Następnego dnia, około godziny trzynastej,
stawiłam się w gabinecie lidera ubrana w zimowe buty, długie spodnie i
najcieplejszy sweter, jaki posiadałam w szafie. W ręce natomiast trzymałam
kurtkę, co od razu dało mężczyźnie do zrozumienia, że wybieram się do sklepu.
– Czy mogę zabrać ze sobą Itachiego? –
spytałam. Chciałam porozmawiać z Uchihą na osobności, a obawiałam się, że w
ścianach organizacji dłuższa rozmowa nie była możliwa.
Lider zmarszczył brwi, najwyraźniej
zdziwiony moim pytaniem.
– Nie – odpowiedział po chwili.
– Dlaczego? – spytałam zaskoczona. Nie
sądziłam, żeby Itachi był mu w tym momencie do czegoś potrzebny.
– Jest teraz zajęty – zmyślił lider.
Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
– Siedzeniem w kuchni? – prychnęłam, na co
mężczyzna gwałtownie podniósł się z krzesła. Odsunęłam się od niego niemal pod
same drzwi, przestraszona jego reakcją.
– Nie pyskuj mi – warknął. – Ostatnio na
zbyt wiele sobie pozwalasz. Ciesz się, że w ogóle możesz iść gdzieś sama –
cisnął przez zęby. Wyraźnie wyprowadziłam lidera z równowagi. Czy to było
możliwe, żeby wiedział o intencjach Itachiego?
Woląc nie ryzykować czytaniem myśli,
skinęłam tylko głową i nie awanturując się więcej, wyszłam z siedziby. Ze
zdziwieniem zorientowałam się, że zdążył już spaść śnieg. Był dopiero początek
listopada.
Otuliłam się ramionami, bo zimny wiatr
mocno smagał moje ciało, i ruszyłam przed siebie. Na szczęście, na ziemi leżała
tylko delikatna warstwa białego puchu, co nie przeszkadzało mi w chodzeniu. Bez
żadnego pośpiechu przemierzałam las.
Dręczyła mnie rozmowa z liderem. Zazwyczaj
nie próbował ograniczyć mojego kontaktu z członkami Akatsuki i gdy tylko
chciałam spędzić z kimś czas na powietrzu (głównie z Hidanem) od razu się
zgadzał. A teraz? Wyglądał tak, jakby ktoś trzepnął go w głowę, gdy zadałam mu
pytanie o Uchihę. Musiał podejrzewać, że Itachi nie stoi po jego stronie w
mojej kwestii i dlatego się nie zgodził. Cholernie żałowałam, bo naprawdę
chciałam z nim porozmawiać i rozwiać swoje wątpliwości.
Dotarłam do wioski w czterdzieści minut. W
sklepowych witrażach już poustawiano świąteczne dekoracje, a dzieci wesoło
biegały po ulicach i bawiły się śniegiem. Radość dosięgała każdego, kto
przebywał aktualnie w tym miejscu, również mnie. Z uśmiechem od ucha do ucha, przeszłam
się uliczkami i zatrzymałam w centrum. Ławki posypane puchem nie były w tym
momencie szczególnie miłe do siedzenia, więc stojąc w miejscu rozejrzałam się
po skąpanej w słońcu okolicy. W oczy rzuciło mi się kilka par, rodzina z trójką
rozszalałych dzieci oraz pijany chłopak, zataczający się w jednej z uliczek.
Przyjrzałam mu się uważniej: miał białe, nieco dłuższe włosy z
charakterystycznie przyciętą grzywką, był wysoki i szczupły, a w ręce trzymał
butelkę z piwem. Gdy tylko się uśmiechnął, z daleka zauważyłam jego spiczaste
zęby, które tak dobrze zapamiętałam. Suigetsu.
Nerwowo rozejrzałam się po okolicy, bo
jeśli on tu był, sam Uchiha jak i reszta jego bandy na pewno też się w wiosce
znajdował. To natomiast mogło oznaczać dwie rzeczy: albo znaleźli się tu
całkiem przypadkiem, albo odkryli kryjówkę Akatsuki i zbierają siły na atak.
