Poczułam się tak, jakby ktoś rąbnął mnie
obuchem w głowę. Wszystko się we mnie zatrzęsło, przed oczami migotały
mroczki a naprzemiennie pojawiające się uczucie zimna i ciepła tylko
utrudniało mi normalne funkcjonowanie. Momentalnie puściłam kunai, który z
cichym brzękiem odbił się od ziemi. Dezaktywowałam również kekkei genkai, a
mężczyzna, podający się za mojego ojca, odsunął się krok do tyłu, ówcześnie
kopiąc broń jak najdalej ode mnie.
Na twarzy mojej niedoszłej ofiary malował
się spokój. Jego pomarszczone czoło teraz się wygładziło, a wokół oczu pojawiły
się kurze łapki, spowodowane nikłym uśmiechem. Nagle, z obrzydliwego typa, stał
się kimś zupełnie normalnym, a do tego całkiem sympatycznym.
– Ojcem? – spytałam słabo. – Co?
Przecież...
– Może wejdziesz do środka? –
zaproponował, cofając się w głąb domu. Popatrzyłam na rozchylone drzwi i
niepewna tego, co powinnam zrobić, uparcie stałam w miejscu. Mężczyzna
najwyraźniej zauważył moje wahanie, bo uśmiechnął się szerzej i głośno
westchnął. – Nie zrobię ci krzywdy.
– Niby dlaczego miałabym ci zaufać? –
warknęłam, nieco otrząsając się z pierwszego szoku. Musiałam zacząć myśleć
trzeźwo, jeśli chciałam to przeżyć. Nie mogłam wejść do mieszkania faceta,
którego jeszcze przed chwilą chciałam zabić, ot tak. To, że znał moje nazwisko,
nic nie znaczyło. Najwyraźniej orientuje się w umiejętnościach klanu Muzai, a
imię... Na to nie mogłam już niczego wymyślić. Mężczyzna ewidentnie musiał mnie
znać. Tylko skąd? Bo ojcem moim na pewno nie był. Ani biologicznym, ani tym, z
którym się wychowałam. Przed oczami stanął mi obraz tego pierwszego: był
wysokim mężczyzną o mocno zarysowanych kościach policzkowych, gęstych,
brązowych włosach i wysportowanej sylwetce. Ten, który zaś stał przede mną
nijak nie mógł go przypominać.
– Bo doskonale znałem twoją matkę,
Senkenshę. – Gdy wypowiedział jej imię, wiedziałam, że nie zmyśla. Prowadzona
ciekawością, przestąpiłam próg domu.
Przedpokój okazał się być niewielkim pomieszczeniem,
w którym znajdowała się szafka na buty i wieszak z kurtkami. Nie byłam w stanie
dostrzec niczego więcej, bo z sercem w gardle skierowałam się za znajomym mojej
matki do salonu. Stały w nim dwie sofy, niewielki, drewniany stolik do kawy,
telewizor i półka na książki. Od razu w oczy rzucała się surowość wnętrza, co,
z tego co mi się wydawało, wynikało nie tyle z gustu właścicieli, ale ich
kiepskiej sytuacji majątkowej.
– Napijesz się czegoś? Herbaty?
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, do
pokoju wbiegła dziewczynka, która otworzyła mi drzwi. Uczepiła się nogi ojca i
z tą samą ciekawością w oczach, zlustrowała mnie od góry do dołu.
– Tato, kto to? – spytała słodko.
Przeniosłam wzrok na zakłopotanego mężczyznę. Wahał się, co powiedzieć.
– Jestem znajomą z pracy – powiedziałam
szybko, nie chcąc go demaskować.
– Ach! – wykrzyknęła mała i do mnie
podeszła. – Jest pani bardzo ładna.
Parsknęłam histerycznym śmiechem i
grzecznie podziękowałam jej za komplement. Gdy ojciec w końcu przegonił córę z
pokoju, podziękowałam za wcześniej proponowaną herbatę. Nie miałam pewności,
czy nie wrzuci do niej trucizny.
