Kolejnego
dnia, po długiej, bezsennej nocy, postanowiłam udać się do bojówki, by
poćwiczyć moją celność. Wprawdzie kompletnie nie miałam na to ani siły, ani
ochoty, ale musiałam się czymś zająć, żeby nie zwariować. Do tej pory cały czas
myślałam o Hidanie i o radykalnej zmianie, jaka w nim zaszła. Nie rozumiałam
jego zachowania, ale było mi niesamowicie przykro, że tak się zawiodłam. To
prawda, że może za szybko mu zaufałam, ale nie sądziłam, że może być wobec mnie
agresywny.
Przez
zdenerwowanie nie mogłam skupić się na tym, co robię. Shurikeny opadały z
głuchym łoskotem na ziemię, tylko kilka z nich wbiło się w korpus kukieł. Cały
trening poszedł na marne.
Usiadłam
na środku pomieszczenia i zapatrzyłam się w dal. Nie myślałam akurat o niczym
konkretnym i przez tę jedną, krótką chwilę, odpoczęłam od zadręczania się
niepotrzebnymi pytaniami.
Czułam
się jak kretynka, bo wszystkie te wydarzenia były konsekwencją mojego durnego
zachowania. Nie powinnam była zaprzyjaźniać się z mordercami, ani w ogóle do
nich dołączać. Mogłam wieść spokojne życie, a nie uganiać się za nieznanym mi
mężczyzną. Idiotka.
Nie
wiem, ile czasu spędziłam w bojówce. Wróciłam do swojego pokoju i opadłam na
poduszki, z totalnym mętlikiem w głowie. Od wczoraj czułam się tak, jakby moje
serce ściskała jakaś niewidzialna dłoń. Sytuacja z Hidanem nie dawała mi
spokoju. Nie wierzyłam, że chłopak mógł aż tak się zmienić. A przecież każdego
mogą ponieść emocje, prawda?
Wiedziałam,
że nie mogłam go usprawiedliwiać. Zaatakował mnie, a na to nie ma żadnej
wymówki. Niemniej jednak tak bardzo pragnęłam jego ciepła i obecności, że coś
skręcało mnie od środka z rozpaczy i tęsknoty. Odwróciłam się na bok i
ścisnęłam kołdrę, jednocześnie zwijając się przy tym w kłębek. Ta pozycja
wprawdzie nie ukoiła moich nerwów, ale poczułam się ciut lepiej.
Po
jakimś czasie bezczynnego leżenia zdecydowałam, że powinnam porozmawiać z
Hidanem. Musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy, jak choćby to, że wyznał mi
miłość. Może to nie ja powinnam pierwsza do niego przychodzić po tym, jak mnie
zaatakował, ale nie mogłam już dłużej wytrzymać.
Wyszłam
z pokoju i szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od królestwa chłopaka. Pod
drzwiami zawahałam się i zamarłam. Moje serce waliło jak zwariowane, w uszach
mi dudniło i nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Świadomość, że mam
stanąć z nim twarzą w twarz, sparaliżowała mnie. Zanim się ruszyłam,
dostrzegłam, że z kuchni wyszły dwie postacie. Itachi wraz z Kisame zmierzali w
moim kierunku, rozmawiając o czymś. Właściwie to Hoshigaki non stop o czymś
nawijał, a Uchiha przysłuchiwał mu się z niezbyt wielką uwagą. To na mnie się
skupił. Utkwił we mnie spojrzenie swoich czarnych oczu, a ja za cholerę nie
byłam w stanie odczytać, co mu chodzi po głowie.
-
Jesteś strasznie uparta - stwierdził ciemnowłosy. Obaj zatrzymali się tuż przy
mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie na słowa chłopaka i wzruszyłam ramionami.
-
Dlatego tu jestem - odpowiedziałam mu. Na twarzy Kisame zagościł wielki
uśmiech.
-
Mówiłem, że dziewczyna da sobie w życiu radę - żachnął się i złapał pod boki. -
Niby taka niewinna, a tu proszę. Niezłe ziółko z niej jeszcze wyjdzie, mówię
ci.
-
Ojjj nie sądzę - powiedziałam szybko. - Ja tu tylko przelotem.
