16 sie 2014

22. Wolność.

Kolejnego dnia, po długiej, bezsennej nocy, postanowiłam udać się do bojówki, by poćwiczyć moją celność. Wprawdzie kompletnie nie miałam na to ani siły, ani ochoty, ale musiałam się czymś zająć, żeby nie zwariować. Do tej pory cały czas myślałam o Hidanie i o radykalnej zmianie, jaka w nim zaszła. Nie rozumiałam jego zachowania, ale było mi niesamowicie przykro, że tak się zawiodłam. To prawda, że może za szybko mu zaufałam, ale nie sądziłam, że może być wobec mnie agresywny.
Przez zdenerwowanie nie mogłam skupić się na tym, co robię. Shurikeny opadały z głuchym łoskotem na ziemię, tylko kilka z nich wbiło się w korpus kukieł. Cały trening poszedł na marne.
Usiadłam na środku pomieszczenia i zapatrzyłam się w dal. Nie myślałam akurat o niczym konkretnym i przez tę jedną, krótką chwilę, odpoczęłam od zadręczania się niepotrzebnymi pytaniami.
Czułam się jak kretynka, bo wszystkie te wydarzenia były konsekwencją mojego durnego zachowania. Nie powinnam była zaprzyjaźniać się z mordercami, ani w ogóle do nich dołączać. Mogłam wieść spokojne życie, a nie uganiać się za nieznanym mi mężczyzną. Idiotka.
Nie wiem, ile czasu spędziłam w bojówce. Wróciłam do swojego pokoju i opadłam na poduszki, z totalnym mętlikiem w głowie. Od wczoraj czułam się tak, jakby moje serce ściskała jakaś niewidzialna dłoń. Sytuacja z Hidanem nie dawała mi spokoju. Nie wierzyłam, że chłopak mógł aż tak się zmienić. A przecież każdego mogą ponieść emocje, prawda?
Wiedziałam, że nie mogłam go usprawiedliwiać. Zaatakował mnie, a na to nie ma żadnej wymówki. Niemniej jednak tak bardzo pragnęłam jego ciepła i obecności, że coś skręcało mnie od środka z rozpaczy i tęsknoty. Odwróciłam się na bok i ścisnęłam kołdrę, jednocześnie zwijając się przy tym w kłębek. Ta pozycja wprawdzie nie ukoiła moich nerwów, ale poczułam się ciut lepiej.
Po jakimś czasie bezczynnego leżenia zdecydowałam, że powinnam porozmawiać z Hidanem. Musimy wyjaśnić sobie kilka rzeczy, jak choćby to, że wyznał mi miłość. Może to nie ja powinnam pierwsza do niego przychodzić po tym, jak mnie zaatakował, ale nie mogłam już dłużej wytrzymać.
Wyszłam z pokoju i szybko pokonałam odległość dzielącą mnie od królestwa chłopaka. Pod drzwiami zawahałam się i zamarłam. Moje serce waliło jak zwariowane, w uszach mi dudniło i nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Świadomość, że mam stanąć z nim twarzą w twarz, sparaliżowała mnie. Zanim się ruszyłam, dostrzegłam, że z kuchni wyszły dwie postacie. Itachi wraz z Kisame zmierzali w moim kierunku, rozmawiając o czymś. Właściwie to Hoshigaki non stop o czymś nawijał, a Uchiha przysłuchiwał mu się z niezbyt wielką uwagą. To na mnie się skupił. Utkwił we mnie spojrzenie swoich czarnych oczu, a ja za cholerę nie byłam w stanie odczytać, co mu chodzi po głowie.
- Jesteś strasznie uparta - stwierdził ciemnowłosy. Obaj zatrzymali się tuż przy mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie na słowa chłopaka i wzruszyłam ramionami.
- Dlatego tu jestem - odpowiedziałam mu. Na twarzy Kisame zagościł wielki uśmiech.
- Mówiłem, że dziewczyna da sobie w życiu radę - żachnął się i złapał pod boki. - Niby taka niewinna, a tu proszę. Niezłe ziółko z niej jeszcze wyjdzie, mówię ci.
- Ojjj nie sądzę - powiedziałam szybko. - Ja tu tylko przelotem.
- Nawet jeśli.
