałam, co robić, jak się zachować.
– Doskonale cię rozumiem – odpowiedział spokojnie. – Wybacz, że się nie przedstawiłem. Arata Muzai.
I wtedy wszystko stało się dla mnie jasne. W mig przypomniałam sobie, jak będąc sześciolatką dorwałam pamiętnik mamy i przeczytałam to imię. Pisała o nim, już nie do końca pamiętałam, musiałam wyprzeć to z głowy, że był mężczyzną jej marzeń, z którym nie mogła ich spełnić. Był kimś, kogo kochać nie powinna, a kto skradł jej serce. Był dla niej wszystkim, i to wszystko po nim odziedziczyłam. Wypełniła pustkę po nim – mną. On to zrobił. Dla niej.
Arata był moim ojcem. Teraz byłam tego pewna.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, a mężczyzna widząc moją zmianę, odważył się położyć mi dłoń na ramieniu. Nie myśląc za wiele, przysunęłam się do niego i pozwoliłam, by zakleszczył mnie w swoich grubych ramionach. Płakałam jak dziecko. Cichy szloch przerodził się w spazmatyczne wycie. Trzęsłam się jak osika i chyba nieco za mocno wbijałam paznokcie w plecy mojego ojca. Nie panowałam nad sobą.
– No już, Shouri. – Mężczyzna pogładził mnie po głowie i lekko ukołysał w ramionach. – Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla mnie również.
Odsunęłam się od ojca. Patrzył na mnie wilgotnymi od łez oczami. Wzruszył się tak samo, jak ja. 
Tyle tylko, że ja nie płakałam ze szczęścia. Ja byłam załamana. Akatsuki bezczelnie mnie oszukali. Rozkochali w niekochającym Hidanie. Zadawali rany. Wywoływali ból. Doprowadzali do szaleństwa. Pomogli uwolnić moją moc, przez którą cierpiałam jeszcze bardziej. Skrócili moje życie. A to wszystko po to, żebym zabiła własnego ojca, który im zawadzał. Mój tata przeszkadzał Akatsuki i to ja, jego córka, miałam pomóc im pozbyć się problemu. 
I wtedy przypomniałam sobie, że ten mężczyzna rzekomo zabił mojego męża.
– Tay – wyszeptałam. – Wiesz, kto to jest?
Rozmówca ściągnął brwi i po chwili pokręcił głową.
– Mój mąż – wyznałam. – Miałam cię zabić, bo powiedziano mi, że ty zabiłeś jego.
– Od dwudziestu lat nikogo nie zabiłem – przyznał. – Odkąd dokonano mordu na klanie Muzai, zaprzestałem życia shinobi. Nie byłem w stanie...
Skinęłam głową, gdy jego głos nieco się załamał. Musiało mu być trudno wracać myślami do czasów, w których jego ukochana została bezlitośnie zamordowana.
Mimo wypowiedzi mężczyzny, nie zaspokoiłam ciążącej ciekawości. Tak czy siak, ktoś zabił mojego męża, bo potwierdził to nawet burmistrz. Pytanie tylko, kto?
Czy możliwe było, żeby zrobił to ktoś z Akatsuki? Ale dlaczego w takim razie czekali aż cztery lata, żeby mnie zwerbować?
Nie miałam zielonego pojęcia, ale musiałam się dowiedzieć.
– Przepraszam, że cię opuściłem – wyznał nagle Arata. – Próbowałem wyjaśnić twojej mamie, że to nie jest dobry pomysł, że prawda w końcu i tak wyjdzie na jaw... A potem, gdy wybito klan... Byłem pewny, że nie żyjesz. Nie szukałem cię, bo dla mnie nie było sensu... Przepraszam. Gdybym tylko wiedział...
Skinęłam głową i ujęłam jego dłoń w swoją.
– Dziękuję – wyszeptałam. – Dziękuję, że w końcu poznałam prawdę. I obiecuję, że od tej pory będziesz bezpieczny.
– Shouri...
– W twoim życiu nie ma dla mnie miejsca – wyznałam łamiącym się głosem. Chciałam poznać go lepiej, ale to było bez sensu. Właśnie podjęłam decyzję odnośnie mojej kolejnej misji i nie byłam pewna, czy wyjdę z tego cało. Nie mogłam mu obiecać, że do niego wrócę. – Nie chcę niszczyć twojej rodziny. Jesteś szczęśliwy z nimi a ja... Mam jeszcze coś do zrobienia.
– Rozumiem. – Choć próbował tego po sobie nie pokazać, na jego twarzy odmalowała się ulga. Co z tego, że byłam jego córką? Tak naprawdę byliśmy dla siebie obcymi ludźmi, prócz krwi, nie łączyło nas nic więcej. Nie mogłam od niego wymagać, by dla mnie rozbił rodzinę, ani on nie mógł prosić, żebym została. Oboje wiedzieliśmy, że tak będzie lepiej. – Mam nadzieję, że mimo wszystko ułożysz sobie życie. Przykro mi z powodu twojego męża – dodał. Podnieśliśmy się z kanapy. 
– Mi też – przyznałam i głośno westchnęłam. – Dziękuję jeszcze raz. I przepraszam, że chciałam cię zabić.
Arata uśmiechnął się ciepło i odprowadził mnie do drzwi. Serce mnie bolało na myśl, że po raz kolejny miałam stracić bliską sobie osobę, albo kogoś, kto potencjalnie mógł nią być, ale tak po prostu było lepiej.
– Dbaj o siebie, Shouri – powiedział, gdy wyszłam z jego domu. Uśmiechnęłam się, na myśl przywodząc to, co chcę uczynić i z trudem powstrzymałam się od prychnięcia.
– Ty również – odparłam. – Żegnaj.
– Żegnaj.
Weszłam między ludzi, którzy kompletnie nie zwracali uwagi na spływające po moich policzkach łzy. Czułam się jak w amoku. Przechodnie mogli trącać mnie ramionami, a ja nie byłam w stanie tego dostrzec. Moje myśli zajęte był czymś innym.
W końcu dotarłam do miejsca, w którym umówiłam się z Hidanem. Pchnęłam drzwi od pubu i odszukałam go wzrokiem. Siedział przy barze i sączył piwo, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół. Idealnie wtopił się w tłum. 
Z sercem w gardle, zrobiłam kilka kroków w jego kierunku. Kątem oka widziałam, jak wszyscy w pubie przyglądają się moim łzom, ale dzielnie ich ignorowałam. Całą swoją uwagę skupiłam na Hidanie, który po chwili wyczuł moją obecność, bo odwrócił się z delikatnym uśmiechem, a dostrzegłszy mój stan, zamarł w bezruchu. Ja również się zatrzymałam. Popatrzyłam zdrajcy w oczy, te, które jeszcze wczoraj mnie uwodziły, i nie poczułam smutku, tylko niepohamowany gniew. Złość uderzyła w moje ciało, które było jednak za słabe, żebym mogła się poruszyć. Znikąd otoczyła mnie ciemność i bez żadnego sprzeciwu oddałam się w jej ramiona.

