27 wrz 2014

28. Pożegnanie.

Wiedza i poznanie to pojęcia niejednoznaczne, są niczym więcej jak tylko ułudą, iluzją wykreowanego przez siebie świata.
Siedząc na łóżku, zastanawiałam się, czy słowa Itachiego mogą być prawdziwe. A nawet jeśli, ile z tego jest prawdą, rzeczywistością? Czy w takim razie postrzeganie mężczyzny jako egoistycznego drania było błędem? Być może. A może nie.
A jeśli Itachi miał rację, to ile prawdy było w tym, że Hidan owinął mnie sobie wokół palca? Być może zakochał się we mnie z rozkazu lidera, a być może stało się to już wcześniej, a rudowłosy postanowił to wykorzystać?
I najważniejsze pytanie: czy Tay naprawdę został zamordowany? I czy zabicie, w teorii, mordercy mojego męża, sprawi, że ukochany do mnie wróci?
A może Akatsuki wykorzystali moją naiwność i nigdy nie odzyskam Taya?
Niech cię szlag, Uchiha.

Zawędrowałam do kuchni, która jak to miała w zwyczaju, świeciła pustkami. W niezbyt dobrym humorze, usiadłam przy stole. Dopiero po chwili zorientowałam się, że zajęłam krzesło, na którym zazwyczaj siadał Hidan. Nie miałam jednak siły ani ochoty, by się przesiadać. W zamian za to przyciągnęłam do siebie lewą nogę a o kolano oparłam brodę, i wpatrywałam się beznamiętnym wzrokiem w zwyczajny, biało-szary kubek. Co za nudne zajęcie.
Wiedziałam, że kolejne dwa tygodnie będą dla mnie trudnym okresem, jednak nie spodziewałam się, że aż tak. Czułam się rozdarta i zagubiona. Bałam się, że nie będę w stanie wykonać swojej misji, ale podświadomość mówiła mi, że to nie jest moje największe zmartwienie. Walczyłam ze sobą cały czas, nie chcąc dopuścić do siebie myśli, że to moment rozłąki z Akatsuki będzie dla mnie najtrudniejszy. Nie boję się zabić, przynajmniej póki co. Boję się stracić. Po raz kolejny w życiu, miałam stracić kogoś bliskiego. I, niech go piorun trzaśnie, Hidan właśnie tym kimś był. Co z tego, że owinął mnie sobie wokół palca, że mnie nie kochał (a może), że miał mnie za ścierwo, skoro jego czyny wskazywały na zupełnie co innego. Nie chciałam wierzyć, że chłopak może coś do mnie czuć, ale w głębi duszy łudziłam się, że tak właśnie jest. I choć rozum podpowiadał mi, że powinnam go zranić tak, jak on mnie, serce (to cholernie dobre serce!) rozkazywało mi się nad tym zastanowić. Bo i po co unieszczęśliwiać drugiego człowieka? No po co?
Niepewność rozdzierała moją duszę na drobne kawałeczki. Ani na chwilę nie opuszczało mnie uczucie strachu i zdenerwowania. Odnosiłam wrażenie, że za nie więcej jak dwadzieścia dni, nadejdzie najważniejszy dzień w moim życiu.
Bo i tak w sumie miało być.
Zabicie człowieka, odzyskanie męża, zdrada Akatsuki. Co jeszcze można dodać do tej, i tak już imponującej, listy? Chyba tylko utratę człowieczeństwa dla osobistych pobudek, ale to jeszcze do mnie nie docierało.
Przecież zamierzasz zabić człowieka, Shouri! Uświadom to sobie!
Po wypiciu całej herbaty i nie tknięciu nawet kanapek, które sobie przygotowałam z myślą, że jednak uda mi się coś wcisnąć do tego cholernie poskręcanego z nerwów żołądka, wstałam i szybko po sobie posprzątałam. Nie mając sił na trening, ani ochoty na rozmowę z kimkolwiek z Akatsuki, wróciłam do swojego pokoju, otulona zewsząd uczuciem beznadziei. Tak, to idealne określenie stanu, w jakim się znalazłam. Odwrotu już nie było, a finał nadszedł szybciej, niż mogłam się spodziewać.
A czy nie o to ci chodziło, głupia?
Dokładnie o to mi chodziło. O nic więcej.

Zacisnęłam kaburę przy biodrze, narzuciłam na siebie kurtkę i z rozczuleniem zerknęłam na pokój. Wydawał się być niesamowicie pusty, gdy wszystkie moje rzeczy zostały wrzucone do jednej, stojącej przy ścianie walizki. Chłód wręcz bił od niego, i to dość mocno, bo nie powstrzymałam się od grymasu. Myśl, że spędziłam w tym okropnie skrzypiącym łóżku ostatnią noc, w dodatku samotnie, ściskała mnie za serce i puszczać nie chciała. Wiedziałam jednak, że muszę od niej uciec, zostawić w tyle i skupić się na zadaniu.