Zaśmiałam się cicho pod nosem. Kisame był bardzo sympatycznym człowiekiem, nawet, jeśli na takiego nie wyglądał. No i nigdy nie pamiętał mojego imienia, co w jego przypadku też miało swój urok.
- Idziesz do Hidana? - zapytał niebieskoskóry, a ja się zawahałam.
- Miałam taki plan. - Skinęłam głową i przygryzłam dolną wargę. Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.
- No to co tak stoisz jak widły w gnoju? Rusz się - rozkazał i wyręczył mnie w pukaniu do drzwi. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w kierunku pokoju Hidana. Chyba jednak nie byłam gotowa na rozmowę z nim.
Gdy chłopak stanął w progu, zakręciło mi się w głowie. Sam natomiast zlustrował wzrokiem najpierw mnie, a potem moich towarzyszy i zrobił minę, która trochę podniosła mnie na duchu. Rozpoznałam w nim mężczyznę, którego poznałam, którego jeszcze nie tak dawno całowałam.
- A wy co, pielgrzymka? - spytał, spoglądając na każdego z nas po kolei.
- Shouri do ciebie szła, a my ją zagadaliśmy - wyjaśnił Kisame i pchnął mnie w stronę Hidana. - No już, zajmijcie się sobą, gołąbeczki.
Rzuciłam Itachiemu mordercze spojrzenie. Albo on, albo Tobi musiał rozpowiedzieć o tym, że mnie i Hidana coś połączyło. Mimo wszystko podejrzewałam Uchihę, bo to jemu wyznałam, że zakochałam się w chłopaku. Jak mógł mi coś takiego zrobić? I, do jasnej cholery, po co?
Itachi natomiast nie zmienił swojego wyrazu twarzy, ale odchodząc rzucił "to nie ja". I, o dziwo, od razu mu uwierzyłam. Zatem to Tobi musiał wszystkim rozgadać... Albo Hidan.
- Co tu robisz? - Głos chłopaka spłynął na mnie niczym kubeł zimnej wody. Podniosłam na niego wzrok i uśmiechnęłam się niepewnie. Nie wiedziałam, co tutaj robię.
- Przyszłam - wydukałam głupio. Hidan uśmiechnął się delikatnie, po czym wciągnął mnie do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Shouri, przepraszam za to ostatnio - powiedział od razu i złapał swoją dłonią moją. - Nie chciałem zrobić ci krzywdy. Poniosło mnie. Po prostu... Spieprzyliśmy misję, lider nas opierdolił i miałem zły humor. A w dodatku pamiętam, jak wystraszyłaś się na moje wyznanie. To wszystko spowodowało, że wybuchłem.
- No właśnie - mruknęłam i wyrwałam rękę. - Hidan, bałam się ciebie.
- Wiem i strasznie mi głupio, że tak się zachowałem - powiedział, wyraźnie skruszony. Wskazywała na to jego mina i postawa ciała. Z pewnego siebie chłopaka stał się takim, który niemo błaga o przebaczenie. Z każdym słowem mnie do siebie przekonywał.
- Powinniśmy zostać przyjaciółmi - wypaliłam po krótkiej chwili ciszy. Spojrzałam prosto w oczy Hidanowi, który najwyraźniej poczuł się zawiedziony moimi słowami.
- Nie chcę cię do niczego namawiać - westchnął i się do mnie zbliżył. - Wiem, że może za szybko wypaliłem, że cię kocham, i przepraszam za to. Po prostu nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego - wyjaśnił chłopak, a mnie pękło serce. Wcale nie chciałam się z nim przyjaźnić. Chciałam czegoś więcej.
- Hidan...
- Wiem - przerwał mi. - Już nic nie mówię. Ale może mi być ciężko się z tobą przyjaźnić.
Nie wiedziałam, co mu na to odpowiedzieć. Sama też sobie tego nie wyobrażałam, ale im dłużej myślałam o mnie i Hidanie, tym bardziej odnosiłam wrażenie, że odsuwa mnie od mojego celu. Jeśli się w nim zakocham i zaangażuję w związek, nie wrócę do domu i pozostanę wśród morderców, a tego bym bardzo nie chciała.
- Przepraszam - szepnęłam. - Tak będzie lepiej.