Jeśli zaś to pierwsze, nie mogli mnie tutaj zobaczyć, bo tylko bym im pomogła.
Szybko powzięłam plan rezygnacji z zakupów
i ruszyłam spokojnie w kierunku wyjścia z wioski. Starałam się nie rozglądać na
boki i zachowywać jak najbardziej naturalnie, żeby przypadkiem nie rzucić się
nikomu w oczy, jednak strach był silniejszy ode mnie. Bałam się, że Sasuke znów
mnie dopadnie i tym razem tak łatwo nie wypuści.
W pewnym momencie, poczuwszy na plecach
czyiś wzrok, zatrzymałam się i gwałtownie odwróciłam. Na wysokości twarzy nie
zauważyłam kompletnie niczego, natomiast gdy zerknęłam niżej, moim oczom
ukazało się, może sześcioletnie, dziecko. Chłopiec o ciemnych włoskach patrzył
na mnie z zaciekawieniem, a później wystawił do mnie rączkę, na której
znajdowała się jakaś karteczka.
– To dla pani – powiedział. Wzięłam liścik
i jeszcze raz rozglądnęłam się po okolicy. Nie zauważyłam ani Suigetsu, ani
nikogo innego z bandy Uchihy. Mimo to wiedziałam, że wiadomość jest od kogoś z
Hebi.
Niepewnie rozłożyłam papier, a sens słów
na nim napisanych dotarł do mnie dopiero po chwili.
Sasuke już wie.
Rozejrzałam się jeszcze raz po okolicy,
ale nadal nikogo nie widziałam. Zerknęłam na chłopca; stał przede mną nieco
zaniepokojony. Najwyraźniej wyczuł moje podenerwowanie, choć w tej sytuacji z pewnością nie trudno było to zauważyć.
– Kto ci to dał? – Ukucnęłam przed nim,
żeby poczuł się ciut odważniej.
– Taka pani – mruknął. – Miała czerwone
włosy.
– Karin – szepnęłam sama do siebie.
Uśmiechnęłam się krzywo i podziękowałam chłopcu za przekazanie wiadomości. W
pierwszej chwili pomyślałam też, że to dziecinnie głupie z jej strony, że sama
do mnie nie podeszła, i dopiero po chwili dotarło do mnie, że pewnie w tym
czasie poszła poinformować Sasuke. Chciała mnie jedynie nastraszyć i zająć mój
cenny czas, potrzebny na ucieczkę.
Nie myśląc zbyt długo, rzuciłam się w
morderczy bieg prosto w stronę wyjścia z wioski. Nie oglądając się za siebie,
biegłam co sił w nogach, żeby zdążyć im umknąć. Wiedziałam, że mnie wyczują, że
doskonale wiedzą, gdzie biegnę, ale łudziłam się, że nie zdążą mnie dogonić.
Już po pięciu minutach zaczęłam opadać z
sił. Zbyt duże tempo nie pozwalało mi swobodnie oddychać, poczułam kłucie w klatce
piersiowej i niesamowity ból głowy. Mimo to biegłam, aż się za mną kurzyło, i
to dosłownie. Śnieg uciekał spod moich stóp, demaskując moje położenie.
Zaklęłam cicho pod nosem, denerwując się,
że mam tak słabą kondycję. Tempo biegu zmalało, a ja niemal czułam oddech
Uchihy na ramieniu. Nie miałam odwagi, żeby się obejrzeć, ani czasu, by
spróbować kogoś wyczuć. Nie potrafiłam też wystarczająco się skupić, żeby
uruchomić swoje kekkei genkai, na wszelki wypadek. Dlatego po prostu biegłam
przed siebie, męcząc się niemiłosiernie, i mając jednocześnie ogromną nadzieję,
że Sasuke i jego banda dopiero teraz wybiegła z wioski.
Przeskoczyłam ponad wystającym z ziemi
konarem, a gdy wylądowałam, poczułam nieprzyjemny ból w prawej kostce. Nie
zważając na to, rzuciłam się do dalszej ucieczki. W międzyczasie zerknęłam do
tyłu: nikogo za mną nie było.
