21 sie 2014

23. Kontrola.

Patrząc na nieco psychodeliczny uśmiech mojego oprawcy, uznałam, że w zaistniałej sytuacji najlepszym wyjściem będzie podporządkowanie się jego rozkazom, a przynajmniej dopóty, dopóki nie puści mojego gardła. Starałam się zachować spokój, w myślach przywołując obraz Hidana, który ostatnio potraktował mnie w podobny sposób. Faceci to zdecydowanie świnie.
- Zdaje się, że już nie jesteś taka odważna? - spytał, lekko luzując ucisk na mojej szyi. Niemal zachłysnęłam się powietrzem, tak głęboki wdech wzięłam.
- Nigdy nie byłam - wyszeptałam, dłonią powoli sięgając do kabury przypiętej do mojego biodra. Właściwie nie wiedziałam, co mi przyszło do głowy, żeby go atakować, ale w tamtej chwili jakoś o tym nie myślałam. Najspokojniej jak tylko mogłam, złapałam w rękę kunai i czekałam na dalsze posunięcie mężczyzny.
Szatyn zaśmiał się pod nosem, po czym złapał mnie za włosy i pchnął przed siebie. Upadłam na kolana, cudem sama nie nabijając się na swoją własną broń. Gdy tylko poczułam, że mężczyzna schyla się w moją stronę, ścisnęłam mocniej kunaia i z całą swoją energią i siłą zaatakowałam go, próbując wbić mu broń w nogę. Refleks szatyna był jednak lepszy od mojego marnego ataku; kopnął mnie w rękę, przez co automatycznie puściłam metal, po czym przygwoździł mnie do ziemi, opierając kolano na mojej klatce piersiowej, żebym przypadkiem nie mogła się podnieść.
- Niezbyt to było mądre - stwierdził. Po jego twarzy cały czas błąkał się uśmiech szaleńca. 
Nie wierzyłam w to, co się działo. Odkąd dołączyłam do Akatsuki ciągle byłam narażona na niebezpieczeństwo, nie stwarzane nawet przez nich samych! Albo zostaję porwana przez Sasuke, albo atakuje mnie jakiś nieznany facet... Do tej pory nigdy nikt mnie nie uderzył, a teraz? Ciągle ładuję się w tarapaty, poniekąd z mojej własnej winy. Brzask chyba zesłał na mnie jakąś klątwę, bo nie wiem jak inaczej mogłabym nazwać swojego pecha.
- Chyba dopiero się uczysz, co? Nie sądzisz, że trochę na to za późno? - Mężczyzna zszedł ze mnie i przyciągnął mnie w swoją stronę. Gdy już mnie trzymał w swoich ramionach, złapał mnie za włosy i mocno odchylił głowę do tyłu. Jęknęłam cicho, coraz bardziej przerażona i bezradna. Nie wiedziałam nawet, jakie ma wobec mnie zamiary. Nie wyglądało na to, żeby chciał mnie zgwałcić, inaczej pewnie już by się za to zabrał, więc o co mu chodziło?
- Wal się - warknęłam, próbując w jakikolwiek sposób go kopnąć. Ten jednak jednym ruchem nogi powalił mnie z powrotem na ziemię, odwrócił tak, żebym leżała na brzuchu i przycisnął stopą moją twarz do drogi. Wkurzyłam się, bo tylko mnie ośmieszał. 
- Grzeczniej, kochanie - mruknął, dociskając butem moją głowę. Zakrztusiłam się od piachu, który chcąc nie chcąc, dostał mi się do ust. 
Gdy poczułam, że nacisk zelżał, czekałam na jego dalszy atak. Sekundę później usłyszałam, jakby zniknął w kłębie dymu, po czym do uszu dobiegł mnie szczęk metalu, charakterystyczny dla wyciągania miecza z pochwy. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam ogromny ból w prawym udzie. Przebił mi nogę na wylot, śmiejąc się przy tym jak psychopata. Przeciągły pisk przechodzący w jęk wydostał się z mojego gardła, gdy poczułam przeogromny, rozrywający ból. Zdałam sobie sprawę z tego, że żarty się skończyły, i że znalazłam się w ogromnym niebezpieczeństwie. 
Gdy mężczyzna wyciągnął z mojej nogi broń, krzyknęłam po raz kolejny. Czułam, jak po nagiej skórze spływa gorąca krew, oraz jak bardzo pulsuje zranione miejsce. Adrenalina uderzyła mi do głowy, dzięki czemu miałam wystarczająco dużo siły, żeby odwrócić się i w porę uniknąć kolejnego ciosu. Tym razem celował w lewe udo, chcąc całkiem mnie sparaliżować. Ja jednak widząc zamach mężczyzny, podkuliłam nogi pod siebie, nie czując nawet zbyt dużego bólu pomimo zranienia, i przeturlałam się do tyłu, tym samym ocalając udo. Mój oprawca wyraźnie się zdziwił, bo przez chwilę patrzył na mnie w szoku, by później znów głośno się zaśmiać.