– Usiądźmy – zaproponował mężczyzna. Ja
zajęłam jedną sofę, on drugą.
Siedząc jak na szpilkach, obserwowałam,
jak mój niby–ojciec zastanawia się, od czego zacząć rozmowę. Mi natomiast
zależało tylko i wyłącznie na tym, żeby dowiedzieć się, dlaczego kłamie.
– Czemu twierdzisz, że jesteś moim ojcem? –
spytałam wprost. – Mój biologiczny ojciec wyglądał kompletnie inaczej, a ten, z
którym się wychowałam...
– Twój biologiczny ojciec siedzi przed
tobą – przerwał mi i wyprostował się. Zerknął na drzwi, by upewnić się, że
nikogo za nimi nie ma, po czym nachylił się w moją stronę. – Musisz mi uwierzyć.
– Niby czemu? – spytałam od razu. – I jak
mnie rozpoznałeś? Przecież... przecież mnie nie znałeś!
Mężczyzna zaśmiał się gardłowo,
najwyraźniej zirytowany moją nieufnością. Mi do śmiechu nie było. Odchodziłam
od zmysłów, siedząc tutaj przed nim i rozmawiając tak, jakbym nigdy nie miała
zamiaru go zabić, jakby cały ten czas, poświęcony na treningi, nigdy nie
istniał.
– Mieszkałem naprzeciwko waszego domu –
wyjaśnił. – Byłem tym sąsiadem, którego mama kazała ci unikać, pamiętasz?
Próbowałam sięgnąć w pamięci tego momentu,
ale za nic mi się to nie udawało. Szybko doszłam do wniosku, że mężczyzna
kłamał. Nie zapomniałam niczego z mojego dzieciństwa, więc taki szczegół
również bym zapamiętała.
Mój rozmówca najwyraźniej odkrył moje
myśli, bo zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się, jak mnie przekonać.
– Twoja matka była przepiękną kobietą –
westchnął i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wstał i odprowadzony moim
spojrzeniem, podszedł do jednej z szafek. Wyciągnął z niej album ze zdjęciami.
Znów zakręciło mi się w głowie.
Pozwoliłam, by mężczyzna usiadł obok mnie.
Szybko przewrócił kilka stron i zatrzymał się na zdjęciu, które przedstawiało
mnie i matkę. Trzymała mnie na rękach, a ja uśmiechałam się szeroko i machałam
do aparatu.
– Skąd to masz? – spytałam, dławiąc się
własnymi łzami. Przestałam nad sobą panować. Drżącymi rękami chwyciłam album i
przejechałam po twarzy mamy palcami. Tak bardzo za nią tęskniłam...
– Mieszkałem naprzeciwko was, mówiłem ci –
odparł swobodnie. – Zmieniłaś się od tamtego czasu. Wydoroślałaś, ale twoje
oczy pozostały takie same. Takie, jak oczy Senkenshi.
Otarłam nerwowo policzki i przerzuciłam
stronę. Kolejne zdjęcie przedstawiało mamę, robiącą coś w ogródku.
– Jak? – Miałam mnóstwo pytań, a żadnej
odpowiedzi. Nie miałam pojęcia, o co tutaj chodzi, jakim cudem się tutaj
znalazłam ani dlaczego ten mężczyzna twierdził, że jest moim ojcem, ale dziwnym
trafem byłam skłonna mu uwierzyć. Być może zachowywałam się naiwnie, ale klan
Muzai zginął dawno temu i mało kto pamięta o tym, że w ogóle istniał. A ten
człowiek znał mnie i moją matkę. Musiał mieć z nami coś wspólnego.