-
Nawet jeśli.
Zaśmiałam
się cicho pod nosem. Kisame był bardzo sympatycznym człowiekiem, nawet, jeśli
na takiego nie wyglądał. No i nigdy nie pamiętał mojego imienia, co w jego
przypadku też miało swój urok.
-
Idziesz do Hidana? - zapytał niebieskoskóry, a ja się zawahałam.
-
Miałam taki plan. - Skinęłam głową i przygryzłam dolną wargę. Nie byłam pewna,
czy to dobry pomysł.
-
No to co tak stoisz jak widły w gnoju? Rusz się - rozkazał i wyręczył mnie w
pukaniu do drzwi. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w kierunku pokoju Hidana.
Chyba jednak nie byłam gotowa na rozmowę z nim.
Gdy
chłopak stanął w progu, zakręciło mi się w głowie. Sam natomiast zlustrował
wzrokiem najpierw mnie, a potem moich towarzyszy i zrobił minę, która trochę
podniosła mnie na duchu. Rozpoznałam w nim mężczyznę, którego poznałam, którego
jeszcze nie tak dawno całowałam.
-
A wy co, pielgrzymka? - spytał, spoglądając na każdego z nas po kolei.
-
Shouri do ciebie szła, a my ją zagadaliśmy - wyjaśnił Kisame i pchnął mnie w
stronę Hidana. - No już, zajmijcie się sobą, gołąbeczki.
Rzuciłam
Itachiemu mordercze spojrzenie. Albo on, albo Tobi musiał rozpowiedzieć o tym,
że mnie i Hidana coś połączyło. Mimo wszystko podejrzewałam Uchihę, bo to jemu
wyznałam, że zakochałam się w chłopaku. Jak mógł mi coś takiego zrobić? I, do
jasnej cholery, po co?
Itachi
natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy, ale odchodząc rzucił "to nie
ja". I, o dziwo, od razu mu uwierzyłam. Zatem to Tobi musiał wszystkim
rozgadać... Albo Hidan.
-
Co tu robisz? - Głos chłopaka spłynął na mnie niczym kubeł zimnej wody.
Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się niepewnie. Nie wiedziałam, co
tutaj robię.
-
Przyszłam - wydukałam głupio. Hidan uśmiechnął się delikatnie, po czym wciągnął
mnie do środka i zamknął za sobą drzwi.
-
Shouri, przepraszam za to ostatnio - powiedział od razu i złapał swoją dłonią
moją. - Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Poniosło mnie. Po prostu...
Spieprzyliśmy misję, lider nas opierdolił i miałem zły humor. A w dodatku
pamiętam, jak wystraszyłaś się na moje wyznanie. To wszystko spowodowało, że
wybuchłem.
-
No właśnie - mruknęłam i wyrwałam rękę. - Hidan, bałam się ciebie.
-
Wiem i strasznie mi głupio, że tak się zachowałem - powiedział, wyraźnie
skruszony. Wskazywała na to jego mina i postawa ciała. Z pewnego siebie
chłopaka stał się takim, który niemo błaga o przebaczenie. Z każdym słowem mnie
do siebie przekonywał.
-
Powinniśmy zostać przyjaciółmi - wypaliłam po krótkiej chwili ciszy. Spojrzałam
prosto w oczy Hidanowi, który najwyraźniej poczuł się zawiedziony moimi
słowami.
-
Nie chcę cię do niczego namawiać - westchnął i się do mnie zbliżył. - Wiem, że
może za szybko wypaliłem, że cię kocham, i przepraszam za to. Po prostu nigdy
wcześniej nie czułem czegoś takiego - wyjaśnił chłopak, a mnie pękło serce.
Wcale nie chciałam się z nim przyjaźnić. Chciałam czegoś więcej.
-
Hidan...
-
Wiem - przerwał mi. - Już nic nie mówię. Ale może mi być ciężko się z tobą
przyjaźnić.
Nie
wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć. Sama też sobie tego nie wyobrażałam, ale
im dłużej myślałam o mnie i Hidanie, tym bardziej odnosiłam wrażenie, że odsuwa
mnie od mojego celu. Jeśli się w nim zakocham i zaangażuję w związek, nie wrócę
do domu i pozostanę wśród morderców, a tego bym bardzo nie chciała.