- Uwielbiam, jak uciekają - powiedział jak gdyby sam do siebie i skierował kroki w moją stronę. Z trudem przeczołgałam się pod drzewo, o które się podparłam i wstałam. Byłam na tyle wystraszona, że naprawdę nie czułam bólu. Mogłabym teraz chyba góry przenosić, gdyby mi kazano, tyle miałam siły.
Mężczyzna stanął przede mną i patrzył, jak cała drżę ze strachu oraz dziwnego podniecenia. Odchylił lekko rękę z kataną - zamierzał zaatakować. W ostatnim momencie padłam na ziemię, a miecz wbił się w drzewo. Wykorzystałam moment, w którym szatyn siłował się ze swoją bronią, chcąc ją uwolnić, i kopnęłam go z całej siły w piszczel. Usłyszałam tylko jego donośne warknięcie przeplatane przekleństwami. Nie patrząc nawet na niego, spróbowałam się wyczołgać spod jego ręki, jednak ten złapał mnie i po raz kolejny do siebie przyciągnął. Poczułam, jak grzebie w mojej kaburze i szuka broni. Gdy wyciągnął dłoń, dostrzegłam w niej kunaia, kierującego się prosto w moją szyję. Odniosłam wrażenie, jakby coś mocno zakuło mnie w serce, tak bardzo mnie przeraził. Niemniej jednak nie udało mu się mnie zranić - jego dłoń zawisła w powietrzu, kilka centymetrów od mojej szyi. Dzięki, Shieki.
- Co jest, kurwa? - warknął, próbując przepchnąć dłoń przez niewidzialną barierę. - Co? 
Poczułam, jak przez całe moje ciało przechodzi fala ciepła. Bez większego problemu wydostałam się z jego uścisku i uważnie mu się przyjrzałam. Wyglądał jak mały, przerażony szczeniaczek. Najwyraźniej dostrzegł zmianę, jaka we mnie zaszła. Z ofiary stałam się napastnikiem.
- Miałeś pecha - stwierdziłam, przez cały czas czując dziwne ciepło w ciele. Spojrzałam na swoje ręce, po czym odrzuciłam jedną tak, jakbym chciała zaatakować mężczyznę. Szatyn odleciał na drzewo, a ja nawet go nie dotknęłam. Spodobało mi się to.
Utykając, podeszłam do niego i delikatnie się uśmiechnęłam. Nie chciałam go zabijać, ale fakt, że miałam nad nim przewagę niesamowicie mnie podbudowywał. Po raz pierwszy też miałam całkowitą kontrolę nad Shieki, co dodatkowo mnie cieszyło. 
- Co ty robisz? - krzyknął, gdy wyrwałam z drzewa jego katanę i złamałam ją na pół. Pewnie wziął mnie za jakiegoś demona, skoro wszystko działo się, według niego, bez mojej ingerencji.
- A ty? - spytałam, zauważywszy, że przywołał do siebie kaburę z bronią i zaczął nią we mnie rzucać. Wszystkie odbiły się od niewidzialnej bariery, która mnie otoczyła. 
- Kim ty jesteś?! - wrzasnął, wyraźnie przestraszony. Uśmiechnęłam się, słysząc w jego głosie strach. Jeszcze nikt nigdy się mnie nie bał. Poza tym miło było wiedzieć, że jestem w stanie sama się obronić.
- Jeszcze raz zaatakujesz jakąkolwiek dziewczynę - pogroziłam mu i specjalnie, za pomocą kekkei genkai, przyparłam go do drzewa, jak to przed chwilą on zrobił ze mną - to cię znajdę i zabiję. Jasne?
Mężczyzna gwałtownie pokiwał głową, a po jego policzkach spłynęły łzy bezsilności i strachu. Zdaje się, że po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Specjalnie wybierał słabe ofiary i, na jego nieszczęście, mnie też za taką wziął. 
- Uciekaj stąd - syknęłam. Szatyn od razu zwiał, po drodze przewracając się, bo tak mu się nogi plątały. 
Ja natomiast poczułam, jak z mojego ciała odpływa ciepło. Gdy wszystko wróciło do normy, okropnie mnie zemdliło. Padłam na kolana i zaczęłam wymiotować, jednak ku mojemu zdziwieniu i przerażeniu, nie treścią żołądkową, a krwią. Na sam ten widok zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze, przez co krztusiłam się szkarłatną cieczą przez dłuższą chwilę. 
- Szlag - syknęłam, wytarłszy usta ramieniem. Wtedy też poczułam niemal paraliżujący ból w udzie, przez co padłam na ziemię i jęknęłam. W takim stanie dojście do siedziby Akatsuki zajmie mi wieki, o ile w ogóle się uda.