– Poznałem twoją mamę jak miałem
dziewiętnaście lat. Od razu zakochaliśmy się w sobie – wyznał i uśmiechnął się
delikatnie. – Twoja mama odwzajemniała to uczucie, ale była zapobiegawcza i
twierdziła, że nie możemy być razem. Nie chciała, żeby jej dziecko posiadało
Shieki. Nie chciała narazić cię na niebezpieczeństwo... Z biegiem czasu
zrozumiałem, że ona wiedziała. Przewidziała masakrę – wyjaśnił. – Nie bez
powodu jej imię oznacza Jasnowidz. Jej celem była ochrona ciebie, dlatego nie
odważyła się mieć dziecko z posiadaczem Shieki. Wkrótce zdecydowaliśmy, że
powinniśmy stracić kontakt i udałoby się, gdyby nie to, że pewnego razu
upiliśmy się i przespaliśmy ze sobą. To była najwspanialsza chwila mojego życia
– wspomniał. Dostrzegłam, że jego wielkie ramiona lekko się zatrzęsły.
Chłonęłam słowa rozmówcy niczym gąbka wodę. Jego historia była tak
nieprawdopodobnie piękna, że naprawdę, byłam skłonna mu uwierzyć. – Gdy
Senkensha dowiedziała się o ciąży, od razu wiedziała, że to moje dziecko. Miała
jednak alibi – w tym czasie spotykała się z kimś innym. Z tym, który cię
wychował – dodał. Usłyszałam ból w jego głosie i zrobiło mi się natychmiastowo
żal mężczyzny. Jeśli to była prawda, musiał nieprawdopodobnie cierpieć. – Udało
jej się zataić prawdę. Błagała mnie, żebym się do ciebie nie przyznawał, bo
wiedziała, co by to oznaczało. Ocalałaś tylko dlatego, że według informacji
innych wiosek, nie miałaś Shieki. Właśnie o to chodziło twojej matce...
Wzruszona, otarłam łzy, ale na nic się
zdały moje zabiegi. Rozpłakałam się na dobre. Czułam się zagubiona jak małe
dziecko. Nie wiedziałam, co było prawdą, co kłamstwem. Dlaczego Akatsuki
mieliby nasyłać mnie na własnego ojca?!
Bo on też ma Shieki, głupia!
– Jak przeżyłeś masakrę? – spytałam, nie
odrywając rąk od twarzy. Nie chciałam patrzeć w smutne oczy mężczyzny, nie
miałam na to odwagi.
– Byłem akurat poza wioską i miałem farta –
przyznał. – O masakrze dowiedziałem się, gdy byłem setki kilometrów od domu.
Nie miałem po co wracać, nie założyłem jeszcze rodziny i uznałem, że tak będzie
lepiej, a na pewno bezpieczniej.
– Nie szukali cię? – spytałam
podejrzliwie. Mężczyzna zaśmiał się cicho.
– Oczywiście, że szukali. Cały czas to
robią. Nie bez powodu przysłali tu ciebie, prawda?
Dopiero wtedy odważyłam się na niego
popatrzeć. Na jego pulchnej twarzy pojawił się delikatny, pokrzepiający
uśmiech.
– Nie wiem, co o tym wszystkim myśleć –
przyznałam. Może było to głupie, bo jeśli facet zmyślał, znalazłam się właśnie
w czarnej dupie – jeśli nie zginę z jego rąk, na pewno zatłucze mnie lider. Z
drugiej jednak strony, mówił to tak przekonująco... Nie wiedziałam, co robić,
jak się zachować.
– Doskonale cię rozumiem – odpowiedział
spokojnie. – Wybacz, że się nie przedstawiłem. Arata Muzai.
I wtedy wszystko stało się dla mnie jasne.
W mig przypomniałam sobie, jak będąc sześciolatką dorwałam pamiętnik mamy i
przeczytałam to imię. Pisała o nim, już nie do końca pamiętałam, musiałam
wyprzeć to z głowy, że był mężczyzną jej marzeń, z którym nie mogła ich
spełnić. Był kimś, kogo kochać nie powinna, a kto skradł jej serce. Był dla
niej wszystkim, i to wszystko po nim odziedziczyłam. Wypełniła pustkę po nim –
mną. On to zrobił. Dla niej.
Arata był moim ojcem. Teraz byłam tego pewna.