Westchnęłam, poprawiłam plecak i nie oglądając się już więcej, wyszłam z pokoju. Nie poszłam jednak od razu do wyjścia z siedziby, tylko postanowiłam wstąpić po drodze do Itachiego. Jeśli ktokolwiek z Akatsuki zasługiwał na pożegnanie, był nim właśnie Uchiha.
Otworzył mi drzwi jak zwykle znudzony, a dostrzegłszy mój ubiór i krzywy uśmiech, minimalnie uniósł kąciki ust ku górze. Przez chwilę pomyślałam nawet, że być może wpuści mnie do pokoju i uściska na pożegnanie, ale to była tylko jedna z tych naiwnych, upierdliwych myśli, która nigdy nie miała się spełnić.
- A więc to już? - spytał, a ja skinęłam głową. Próbowałam grać twardą, uśmiechać się, ale nie wyszło mi to kompletnie. Zsunęłam wzrok na klatkę piersiową mężczyzny i z trudem powstrzymywałam łzy. 
- Dziękuję - szepnęłam, a wtedy powieki przestały sobie radzić. Nerwowym ruchem przetarłam policzki, nie chcąc dać po sobie poznać, jak wielkim trudem było dla mnie rozstanie. Co gorsza, nawet ja się tego po sobie nie spodziewałam. Nie myślałam, że można się aż tak przywiązać do morderców. - Dziękuję za wszystko, Itachi. Uważaj na siebie, okej?
Uniosłam wzrok; mężczyzna patrzył na mnie z lekkim rozbawieniem. Miła odmiana.
- Dam ci jeszcze jedną radę - powiedział i rozejrzał się po korytarzu, jakby chciał się upewnić, że obok nikogo nie ma. Później nachylił się, by wyszeptać tę radę wprost do mojego ucha. - Nie pozwól przejąć uczuciom kontroli. Bez nas będziesz szczęśliwsza. I nie ufaj Hidanowi.
Zerknęłam na niego zaskoczona. Wprost powiedział mi o oszustwie Jashinisty, co mimo wszystko normalne nie było. Gdyby lider go na tym złapał, mogłoby się to dla niego źle skończyć.
Itachi się odsunął, a ja jak dziecko skinęłam głową. Nie miałam odwagi, żeby tak po prostu się odwrócić i od mężczyzny odejść. A może po prostu nie tak chciałam się z nim rozstawać.
- Idź już - rozkazał. - Hidan się zniecierpliwi.
- Żegnaj, Itachi - wychrypiałam i się odwróciłam. Postąpiłam krok i dotarło do mnie, że pożegnanie nie tak powinno wyglądać. Gdy jednak zwróciłam się ku pokojowi Uchihy, drzwi były już zamknięte.
A ja chciałam się tak po prostu przytulić.

Przed siedzibą czekał już na mnie Hidan. Ubrany w tradycyjny płaszcz Akatsuki i sakkat na głowie, nie zauważył nawet, że przy nim stanęłam. Dopiero, gdy dotknęłam jego pleców, odwrócił się i wbił we mnie nadzwyczaj pogodny wzrok.
- Gotowa? - spytał z podekscytowaniem, na co niepewnie skinęłam głową. Hidan uśmiechnął się czule i pogłaskał mnie po policzku. - Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Nie masz co się martwić.
- Wiem - mruknęłam. Odwróciłam wzrok, by następnie wyminąć chłopaka. Ruszyłam przed siebie, dobijając się nieprzyjemnymi myślami, gdy zatrzymał mnie głos Jashinisty.
- Nie w tę stronę, Shouri - zwrócił mi uwagę. Odwróciłam się, a na twarzy Hidana ujrzałam ciepły uśmiech. - Wiem, że to dla ciebie trudne. Dla mnie też. Ale damy radę - powiedział szczerze, przez co moja sympatia jeszcze do niego wzrosła. Podszedł do mnie i zakleszczył mnie w swoim uścisku. Kurczowo złapałam się ramion chłopaka, bo mimo wszystko dawały mi poczucie bezpieczeństwa, a właśnie tego teraz potrzebowałam: świadomości, że cokolwiek by się nie stało, będzie dobrze.
- Chodźmy już - szepnęłam, bo łzy coraz mocniej napierały do moich oczu. Nie chciałam się rozpłakać, żeby Hidan nie domyślił się, że właśnie pożegnałam się z siedzibą Akatsuki.