-
Przepraszam - szepnęłam. - Tak będzie lepiej.
Już
się odwracałam, by wyjść z pokoju chłopaka, gdy ten złapał mnie za rękę i do
siebie przyciągnął. Nim się zorientowałam, całowaliśmy się namiętnie, a mnie
wcale nie przyszło do głowy, by przerywać pieszczotę. Hidan przycisnął mnie do
ściany, przez co wzbudził we mnie jeszcze większy dreszczyk, który mnie
obezwładniał. Nie byłam w stanie się od niego odsunąć. Chłopak całował tak
dobrze, że to było po prostu niemożliwe.
Poza
tym, chyba nie chciałam przerywać tego pocałunku, ani tego, co między nami
zaszło. Jeden wybuch złości o niczym nie świadczy. Sytuacja go zwyczajnie
przerosła i nie zapanował nad swoimi emocjami. Zdarza się. Tak to przynajmniej
chciałam sobie tłumaczyć.
Gdy
Hidan przestał mnie całować, spojrzałam na niego jak przez mgłę. Był poważny,
być może lekko wystraszony i nie czuł się pewnie. Wyglądał tak, jakby obawiał
się mojej reakcji. A ja wcale nie chciałam na niego nakrzyczeć, no chyba że z
pretensjami, dlaczego przerwał.
-
Wybacz - szepnął, owiewając oddechem moje usta. Odsunął się ode mnie i zmierzył
mnie wzrokiem. Stałam niemal wbita w ścianę, nie wiedząc, co robić.
-
Nie szkodzi - również wyszeptałam i podeszłam w jego stronę. Utkwiłam wzrok w
jego szyi, którą miałam na wysokości wzroku. Nastała chwila krępującej ciszy. -
Nie szkodzi - powtórzyłam i się do niego przytuliłam. Hidan od razu odwzajemnił
uścisk.
Uświadomiłam
sobie, jak bardzo jestem zagubiona. Wpadłam w sidła mordercy, którego zamiarów
nie byłam pewna. Nie wiedziałam, czy naprawdę odwzajemnia moje uczucia, czy
może chce się mną tylko zabawić, ale w tamtym momencie to się nie liczyło. Nie
obchodził mnie nawet mój mąż, którego, teoretycznie, próbowałam odzyskać.
Najważniejszy był Hidan i to, że chciał być ze mną. Lub tylko udawał.
Tego
samego dnia, gdy gotowałam dla siebie obiad, swoją obecnością w kuchni
zaszczycił mnie sam lider. Zerknęłam na niego przelotnie, ale ten nawet na mnie
nie spojrzał. Wziął z lodówki puszkę napoju i zatrzymał się, najprawdopodobniej
wpatrując w moje plecy. Próbowałam to ignorować, skupiwszy się mocniej na
mieszaniu zupy, jednak zachowanie mężczyzny było dość upierdliwe. Czego on
znowu ode mnie chciał?
-
Może ugotujesz nam coś kiedyś? - spytał, na co gwałtownie odwróciłam się w jego
stronę.
-
Co takiego? - spytałam w szoku, a ten wzruszył ramionami. - Nie jestem waszą
kucharką.
-
Raz mogłabyś zrobić coś pożytecznego - stwierdził, a ja go przedrzeźniłam.
Zarozumiały dupek.
-
Musiałabym kupić jakieś składniki - zauważyłam po uciążliwej chwili ciszy. On
naprawdę chciał, żebym coś im zrobiła.
-
Nie ma sprawy, dostaniesz pieniądze i pójdziesz do sklepu - odpowiedział od
razu. - Jutro?
-
Sama? - Zignorowałam jego pytanie. Nie wierzyłam, że puszczą mnie bez opieki.
-
No chyba nam nie uciekniesz? - Lider odpowiedział mi pytaniem na pytanie,
wprawiając mnie tym samym w ogromne zdumienie. - Dam ci mapę, żebyś nie
zabłądziła. Spacer dobrze ci zrobi.