Już się odwracałam, by wyjść z pokoju chłopaka, gdy ten złapał mnie za rękę i do siebie przyciągnął. Nim się zorientowałam, całowaliśmy się namiętnie, a mnie wcale nie przyszło do głowy, by przerywać pieszczotę. Hidan przycisnął mnie do ściany, przez co wzbudził we mnie jeszcze większy dreszczyk, który mnie obezwładniał. Nie byłam w stanie się od niego odsunąć. Chłopak całował tak dobrze, że to było po prostu niemożliwe.
Poza tym, chyba nie chciałam przerywać tego pocałunku, ani tego, co między nami zaszło. Jeden wybuch złości o niczym nie świadczy. Sytuacja go zwyczajnie przerosła i nie zapanował nad swoimi emocjami. Zdarza się. Tak to przynajmniej chciałam sobie tłumaczyć.
Gdy Hidan przestał mnie całować, spojrzałam na niego jak przez mgłę. Był poważny, być może lekko wystraszony i nie czuł się pewnie. Wyglądał tak, jakby obawiał się mojej reakcji. A ja wcale nie chciałam na niego nakrzyczeć, no chyba że z pretensjami, dlaczego przerwał.
- Wybacz - szepnął, owiewając oddechem moje usta. Odsunął się ode mnie i zmierzył mnie wzrokiem. Stałam niemal wbita w ścianę, nie wiedząc, co robić.
- Nie szkodzi - również wyszeptałam i podeszłam w jego stronę. Utkwiłam wzrok w jego szyi, którą miałam na wysokości wzroku. Nastała chwila krępującej ciszy. - Nie szkodzi - powtórzyłam i się do niego przytuliłam. Hidan od razu odwzajemnił uścisk.
Uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem zagubiona. Wpadłam w sidła mordercy, którego zamiarów nie byłam pewna. Nie wiedziałam, czy naprawdę odwzajemnia moje uczucia, czy może chce się mną tylko zabawić, ale w tamtym momencie to się nie liczyło. Nie obchodził mnie nawet mój mąż, którego, teoretycznie, próbowałam odzyskać. Najważniejszy był Hidan i to, że chciał być ze mną. Lub tylko udawał.

Tego samego dnia, gdy gotowałam dla siebie obiad, swoją obecnością w kuchni zaszczycił mnie sam lider. Zerknęłam na niego przelotnie, ale ten nawet na mnie nie spojrzał. Wziął z lodówki puszkę napoju i zatrzymał się, najprawdopodobniej wpatrując w moje plecy. Próbowałam to ignorować, skupiwszy się mocniej na mieszaniu zupy, jednak zachowanie mężczyzny było dość upierdliwe. Czego on znowu ode mnie chciał?
- Może ugotujesz nam coś kiedyś? - spytał, na co gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
- Co takiego? - spytałam w szoku, a ten wzruszył ramionami. - Nie jestem waszą kucharką.
- Raz mogłabyś zrobić coś pożytecznego - stwierdził, a ja go przedrzeźniłam. Zarozumiały dupek.
- Musiałabym kupić jakieś składniki - zauważyłam po uciążliwej chwili ciszy. On naprawdę chciał, żebym coś im zrobiła.
- Nie ma sprawy, dostaniesz pieniądze i pójdziesz do sklepu - odpowiedział od razu. - Jutro?
- Sama? - Zignorowałam jego pytanie. Nie wierzyłam, że puszczą mnie bez opieki.
- No chyba nam nie uciekniesz? - Lider odpowiedział mi pytaniem na pytanie, wprawiając mnie tym samym w ogromne zdumienie. - Dam ci mapę, żebyś nie zabłądziła. Spacer dobrze ci zrobi.
- Jejku - szepnęłam w szoku. Uśmiech sam wkradał mi się na usta. - Dzięki.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem, upił łyk napoju i wyszedł z kuchni.
Nie mogłam doczekać się jutra.

Następnego dnia, tuż po śniadaniu, odwiedziłam lidera. Tak jak mówił, dostałam od niego mapę i pieniądze. Kazał mi również wziąć ze sobą sakwę z kunaiami, na wszelki wielki, lub gdybym chciała po drodze sobie potrenować. Odprowadził mnie do wyjścia, otworzył przede mną głaz i powiedział, że mam wrócić do czternastej. Miałam całe pięć godzin tylko dla siebie, co było dla mnie naprawdę dużym komfortem! W siedzibie ciągle czułam się obserwowana, a tutaj - wolność! Pięciogodzinna wolność!