Jak tylko odzyskałam świadomość, poczułam dziwny ból w całym ciele. Niepewnie uchyliłam powieki. Moim oczom ukazał się sufit, a już po chwili dobiegł do mnie zmartwiony Hidan. Usiadł na łóżku i otulił moją twarz dłonią. Popatrzyłam na niego i powoli przypominałam sobie wydarzenia sprzed utraty świadomości.
– Shouri, co się stało? Ten dupek coś ci zrobił? – spytał od razu. – Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłem.
– Zabierz mnie do lidera – wychrypiałam. Nie mogłam się poruszyć, nie wiem czemu. Całe moje ciało było zbyt ociężałe i obolałe, bym mogła odtrącić od siebie chłopaka.
– Co tam się stało? – powtórzył swoje pytanie Hidan. Odwróciłam od niego wzrok.
– Zabierz mnie do lidera – powtórzyłam, tym razem głośniej. – Natychmiast!
– Shouri, spokojnie, musisz najpierw dojść do siebie...
– Nic nie muszę! – wrzasnęłam i poczułam nagły przypływ sił. Podniosłam się do siadu i odepchnęłam od siebie chłopaka. – Rozumiesz? Nic nie muszę, pieprzony zdrajco! 
– Shouri....
– Wiedziałeś? – warknęłam, jednocześnie czując, jak do oczu napływają mi łzy. – Wiedziałeś, że Arata był moim ojcem? Wiedziałeś?! Pytam się, do cholery, czy wiedziałeś! – wydarłam się, gdy Hidan uparcie milczał.
– Co takiego? Ojcem? – spytał, ale ja doskonale wiedziałam, że tylko udawał głupiego. Oni wszyscy robili ze mnie idiotkę od samego początku! Wszyscy byli przeciwko mnie!
– Przestań pieprzyć! – krzyknęłam i podniosłam się z łóżka. – Nasłaliście mnie na własnego ojca! Ty cholerny zdrajco! Jak mogliście?! 
– Shouri, ja...
– Zabierz mnie do lidera – warknęłam. – Ale już!
– Przysięgam, że nie miałem o tym zielonego pojęcia! Gdybym tylko wiedział, w życiu bym się na coś takiego nie zgodził!
– Och serio? – zakpiłam. – A więc chcesz mi wmówić, że nie wiedziałeś, że wasz wróg posiada Shieki? Nie miałeś pojęcia, że właśnie dlatego chcecie go zlikwidować? Może i jestem naiwna, ale w tak żałosne kłamstwo nie uwierzę.
Wstałam z łóżka, szybko pozbierałam swoje rzeczy i wepchnęłam je do plecaka. Hidan przyglądał się moim ruchom w milczeniu. Miał spuszczoną głowę, a dłonie zacisnął w piąstki. Nie byłam pewna, co mu teraz chodzi po głowie. Całkiem straciłam do niego zaufanie, i choćby błagał mnie na kolanach, żebym mu uwierzyła, nie zrobiłabym tego. Był moim wrogiem, nie sprzymierzeńcem. Przez cały ten czas oszukiwał mnie wraz z pozostałymi członkami Akatsuki, udając kochanka. Zachował się najpodlej z nich wszystkich.
– Świetnie to sobie uknuliście – przyznałam, dopinając plecak. – Zwerbujemy naiwną posiadaczkę Shieki, nauczymy ją, jak walczyć, pomożemy jej opanować kekkei genkai, zrodzimy w niej nienawiść do własnego ojca i każemy jej go zabić. Naprawdę, niezły plan. Nie przemyśleliście jednak, że mogę się zawahać, że treningi z Konan nie pomogą, że nie utnę mu głowy tak, jak tego oczekiwaliście! – pisnęłam, kuląc się nad pakunkiem. Ból rozrywał mnie od środka. Pragnienie odzyskania męża mnie zgubiło, a moja wrodzona naiwność i ufność temu pomogła. Jaka ja byłam głupia! – Trzeba było przewidzieć, że nie zabiję go ot tak, że...
Poczułam ból z tyłu głowy i bezwiednie znów zatraciłam się w ciemności.