Ruszyliśmy w prawo, wzdłuż rzeki. Śnieg póki co przestał padać, jednak gruba warstwa puchu pokryła całą okolicę. Słońce przepięknie odbijało się od białej tafli, która mieniła się jakby była zrobiona z setek małych brylancików. A to był tylko śnieg, najzwyczajniejszy w świecie śnieg.
Nie miałam humoru na zachwycanie się krajobrazem. Ciężko było mi skupić się na drodze, więc całkowicie zaufałam Hidanowi w tej kwestii. Zresztą moja orientacja w terenie była naprawdę kiepska, dlatego też siedziałam cicho i grzecznie słuchałam się mojego kompana. Ten natomiast uparcie milczał, chyba przeczuwszy, co wraz z końcem misji się szykuje. Tak właśnie - rozstanie.
Zanim się ściemniło, dotarliśmy do celu dzisiejszej podróży. W małym, przydrożnym hoteliku wynajęliśmy na jedną noc pokój. Z samego rana mieliśmy ruszyć dalej, by przed zachodem słońca dotrzeć do kolejnego punktu naszego postoju. A że ciemno robiło się dość wcześnie, trzeba było ewakuować się z hotelu około szóstej rano.
Na parterze, po lewej stronie, znajdowała się ładna, jasna kanapa i pasujące do niej fotele. Po prawej natomiast był kontuar, za którym stała uśmiechnięta, choć nieco znużona recepcjonistka. Jedyne, na co zwróciłam uwagę były piękne, długie blond włosy, które dziewczyna zebrała z boku głowy w grubego warkocza. Zazdrościłam jej tego, bo ja nadal musiałam ukrywać, że część kłaków mam krótszych od pozostałych.
Hidan leniwie podszedł do lady i poprosił o pokój dla dwóch osób. Przydzieliła nam lokum na pierwszym piętrze, numer osiem. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi, w oczy rzuciło nam się zwyczajne, niezbyt duże dwuosobowe łóżko, niewielka mahoniowa szafa i tego samego koloru stoliki nocne po obu stronach posłania.
- Ładnie tu - stwierdził, popychając mnie do środka. Skinęłam zgodnie głową. Dopiero po przekroczeniu progu udało nam się dostrzec drzwi prowadzące do łazienki. - Szkoda, że spędzimy tu tylko jedną noc. To byłoby świetne miejsce na wakacje. Cisza, spokój, ja i ty - zauważył, podchodząc do mnie. Pomógł mi zdjąć kurtkę i odwiesić na wieszak przy wejściu. Sam również się rozebrał. Buty natomiast postawiliśmy przy drzwiach.
- Chyba pójdę wziąć prysznic - stwierdziłam. Wyjęłam z plecaka kilka potrzebnych rzeczy i odprowadzona wzrokiem Hidana, zniknęłam za drzwiami. Nie myłam się szczególnie długo, bo wiszący obok kabiny bojler przypominał mi, że powinnam zostawić trochę ciepłej wody dla kompana. Dlatego też szybko zakręciłam kurki, osuszyłam ciało i włosy ręcznikiem i wskoczyłam w piżamę. Nim jednak wyszłam, zerknęłam na swoje lustrzane odbicie i nie zauważyłam w nim Shouri sprzed półtora roku. Dziewczyna, na którą patrzyłam, zmieniła się nie do poznania. Jej oczy, niegdyś uśmiechnięte i ciepłe, teraz były wyprane z pozytywnych uczuć, zmęczone trudem ostatniego czasu. Mogłam również dostrzec w nich strach i niepewność, co niesamowicie mnie zszokowało. Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle.
Odwróciłam wzrok i czym prędzej opuściłam łazienkę. Hidan siedział na łóżku i na mnie czekał. Usłyszawszy dźwięk otwieranych drzwi, zwrócił twarz w moim kierunku i ciepło się uśmiechnął.
- Teraz moja kolej - mruknął. Chłopak próbował być pogodny, ale niezbyt dobrze mu to wychodziło i mogłam się tylko domyślić, że była to moja wina. Odkąd wyszłam z siedziby, cały czas czułam napięcie mięśni, a serce kołatało jak oszalałe. Miałam już tego dosyć.
Łóżko było miękkie i z przyjemnością się na nim położyłam. Naciągnęłam na siebie kołdrę i wtulona w poduszkę, utkwiłam wzrok w drzwiach prowadzących do łazienki. Gdy woda z prysznica przestała lecieć, spięłam się jeszcze bardziej. Chwilę później w progu stanął Hidan, odziany tylko w bokserki.