Leżąc na ziemi, śmiałam się i płakałam na przemian. Rana rwała jak cholera, ale udało mi się kontrolować Shieki! Cała ta bójka otwierała jakiś nowy rozdział w moim życiu. Czułam, że mogę zrobić wszystko, jak tylko wyzdrowieję. Wiedziałam, że treningi gwałtownie posuną się na przód, a ja odzyskam Taya w trymiga! Cudowne uczucie.
Powoli podniosłam się do klęczek, a następnie tak jak poprzednio, przeczołgałam się do drzewa i z jego pomocą wstałam. Podtrzymując się pnia, rozejrzałam się uważnie za jakimś patykiem, który mógłby posłużyć mi za kulę, jednak niczego takiego nie byłam w stanie znaleźć, a sama też nie zamierzałam wspinać się po drzewach i urywać "dodatkowej nogi". Zaklęłam pod nosem, ale musiałam poradzić sobie sama. W końcu byłam dużą, dzielną dziewczynką.
Jak tylko zrobiłam krok, nogi się pode mną ugięły, ale nie upadłam. Przyciągnęłam do siebie chorą kończynę i znów lewą nogą postąpiłam na przód. Przeszłam tak kilka kolejnych metrów, niemal mdlejąc z bólu, a zajęło mi to ogromnie dużo czasu. Gdy przystanęłam na odpoczynek przy jednym z drzew, zegarek wskazywał już godzinę trzynastą pięćdziesiąt. W takim tempie na pewno nie dojdę do siedziby na czas i jeszcze zaczną mnie szukać. A ja nie potrzebowałam ich pomocy! Dotarłabym do organizacji sama, gdybym tylko miała jeszcze dodatkową godzinę, ewentualnie dwie. A przy okazji wykrwawiłabyś się na śmierć, usłyszałam w głowie. Cholera.
Do godziny czternastej zrobiłam kilka kolejnych kroków, aż w końcu zmęczona usiadłam i oparłam się o pień. Dałam za wygraną, ale to dlatego, że nie chciałam umrzeć, a z każdym metrem czułam, że ubywa ze mnie coraz więcej krwi. Byłam już naprawdę słaba.
Siedząc tak i czekając na pomoc, postanowiłam, co być może było głupie i nierozważne, spróbować uruchomić samodzielnie Shieki. Niestety tego jeszcze nie umiałam i niepotrzebnie straciłam trochę chakry, a co za tym idzie - jeszcze bardziej opadłam z sił. Powieki zaczynały mi nieznośnie ciążyć, ale wiedziałam, że nie mogę usnąć. Mogłabym się już wtedy nie obudzić. Potrzepałam energicznie głową, żeby odgonić senność i za wszelką cenę próbowałam nie poddać się tej ogromnej pokusie. Gdy jednak głowa sama zaczynała mi opadać, zdecydowałam, że muszę coś zrobić. Żeby się rozbudzić, po raz kolejny tego dnia podniosłam się z ziemi. Krew zaczęła szybciej pulsować, zaszumiało mi w uszach i wcale nie było mi lepiej. Wręcz przeciwnie: zrobiło mi się jeszcze bardziej słabo. Przeklęłam w obawie, że przyjdzie mi długo czekać na swojego wybawiciela.
I po co ci to było? Mogłaś iść posłusznie z Uchihą, a nie upierać się, że poradzisz sobie sama. Czasem naprawdę zachowujesz się nieodpowiedzialnie.
Westchnęłam, uparcie trzymając się drzewa, żeby się przypadkiem nie przewrócić. Niepewnie popatrzyłam na zranioną nogę i widząc sączącą się cały czas krew, serce zabiło mi tysiąc razy szybciej. Nie wiedząc, co powinnam zrobić, wyjęłam z kabury broń i skróciłam nowo nabytą sukienkę. Kawałkiem materiału obwiązałam sobie udo powyżej rany, co powinnam była zrobić już dużo wcześniej. Nie byłam jednak pewna, czy to zadziała, ale na nic więcej nie mogłam liczyć, pomijając oczywiście mojego wybawiciela, który - miałam nadzieję - niebawem się zjawi.
Stojąc tak, oparta o drzewo, z krwawiącą nogą i zapewne coraz bledszą twarzą, przestraszona oraz dumna z kontrolowania Shieki, zauważyłam nagle zbliżającą się do mnie postać. Już w oddali usłyszałam, jak wypowiada moje imię, dzięki czemu kamień spadł mi z serca. Nikt nie miał zamiaru mnie zaatakować, a w obecnej sytuacji to było naprawdę dużą ulgą.
Gdy lider wraz z Uchihą do mnie podeszli, dostrzegłam w ich oczach zdziwienie i strach. Naprawdę bali się, że jeśli Sasori szybko nie interweniuje, stracą mnie, a tego na pewno by nie chcieli. Dlatego też, nie pytając o wyjaśnienia, Itachi wziął mnie na ręce i pobiegli w stronę siedziby. Ja natomiast, spokojniejsza i bezpieczna, wtuliłam się w jego ciało i przestałam walczyć z ciężkimi powiekami.