Jeeeeny, jak mi się ciężko pisało ten rozdział… Podobnie jest na Baranku. ._. Mam wrażenie, że chwilowo straciłam jakiś zapał. Choć może to złe słowo. Ochotę na pisanie mam, czas również, tylko brak mi weny. Czuję jakieś dziwne przeszkody pisząc każde słowo, dlatego jeśli ten rozdział w Waszym uznaniu jest – mówiąc wprost – do dupy, to przepraszam, ale chyba na nic innego nie byłam w stanie się wysilić. Możecie też uznać, że rozdział ten jest dziwny i wymuszony, ale jako, że od samego początku wiedziałam, że Shouri spotka swego prawdziwego ojca, nie chciałam z tego rezygnować. Poza tym ta historia nie miała być sielanką – poczekajcie na zakończenie, to dopiero będzie… :P
Mam swój fanpejdż! Co prawda nie jestem pewna, czy jest mi to potrzebne, bardziej jestem skłonna powiedzieć, że nie, ale płynę z prądem i podobnie jak inne bloggerki, założyłam na ukochanym fejsbuczku swoją stronkę. :)
Ciężko mi przewidzieć, kiedy będzie kolejny, uwaga uwaga, ostatni już, rozdział. Mam nadzieję, że chwilowy zastój minie szybciutko, bo ten tydzień jest ostatnim takim swobodnym przed świętami, a chciałabym przed Bożym Narodzeniem skończyć tę historię. xD Trzymajcie kciuki. ^^
Ach, i jeszcze coś. Droga Marionette. Mam nadzieję, że pomimo usunięcia blogów, dalej do mnie zaglądasz. Chciałam tylko powiedzieć, że strasznie mi smutno, że podjęłaś taką decyzję. Rozumiem, że mogłaś mieć zastój, gorszy czas, brak weny, ale kto wie, może jeszcze udałoby Ci się dokończyć przynajmniej historię Mizuny? Wiedz tylko, że tęsknię. <3
Ale się dzisiaj rozpisałam… Przepraszam za zwłokę i za takie wymuszone coś i bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i Waszą obecność.
Kocham i całuję. <3