- Swoją drogą wiesz, że jest dopiero siedemnasta? - upewnił się, a ja zerknęłam na wiszący nad drzwiami zegar. Rzeczywiście. A my już wybieraliśmy się spać.
- Popołudnie z tobą w łóżku to miłe popołudnie - stwierdziłam, wywołując tym uśmiech na twarzy chłopaka. Odrzucił kołdrę i szybciutko znalazł się obok mnie. Położył mi dłoń na talii, a ciepło jego ciała podziałało na mnie rozluźniająco.
- Cieszę się, że to ja mogę ci towarzyszyć - powiedział poważnie. Złapał kosmyk moich włosów, a następnie pogładził mnie po ramieniu. 
- Również się cieszę - skłamałam. O stokroć wolałabym iść na tę misję z Sasorim, Kakuzu, Deidarą i każdą inną osobą, wobec której moje uczucia utrzymywały się na dość neutralnym podłożu. 
Hidan wpatrzył się we mnie. Zauważyłam w jego oczach te radosne ogniki, które pojawiały się za każdym razem, gdy się przy nim znajdowałam. Uwielbiałam je. Tak samo, jak uwielbiałam Hidana. I nienawidziłam jednocześnie.
Przysunęłam się bliżej chłopaka i wtuliłam w jego muskularne ciało. Hidan odwzajemnił pieszczotę. Wolno przejechał dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, wywołując dreszcz podniecenia. Odchyliłam głowę i objęłam go za szyję, a następnie delikatnie go do siebie przyciągnęłam.
Ciepłe i miękkie usta Hidana do reszty mnie obezwładniły. Z początku pocałunek był bardzo delikatny. W tym czasie chłopak pchnął mnie na łóżko i nachylił się nade mną, a ja objęłam jego ciało i jedną ręką zjechałam na kształtne pośladki kochanka. Jashinista stopniowo się ode mnie odsuwał, by później zjechać z pocałunkami na moją brodę, szyję, obojczyki. Wygięłam ciało w łuk, drżąc z podniecenia. W głowie lekko mi się zakręciło od natłoku emocji, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Hidan zdecydowanie za łatwo mnie rozpalał.
- Shouri - westchnął i się ode mnie odsunął. Pogładził mnie po policzku. W jego oczach zobaczyłam nic innego, jak miłość. Szczerą do szpiku kości miłość. - Kocham cię. Kocham cię, Shouri.
- Też cię kocham, Hidan - odpowiedziałam, czując, jak do oczu wzbierają mi łzy. - Kocham cię - jęknęłam i się w niego mocno wtuliłam. Chłopak równie łapczywie i agresywnie odwzajemnił uścisk. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że to już koniec. Tylko kilka dni dzieliło nas od całkowitej rozłąki.
Hidan wpił się w moje usta, mocno i zachłannie. Całą sobą oddałam pieszczotę, jeszcze bardziej do niego przylegając. Wiedziałam, że jest to być może nasze ostatnie zbliżenie, a co za tym idzie, emocje sięgały zenitu. Staliśmy się jednością, jednym rytmem, ciałem, sercem, tylko po to, by później z bólem spojrzeć sobie w oczy i niemo próbować zatrzymać drugą osobę przy sobie. Zamiast tego, przylgnęliśmy mocno do siebie i choć żadne z nas nie mogło usnąć, nie odzywaliśmy się, pogrążeni w żałobie.

Następnego dnia, od godziny szóstej byliśmy już na nogach. W milczeniu, z humorami jakbyśmy szli na ścięcie, przemierzaliśmy las. W dodatku śnieg obficie padał, utrudniając nam widoczność. Odnosiłam wrażenie, jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko nam.
O godzinie dwunastej dotarliśmy do jakiejś wioski, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na obiad. Zasiedliśmy w niewielkiej, drewnianej restauracji, gdzie na ścianach wisiały skóry dzikich zwierząt. Mimo wszystko wystrój zrobił na mnie ciepłe wrażenie.
Ciemnowłosa kelnerka przyniosła nam karty, a później odebrała zamówienie. Ja poprosiłam o zwykłego fileta z kurczaka z frytkami i surówką, Hidan zaś wziął kotleta schabowego z tymi samymi dodatkami, co ja. Danie przyniesiono nam dwadzieścia minut później.
Oboje nie mieliśmy zbyt wielkiego apetytu, dlatego dość długo siedzieliśmy nad talerzami. Zamieniliśmy po drodze kilka słów, jednak wcale nie chcieliśmy ze sobą rozmawiać. To tylko pogarszało sytuację.