Momentalnie zrobiło mi się gorąco, przez
co mój bieg jeszcze bardziej się spowolnił. Z każdym kolejnym krokiem kostka
coraz bardziej dawała o sobie znać i już wiedziałam, że ją skręciłam. Zdziwiło
mnie, że tak dobrze przychodziło mi ignorowanie bólu, ale szybko wytłumaczyłam
to szalejącą w ciele adrenaliną. To ona usypiała moje receptory bólowe i dawała
kopa do działania. Dzięki niej byłam w stanie dalej biec.
Wraz z uczuciem rwącego bólu w nodze, moje
nadzieje na ucieknięcie Sasuke, ulotniły się. Upadłam i przetoczyłam się po
śniegu, starając się jednocześnie jak najszybciej wstać i przygotować do
obrony. Chwila, podczas której czekałam na pojawienie się bandy Uchihy z nim samym
na czele, dłużyła się niemiłosiernie. Nerwowo rozglądałam się na boki, nie
potrafiąc się skupić na usłyszeniu jakiegokolwiek dźwięku. Miałam wrażenie, że
prócz wzroku, moje pozostałe zmysły przestały działać. W uszach mi szumiało,
ciało całe się trzęsło i nie miałam pojęcia, co właściwie się ze mną dzieje.
Ręką wyczułam kunaia, dalej tkwiącego z udzie. W sekundę sytuacja ta skojarzyła
mi się z tą sprzed roku, gdy obcy mężczyzna również mnie zaatakował. Wtedy
byłam bezbronna. Teraz nie zamierzałam dać się zastraszyć.
Zacisnęłam zęby i wyrwałam sobie z ciała
broń, co poskutkowało upadkiem. Uklękłam i w tym samym momencie usłyszałam
cichy szelest. Gwałtownie podniosłam głowę – tuż przed moją twarzą zatrzymał
się kunai, a później spadł do śniegu. Zerknęłam w dal: stali tam Sasuke, Karin
i Juugo. Suigetsu najwyraźniej był zbyt pijany, by im pomóc.
Z trudem podniosłam się, jednocześnie
podtrzymując działanie Shieki, które automatycznie aktywowało się podczas ataku
bandy Uchihy. Ci najwyraźniej zauważyli zmianę w moich oczach, bo przystanęli w
miejscu i jak na komendę, zgodnie zmarszczyli brwi.
– Shouri – odezwał się Sasuke, a na jego
twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. – Miło cię znowu widzieć – zakpił.
Prychnęłam cicho.
– Nie mogę tego powiedzieć o tobie –
odparowałam. – Czego chcecie?
– Tego, co poprzednio. Mojego brata. –
Sasuke swobodnie ruszył w moim kierunku, ale jego towarzysze zostali z tyłu.
Zacisnęłam pięści. Noga rwała jak szalona.
– Odpuść, Sasuke.
Serce zabiło mi tysiąc razy szybciej.
Odwróciłam się i zobaczyłam Itachiego, idącego w naszym kierunku. Nie miałam
pojęcia, co tutaj robi, jak mnie odnalazł i skąd wiedział, że potrzebuję
pomocy, ale byłam mu niesamowicie wdzięczna za obecność. Z drugiej jednak
strony wolałam sama rozprawić się z Sasuke, a przynajmniej chwilowo go ogłuszyć
i uciec do siedziby. Nie naraziłoby to Itachiego na niebezpieczeństwo. Pytanie
tylko, czy poradziłabym sobie z potęgą ich klanu, jakim był sharingan.
Starałam się nie ukazywać strachu ani
szoku, jaki wywołało we mnie jego pojawienie się tutaj. Itachi jak gdyby nigdy
nic zatrzymał się tuż obok mnie i na mnie spojrzał. Jego ciemne oczy nabrały
wyrazu troski, choć nie miałam pewności, czy dobrze go rozszyfrowałam. Mogłam
być zwyczajnie zdenerwowana i wszystko źle odczytywać.
– A teraz, Shouri, pokaż mu, na co cię
stać – zachęcił mnie Itachi. – Teraz.