Rozpłakałam się jeszcze bardziej, a
mężczyzna widząc moją zmianę, odważył się położyć mi dłoń na ramieniu. Nie
myśląc za wiele, przysunęłam się do niego i pozwoliłam, by zakleszczył mnie w
swoich grubych ramionach. Płakałam jak dziecko. Cichy szloch przerodził się w
spazmatyczne wycie. Trzęsłam się jak osika i chyba nieco za mocno wbijałam
paznokcie w plecy mojego ojca. Nie panowałam nad sobą.
– No już, Shouri. – Mężczyzna pogładził
mnie po głowie i lekko ukołysał w ramionach. – Wiem, że to dla ciebie trudne.
Dla mnie również.
Odsunęłam się od ojca. Patrzył na mnie
wilgotnymi od łez oczami. Wzruszył się tak samo, jak ja.
Tyle tylko, że ja nie płakałam ze
szczęścia. Ja byłam załamana. Akatsuki bezczelnie mnie oszukali. Rozkochali w
niekochającym Hidanie. Zadawali rany. Wywoływali ból. Doprowadzali do
szaleństwa. Pomogli uwolnić moją moc, przez którą cierpiałam jeszcze bardziej.
Skrócili moje życie. A to wszystko po to, żebym zabiła własnego ojca, który im
zawadzał. Mój tata przeszkadzał Akatsuki i to ja, jego córka, miałam pomóc im
pozbyć się problemu.
I wtedy przypomniałam sobie, że ten
mężczyzna rzekomo zabił mojego męża.
– Tay – wyszeptałam. – Wiesz, kto to jest?
Rozmówca ściągnął brwi i po chwili
pokręcił głową.
– Mój mąż – wyznałam. – Miałam cię zabić,
bo powiedziano mi, że ty zabiłeś jego.
– Od dwudziestu lat nikogo nie zabiłem –
przyznał. – Odkąd dokonano mordu na klanie Muzai, zaprzestałem życia shinobi.
Nie byłem w stanie...
Skinęłam głową, gdy jego głos nieco się
załamał. Musiało mu być trudno wracać myślami do czasów, w których jego
ukochana została bezlitośnie zamordowana.
Mimo wypowiedzi mężczyzny, nie zaspokoiłam
ciążącej ciekawości. Tak czy siak, ktoś zabił mojego męża, bo potwierdził to
nawet burmistrz. Pytanie tylko, kto?
Czy możliwe było, żeby zrobił to ktoś z
Akatsuki? Ale dlaczego w takim razie czekali aż cztery lata, żeby mnie
zwerbować?
Nie miałam zielonego pojęcia, ale musiałam
się dowiedzieć.
– Przepraszam, że cię opuściłem – wyznał
nagle Arata. – Próbowałem wyjaśnić twojej mamie, że to nie jest dobry pomysł,
że prawda w końcu i tak wyjdzie na jaw... A potem, gdy wybito klan... Byłem
pewny, że nie żyjesz. Nie szukałem cię, bo dla mnie nie było sensu...
Przepraszam. Gdybym tylko wiedział...
Skinęłam głową i ujęłam jego dłoń w swoją.
– Dziękuję – wyszeptałam. – Dziękuję, że w
końcu poznałam prawdę. I obiecuję, że od tej pory będziesz bezpieczny.
– Shouri...
– W twoim życiu nie ma dla mnie miejsca –
wyznałam łamiącym się głosem. Chciałam poznać go lepiej, ale to było bez sensu.
Właśnie podjęłam decyzję odnośnie mojej kolejnej misji i nie byłam pewna, czy
wyjdę z tego cało. Nie mogłam mu obiecać, że do niego wrócę. – Nie chcę
niszczyć twojej rodziny. Jesteś szczęśliwy z nimi a ja... Mam jeszcze coś do
zrobienia.