9 komentarzy:

  1. Wcale nie odczułam tego, by rozdział był wymuszony. :3

    Jedyny mankament to to, że był krótki... Albo przynajmniej tak szybko mi się go przeczytało. :)
    Pomysł z ojcem, jako szalony zwrot akcji, to jak dla mnie fenomen. xD Dobry opis uczuć i wątpliwości Shouri, ale jej awanturowanie się na sam koniec - urzekło mnie najbardziej. Zastanawiam się, czy ponowne omdlenie spowodowane jest wydarzeniami czy ktoś się do tego przyczynił...
    NO I MAM NADZIEJĘ, ŻE SKORO TO OSTATNI ROZDZIAŁ, TO JEDNAK NIE KAŻESZ NAM CZEKAĆ DO BOŻEGO NARODZENIA ;____;

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak każe nam czekać do Bożego Narodzenia to ją powieszę na choince =,= <3

      Usuń
    2. Ufff, w takim razie kamień z serca, bo naprawdę czułam się nieswojo pisząc ten rozdział. ._.
      Postaram się napisać rozdział wcześniej, obiecuję. :D A w razie czego będę się uśmiechać do Domi z choinki. xD
      :****

      Usuń
    3. Zabiła mnie tą choinką. xD
      Albo kiedyś w swoim rozdziale - jak Nannami miała rzucać szyszkami. xDD