Odwróciłam głowę w kierunku Sasuke, który
już zbliżał się z zawrotną prędkością. Zatrzymałam go metr od nas, choć
przyszło mi to z ogromnym trudem. Młody Uchiha próbował się wyszarpać, jednak
jego wysiłki na nic się zdały. Warknął coś pod nosem, a następnie skierował wściekły
wzrok na mnie. W tym samym momencie Itachi zasłonił mi oczy dłonią, przez co
straciłam kontrolę nad uwięzionym Sasuke. Starszy z braci odrzucił mnie w bok;
zgrabnie odbiłam się od drzewa i wylądowałam na nogach, a roztaczający się
przede mną widok zmroził mi krew w żyłach. Itachi z trudem opanowywał grymas,
wkradający się na jego twarz pod wpływem bólu, jaki zadał mu Sasuke. Młody
Uchiha wbił mu kunai między żebra i chyba był zaskoczony łatwością, z jaką
udało mu się to zrobić, bo przez chwilę w jego oczach malowało się zdziwienie.
Wykorzystałam ten moment na ponowne uruchomienie Shieki, co na szczęście mi się
udało, i odrzuciłam Sasuke jak najdalej od swojego brata, nie patrząc mu przy
tym w oczy. Towarzyszyło temu wyszarpnięcie broni z ciała Itachiego, przez co
chłopak warknął lekko i upadł na jedno kolano. Natychmiastowo do niego
podbiegłam, a Karin i Juugo zaopiekowali się swoim kompanem.
– Matko, Itachi – jęknęłam, jednak ten
nakazał mi nie spuszczać oczu z przeciwnika.
– To nic – warknął. – Poradzę sobie. Nie
patrz Sasuke w oczy, jasne? Wprowadzi cię w genjutsu, a z tym twoje Shieki nie
ma szans – zauważył, podnosząc się. Rana musiała go okropnie boleć a co gorsza,
sprawiała mu kłopoty w oddychaniu. Na szczęście młody Uchiha najwyraźniej nie
przebił płuca, bo inaczej zostałabym na polu walki kompletnie sama.
– Jasne – odparłam i momentalnie spuściłam
wzrok na nogi swoich przeciwników. Niepewnie wysunęłam się przed Itachiego i
stanęłam w pozycji obronnej. Czułam, że tym razem to ja muszę go obronić, choć
doskonale zdawałam sobie sprawę z mojej nikłej szansy na zwycięstwo. Byłam
pewna, że mój kompan interweniuje jak tylko mojemu życiu coś zagrozi, tak jak
to było przed chwilą.
Pewność siebie, jaka emanowała od Sasuke i
jego bandy, nieprzyjemnie mnie przytłaczała. Nie przywykłam do walki z osobą,
która na serio chce mnie zabić, dlatego też mój strach niemal sięgał zenitu.
Wysiłek, jaki musiałam włożyć w zapanowanie nad ciałem, żebym nie
wyglądała jak trzęsąca się galareta, był niewyobrażalny. Jeszcze nigdy nie
czułam się tak beznadziejnie.
– Spokojnie, jestem tutaj – usłyszałam za
sobą. Kojący głos Itachiego i zapewnienie o wsparciu z jego strony rzeczywiście
podniosło mnie na duchu, jednak nie na tyle, żebym mogła się całkiem
zrelaksować. Uchiha we mnie pokładał nadzieje na wygranie tej walki, a
przynajmniej częściowe obezwładnienie Sasuke, i ciężar ten czułam na swoich
barkach niemal odkąd mężczyzna się pojawił, a to wcale nie ułatwiało zadania.
Oboje zaczęliśmy traktować to starcie jako ostateczne sprawdzenie.
Zmrużyłam oczy, chcąc uważniej skupić się
na ruchach naszych przeciwników. Sasuke wyraźnie szykował się do ataku, bo jego
ręka powędrowała do kabury z bronią. Maksymalnie skoncentrowałam się na jego
poczynaniach, dlatego też bez problemu odbiłam lecące w naszą stronę dwa
kunaie. Jak się po chwili okazało, miały na sobie naklejone wybuchowe notki.