Ocknęłam się po raz kolejny w sali szpitalnej naszej siedziby. Powoli podniosłam się do siadu, bo dalej huczało mi w głowie i było mi niedobrze, po czym odrzuciłam kołdrę i zerknęłam na nogę. Rana była już opatrzona, zapewne przez Sasoriego. Będę mu dozgonnie wdzięczna za pomoc, tyle razy już ratował mi życie, czy mnie leczył. Na pewno miał mnie już dosyć.
Raptem chwilę po moim przebudzeniu, do pomieszczenia wszedł mój lekarz. Rzucił mi zirytowane spojrzenie, dzięki czemu potwierdził tylko moją poprzednią myśl. Nie chciał się mną już zajmować, a ja ciągle pakowałam się w kłopoty, jak małe dziecko.
- Jak się czujesz? - spytał, gdy stał już przy mnie.
- Dobrze - mruknęłam, nie mając odwagi, by powiedzieć coś więcej.
- Straciłaś dużo krwi, musiałem ci trochę przetoczyć - wyjaśnił i odkrył moje nogi. Zważywszy na to, że sukienka podwinęła się ku górze, mocno się zarumieniłam. Sasori jednak kompletnie nie zwrócił uwagi na moje majtki. Zajął się oglądaniem rany. - Zasklepiłem to, ale musisz ponosić jeszcze opatrunek, żeby cię hamował. Z zewnątrz nie ma praktycznie śladu, ale wewnętrzne tkanki dłużej będą do siebie dochodzić. Masz na siebie uważać, jasne? - Przestrzegł mnie, a ja skinęłam głową. - Idę po lidera.
- Dziękuję - wyszeptałam jeszcze, ale nie miałam pewności, czy chłopak mnie usłyszał.
Nie czekałam długo na pojawienie się mężczyzn. Na twarzy Paina malowało się zmartwienie, pomieszane ze zdumieniem. Gdy tylko zobaczył, że jestem przytomna, podszedł do mnie i usiadł na stojącym obok krześle. Posłałam mu niepewny uśmiech, a ten zmrużył na to oczy.
- Co ci się stało? - zapytał.
- Zostałam zaatakowana przez jakiegoś faceta - wyznałam. - Ale to nic, bo już się dobrze czuję, a przynajmniej dzięki niemu udało mi się kontrolować Shieki.
Lider zmarszczył czoło, uważnie przysłuchując się moim słowom.
- Gdy chciał mnie zabić, to samo mnie obroniło, ale potem mogłam używać mojego kekkei genkai bez większego problemu - powiedziałam podekscytowana. - To niesamowite!
- Pokaż - mruknął, i kolejny raz zaczął czytać mi w myślach. Nie było to szczególnie przyjemne uczucie, ale do zniesienia. - Rzeczywiście - mruknął i spojrzał na Sasoriego. Ten stał niewzruszony. - Kontrolowała to.
- Brawo - mruknął bez entuzjazmu lekarz.
- Teraz już będzie łatwiej, prawda? - spytałam z nadzieją, patrząc na lidera. Ten skinął głową, ale nie widziałam przekonania w jego oczach.
- Musimy porozmawiać - zwrócił się do Sasoriego i wstał z krzesła. Nie spodobało mi się to.
- Też mam prawo wiedzieć, jeśli to o mnie chodzi - powiedziałam, nim mężczyźni wyszli z pokoju. Obaj spojrzeli najpierw na mnie, a potem po sobie.
- Później z tobą porozmawiam - obiecał lider, by następnie wraz z Sasorim zostawić mnie samą. Westchnęłam głośno, niezadowolona z tego, że znowu mają przede mną tajemnice. Niemniej jednak chcąc być grzeczną pacjentką, oparłam się pokusie powrotu do swojego pokoju, tym bardziej, że nie usłyszałam przekręcenia zamka. Ułożyłam się wygodniej w łóżku i wpatrzyłam w biały, zwyczajny sufit. Miałam gonitwę myśli, przez co nie mogłam ponownie pogrążyć się we śnie, którego tak pragnęłam. Mimo wszystko dalej byłam zmęczona a głowa niemiłosiernie mi ciążyła. Zasłoniłam oczy ramieniem, próbując o niczym nie myśleć. Nie na długo jednak zostałam sama. Już po chwili doszedł mnie zgrzyt otwieranych drzwi. Niechętnie popatrzyłam na gościa, którym - jak się mogłam spodziewać - okazał się być Hidan.
- Cześć - rzucił jeszcze w progu. Zamknął za sobą drzwi, a następnie usiadł na moim łóżku i oparł się na rękach po obu stronach mojego ciała. Na jego ustach jak zwykle błąkał się uśmiech. Uwielbiałam to w nim. Wiecznie pogodny, ciepły, wesoły.
- Cześć - mruknęłam, nawet nie próbując się podnosić. - Co tam?
Hidan parsknął śmiechem, po czym znów się we mnie wpatrzył.
- Mnie o to pytasz? - spytał z przekąsem. - U mnie w porządku, a ty znowu wpakowałaś się w kłopoty.
- Taka moja uroda - odpowiedziałam, przywdziewając na usta najsłodszy uśmiech, na jaki tylko było mnie stać. Hidan pokręcił lekko głową.
- Mam się o ciebie ciągle martwić? - Chłopak ujął moją dłoń w swoją i zaczął bawić się moimi palcami.
- To nie była moja wina - próbowałam się wytłumaczyć. - On sam mnie zaatakował.
- Rozumiem - odparł i ucałował moją dłoń. Niesamowicie miły gest, na który na pewno się zarumieniłam. - Dobrze, że nic ci się nie stało.
- Oprócz dziury w nodze jest okej. - Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. W gruncie rzeczy cała ta sytuacja mogła się o wiele gorzej skończyć. Gdyby Shieki mi nie pomogło, mogłabym już gryźć kwiatki od spodu.
- Przyciągasz kłopoty jak magnes - stwierdził i cicho się zaśmiał pod nosem. Również się rozweseliłam. W sumie Hidan miał rację.
- Trochę jestem śpiąca - mruknęłam po krótkiej chwili krępującej ciszy. Chłopak skinął głową i podniósł się z łóżka. Nachylił się nade mną, cmoknął mnie w czoło i bez słowa opuścił pokój.
Usnęłam z uśmiechem na ustach.