      Usuń
  2. Ten rozdział wcale nie jest wymuszony ani dziwny-piszesz w tym samym pełnym przemyśleń Shouri między akcjami stylu co wcześniej.Całkiem zgrabnie pokazałaś mi i innym czytelnikom,że ojciec Shouri jest przyzwoitym facetem.I wydał mi się sympatyczny!
    Jedyne co nie przypadło mi do gustu to ta reakcja Muzai-płacz w ramionach ojca.Wiem,że okazało się,że ojciec Shouri to porządny facet a sama Shouri nie straciła ludzkich uczuć,sumienia i przyzwoitości oraz ponadto miała swoje własne podejrzenia wobec Brzasku...ale mi po prostu kością w gardle staje kiedy w środku poważnego rozdziału dzieją się takie rzeczy.
    Przynajmniej moja potrzeba poznania-mrocznych-i-dramatycznych-zdarzeń została w jednym zaspokojona-Shouri została poczęta w wyniku wpadki po pijaku.Bez tego historia jej ojca byłaby dla mnie zbyt sielankowa-nie mogli być razem,zakochanie tęsknota i te sprawy;to była idealna dawka tragizmu, która sprawiła,że ta sytuacja mi się podobała.
    Dochodzimy więc do końca historii Shouri - na pewno w następnym rozdziale nie spotka ją nic przyjemnego.Myślę,że najprawdopodobniej zginie lub zostanie okaleczona i to będzie kara za niewykonanie misji bądź zdradę(za odmowę dalszej służby dla Lidera co według mnie zrobi w następnym rozdziale).No cóż,dowiem się w następnym rozdziale jak to się skończy.
    Weny i powodzenia życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wieeeem, poważny rozdział i tkliwa scena - niby masz rację, to jest złe, tego się nie lubi. Ale z drugiej strony, wszyscy dobrze wiemy, że Shouri jest bardzo uczuciową babeczką i kiepsko trzyma emocje na wodzy. A pomyśl, ile ich w tamtym momencie było! Sam fakt, że miała kogoś zabić, przyprawiał ją o zawroty głowy, a gdy dowiedziała się, że tym kimś jest jej ojciec, który - uwaga! - żyje i ma się całkiem dobrze, a do tego wcale nie zabił jej męża i w ogóle okazał się być kimś całkiem innym, niż miał być... Ponadto dowiedziała się, że od początku była brutalnie wykorzystywana i okłamywana, że jej ukochany Hidan (bo mimo wszystko naprawdę go pokochała) okazał się być zdrajcą... Nie wiem, jak zachowałabym się na miejscu Shouri, ale chyba też bym się rozryczała. ;)
      Cieszę się, że sytuacja z poczęciem Shouri ci się spodobała. :D
      Taaaak, ostatni rozdział. Trochę mi smutno, no ale cóż. Trzeba iść przed siebie. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. O jaaciee! Może i rozdział nie powala jakąś rozbudowaną akcją, ale mi się bardzo podobał. Lubię takie zwroty akcji. Moim zdaniem świetnie to wymyśliłaś. Z końcówki wywnioskowałam, że Hidan przywalił Shouri w łeb i padła. Jakkolwiek śmiesznie to brzmi, ciągle miałam nadzieję, że Hidan nie jest taki zły, że po prostu jest kretynem, jak zawsze. Zaraz się rozpłaczę, jeśli następny rozdział będzie ostatnim ;c Mega się przywiązałam do Shouri i chodź zastąpisz ją moją drugą ukochaną postacią - Reiko z "Baranku" to i tak będę tęskniła za tym blogiem... Życzę Ci dużo weny i mam nadzieję, że ostatni rozdział będzie taki meega długi żebym mogła się jeszcze nacieszyć tą historią. :3 :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby kolejny rozdział był dłuższy niż pozostałe. Muszę Was na sam koniec jeszcze dopieścić. :D
      Też mi smutno, że rozstaję się z tym blogiem, ale kiedyś niestety trzeba... :C Chyba będę płakać razem z Tobą. ;D
      Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Buziaczki. :*

      Usuń
  4. Przeczytałam rozdział i mam tak sprzeczne uczucia, że chyba mi moje malutkie serduszko rozsadzi. :c
    Z jednej strony rozdział bardzo mi się podoba. Spotkanie Shouri z ojcem opisałaś świetnie. Strasznie się wczułam, gdy dziewczyna rozmyślała, czy przypadkiem nikt jej nie oszukuje i sobie nie kpi. Na początku myślałam, że nasza Muzai dała się nabrać na jakąś sztuczkę i skończy gdzieś w lesie jako karma dla robaków xD Ale to wszystko prawda była! Zdziwiłam się, o!
    Zawsze wiedziałam, że Akasie to banda wrednych facetów (i jednej kobiety) bez empatii, ale żeby no tak biedną dziewczynę oszukiwać? Jej, nie mogę się doczekać, aż to wszystko się wyjaśni!
    Tu niestety wkraczają moje mieszane uczucia, bo jak to tak, ostatni rozdział? :C Nie będzie więcej? Chlip, następny będę chyba czytać i płakać jednocześnie xD
    Pozdrowionka.
    /Lilith.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)