Z ogromnym zapałem ruszyłam przed siebie. Gdy się obejrzałam, mężczyzna zniknął za głazem. Nareszcie nie byłam kontrolowana.
Z tego co mówiła mapa, wioska nie była szczególnie daleko i była to ta sama, do której kiedyś udaliśmy się z Hidanem. Nie śpieszyłam się więc, bo wiedziałam, że w przeciągu czterdziestu minut do niej dotrę.
Gdy weszłam między budynki, uważnie rozejrzałam się po okolicy. Ulice tętniły życiem, zupełnie jak poprzednim razem. Mieszkańcy byli uśmiechnięci i jak gdyby nie obarczeni żadnymi problemami. Zazdrościłam im tego. Ja od kilku lat nie czułam tego zadowolenia z życia. Od śmierci Taya... Jakaś cząstka mnie umarła razem z nim.
- Przepraszam - usłyszałam nagle obok siebie. Wlepiłam wzrok w ciut wyższego ode mnie mężczyznę, na którego nosie widniały spore okulary. Jego bujna, brązowa czupryna powiewała wesoło na wietrze. Wyglądał naprawdę miło. - Chyba jest tu pani pierwszy raz?
- Drugi - sprostowałam. - I żadna pani.
- Przyszłaś na zakupy? - spytał, a ja skinęłam głową. Miło było porozmawiać z kimś normalnym, jednak wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała go zgubić, żeby przypadkiem nie stała mu się żadna krzywda. - Coś konkretnego?
- Coś na obiad - odpowiedziałam i skręciłam w jedną ze spokojniejszych uliczek.
- Pomóc ci? - spytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
- Poradzę sobie sama - odpowiedziałam i zerknęłam na niebo. Pomiędzy budynkami zauważyłam czarnego kruka, krążącego wokół nas. Doskonale wiedziałam, do kogo należał. A więc jednak mi aż tak nie ufali?
- Jeśli nie masz nic przeciwko... - zaczął chłopak, ale mu przerwałam. Zatrzymałam się i wlepiłam w niego wzrok.
- Przepraszam, ale nie powinieneś ze mną rozmawiać - wypaliłam. - Mam zaborczego męża, który kręci się po okolicy. Jeśli cię ze mną zobaczy... - skłamałam i przejechałam sobie palcem po gardle.
- Jasne - mruknął. - W każdym razie, miło było.
Machnęłam szatynowi na odchodne i poszukałam wzrokiem kruka. Siedział na dachu jednego z budynków i udawał, że na mnie nie patrzy.
- Spadaj Uchiha! - wydarłam się, wiedząc, że Itachi w jakiś dziwny sposób to usłyszy. - Nie potrzebuję kontroli! Nawet mnie nie denerwuj!
- Wariatka - usłyszałam z oddali i rzuciłam w tamtym kierunku spojrzenie. Grupka kilku osób stała tam i się we mnie wpatrywała. No tak, gadałam do nikogo. Mogłam wyglądać na niezrównoważoną.
Ruszyłam przed siebie i weszłam do jednego ze sklepów z odzieżą. Wprawdzie dostałam od lidera pieniądze tylko na obiad, jednak miałam ze sobą własne oszczędności. Postanowiłam się przebrać, kupić kapelusz i zgubić tego cholernego ptaka. Miałam nadzieję, że da się nabrać na tę sztuczkę.
Kilka minut później, ubrana w letnią sukienkę w kwiaty i słomkowy kapelusz wyszłam ze sklepu. Nie patrzyłam w górę, żeby nie zwrócić na siebie uwagi ptaka. Przeszłam uliczkami wioski jak gdyby nigdy nic, po czym wstąpiłam do warzywniaka. Kupiłam ogórki na mizerię oraz kilka jabłek, dla siebie, i udałam się na dalsze zakupy. W kolejnym sklepie nabyłam mięso, dużo mięsa, oraz ziemniaki. Nie pomyślałam, że wszystko to będzie dość ciężkie, jednak i tak byłam zadowolona ze spaceru.