-
Jejku - szepnęłam w szoku. Uśmiech sam wkradał mi się na usta. - Dzięki.
Mężczyzna
uśmiechnął się lekko pod nosem, upił łyk napoju i wyszedł z kuchni.
Nie
mogłam doczekać się jutra.
Następnego
dnia, tuż po śniadaniu, odwiedziłam lidera. Tak jak mówił, dostałam od niego
mapę i pieniądze. Kazał mi również wziąć ze sobą sakwę z kunaiami, na wszelki
wielki, lub gdybym chciała po drodze sobie potrenować. Odprowadził mnie do
wyjścia, otworzył przede mną głaz i powiedział, że mam wrócić do czternastej.
Miałam całe pięć godzin tylko dla siebie, co było dla mnie naprawdę dużym
komfortem! W siedzibie ciągle czułam się obserwowana, a tutaj - wolność!
Pięciogodzinna wolność!
Z
ogromnym zapałem ruszyłam przed siebie. Gdy się obejrzałam, mężczyzna zniknął
za głazem. Nareszcie nie byłam kontrolowana.
Z
tego co mówiła mapa, wioska nie była szczególnie daleko i była to ta sama, do
której kiedyś udaliśmy się z Hidanem. Nie śpieszyłam się więc, bo wiedziałam,
że w przeciągu czterdziestu minut do niej dotrę.
Gdy
weszłam między budynki, uważnie rozejrzałam się po okolicy. Ulice tętniły życiem,
zupełnie jak poprzednim razem. Mieszkańcy byli uśmiechnięci i jak gdyby nie
obarczeni żadnymi problemami. Zazdrościłam im tego. Ja od kilku lat nie czułam
tego zadowolenia z życia. Od śmierci Taya... Jakaś cząstka mnie umarła razem z
nim.
-
Przepraszam - usłyszałam nagle obok siebie. Wlepiłam wzrok w ciut wyższego ode
mnie mężczyznę, na którego nosie widniały spore okulary. Jego bujna, brązowa
czupryna powiewała wesoło na wietrze. Wyglądał naprawdę miło. - Chyba jest tu
pani pierwszy raz?
-
Drugi - sprostowałam. - I żadna pani.
-
Przyszłaś na zakupy? - spytał, a ja skinęłam głową. Miło było porozmawiać z
kimś normalnym, jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała go
zgubić, żeby przypadkiem nie stała mu się żadna krzywda. - Coś konkretnego?
-
Coś na obiad - odpowiedziałam i skręciłam w jedną ze spokojniejszych uliczek.
-
Pomóc ci? - spytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-
Poradzę sobie sama - odpowiedziałam i zerknęłam na niebo. Pomiędzy budynkami
zauważyłam czarnego kruka, krążącego wokół nas. Doskonale wiedziałam, do kogo
należał. A więc jednak mi aż tak nie ufali?
-
Jeśli nie masz nic przeciwko... - zaczął chłopak, ale mu przerwałam.
Zatrzymałam się i wlepiłam w niego wzrok.
-
Przepraszam, ale nie powinieneś ze mną rozmawiać - wypaliłam. - Mam zaborczego
męża, który kręci się po okolicy. Jeśli cię ze mną zobaczy... - skłamałam i
przejechałam sobie palcem po gardle.
-
Jasne - mruknął. - W każdym razie, miło było.
Machnęłam
szatynowi na odchodne i poszukałam wzrokiem kruka. Siedział na dachu jednego z
budynków i udawał, że na mnie nie patrzy.
-
Spadaj Uchiha! - wydarłam się, wiedząc, że Itachi w jakiś dziwny sposób to
usłyszy. - Nie potrzebuję kontroli! Nawet mnie nie denerwuj!
-
Wariatka - usłyszałam z oddali i rzuciłam w tamtym kierunku spojrzenie. Grupka
kilku osób stała tam i się we mnie wpatrywała. No tak, gadałam do nikogo.
Mogłam wyglądać na niezrównoważoną.
Ruszyłam
przed siebie i weszłam do jednego ze sklepów z odzieżą. Wprawdzie dostałam od
lidera pieniądze tylko na obiad, jednak miałam ze sobą własne oszczędności.