Po trzynastej wyszliśmy z restauracji i udaliśmy się w dalszą wędrówkę. Po drodze, ku mojemu zdziwieniu, Hidan chwycił mnie za rękę, nawet na mnie nie spoglądając. Poczułam to przyjemne ciepło w sercu, które zawsze mnie ogarniało, gdy chłopak przejawiał wobec mnie jakieś uczucia.
- Ta cisza jest okropna - wychrypiałam w końcu. Odchrząknęłam i zerknęłam na Hidana. Zacisnął szczęki, jednak nie odezwał się nawet słowem. Odniosłam też wrażenie, że na sekundę mocniej ścisnął mnie za rękę, jednak mogło mi się to tylko wydawać.
Wróciłam wzrokiem na drogę. Coraz mniej drzew nas otaczało. Krajobraz powoli przekształcał się w prerię. Czułam się przytłoczona, bo wokół nie było widać żywej duszy, nie mówiąc już nawet o jakiejś wiosce. Niebo powoli traciło swój błękitny odcień i na zewnątrz poszarzało, a w zasięgu wzroku nie mogłam znaleźć żadnego hotelu, w którym mogliśmy się zatrzymać. Zaniepokoiłam się, bo bardzo nie chciałam nocować na zewnątrz, zwłaszcza w taką pogodę.
- Zdążymy dotrzeć przed zachodem słońca? - spytałam Hidana. Chłopak zerknął na zegarek i w tym momencie zimny podmuch wiatru zmusił go do przymknięcia powiek.
- Powinniśmy - odparł ponuro. - Możemy zwiększyć tempo, żebyś była pewniejsza.
- Nie o to chodzi - mruknęłam. - Jeśli twierdzisz, że zdążymy, możemy iść tak, jak teraz. Ufam ci.
Hidan zerknął na mnie z boku i uśmiechnął się z kpiną. Zrobiło mi się niesamowicie przykro, bo nie spodziewałam się, że w takim momencie stać go na złośliwości. Najwyraźniej był to jego sposób na wyparcie bólu, o ile czuł go tak samo mocno, jak ja. Zamknęłam się więc i skuliłam pod naporem jego nieprzyjemnego tonu głosu. Hidan musiał to zauważyć, bo puścił moją rękę i objął mnie ramieniem.
- Wybacz - mruknął. - Nie chciałem być niemiły.
- Nie szkodzi - odparłam, choć tak naprawdę czułam kompletnie co innego. Nie chciałam jednak się z nim kłócić pod koniec naszej znajomości. Nikomu nie wyszło by to na dobre.
Przez chwilę szliśmy objęci, a później Hidan schował rękę do kieszeni płaszcza. Nie zdziwiło mnie to - dłoń miał gołą a mróz mocno dawał o sobie znać.
Gdy drzewa całkowicie zniknęły, a niebo jeszcze bardziej pokrywało się granatem, zaczęłam się niepokoić, ale na darmo. Po kilku minutach zauważyłam migocące przed nami punkty - wioskę, do której zmierzaliśmy. Odważyłam się zerknąć na Hidana; uśmiechnął się pod nosem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że go obserwuję. Odwróciłam szybko wzrok i z utęsknieniem czekałam, aż w końcu dotrzemy do naszego hotelu. Nogi bolały mnie niemiłosiernie. Poza tym miałam dosyć tej upierdliwej ciszy, która przeszywała mnie na wskroś. Może jutrzejszy dzień będzie lepszy?
Nim całkiem się ściemniło, weszliśmy między parterowe budynki wioski, która była naprawdę niewielka. Zdziwiłam się, że jest w niej coś takiego jak hotel, jednak najwyraźniej mieszkańcy doskonale wiedzieli, że to miejsce stanowi idealny punkt przystankowy dla strudzonych drogą przybyszów, bo wybudowali długi, kremowy budynek, zdecydowanie wyglądem odstający od reszty, który miał za zadanie nie tylko przenocowanie obcych, ale również zarobienie na nich dość dużych pieniędzy, bo jak się okazało, nocleg tani nie był. 
Weszliśmy do środka. Przyjemne ciepło owiało nasze zmarznięte policzki. Szybko odkryłam, że jego źródłem był stojący w centralnym miejscu pomieszczenia kominek, w którym płomienie radośnie szalały. Uśmiechnęłam się lekko, rozluźniając jednocześnie wciąż napięte mięśnie.
Dostaliśmy pokój na samym końcu korytarza. Po drodze naliczyłam, że jest ich tutaj dziesięć, z czego ostatni przypadł właśnie nam. Znajdowało się w nim spore, dwuosobowe łóżko, szafki nocne z jasnego drewna i w tym samym kolorze szafa przesuwna i toaletka z dużym lustrem. Ściany w kolorze delikatnego, nieco już brudnego, beżu wprowadzały ciepły klimat. 