– Rozumiem. – Choć próbował tego po sobie
nie pokazać, na jego twarzy odmalowała się ulga. Co z tego, że byłam jego
córką? Tak naprawdę byliśmy dla siebie obcymi ludźmi, prócz krwi, nie łączyło
nas nic więcej. Nie mogłam od niego wymagać, by dla mnie rozbił rodzinę, ani on
nie mógł prosić, żebym została. Oboje wiedzieliśmy, że tak będzie lepiej. – Mam
nadzieję, że mimo wszystko ułożysz sobie życie. Przykro mi z powodu twojego
męża – dodał. Podnieśliśmy się z kanapy.
– Mi też – przyznałam i głośno
westchnęłam. – Dziękuję jeszcze raz. I przepraszam, że chciałam cię zabić.
Arata uśmiechnął się ciepło i odprowadził
mnie do drzwi. Serce mnie bolało na myśl, że po raz kolejny miałam stracić
bliską sobie osobę, albo kogoś, kto potencjalnie mógł nią być, ale tak po
prostu było lepiej.
– Dbaj o siebie, Shouri – powiedział, gdy
wyszłam z jego domu. Uśmiechnęłam się, na myśl przywodząc to, co chcę uczynić i
z trudem powstrzymałam się od prychnięcia.
– Ty również – odparłam. – Żegnaj.
– Żegnaj.
Weszłam między ludzi, którzy kompletnie
nie zwracali uwagi na spływające po moich policzkach łzy. Czułam się jak w
amoku. Przechodnie mogli trącać mnie ramionami, a ja nie byłam w stanie tego
dostrzec. Moje myśli zajęte był czymś innym.
W końcu dotarłam do miejsca, w którym
umówiłam się z Hidanem. Pchnęłam drzwi od pubu i odszukałam go wzrokiem.
Siedział przy barze i sączył piwo, nie zwracając uwagi na to, co dzieje się
wokół. Idealnie wtopił się w tłum.
Z sercem w gardle, zrobiłam kilka kroków w
jego kierunku. Kątem oka widziałam, jak wszyscy w pubie przyglądają się moim
łzom, ale dzielnie ich ignorowałam. Całą swoją uwagę skupiłam na Hidanie, który
po chwili wyczuł moją obecność, bo odwrócił się z delikatnym uśmiechem, a
dostrzegłszy mój stan, zamarł w bezruchu. Ja również się zatrzymałam.
Popatrzyłam zdrajcy w oczy, te, które jeszcze wczoraj mnie uwodziły, i nie
poczułam smutku, tylko niepohamowany gniew. Złość uderzyła w moje ciało, które
było jednak za słabe, żebym mogła się poruszyć. Znikąd otoczyła mnie ciemność i
bez żadnego sprzeciwu oddałam się w jej ramiona.
Jak tylko odzyskałam świadomość, poczułam
dziwny ból w całym ciele. Niepewnie uchyliłam powieki. Moim oczom ukazał się
sufit, a już po chwili dobiegł do mnie zmartwiony Hidan. Usiadł na łóżku i
otulił moją twarz dłonią. Popatrzyłam na niego i powoli przypominałam sobie
wydarzenia sprzed utraty świadomości.
– Shouri, co się stało? Ten dupek coś ci
zrobił? – spytał od razu. – Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłem.
– Zabierz mnie do lidera – wychrypiałam.
Nie mogłam się poruszyć, nie wiem czemu. Całe moje ciało było zbyt ociężałe i
obolałe, bym mogła odtrącić od siebie chłopaka.
– Co tam się stało? – powtórzył swoje
pytanie Hidan. Odwróciłam od niego wzrok.
– Zabierz mnie do lidera – powtórzyłam,
tym razem głośniej. – Natychmiast!
– Shouri, spokojnie, musisz najpierw dojść
do siebie...
– Nic nie muszę! – wrzasnęłam i poczułam
nagły przypływ sił. Podniosłam się do siadu i odepchnęłam od siebie chłopaka. –
Rozumiesz? Nic nie muszę, pieprzony zdrajco!
– Shouri....
– Wiedziałeś? – warknęłam, jednocześnie
czując, jak do oczu napływają mi łzy. – Wiedziałeś, że Arata był moim ojcem?