Postanowiłam się przebrać, kupić kapelusz i zgubić tego cholernego ptaka.
Miałam nadzieję, że da się nabrać na tę sztuczkę.
Kilka
minut później, ubrana w letnią sukienkę w kwiaty i słomkowy kapelusz wyszłam ze
sklepu. Nie patrzyłam w górę, żeby nie zwrócić na siebie uwagi ptaka. Przeszłam
uliczkami wioski jak gdyby nigdy nic, po czym wstąpiłam do warzywniaka. Kupiłam
ogórki na mizerię oraz kilka jabłek, dla siebie, i udałam się na dalsze zakupy.
W kolejnym sklepie nabyłam mięso, dużo mięsa, oraz ziemniaki. Nie pomyślałam,
że wszystko to będzie dość ciężkie, jednak i tak byłam zadowolona ze spaceru.
Mając
jeszcze masę wolnego czasu, usiadłam na jednej z ławek małego ryneczku.
Wpatrywałam się w wesoło biegające dzieci i przypomniało mi się, jak bardzo
chcieliśmy mieć z Tayem swoje własne maleństwo. Zaraz po ślubie zaczęliśmy się
starać o dziecko, jednak z marnym skutkiem. Nie poddawaliśmy się, alez każdą
kolejną próbą byliśmy coraz bardziej sfrustrowani. Patrząc na to z dzisiejszej
perspektywy, chyba dobrze się stało, że nie zaszłam w ciążę. Nie chciałabym
samotnie wychowywać dziecka.
-
Cóż za przemiana. - Głos nowo poznanego chłopaka doszedł do mnie z prawej
strony. Zwróciłam na niego spojrzenie, a ten szeroko się uśmiechnął. - Chcesz
się ukryć przed mężem?
-
Może - odpowiedziałam i rozejrzałam się po okolicy. Po kruku nie było nawet
śladu. Brawo, Shouri.
-
Ciekawe z was małżeństwo - stwierdził i rozsiadł się obok mnie na ławce. -
Chyba ciężkie te zakupy.
-
Silna ze mnie dziewczynka - odparłam i wpatrzyłam się w dzieci. Bardzo chciałam
zostać kiedyś matką.
-
W to nie wątpię. - Chłopak wzruszył lekko ramionami i również się zapatrzył. -
Bije cię?
-
Nie - mruknęłam spokojnie.
-
Stosuje przemoc psychiczną?
-
Nie.
-
Zrobił ci kiedyś krzywdę? - dopytywał, przez co, z poważnym wyrazem twarzy, na
niego popatrzyłam.
-
Nie żyje - odpowiedziałam. Obserwowałam szok w jego oczach. Niemal poczułam,
jak cały się spiął, oraz dostrzegłam, że minimalnie zbladł. Takiej odpowiedzi
na pewno się nie spodziewał.
-
Nie żyje? Ale przecież...
-
Jest wstrętnym duchem, który mnie prześladuje - westchnęłam. - Naprawdę
powinieneś iść.
-
Nie nabierzesz mnie na to - żachnął się i lekko rozluźnił. - Co ty opowiadasz?
Dobrze się czujesz?
-
I to jak - odpowiedziałam i zerknęłam na zegarek. Była już trzynasta. - Zbieram
się. - Wstałam i wzięłam torby do ręki . Chłopak również się podniósł.
-
Spotkamy się jeszcze? - spytał, a ja pokręciłam głową.
-
Nie ma mowy. - Uśmiechnęłam się do niego i wyminęłam go, kierując się na
obrzeża wioski.
-
Uwielbiam niedostępne dziewczyny! - krzyknął za mną, zwracając tym samym uwagę
innych ludzi. Wykrzywiłam usta w jeszcze większym uśmiechu, ale nie odezwałam
się nawet słowem na jego zaczepkę. Schlebiało mi jego zainteresowanie moją
osobą, niemniej jednak nie zamierzałam wpakować go w kłopoty. Mogłam się tylko
domyślić, że winę za naszą rozmowę poniósłby chłopak, a nie ja.