- W końcu - westchnęłam, zrzucając z ramion plecak. Chciałam je rozmasować, lecz Hidan mnie w tym wyręczył, ówcześnie ściągnąwszy moją kurtkę. Poddałam się przyjemnemu ugniataniu ze strony chłopaka i przymknęłam powieki. Dopiero wtedy, gdy lekko się zatoczyłam, zorientowałam się, jaka byłam zmęczona. Dosłownie padałam na pysk.
- Idź się umyj, zanim mi tutaj zemdlejesz - polecił. Bez słowa zniknęłam w łazience, a Hidan poszedł pod prysznic po mnie.
Miękki materac zdawał się otoczyć mnie ze wszystkich stron. Zrelaksowana i szczęśliwa, że wreszcie mogę odpocząć, dałam się ponieść znużeniu i nim się zorientowałam, usnęłam. Ocknęłam się, gdy Hidan wchodził pod kołdrę. Położył się przodem do mnie, myśląc że śpię. Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy, co było dla mnie miłą niespodzianką. Nie wiem czemu właściwie nie otworzyłam oczu. Może byłam zbyt zmęczona, a może... No nie wiem. 
- Będzie mi ciebie brakowało - szepnął i przybliżył się, by pocałować mnie w głowę. Jak tylko oderwał ode mnie usta, wbiłam w niego wzrok. - Nie śpisz? - Hidan wyraźnie się zdziwił.
- Nie - odpowiedziałam. Jego słowa wyprowadziły mnie z równowagi, jak zresztą ostatnio wszystko. Przecież on owinął mnie sobie wokół palca, tak? Nie mogło mu mnie brakować! - Hidan błagam cię, powiedz mi prawdę - poprosiłam i usiadłam. Chłopak również się podniósł, zdezorientowany moimi słowami. - Czy ty mnie kochasz? Ale tak na poważnie? Czy - umilkłam na chwilę, czując, jak do oczu wzbierają mi łzy - czy może... Czy to lider kazał ci mnie kochać? - wypaliłam. 
Chłopak nie musiał odpowiadać. Jego oczy powiedziały mi prawdę za niego.



Huhu, jednak się udało! W niedzielę zamiast do 19, nasza Jadźka wypuściła nas ze szpitala wcześniej i zyskałam kilka dodatkowych godzin, z czego raptem trzydzieści minut wystarczyło, żebym dokończyła rozdział. ;) Może nie jest on zbyt wesoły, ale jest. ^^
No, to ja Was pozdrawiam prosto z Sopotu, kochane misie! <3

12 komentarzy:

  1. Chyba nie docieramy powoli do końca, prawda? ;-;
    Raczej po rozwinięciu wątku z pozbyciem się mordercy oraz 'odzyskaniem' męża ( ciekawe jak to rozwiążesz) będzie coś jeszcze....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Docieramy, docieramy. Nie ma sensu ciągnąć opowiadania w nieskończoność. ;) Ale spokojnie, po pozbyciu się mordercy będzie coś jeszcze. :)
      Buziaki!

      Usuń
  2. Ohhhhhhh ciekawe co jej odpowie! Mam nadzieje, ze nie odzyska meza i Hidan naprawde ja kocha :3 To glupie, ale wierze w niego! Licze na happy end, really <3
    Wybacz, ze tak krotko, ale jestem w szpitalu i tak troche brak sily do koemntowania hehe ale wiedz, ze jestem i czekam na kolejna czesc!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W szpitalu? Jeśli mogę wiedzieć, co się stało? Życzę mnóstwo zdrowia i siły! Pobyty w szpitalach zawsze męczą niestety. :c
      Będziesz musiała chwilę poczekać na nowy rozdział, bo dopiero co wróciłam z wyjazdu i muszę dopiero zacząć go pisać. :D
      Buziaki! I jeszcze raz: zdrowia. :*

      Usuń
  3. Poprzedni rozdział mogę najlepiej ująć tak-świetna walka,dwie rozmowy,jedna dziwna druga nie i dziwiąca się Shouri.
    Sama się zdziwiłam jedynie (lub może nie jedynie)trzema rzeczami.
    Po pierwsze-tym,że Lider musiał Shouri zmyślać przed Shouri i ona to widziała,powinien być przygotowany na taką sytuację, mieć wymyślony kit i umieć go wstawić,zwłaszcza osobie tak naiwnej jak Shouri.Wiem,że może nie spodziewał się takiej prośby i z tego powodu był nieprzygotowany,posiada słabości jak każdy człowiek ale w końcu jest shinobi rangi S i przywódcą organizacji zrzeszającej najgroźniejszych przestępców świata i nie może sobie pozwolić na ich okazywanie.