Wiedziałeś?! Pytam się, do cholery, czy wiedziałeś! – wydarłam się, gdy Hidan
uparcie milczał.
– Co takiego? Ojcem? – spytał, ale ja
doskonale wiedziałam, że tylko udawał głupiego. Oni wszyscy robili ze mnie
idiotkę od samego początku! Wszyscy byli przeciwko mnie!
– Przestań pieprzyć! – krzyknęłam i
podniosłam się z łóżka. – Nasłaliście mnie na własnego ojca! Ty cholerny
zdrajco! Jak mogliście?!
– Shouri, ja...
– Zabierz mnie do lidera – warknęłam. –
Ale już!
– Przysięgam, że nie miałem o tym
zielonego pojęcia! Gdybym tylko wiedział, w życiu bym się na coś takiego nie
zgodził!
– Och serio? – zakpiłam. – A więc chcesz
mi wmówić, że nie wiedziałeś, że wasz wróg posiada Shieki? Nie miałeś pojęcia,
że właśnie dlatego chcecie go zlikwidować? Może i jestem naiwna, ale w tak
żałosne kłamstwo nie uwierzę.
Wstałam z łóżka, szybko pozbierałam swoje
rzeczy i wepchnęłam je do plecaka. Hidan przyglądał się moim ruchom w
milczeniu. Miał spuszczoną głowę, a dłonie zacisnął w piąstki. Nie byłam pewna,
co mu teraz chodzi po głowie. Całkiem straciłam do niego zaufanie, i choćby
błagał mnie na kolanach, żebym mu uwierzyła, nie zrobiłabym tego. Był moim
wrogiem, nie sprzymierzeńcem. Przez cały ten czas oszukiwał mnie wraz z
pozostałymi członkami Akatsuki, udając kochanka. Zachował się najpodlej z nich
wszystkich.
– Świetnie to sobie uknuliście –
przyznałam, dopinając plecak. – Zwerbujemy naiwną posiadaczkę Shieki, nauczymy
ją, jak walczyć, pomożemy jej opanować kekkei genkai, zrodzimy w niej nienawiść
do własnego ojca i każemy jej go zabić. Naprawdę, niezły plan. Nie przemyśleliście
jednak, że mogę się zawahać, że treningi z Konan nie pomogą, że nie utnę mu
głowy tak, jak tego oczekiwaliście! – pisnęłam, kuląc się nad pakunkiem. Ból
rozrywał mnie od środka. Pragnienie odzyskania męża mnie zgubiło, a moja
wrodzona naiwność i ufność temu pomogła. Jaka ja byłam głupia! – Trzeba było
przewidzieć, że nie zabiję go ot tak, że...
Poczułam ból z tyłu głowy i bezwiednie
znów zatraciłam się w ciemności.
Jeeeeny, jak mi się ciężko pisało ten
rozdział… Podobnie jest na Baranku. ._. Mam wrażenie, że chwilowo straciłam
jakiś zapał. Choć może to złe słowo. Ochotę na pisanie mam, czas również, tylko
brak mi weny. Czuję jakieś dziwne przeszkody pisząc każde słowo, dlatego jeśli
ten rozdział w Waszym uznaniu jest – mówiąc wprost – do dupy, to przepraszam,
ale chyba na nic innego nie byłam w stanie się wysilić. Możecie też uznać, że
rozdział ten jest dziwny i wymuszony, ale jako, że od samego początku
wiedziałam, że Shouri spotka swego prawdziwego ojca, nie chciałam z tego rezygnować.