Gdy się obudziłam, stał nade mną sam lider. Wzdrygnęłam się nieco na ten widok, bo nie spodziewałam się, że zastanę obok kogokolwiek. A już tym bardziej przeraziła mnie jego poważna mina. Gęsia skórka natychmiastowo wskoczyła mi na ręce, przypominając sobie, jak zdenerwowany wyszedł stąd z Sasorim. Czyżby coś mu się nie spodobało w tym, co zobaczył w moich wspomnieniach?
- Jak się czujesz? - spytał obojętnie. Wzruszyłam tylko ramionami. - Sasori musi cię porządnie przebadać. Nie podobało mi się to, że po używaniu Shieki, zaczęłaś wymiotować - przeszedł od razu do sedna. - Miałaś ostatnio jakieś dolegliwości? - Pokręciłam przecząco głową. - Bóle brzucha, mdłości, nic? - Zaprzeczyłam niemo każdemu słowu, które wypowiedział. - Więc albo masz chory przewód pokarmowy, albo jest to skutek uboczny Shieki.
- Jeśli tak, to będę wymiotować za każdym razem, po użyciu tego? - spytałam strwożona, na co lider wzruszył ramionami.
- Nie wiem - westchnął i założył ręce na klatce piersiowej. Był równie zaniepokojony, co ja. - Może po prostu trochę przegięłaś jak na pierwszy raz.
- Nie wydaje mi się - zaprzeczyłam od razu. - Prócz wymiotów, nie czułam się źle. To raczej nie jest tego kwestia.
Rudy nie odzywał się przez jakiś czas, zastanawiając się, co jeszcze mógłby mi powiedzieć. Doskonale wiedziałam, że tylko część informacji mi przekazuje. Widziałam, jak walczył ze sobą, żeby nie palnąć za dużo choćby o słowo.
- Przyglądnę ci się na treningach, jak tylko nauczysz się uruchamiać Shieki - mruknął w końcu. - Póki co tylko tyle mogę zrobić. Sasori zbada cię jutro, żeby wykluczyć choroby. Teraz możesz wracać do siebie. Dasz radę sama?
Skinęłam do niego głową i odrzuciłam kołdrę z nóg. Momentalnie naciągnęłam sukienkę jak tylko się dało, żeby nie odsłaniać mu za dużo ciała. Powoli zwlokłam się z łóżka i pokuśtykałam do drzwi, asekurowana przez lidera.
- Nie przemęczaj się. Prysznic weź sobie jutro, dobra? Teraz idź spać.
- Dobra - mruknęłam, gdy otworzył przede mną drzwi. Podtrzymując się ściany, tak na wszelki wypadek, w towarzystwie Rudego dotarłam do swojego pokoju i klapnęłam na łóżku, wykończona tym krótkim spacerem. Niemniej jednak fakt, że moje kekkei genkai mogło dawać skutki uboczne, spędził mi sen z powiek.  Od razu usiadłam przy stercie papierów, które na samym początku tej szalonej przygody dostałam od lidera, i zaczęłam szukać czegoś na ten temat. Wszystkie informacje dotyczyły jednak sposobu jego działania, żadnych powikłań. Dopiero po około godzinie, gdy zaczęłam robić się senna i zmęczona, znalazłam konkretniejsze informacje o Shieki. Wczytałam się w słowa, a ostatnie zdanie zmroziło mi krew w żyłach: "Z obserwacji wynika, że użytkownicy tego kekkei genkai zwykle umierali młodo, nie przekroczywszy trzydziestego roku życia." Kartka wyleciała mi z ręki z cichym szelestem. Czułam, że krew odpływa mi z twarzy, a dłonie zaczynają niebezpiecznie drżeć pod naporem emocji.
Nie chciałam umrzeć w przeciągu czterech lat. Nie taki był mój cel.
Jasny gwint.