    Po drugie tym,że Itachi oberwał od brata podczas walki.Rozumiem w jakim celu to zrobił- Shouri miałaby przechlapane gdyby Sasuke złapał ją w genjutsu i też nie wie ona jak walczyć z posiadaczem Sharingana ,Sasuke stał się potężnym ninją ale żeby aż tak by ranić swego brata?Czyżby choroba Itachiego(nie było o niej tu żadnej wzmianki,żeby ją miał ale może przecież ją mieć,prawda?),nie chciał walczyć ze swoim młodszym bratem w tym terminie niezależnie od obecności Shouri,chciał ją chronić,skupił się na tym i odrobinę olał swego brata a ten wykorzystał okazję?Dla mnie Itachi tu coś kręcił.
    Po trzecie-jego znajomość medycznego ninjutsu.Nie sądziłam,że będzie umiał robić takie rzeczy,choć wiem,że na pewno posiada pewną wiedzę w tej dziedzinie ale posiadanie medycznego ninjutsu?Wiem,że jest genialny ale to już lekka przesada .Intryguje mnie jeszcze to jakiego rodzaju jest to jutsu-zwykłe,którego się nauczył jako geniusz w mgnieniu oka lub jak zwyczajny shinobi szkolący się na iryonina przez parę lat po cichu w ukryciu albo jakieś inne,alternatywne jutsu lecznicze,łatwiejsze do nauki i stosowania?Jestem bardzo ciekawa!
    Końcowe teksty Uchihy wywarły na mnie dość nieprzyjemne wrażenie.Wiem,że Shouri jest podobna do Sasuke w tym,że formuje błędne wnioski na temat Itachiego na podstawie własnej niewiedzy,trochę tu nie myśli(skoro Itachi to taki rewelacyjny ninja to rewelacyjnie może umieć tropić,no i daleko nie odeszła od siedziby),jest naiwna ale przy tym nie tak bardzo zaślepiona jak on.
    Co do tego rozdziału- Shouri myśli i analizuje siebie.Dzięki Ci za to Autorko ,za te chwile trzeźwości w jej naiwnej codzienności.
    Bardzo miło się czytało jej pożegnanie z Itachim.Było ono nieodzowne,w końcu Itachi na swój dyskretny sposób ją wsparł,okazał jej coś więcej niż swoją zwyczajną oschłość i nie wyglądało to za dziwnie jak na niego,za to uroczo wypadła całość sceny.
    Zaskoczyło mnie tu jedynie pytanie Shouri,dziewczyna domyśla się odpowiedzi i według mnie nie powinna pytać,dziwi mnie też,że zebrała na to tyle odwagi by zapytać Hidana ale skoro czuła tak wielkie wątpliwości to mogła chcieć się upewnić na ten sposób.
    Dziękuje za pochwałę,nie myślałam tak o mojej wiedzy na temat Naruto,lubię być zwyczajnie dokładna w swoich wypowiedziach.
    Weny,powodzenia i ciepłych dni w Sopocie życzę(właśnie tam byłam i wiem jak zimno tam być może).
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należy zauważyć, że Shouri jest już w siedzibie półtora roku, więc zwraca uwagę na więcej rzeczy i potrafi rozgryźć w jakimś tam stopniu lidera. Może jego kłamstwo nie było najwyższych lotów, ale dawna Shouri by w nie uwierzyła.
      Co się tyczy Itachiego - dla niego najważniejszym było ochronić Shouri. Poza tym Sasuke też jest już wystarczająco szybki i sprytny, by wykorzystać chwilowe roztargnienie brata. Zresztą młodszy Uchiha też się zdziwił, że udało mu się to z taką łatwością. ;)
      Jak wiadomo, Itachi jest bardzo mądrym człowiekiem i po prostu w tajemnicy uczył się medycznego jutsu. Wiedział, że kiedyś może mu się przydać, no i umie też głównie podstawy, typu zasklepienie rany. Z czymś poważniejszym raczej by sobie nie poradził.
      Shouri owszem, domyśla się odpowiedzi, ale jest już tak wykończona udawaniem (lub nawet nie, w końcu zatraciła się w tym wszystkim), że po prostu nie wytrzymała. Spróbuj sobie wyobrazić, jak byś się czuła na jej miejscu? Mając świadomość, że nie możesz zakochać się w drugiej osobie, a mimo wszystko oddając mu się i obdarzając go (z początku) udawanym zaufaniem? Shouri jest w rozsypce, ma po prostu dość niepewności i tego, co czuje.