Poza tym ta historia nie miała być sielanką – poczekajcie na zakończenie, to
dopiero będzie… :P
Mam swój fanpejdż! Co prawda nie jestem
pewna, czy jest mi to potrzebne, bardziej jestem skłonna powiedzieć, że nie,
ale płynę z prądem i podobnie jak inne bloggerki, założyłam na ukochanym
fejsbuczku swoją stronkę. :)
Ciężko mi przewidzieć, kiedy będzie kolejny, uwaga uwaga, ostatni już, rozdział. Mam nadzieję, że chwilowy zastój minie szybciutko, bo ten tydzień
jest ostatnim takim swobodnym przed świętami, a chciałabym przed Bożym
Narodzeniem skończyć tę historię. xD Trzymajcie kciuki. ^^
Ach, i jeszcze coś. Droga Marionette. Mam nadzieję, że pomimo usunięcia blogów, dalej do mnie zaglądasz. Chciałam tylko powiedzieć, że strasznie mi smutno, że podjęłaś taką decyzję. Rozumiem, że mogłaś mieć zastój, gorszy czas, brak weny, ale kto wie, może jeszcze udałoby Ci się dokończyć przynajmniej historię Mizuny? Wiedz tylko, że tęsknię. <3
Ach, i jeszcze coś. Droga Marionette. Mam nadzieję, że pomimo usunięcia blogów, dalej do mnie zaglądasz. Chciałam tylko powiedzieć, że strasznie mi smutno, że podjęłaś taką decyzję. Rozumiem, że mogłaś mieć zastój, gorszy czas, brak weny, ale kto wie, może jeszcze udałoby Ci się dokończyć przynajmniej historię Mizuny? Wiedz tylko, że tęsknię. <3
Ale się dzisiaj rozpisałam… Przepraszam za
zwłokę i za takie wymuszone coś i bardzo dziękuję za wszystkie komentarze i
Waszą obecność.
Kocham i całuję. <3
Wcale nie odczułam tego, by rozdział był wymuszony. :3
OdpowiedzUsuńJedyny mankament to to, że był krótki... Albo przynajmniej tak szybko mi się go przeczytało. :)
Pomysł z ojcem, jako szalony zwrot akcji, to jak dla mnie fenomen. xD Dobry opis uczuć i wątpliwości Shouri, ale jej awanturowanie się na sam koniec - urzekło mnie najbardziej. Zastanawiam się, czy ponowne omdlenie spowodowane jest wydarzeniami czy ktoś się do tego przyczynił...
NO I MAM NADZIEJĘ, ŻE SKORO TO OSTATNI ROZDZIAŁ, TO JEDNAK NIE KAŻESZ NAM CZEKAĆ DO BOŻEGO NARODZENIA ;____;
Buziaki :*
Jak każe nam czekać do Bożego Narodzenia to ją powieszę na choince =,= <3
UsuńUfff, w takim razie kamień z serca, bo naprawdę czułam się nieswojo pisząc ten rozdział. ._.
UsuńPostaram się napisać rozdział wcześniej, obiecuję. :D A w razie czego będę się uśmiechać do Domi z choinki. xD
:****
Zabiła mnie tą choinką. xD
UsuńAlbo kiedyś w swoim rozdziale - jak Nannami miała rzucać szyszkami. xDD
Ten rozdział wcale nie jest wymuszony ani dziwny-piszesz w tym samym pełnym przemyśleń Shouri między akcjami stylu co wcześniej.Całkiem zgrabnie pokazałaś mi i innym czytelnikom,że ojciec Shouri jest przyzwoitym facetem.I wydał mi się sympatyczny!
OdpowiedzUsuńJedyne co nie przypadło mi do gustu to ta reakcja Muzai-płacz w ramionach ojca.Wiem,że okazało się,że ojciec Shouri to porządny facet a sama Shouri nie straciła ludzkich uczuć,sumienia i przyzwoitości oraz ponadto miała swoje własne podejrzenia wobec Brzasku...ale mi po prostu kością w gardle staje kiedy w środku poważnego rozdziału dzieją się takie rzeczy.
Przynajmniej moja potrzeba poznania-mrocznych-i-dramatycznych-zdarzeń została w jednym zaspokojona-Shouri została poczęta w wyniku wpadki po pijaku.Bez tego historia jej ojca byłaby dla mnie zbyt sielankowa-nie mogli być razem,zakochanie tęsknota i te sprawy;to była idealna dawka tragizmu, która sprawiła,że ta sytuacja mi się podobała.