Znowu to robię, wiem. Dodaję rozdział wcześniej bo wyjeżdżam, a wolę mieć pewność, że się dodał. :D
Trochę akcji było, trochę przemyśleń. Jestem całkiem zadowolona, ale ocenę pozostawiam Wam. Obiecuję Wam natomiast, że w kolejnym rozdziale zrobi się gorąco. :D
Trzymajcie się ciepło, miśki. :*

17 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Nareszcie udało się Shouri zapanować nad swoją mocą ;)
    Już myślałam, że dzieczyna się wykrwawi po walce no, ale to przecież{{ główna bohaterka opowiadania jest więc wszystko zakończyło się *dobrze*i żyje}}.

    Zobaczymy co dalej wyniknie z obserwacji i badań Sasoriego i czy dziewczyna zakończy swe życie tak wcześnie mając raptem 30 lat jak kończyli jej poprzednicy używający tego-- kekkei genkai-- mam nadzieję, że nie będzie aż tak tragicznie i jakoś -autorka- załagodzi sytuację ^.^

    "Obiecuję Wam natomiast, że w kolejnym rozdziale zrobi się gorąco. :D" - to czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i życzę udanego wyjazdu ;D
    ________Gal Anonim ______

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo serdecznie za ciepłe słowa. ^^
      Wyjazd był super, choć pogoda niestety trochę nam nie dopisała. Dzisiaj to już kompletna katastrofa, od rana lało i musieliśmy się wcześniej zebrać, no bo ani z domu nie dało się wyjść, ani nic. :c Ale generalnie było super, więc dzięki. ^^
      Buziaki! :*

      Usuń
  2. Wybacz mi chwilowe opóźnienia, ale aktualnie czytam Twoje rozdziały od początku. Skończyły mi się książki do czytania i zabrałam się za przypomnienie wcześniejszy wątków u Kushiny <3 Chociaż kusi mnie ten rozdział haha xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha ojej, spoczko, nic się nie dzieje. :D

      Usuń
    2. Dotarłam tu :3 Rozdział fantastyczny <3 Mam nadzieję, że Shouri nie umrze ;c Co do Hidana, to powiem Ci, że scenka jak najbardziej przypadła mi do gustu <3 Ale i tak wygrała scena walki, podoba mi się jak przeplatasz w walce dialogi. Pozdrawiam :*

      Usuń
    3. Choć nie lubię opisywać walk, to tę o dziwo dobrze mi się pisało, dlatego też jestem z niej całkiem, całkiem zadowolona (ach tak skromność). ^^ Dziękuję Ci pięknie za wszystkie miłe słowa. :*
      Buziaki!