      Z Sopotu już niestety wróciłam. Rzeczywiście, chłód może dać w kość, choć nie mogę narzekać na pogodę. Tylko jeden dzień był deszczowy, a ostatnie trzy dni były taaaaakie cieplutkie. :)
      Dziękuję bardzo za komentarz. Buziaki :*

      Usuń
  4. W końcu znalazłam chwilę na przeczytanie. Kurcze, nienawidzę Cię! Jak można przerwać rozdział w takim momencie?! Nie no uduszę Cię, jak szybko nie nastukasz dalszej części. No niby oczywiste - pewnie kazał lider... Chociaż... Może jednak nie? Błagam pisz ciąg dalszy bo umrę ;c Znalazłam literówkę jedną, chociaż to żaden błąd, tak tylko mówię: " Cyba tylko utratę człowieczeństwa dla osobistych pobudek, ale to jeszcze do mnie nie docierało.". Uciekło Ci "h" :D Pozdrawiam i idę przeszukać Baranku, może tez jakieś nowości czekają ;****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no, nie nienawidź mnie, proszę. :c
      Przepraszam, sama sobie się dziwię, ale mam jakiś zastój jeśli chodzi o Shouri. Dokładnie wiem, co chcę napisać, ale no nie da rady, nie wiem czemu. :c
      Dziękuję za wyłapanie błędu, już poprawiam. :D
      Taaaak, na Baranku też są nowości, są. :D
      Dzięki wielkie! Buziaaaaki! :*

      Usuń
  5. ALE JAKĄ PRAWDĘ POWIEDZIAŁY TE OCZY?! NIE PO TO ZARWAŁAM DWIE NOCE, BY WSZYSTKIE ROZDZIAŁY NADROBIĆ, PSUJĄC SOBIE WZROK TELEFONEM, BY CHOLERA JASNA ZABIĆ MNIE W TAKIM MOMENCIE!
    HEJT LVL HARD! DAWAJ MI NASTĘPNĄ CZĘŚĆ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ejjj no, weź mi tu się nie obrażaj, czy coś. :c Rozdział się pisze, spokojnie, bez nerwów. :D Złość piękności szkodzi, kochanie!
      Bardzo mi miło, że moje opowiadanie tak Cię wciągnęło, że pochłonęłaś je w dwie noce, ale mimo wszystko zalecam czytanie moich wypocin w ciągu dnia, bo po co psuć sobie oczka. :D
      Postaram się szybciutko skończyć ten rozdział. ;)
      <3

      Usuń
  6. Matko, jak dawno mnie tu nie było. Przepraszam bardzo, bardzo, ale stresowałam się egzaminem zawodowym i tym, że zrobię biednemu zwierzakowi nieodwracalną krzywdę, że nie miałam czasu zerknąć na żadne blogi. No, ale dosyć tego usprawiedlwiania. Wróciłam, nadrobiłam, a teraz komentuję ^^
    W pierwszej kolejności pochwalę cię, bo rodział bardzo mi się podobał i te sprawy. Ładnie wszystko opiałaś, tak, że mogłam sobie wszystko wyobrazić i prawie czułam się jakbym tam była. Naprawdę szacunek, podziwiam i ślę ukłony.
    Teraz ta druga część. TY OKROPNA KOBIETO, JAK MOGŁAŚ SKOŃCZYĆ W TAKIM MOMENCIE. Ty chyba chcesz żebym ja z niepewności dostała zawału, skrętu kiszek czy czegoś jeszcze. CO ONA ZOBACZYŁA W TYCH OCZACH JEGO, ŻE JUŻ WIEDZIAŁA. Kushina-chan ja cię chyba uduszę... z miłości^^
    Pisz, pisz, bo mnie tu niepewność zżera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och nie szkodzi. Mam nadzieję, że egzaminy udało się pozdawać? :) Doskonale Cię rozumiem, też nie chciałabym zawalić niczego przez blogi, które przecież nie uciekną... :D
      Cieszę się, że tak dobrze udało mi się oddać uczucia Shouri. To dla mnie duży krok, serio. :D Zawsze się bałam, że jakoś tak ślamazarnie mi idzie opisywanie uczuć...
      Ej, ej! Nie jestem okropna, no. :c No weź przestań tak mnie nazywać, no coś Ty. Ja jestem wspaniała, ja buduję napięcie! :D A tak serio to wiem, że nie lubi się, gdy autor tak kończy, ale mnie to jakoś dziwnie cieszy. Przepraszam za to. ^^
      Możesz mnie przydusić z tej miłości, chętnie uścisk odwzajemnię, ale proszę nie zabijać. :D <3
      Dzięki piękne za ciepłe słowa. Postaram się skończyć rozdział jak najszybciej. ;)
      Buziaki!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)