Atak ten jednak miał na celu zdekoncentrowanie mnie – Sasuke natarł na nas w
zabójczym tempie, tak, że w ostatniej chwili udało mi się go zablokować. Do
walki włączyli się również jego kompani – Juugo wskoczył na gałęzie drzew, a
Karin biegła bezpośrednio na mnie. Udało mi się zatrzymać również ją, jednak
przed atakiem rudowłosego obronił mnie Itachi. Przepływ chakry w moim
organizmie nieco się pogubił, przez co Uchiha i jego pomocnica dosłownie na
chwilę zostali uwolnieni, lecz nie zdołali nas zaatakować, bo znów złapałam ich
w sidła swojego kekkei genkai. Oboje głośno zaklęli, bo Juugo odleciał w bok,
łamiąc po drodze kilka drzew.
– Nie puszczaj ich, Shouri – rozkazał
Itachi. Podszedł do mnie i położył mi dłoń na ramieniu, by już po chwili
dotknąć mojej potylicy. Zjechał zimnymi palcami po szyi i zatrzymał się na
karku. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz, co Uchiha na pewno wyczuł. – Uderz ich tutaj, żebyśmy mieli szansę na ucieczkę, Chodź, pokażę ci.
– Draniu! – warknął Sasuke. Czułam, jak
próbuje się wyrwać z mojego kekkei genkai. Utrzymanie go w spokoju było
naprawdę ciężkie. – Stań do walki, pieprzony tchórzu!
Zatrzymaliśmy się za Karin, której oddech
momentalnie stał się przyśpieszony. Gdyby mogła, na pewno trzęsłaby się ze
strachu, jednak skutecznie jej to uniemożliwiałam. Itachi odgarnął z jej karku
włosy i wskazał mi właściwe miejsce, a następnie pokazał, jak uderzyć. Z
szalenie bijącym sercem, uniosłam dłoń a następnie skopiowałam ruch Itachiego,
tyle, że w szybkim tempie i zdecydowanie mocniej. Dziewczyna poleciała na
ziemię jak długa. Poczułam ulgę, bo już tylko Sasuke został mi pod
kontrolą.
– Teraz on. – Starszy z braci wskazał
głową na chłopaka. Podeszłam do niego. Ciskał w nas przekleństwami, a mnie
coraz trudniej było nad nim zapanować, dlatego też szybko wzięłam zamach i
powaliłam chłopaka na ziemię. Nie przypuszczałam, że będzie to takie
łatwe. Zdecydowanie zbyt łatwe. A jednak, na serio obezwładniłam dwójkę z Hebi.
– Wow – szepnęłam, ale Itachi nie dał mi
czasu na zachwycanie się. Złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku siedziby.
– Idziemy, już! – warknął, zwiększając
tempo. Od razu zrozumiałam, że nie mieliśmy zbyt wiele czasu na ucieczkę, a że
oboje byliśmy ranni, musieliśmy się pośpieszyć. Było mi trochę wstyd, bo Itachi
pomimo poważniejszej rany, biegł zdecydowanie swobodniej niż ja, niemniej
udawało mi się dotrzymać mu kroku. Na całe szczęście, do siedziby dotarliśmy
zanim Sasuke i jego banda nas dogonił.
Dopiero idąc przez korytarze odczułam
faktyczny ból. Noga się pode mną ugięła, przez co oparłam się o ścianę i chwilę
dochodziłam do siebie. Itachi natomiast wyglądał na niewzruszonego, choć rana z
jego boku zdawała się być bardziej bolesna od mojej.
– Dojdziesz do zabiegowego? Opatrzę cię –
mruknął. Skinęłam głową i z jego pomocą doskoczyłam do odpowiedniego
pomieszczenia. Od razu usiadłam na tak dobrze już znanym mi łóżku i z
zainteresowaniem spoglądałam na mężczyznę. Doskonale wiedział, gdzie co się
znajduje. Już po chwili przysunął do mnie stolik na kółkach, na którym położył
kilka buteleczek i zapakowany sterylnie zestaw narzędzi.
– O matko – jęknęłam, obawiając się, że
kolejny raz będę poddana szyciu. Nie miałam na to ochoty.