      Usuń
  3. Witam, otóż chciałam ogłosić iż na deira-stories pojawił się [w końcu] po dość długiej przerwie ... rozdział 2. Jeżeli nie pamiętasz mnie i mojej twórczości to nie szkodzi, rozumiem. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Shouri -nie dość, że ją napadają, chcą zgwałcić to jeszcze jej napastnik to prawdopodobnie sadysta...Paradoksalnie to jej dało większe szanse-gdyby zaczął się od razu do niej dobierać, trudniej byłoby się jej bronić.Cieszę się,że udało jej się kontrolować Shieki i dała radę się obronić sama-były to dwa kroki na drodze do zostania dobrym shinobi(choć odniosła obrażenia).
    Szkoda,że Shouri nikt nie powiedział,że życie ninja do łatwych i najszczęśliwszych nie należy a dołączenie do organizacji przestępczej tym bardziej tego nie sprawia.Dziewczyna po prostu musi potrenować- może wtedy cierpieć i wylewać łzy ale potem przyzwyczai się i będzie sobie radzić w życiu.Mam nadzieję,że to co ją spotkało zmobilizuje ją do podszkolenia się w walce wręcz.
    Według mnie wymiotowała bo trochę przeholowała z użyciem Shieki jak na pierwszy raz,te łamanie katany było już niepotrzebne, mam nadzieję ,że nie jest ona zwykłym użytkownikiem a jeśli jest to niech się cieszy,że ma jeszcze te cztery lata a nie już umiera(skojarzyło mi się to z chorobą Itachiego).
    Zaniepokoiło mnie tylko jedno-fakt,że puściła tego shinobi wolno.
    Może on przecież przełknąć swoją męską dumę i donieść władzom swojej wioski o niej(lub komukolwieg) co może potem jej zaszkodzić.
    Zrobi się gorąco?Spotka Shouri ponownie Sasuke,będzie uprawiać seks,spotka ninja z Konohy lub sakryfikanta -dalej nie śmiem zgadywać.Czekam niecierpliwie.
    Życzę udanego wyjazdu i weny twórczej,do następnego rozdziału,
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja Cię uwielbiam, to nawet sobie nie wyobrażasz. Czytanie Twoich komentarzy i domysłów jest ekstra, strasznie mi się to podoba. Wiem, powtarzam się, wybacz. ^^
      Dzięki wielkie za komentarz! ^^ Buziaki!

      Usuń
  5. Ok, nadrobiłam wszystko :) Myślałam że znów jakiś paring będzie z moim ukochanym Liderkiem, ale buu! HIdan. ach ile ty masz kobieto pomysłów. Najpierw dziewczyna chce uwolnić męża, potem wdaje się w dosć dziwny romans z Hidanem, która jak na to wygląda działa pod przykrywką [bo lider mu rozkazał rozkochać dziewczynę w sobie], potem Ichiha i Obito dają dobre rady, jeszcze później zdaje się Że uchiha się martwi?! o.O Po drodze widać że Nagato również. A tak wgl przed momentem stworzyłaś postać a już ją chcesz uśmiercać? Nieeee!
    Kocham rozdział i czekam na kolejny.
    Pozdrawiam i życze miłej podróży i duuużo takiej weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj. ^^ Dziękuję Ci bardzo za komentarz, cieszę się, że przypadła Ci do gustu moja twórczość. :)
      Ja niestety Cię nie kojarzę, a na pewno bym pamiętała, więc chyba mała pomyłka z Twojej strony, ale to nic, bo przynajmniej mam co czytać. Jak tylko znajdę czas to do Ciebie wpadnę. ;)
      Buziaki!

      Usuń
  6. Jestem, jestem! Wiem, dlugo mnie nie bylo, ale nie mialam czasu, a jak mialam - pisalam na grupowcach watki z innymi. Tak w ogole toczas na moja opinie... mwahahaha.
    Genialne! Z tego co czytam, to zostalo jej malo lat zycia, zal mi dziewuchy. a Lider jaki troskliwy! Dba o nia i w ogole, ale jestem ciekawa co przed nia jeszcze ukrywa. I mam nadzieje ze w nastepnej czesci bedzie duzoooo Shouri i Hidana. Oby jego uczucia byly prawdziwe. No chyba ze jednak woli Itasia.... he he he.
    No, duzo pisac nie jestem, bo egzystuje na chrzscinach kuzyna i cholernie sie nudze... ale powiem tak. Bosko, kocham Twoja tworczosc :)
    Pozdrawiam i caluje goraco :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, nie było Cię. Ważne, że jesteś i pamiętasz i w ogóle... <3
      Dziękuję Ci pięknie za komentarz i ciepłe słowa. Dużo to dla mnie znaczy. :)
      Buziaki!