Dochodzimy więc do końca historii Shouri - na pewno w następnym rozdziale nie spotka ją nic przyjemnego.Myślę,że najprawdopodobniej zginie lub zostanie okaleczona i to będzie kara za niewykonanie misji bądź zdradę(za odmowę dalszej służby dla Lidera co według mnie zrobi w następnym rozdziale).No cóż,dowiem się w następnym rozdziale jak to się skończy.
Weny i powodzenia życzę!
Anonimowa 2
Ja wieeeem, poważny rozdział i tkliwa scena - niby masz rację, to jest złe, tego się nie lubi. Ale z drugiej strony, wszyscy dobrze wiemy, że Shouri jest bardzo uczuciową babeczką i kiepsko trzyma emocje na wodzy. A pomyśl, ile ich w tamtym momencie było! Sam fakt, że miała kogoś zabić, przyprawiał ją o zawroty głowy, a gdy dowiedziała się, że tym kimś jest jej ojciec, który - uwaga! - żyje i ma się całkiem dobrze, a do tego wcale nie zabił jej męża i w ogóle okazał się być kimś całkiem innym, niż miał być... Ponadto dowiedziała się, że od początku była brutalnie wykorzystywana i okłamywana, że jej ukochany Hidan (bo mimo wszystko naprawdę go pokochała) okazał się być zdrajcą... Nie wiem, jak zachowałabym się na miejscu Shouri, ale chyba też bym się rozryczała. ;)
UsuńCieszę się, że sytuacja z poczęciem Shouri ci się spodobała. :D
Taaaak, ostatni rozdział. Trochę mi smutno, no ale cóż. Trzeba iść przed siebie. :)
Pozdrawiam!
O jaaciee! Może i rozdział nie powala jakąś rozbudowaną akcją, ale mi się bardzo podobał. Lubię takie zwroty akcji. Moim zdaniem świetnie to wymyśliłaś. Z końcówki wywnioskowałam, że Hidan przywalił Shouri w łeb i padła. Jakkolwiek śmiesznie to brzmi, ciągle miałam nadzieję, że Hidan nie jest taki zły, że po prostu jest kretynem, jak zawsze. Zaraz się rozpłaczę, jeśli następny rozdział będzie ostatnim ;c Mega się przywiązałam do Shouri i chodź zastąpisz ją moją drugą ukochaną postacią - Reiko z "Baranku" to i tak będę tęskniła za tym blogiem... Życzę Ci dużo weny i mam nadzieję, że ostatni rozdział będzie taki meega długi żebym mogła się jeszcze nacieszyć tą historią. :3 :*
OdpowiedzUsuńPostaram się, żeby kolejny rozdział był dłuższy niż pozostałe. Muszę Was na sam koniec jeszcze dopieścić. :D
UsuńTeż mi smutno, że rozstaję się z tym blogiem, ale kiedyś niestety trzeba... :C Chyba będę płakać razem z Tobą. ;D
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. Buziaczki. :*
Przeczytałam rozdział i mam tak sprzeczne uczucia, że chyba mi moje malutkie serduszko rozsadzi. :c
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozdział bardzo mi się podoba. Spotkanie Shouri z ojcem opisałaś świetnie. Strasznie się wczułam, gdy dziewczyna rozmyślała, czy przypadkiem nikt jej nie oszukuje i sobie nie kpi. Na początku myślałam, że nasza Muzai dała się nabrać na jakąś sztuczkę i skończy gdzieś w lesie jako karma dla robaków xD Ale to wszystko prawda była! Zdziwiłam się, o!
Zawsze wiedziałam, że Akasie to banda wrednych facetów (i jednej kobiety) bez empatii, ale żeby no tak biedną dziewczynę oszukiwać? Jej, nie mogę się doczekać, aż to wszystko się wyjaśni!
Tu niestety wkraczają moje mieszane uczucia, bo jak to tak, ostatni rozdział? :C Nie będzie więcej? Chlip, następny będę chyba czytać i płakać jednocześnie xD
Pozdrowionka.
/Lilith.