Gdy
wyszłam poza mury wioski, odetchnęłam pełną piersią. Niestety pozostało mi już
tylko pięćdziesiąt minut względnego spokoju i wolności, przez co poczułam ścisk
żołądka. Zdecydowanie nie chciałam wracać do Akatsuki, ale nie miałam innego
wyjścia. I tak by mnie znaleźli.
Mniej
więcej w połowie drogi usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam głowę i
zauważyłam czarnego kruka, należącego do Uchihy. Na ten widok zagotowało się we
mnie. Puściłam torby z zakupami i podeszłam do ptaka, który rozsiadł się na
gałęzi. Popatrzyłam prosto w jego czarne oczy, po czym z ogromną furią,
złapałam go w swoje ręce. Zwierzę zaskrzeczało i próbowało się wyrwać, jednak
na nic zdały się jego próby.
Dosłownie
chwilę później w białym dymie pojawił się właściciel ptaka. Itachi przywdział
na siebie tradycyjny płaszcz Akatsuki, a na twarz założył swoją maskę
obojętności. Wkurzało mnie jego zachowanie.
-
Pogięło cię? - krzyknęłam, rozkładając ręce. Zapomniałam, że w dłoni dalej
trzymałam kruka, przez co zwierzę znów głośno zaskrzeczało. - Weź tego kruka i
spadajcie stąd - warknęłam, rzucając w mężczyznę ptakiem. Ten w locie rozłożył
skrzydła i z gracją usiadł na ramieniu właściciela.
-
To dla twojego dobra - powiedział chłodno Uchiha i podszedł do mnie. - Widzę,
że dalej źle traktujesz moje zwierzęta - wtrącił, ale zignorowałam to.
-
Lider ci kazał? - syknęłam. Byłam na niego naprawdę wściekła. Jak mógł mi to
zrobić?!
-
Nie - odpowiedział, a mnie na chwilę wmurowało w ziemię. - Lider nic o tym nie
wie.
-
Nie potrzebuję twojej pomocy! - krzyknęłam. - Aż tak mi nie ufasz? Przecież
wiesz, że nie ucieknę!
-
Z reguły nie ufam ludziom. - Jego spokojny ton głosu doprowadzał mnie do szału.
Itachi z każdym spotkaniem coraz bardziej zaczynał działać mi na nerwy.
-
Pieprz się - warknęłam i wzięłam z ziemi siatki. Oczywiście brunet nie zamierzał
odpuścić i jak cień ruszył za mną. - Uchiha odwal się! - krzyknęłam i
gwałtownie się do niego odwróciłam. - Chcę być sama! Lider mi zaufał a ty
wszystko niszczysz!
-
Bo się o ciebie martwię? - spytał, zbijając mnie tym z pantałyku. Momentalnie
się uspokoiłam. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
-
Dlaczego? - Byłam cholernie zdziwiona jego słowami. Itachi Uchiha martwi się o
mnie?
Mężczyzna
wzruszył ramionami i podszedł w moją stronę. Bez słowa przejął ode mnie siatki
i ruszył w drogę powrotną. Ja natomiast stałam jeszcze chwilę w tym samym
miejscu, nie wiedząc, co się właściwie stało.
Nigdy
nie przypuszczałabym, że akurat Uchiha będzie się o mnie troszczyć. Hidan -
pewnie, być może nawet Kisame i lider... Ale Itachi? O co mu, u licha,
chodziło?
A
może ubzdurał sobie, że skoro przypominam mu jego młodszego brata, to powinien
mnie chronić? Czyżby totalnie sfiksował?
-
Idziesz? - spytał, gdy był już w znacznej odległości ode mnie.
-
Nie. Idź sam.
-
Shouri...
-
Dam sobie radę - warknęłam. - Zrozum, że też chcę pobyć chwilę sama. Ty masz
taką możliwość codziennie, mnie taka okazja zdarza się bardzo rzadko.
Itachi
popatrzył na mnie z dziwnymi pretensjami w oczach, westchnął pod nosem, po czym
zniknął w gałęziach drzew. Miałam nadzieję, że rzeczywiście zostawił mnie bez
żadnego głupiego kruka. Naprawdę chciałam odpocząć od ciągłej kontroli.