      Usuń
  7. W końcu dotarłam! Na samym początku muszę się przyznać, że już dawno przeczytałam oba rozdziały, ten i poprzedni, lecz po prostu z braku czasu wolałam wstrzymać się z komentarzem, żeby ostatecznie napisać coś w miarę sensownego. Chcę, żebyś wiedziała, że mimo iż czasami nie komentuję, to nie znaczy, że od Ciebie uciekłam - zdarza się, że obowiązki mnie przerastają, niestety. :)
    Po pierwsze i najważniejsze, odnośnie obu rozdziałów - Hidan odpada z gry. Dla mnie koleś jest już na przegranej pozycji i może się czule uśmiechać, szeptać słodkie słówka, mieć wyposażenie w rozmiarze 25 cm i więcej (^^), nosić dziewczynę na rękach, a i tak nie uwierzę w jego jakiekolwiek czyste intencje. Mogę się mylić, ale mam wrażenie, że chłopak trochę się mota, zupełnie jakby nie wiedział czyją stronę obrać - Shouri, czy Lidera. Niemniej jednak jest fałszywym draniem i ktoś, kto naprawdę dba w tej organizacji o młodą Muzai powinien porządnie skopać mu tyłek - Itachi, nadciągaj! Naprawdę szkoda, że Shouri tak łatwo mu ulega i wszystko wybacza, znajdując najprostsze wymówki. Nie mówię tego, bo uznaję dziewczynę za naiwniaczkę, wprost przeciwnie, to wszystko jak zwykle wina zgubnego uroku siwowłosego. I chyba nie muszę dodawać, że Nagato również nadaje się do odstrzału.
    Jeśli zaś chodzi o pech Shouri, to tak jak istnieje Nagroda Darwina za śmierć w najgłupszych okolicznościach, specjalnie dla dziewczyny powinni stworzyć statuetkę za wybitny talent do wpakowywania się w kłopoty i inne mało komfortowe sytuacje. Mówię całkiem poważnie. Mogliby uwzględnić także jej dziwną niechęć do ptaków przy produkcji takiej nagrody... ;)
    Shieki! Błogosławieństwo i przekleństwo w jednym, bo coś, co teoretycznie za każdym razem ratuje dziewczynę z opresji, jednocześnie ją zabija. To niezwykle smutna wiadomość, jednak odkąd z Tobą jestem zdążyłam już troszkę Cię poznać i przeczuwam, że opowiadanie to wcale nie skończy się w ten sposób - śmiercią Shouri - i być może będzie to zasługa samego Jashina. To trochę bezczelne ze strony rudowłosego, ukrywać takie informacje przed dziewczyną tyle czasu, wiedząc, że i tak prędzej czy później ona sama odkryje prawdę.
    Dodam tylko jeszcze, że przeczytałam również całe Baranku, które postaram się szerzej skomentować jakoś na tygodniu, jak tylko wygospodaruję więcej chwil dla siebie. Och Madara, uwielbiam go, nawet jeśli posuwa wszystko co się rusza!
    Kochana, mnóstwo weny, lepszej pogody, łap ode mnie miliony całusów! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale Cię rozumiem. Sama też nie lubię pisać komentarzy w stylu "super rozdział, czekam na kolejny, pozdrowionka" bo oprócz ogólnej pochwały, nic konkretnego nie wnoszą. Oczywiście są miłe, ale uwielbiam, jak ktoś komentuje moje opowiadanie tak obszernie, jak Ty. Jak zawsze poprawiłaś mi nastrój. :)
      Cieszę się również, że być może na Baranku też przyjdzie nam się spotykać. ^^
      Jeszcze raz dziękuję pięknie za komentarz. A i pogoda się poprawiła - słoneczko teraz wysoko świeci na niebie i wierzę, że to Twoja zasługa. :D
      Buziaki!

      Usuń
  8. Jak to tylko cztery lata życia? To straszne. Mam nadzieję, że jednak coś masz już obmyślone, żeby nie uśmiercać Shouri. Może Jashin będzie maczał w tym palce, co? ; )
    Walkę fajnie opisałaś. Baaardzo, przyjemnie się czytało. :D
    Jeśli dobrze pamiętam, to Shouri powiedziała, że odda Shieki Jashinowi, w zamian za Taya. Czy to uratuje także i jej życie? Czy nie mając Shieki pozbędzie się tej klątwy (chyba mogę to tak nazwać)?
    A co jej relacjami z Hidanem? Jak to będzie wyglądać?
    Jeny, tyle pytań. Tak bardzo jestem tego wszystkiego ciekawa, że chyba oszaleję. : (
    Wyjaśniaj to wszystko jak najszybciej!
    I w ogóle rozdział jak zwykle świetny! ;3
    Pozdrawiam, ślę całusy i duuużo weny. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, wszystko wyjaśnię. W swoim czasie... ;D
      Dziękuuuuuję Ci bardzo za milutkie słowa. :* Bardzo mnie to cieszy i motywuje. ^^
      A Ty kiedy dodasz coś u siebie, hęęęę?
      Buziaki!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)