– Ściągnij spodnie – rozkazał Itachi,
ignorując moje jęki. Zarumieniłam się lekko, ale posłusznie wykonałam jego
polecenie. Odwróciłam się na brzuch, by mężczyzna mógł wpierw przemyć i
zdezynfekować udo, a później wyleczyć przy pomocy chakry. Jak się okazało, rana
nie była szarpana i umiejętności Uchihy wystarczyły, by obeszło się bez szycia. Później zerknął na moją kostkę, która zdążyła już mocno spuchnąć. Itachi nasmarował ją jakąś maścią i owinął bandażem.
– Dzięki – westchnęłam, gdy Itachi się ode
mnie odsunął. Ubrałam spodnie, uprzednio dotykając miejsca, w którym była rana.
Nie pozostał po niej nawet ślad. Zdziwiłam się, że mężczyzna miał o medycznym
jutsu takie pojęcie,
– Teraz twoja kolej – mruknął. Jednym
ruchem zdjął koszulkę, a moim oczom ukazało się umięśnione ciało mężczyzny. Po
jego lewym boku ściekała krew z otwartej rany. Skrzywiłam się, nie będąc gotowa
na taki widok. – Przemyj ją tym. – Podał mi do ręki buteleczkę. Wykonałam jego
polecenie, a później osuszyłam ją jałowymi gazikami.
Uchiha sięgnął po lusterko i przyjrzał się
ranie. Następnie kazał mi je przytrzymać, a sam zaczął siebie leczyć. Podobnie
jak to było w moim przypadku, brzegi zabliźniły się, a później całkowicie wygładziły.
Zauważyłam jednak, że leczenie mocno zmęczyło Itachiego.
– Skąd wiedziałeś? – spytałam, gdy
odkładał wszystkie zebrane rzeczy na swoje miejsce. Wyprostował się i spojrzał
na mnie obojętnie.
– Czułem to w kościach – mruknął
ironicznie. Mnie to jednak nie rozbawiło.
– Śledzisz mnie? A może śledzisz swojego
brata? – spytałam i podeszłam do niego, by mi nie uciekł. Zadarłam głowę ku
górze, chcąc spojrzeć mu w oczy. – O co ci chodzi, Itachi?
Beznamiętne spojrzenie mężczyzny tym razem
mnie nie onieśmieliło. Patrzyłam na niego z zaciętością, co na pewno dostrzegł,
bo lekko zmarszczył brwi.
– Ubzdurałeś sobie, że musisz mnie
chronić, bo przypominam ci Sasuke? – prychnęłam. Na dźwięk tych słów nieznacznie
drgnął. – Wiedz, że ja doskonale poradzę sobie bez ciebie – warknęłam. – Nie
potrzebuję pomocy kogoś tak egoistycznego! Zachowujesz się tak tylko po to,
żeby zabić wyrzuty sumienia, które zżerają cię od środka. Doskonale wiesz, że
cholernie zraniłeś swojego młodszego brata i trudno ci z tym żyć, prawda?
Dlatego próbujesz odkupić swoje winy, pomagając bezbronnej Shouri! Czyż nie mam
racji? – Do moich oczu podeszły łzy. Uświadomienie sobie, że moje słowa mogły
być prawdziwe, bardzo mnie zabolało. – Ja również cię przejrzałam, Itachi.
Przez ten czas doskonale zdążyłam cię poznać – sapnęłam. – Niczego nie robisz
dla innych. Każde twoje działanie ma ci przynieść ulgę w cierpieniu. To właśnie
tym kierujesz się w życiu. Uciekasz od odpowiedzialności – zauważyłam. Itachi
przez chwilę milczał.
– Mówisz, że dobrze mnie znasz, a jak
znasz siebie? – spytał obojętnie. – Chyba w ogóle, skoro twierdzisz, że
poradziłabyś sobie beze mnie. Nie znasz mocy sharingana i nie masz pojęcia, co
mój brat zrobiłby z tobą, gdyby nie ja. – Sprytnie uniknął dręczącego go
tematu. Jak zwykle.