Mając jeszcze masę wolnego czasu, usiadłam na jednej z ławek małego ryneczku. Wpatrywałam się w wesoło biegające dzieci i przypomniało mi się, jak bardzo chcieliśmy mieć z Tayem swoje własne maleństwo. Zaraz po ślubie zaczęliśmy się starać o dziecko, jednak z marnym skutkiem. Nie poddawaliśmy się, alez każdą kolejną próbą byliśmy coraz bardziej sfrustrowani. Patrząc na to z dzisiejszej perspektywy, chyba dobrze się stało, że nie zaszłam w ciążę. Nie chciałabym samotnie wychowywać dziecka.
- Cóż za przemiana. - Głos nowo poznanego chłopaka doszedł do mnie z prawej strony. Zwróciłam na niego spojrzenie, a ten szeroko się uśmiechnął. - Chcesz się ukryć przed mężem?
- Może - odpowiedziałam i rozejrzałam się po okolicy. Po kruku nie było nawet śladu. Brawo, Shouri.
- Ciekawe z was małżeństwo - stwierdził i rozsiadł się obok mnie na ławce. - Chyba ciężkie te zakupy.
- Silna ze mnie dziewczynka - odparłam i wpatrzyłam się w dzieci. Bardzo chciałam zostać kiedyś matką.
- W to nie wątpię. - Chłopak wzruszył lekko ramionami i również się zapatrzył. - Bije cię?
- Nie - mruknęłam spokojnie.
- Stosuje przemoc psychiczną?
- Nie.
- Zrobił ci kiedyś krzywdę? - dopytywał, przez co, z poważnym wyrazem twarzy, na niego popatrzyłam.
- Nie żyje - odpowiedziałam. Obserwowałam szok w jego oczach. Niemal poczułam, jak cały się spiął, oraz dostrzegłam, że minimalnie zbladł. Takiej odpowiedzi na pewno się nie spodziewał.
- Nie żyje? Ale przecież...
- Jest wstrętnym duchem, który mnie prześladuje - westchnęłam. - Naprawdę powinieneś iść.
- Nie nabierzesz mnie na to - żachnął się i lekko rozluźnił. - Co ty opowiadasz? Dobrze się czujesz?
- I to jak - odpowiedziałam i zerknęłam na zegarek. Była już trzynasta. - Zbieram się. - Wstałam i wzięłam torby do ręki . Chłopak również się podniósł.
- Spotkamy się jeszcze? - spytał, a ja pokręciłam głową.
- Nie ma mowy. - Uśmiechnęłam się do niego i wyminęłam go, kierując się na obrzeża wioski.
- Uwielbiam niedostępne dziewczyny! - krzyknął za mną, zwracając tym samym uwagę innych ludzi. Wykrzywiłam usta w jeszcze większym uśmiechu, ale nie odezwałam się nawet słowem na jego zaczepkę. Schlebiało mi jego zainteresowanie moją osobą, niemniej jednak nie zamierzałam wpakować go w kłopoty. Mogłam się tylko domyślić, że winę za naszą rozmowę poniósłby chłopak, a nie ja.
Gdy wyszłam poza mury wioski, odetchnęłam pełną piersią. Niestety pozostało mi już tylko pięćdziesiąt minut względnego spokoju i wolności, przez co poczułam ścisk żołądka. Zdecydowanie nie chciałam wracać do Akatsuki, ale nie miałam innego wyjścia. I tak by mnie znaleźli.
Mniej więcej w połowie drogi usłyszałam za sobą trzepot skrzydeł. Odwróciłam głowę i zauważyłam czarnego kruka, należącego do Uchihy. Na ten widok zagotowało się we mnie. Puściłam torby z zakupami i podeszłam do ptaka, który rozsiadł się na gałęzi. Popatrzyłam prosto w jego czarne oczy, po czym z ogromną furią, złapałam go w swoje ręce. Zwierzę zaskrzeczało i próbowało się wyrwać, jednak na nic zdały się jego próby.
Dosłownie chwilę później w białym dymie pojawił się właściciel ptaka. Itachi przywdział na siebie tradycyjny płaszcz Akatsuki, a na twarz założył swoją maskę obojętności. Wkurzało mnie jego zachowanie.
- Pogięło cię? - krzyknęłam, rozkładając ręce. Zapomniałam, że w dłoni dalej trzymałam kruka, przez co zwierzę znów głośno zaskrzeczało. - Weź tego kruka i spadajcie stąd - warknęłam, rzucając w mężczyznę ptakiem. Ten w locie rozłożył skrzydła i z gracją usiadł na ramieniu właściciela.