Ruszyłam
chwilę za nim, nie mogąc skupić myśli. Po głowie chodził mi Hidan, Itachi, mój
cel, wszystko. Byłam zdezorientowana i kompletnie zagubiona. Niemniej jednak na
wszelki wypadek wyjęłam z torebki kaburę z bronią i przewiązałam ją sobie wokół
bioder. I oczywiście na domiar złego, już po chwili ktoś się do mnie
przyczepił.
-
Coś natarczywy ten znajomy - usłyszałam i gwałtownie się odwróciłam. Przede mną
stał chłopak, który zaczepiał mnie już w wiosce. Nie spodobała mi się jego
obecność tutaj. Co gorsza, Itachi go nawet nie wyczuł, bo w innym wypadku na
pewno nie zostawiłby mnie samej. Czyżby szatyn był shinobi i umiał ukrywać
swoją obecność?
-
Może - odpowiedziałam, próbując zachować względny sposób. - Co tu robisz?
-
Spodobałaś mi się. - Chłopak wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni. Nie
wyglądał na osobę, która miała zaraz zaatakować. - Mówiłem, że lubię
niedostępne dziewczyny. Jeśli po dobroci nie chcą, wezmę je sobie siłą.
Gdy
dotarł do mnie sens jego słów, wykonałam w tył zwrot i zaczęłam biec przed
siebie co sił w nogach. Moje przypuszczenia się jednak sprawdziły: chłopak był
ninja, i to całkiem pewnym siebie, bo bez większego wysiłku przeskoczył po
gałęziach i wylądował tuż przede mną, tak samo rozluźniony, jak poprzednio.
-
Jeszcze bardziej lubię, gdy uciekają - mruknął i do mnie podszedł. Wyciągnął w
moją stronę dłoń, jednak szybko ją odtrąciłam. To najwyraźniej go rozbawiło, bo
uśmiech na jego twarzy się powiększył.
-
Nie radzę - ostrzegłam go, ale chłopak nie przejął się moimi pogróżkami. Bez
ceregieli zbliżył się do mnie, ścisnął mnie za gardło i przygwoździł do drzewa.
Oho,
no to się wkopałaś, Shouri.
Nie będę tego komentować. W
sumie nie wiem, czy jestem zadowolona z tego rozdziału, czy nie, więc ocenę
pozostawiam Wam. ^^
Zapraszam również na mojego
nowego bloga Baranku. Być może ktoś z
Was nie zauważył poprzedniej notki, dlatego się powtarzam. ^^ I od razu
uspokajam – nie zaniedbam Shouri, miśki. :) Jeśli natomiast przestanę dodawać
rozdziały regularnie, to może to raczej wynikać z tego, że od dwudziestego
piątego znowu zaczynam praktyki (porodówka welcome to), pod koniec września
znikam na tydzień z przyjaciółmi, no a w roku akademickim wiadomo, jak to jest.
Niemniej – nie ma co się martwić, mam kilka rozdziałów w zapasie a wena mnie
dopieszcza (przynajmniej na Shouri, bo mam chwilowy zastój jeśli chodzi o
drugiego bloga, ale ciii ^^”).
Przesyłam Wam mnóstwo buziaków
i miłości. Strasznie fajnie czyta się Wasze komentarze, to takie milutkie! <3
Widzimy się za tydzień. :*
Wow, kobieto, jak ty to robisz, że ci tak świetnie idzie pisanie tych nowych rozdziałów. Jestem zachwycona ^^ Jak zobaczyłam rozdział to od razu mi się spać odechciało.
OdpowiedzUsuńShouri ma jakieś nadprzyrodzobe zdolności do pakowania się w kłopoty. Wpierw Hidan ją bije, później biedna spotyka jakiegoś psychopatę i zboczeńca. Biedna dziewczyna.
Itachi się martwi? O matko, martwi się! Tego po nim bym się nie spodziewała. Jakoś do niego mi to nie pasuje. Zobaczymy co z jego martwienia się wyjdzie.
Tekstem o widłach i gnoju mnie zabiłaś xD Parsknęłam śmiechem, że pies mnie ofuczał, że chce spać.