Zmrużyłam wściekle oczy. Doskonale
wiedziałam, że moje słowa go zabolały, a mimo wszystko starannie odbijał atak.
Denerwowało mnie jego opanowanie.
– Prawda jest taka... – warknęłam, ale
Itachi mi przerwał.
– Każdy człowiek żyje, wierząc w to, co
wie, oraz w to, czego doznaje. Sumę tych doświadczeń zwie rzeczywistością. Lecz
wiedza i poznanie to pojęcia niejednoznaczne, są niczym więcej jak tylko ułudą,
iluzją wykreowanego przez siebie świata. Zapamiętaj to sobie, Shouri –
powiedział, a następnie zostawił mnie samą w pomieszczeniu. Znów miałam mętlik
w głowie.
No i co tam? ;)
Niestety, moje najdroższe miśki, za tydzień rozdziału nie będzie. Wyjeżdżam w niedzielę w nocy i wracam dopiero w kolejny poniedziałek, więc po pierwsze, nie mam kiedy wstawić, a po drugie, no niestety... Jeszcze go nie napisałam. Mam już połowę, więc jak tylko wrócę powinno pójść gładko. Do 4 października na pewno zdążę go napisać. O ile nie pochłoną mnie zajęcia na uczelni (a mam ich naprawdę mnóstwo). Tak czy siak, do czwartego postaram się dokończyć rozdział, który - już teraz Wam zdradzę - nosi tytuł "Pożegnanie". Jakieś domysły, coś? :D
Tym razem, nie jak zwykle: widzimy się za dwa tygodnie! :*
Niestety, moje najdroższe miśki, za tydzień rozdziału nie będzie. Wyjeżdżam w niedzielę w nocy i wracam dopiero w kolejny poniedziałek, więc po pierwsze, nie mam kiedy wstawić, a po drugie, no niestety... Jeszcze go nie napisałam. Mam już połowę, więc jak tylko wrócę powinno pójść gładko. Do 4 października na pewno zdążę go napisać. O ile nie pochłoną mnie zajęcia na uczelni (a mam ich naprawdę mnóstwo). Tak czy siak, do czwartego postaram się dokończyć rozdział, który - już teraz Wam zdradzę - nosi tytuł "Pożegnanie". Jakieś domysły, coś? :D
Tym razem, nie jak zwykle: widzimy się za dwa tygodnie! :*
O nie, ja nie chcę pożegnania z Itachim, Hidanem, czy kimkolwiek ;c Nienawidzę pożegnań ;c
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, choć wyjątkowo krótki jak na Ciebie. Jaki stres mnie zżerał jak Shouri uciekała a ja nie wiedziałam czy ją dopadną czy nie. Itachi mnie tutaj bardzo mile zaskoczył. Widać po jego zachowaniu, że jest wrażliwą osobą, nawet jeśli poprzez pomoc Shouri chce odkupić swoje winy. Sasuke nienawidzę, więc podoba mi się, że u Ciebie jest czarnym charakterem. Niektórzy niepotrzebnie go wybielają. Czekam na ciąg dalszy, szkoda, że tak długo ;c
Też nie lubię pożegnań. :(
UsuńKrótki? Czy ja wiem? Te początkowe na pewno były krótsze, ten nie jest taki zły. Rozpieściłam Cię chyba długością rozdziałów na Baranku i teraz mi tutaj będziesz narzekać. :D:D
Ja zaczynam Sasuke lubić, bo (nie mam pojęcia czemu) ostatnio czytam dużo opowiadać SasuSaku. Jakoś tak się wciągnęłam...
Dziękuję za komentarz. :)
Buziaki!
Też kiedyś lubiłam, ale ostatnio nie mogę trafić na dobre SasuSaku... ;c No masz rację, na Baranku jest idealna długość, a tutaj były zawsze krótsze. Możliwe też, że po prostu ostatnie rozdziały są bardziej wciągające niż pierwsze, gdzie dopiero wprowadzałaś fabułę i dlatego szybciej mi się je czyta, ale dzisiaj wydawało mi się, że nie minęły 3 minuty a już byłam przy końcu. Brakowało mi trochę Hidana, którego lubię tylko u Ciebie xD
Usuń