Wow, praktyki na porodówce. To musi być ekstra ciekawe, sama z chęcią bym czegoś takiego doświadczyała, tak z czystej ciekawości.
Pozdrawiam i weny życzę, a że nocka długa idę "obczajać" twoje inne blogi. A co^^
Awww, jak mi milutko. ^^ Dziękuję Ci bardzo za tak ciepłe słowa. :)
UsuńPraktyki są ciekawe, ale to zależy, ile masz do roboty. Im więcej robisz, tym większy stres, a dodać do tego jeszcze wredną opiekunkę, która na wszystko narzeka i twierdzi, że w ogóle nie dbasz o pacjentki (a niemal liżesz im tyłki, żeby tylko wszystko było okej) = katastrofa. Teraz powinno być inaczej, bo na praktykach wakacyjnych nie jesteśmy tak restrykcyjnie oceniane jak na tych w roku, niemniej jednak po tych pierwszych strasznie zraziłam się do porodówek. :c Ale nie powiem, bo jest ciekawie i naprawdę pięknie. :) Radość i łzy szczęścia - nie do zapomnienia. ;)
Dziękuję jeszcze raz. ^^
Buziaki! :*
Kocham te chwile,kiedy Shouri myśli logicznie a nie zdaje się całkowicie na swoje uczucia- nie uważam ją za idiotkę ani za niedorobioną przez nieodłączna jej charakterowi naiwność jednak jeśli przy tym nie będzie myśleć to będzie miała w życiu przerąbana wzdłuż,wszerz i naokoło dlatego raduje mnie każda chwila jej rozsądku.
OdpowiedzUsuńLider chce aby dziewczyna robiła dla organizacji coś pożytecznego a skoro nie chce chodzić z nimi na misje to zlecił jej czynność nie wywołującą moralnych obaw i zakazów-zakupy i gotowanie(jednocześnie ucieszając dziewczynę tą chwilą wolności) .
Wiadomo skąd się mogli dowiedzieć o tym , że Shouri zakochała się w Hidanie- swój rozum własny no i Tobiego-paplę mają.
Shouri miła strasznego pecha-ma rzadką okazję żeby odpocząć od obcowania z członkami Brzasku,żaden summon jej(teoretycznie) nie śledzi a u napada na nią nachalny ninja-napaleniec z przerostem ego.Powinna się dziewczyna inaczej przed jego zalotami bronić-przede wszystkim nie tłumaczyć się mężem tylko pokazać,że sama tego nie chce a kiedy ją tak nachalnie wypytywał to mu nie odpowiadać albo spytać dlaczego się tym interesuje.Myślę,że dziewczyna sobie poradzi,ma w końcu Shieki no i aż taką pierdoła w walce wręcz chyba nie jest,nie wierzę w to,że wywęszył w niej to jaki limit krwi posiada no i w to że Itachi jej nie pilnuje-potrafi przecież działać dyskretnie i ją w ostateczności obroni.
Zaczynam myśleć,że to Lider zlecił Uchisze niańczenie Shouri i to od początku bytności jej w organizacji.Zresztą ma sam on do tego motywacje o czym Shouri wie i odbiera jako fiksacje(bo go dobrze nie zna).
I dlaczego ona już drugi raz męczy summony?Rozumiem,że się można zdenerwować ale żeby wyładowywać frustrację na niewinnych zwierzętach?Zaczynam się tym niepokoić.
Nie musisz mi mówić o tym,że praca utrudnia pisanie i inne czynności twórcze-sana niestety o tym wiem i rozumiem jeśli wtedy rozdział będzie później.
Pozdrawiam i weny życzę!
Anonimowa 2
Jak zawsze uwielbiam Twoje komentarze i dokładne przemyślenia. Bardzo przyjemnie mi się to czyta. :)
UsuńNiestety nie zawsze można mieć wakacje, dlatego zarówno praca jak i nauka bardzo odciągają od pisania. A szkoda. :c Bo to chyba jedyne moje zainteresowanie, które nie okazało się być słomianym zapałem. ^^"
Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam. :*
Twój blog został pomyślnie zareklamowany na naszym spisie. Dziękujemy, że zgłosiłaś się do nas :) Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maya
http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/
:*