- To dla twojego dobra - powiedział chłodno Uchiha i podszedł do mnie. - Widzę, że dalej źle traktujesz moje zwierzęta - wtrącił, ale zignorowałam to.
- Lider ci kazał? - syknęłam. Byłam na niego naprawdę wściekła. Jak mógł mi to zrobić?!
- Nie - odpowiedział, a mnie na chwilę wmurowało w ziemię. - Lider nic o tym nie wie.
- Nie potrzebuję twojej pomocy! - krzyknęłam. - Aż tak mi nie ufasz? Przecież wiesz, że nie ucieknę!
- Z reguły nie ufam ludziom. - Jego spokojny ton głosu doprowadzał mnie do szału. Itachi z każdym spotkaniem coraz bardziej zaczynał działać mi na nerwy.
- Pieprz się - warknęłam i wzięłam z ziemi siatki. Oczywiście brunet nie zamierzał odpuścić i jak cień ruszył za mną. - Uchiha odwal się! - krzyknęłam i gwałtownie się do niego odwróciłam. - Chcę być sama! Lider mi zaufał a ty wszystko niszczysz!
- Bo się o ciebie martwię? - spytał, zbijając mnie tym z pantałyku. Momentalnie się uspokoiłam. - Nie chcę, żeby coś ci się stało.
- Dlaczego? - Byłam cholernie zdziwiona jego słowami. Itachi Uchiha martwi się o mnie?
Mężczyzna wzruszył ramionami i podszedł w moją stronę. Bez słowa przejął ode mnie siatki i ruszył w drogę powrotną. Ja natomiast stałam jeszcze chwilę w tym samym miejscu, nie wiedząc, co się właściwie stało.
Nigdy nie przypuszczałabym, że akurat Uchiha będzie się o mnie troszczyć. Hidan - pewnie, być może nawet Kisame i lider... Ale Itachi? O co mu, u licha, chodziło?
A może ubzdurał sobie, że skoro przypominam mu jego młodszego brata, to powinien mnie chronić? Czyżby totalnie sfiksował?
- Idziesz? - spytał, gdy był już w znacznej odległości ode mnie.
- Nie. Idź sam.
- Shouri...
- Dam sobie radę - warknęłam. - Zrozum, że też chcę pobyć chwilę sama. Ty masz taką możliwość codziennie, mnie taka okazja zdarza się bardzo rzadko.
Itachi popatrzył na mnie z dziwnymi pretensjami w oczach, westchnął pod nosem, po czym zniknął w gałęziach drzew. Miałam nadzieję, że rzeczywiście zostawił mnie bez żadnego głupiego kruka. Naprawdę chciałam odpocząć od ciągłej kontroli.
Ruszyłam chwilę za nim, nie mogąc skupić myśli. Po głowie chodził mi Hidan, Itachi, mój cel, wszystko. Byłam zdezorientowana i kompletnie zagubiona. Niemniej jednak na wszelki wypadek wyjęłam z torebki kaburę z bronią i przewiązałam ją sobie wokół bioder. I oczywiście na domiar złego, już po chwili ktoś się do mnie przyczepił.
- Coś natarczywy ten znajomy - usłyszałam i gwałtownie się odwróciłam. Przede mną stał chłopak, który zaczepiał mnie już w wiosce. Nie spodobała mi się jego obecność tutaj. Co gorsza, Itachi go nawet nie wyczuł, bo w innym wypadku na pewno nie zostawiłby mnie samej. Czyżby szatyn był shinobi i umiał ukrywać swoją obecność?
- Może - odpowiedziałam, próbując zachować względny sposób. - Co tu robisz?
- Spodobałaś mi się. - Chłopak wzruszył ramionami i włożył ręce do kieszeni. Nie wyglądał na osobę, która miała zaraz zaatakować. - Mówiłem, że lubię niedostępne dziewczyny. Jeśli po dobroci nie chcą, wezmę je sobie siłą.
Gdy dotarł do mnie sens jego słów, wykonałam w tył zwrot i zaczęłam biec przed siebie co sił w nogach. Moje przypuszczenia się jednak sprawdziły: chłopak był ninja, i to całkiem pewnym siebie, bo bez większego wysiłku przeskoczył po gałęziach i wylądował tuż przede mną, tak samo rozluźniony, jak poprzednio.
- Jeszcze bardziej lubię, gdy uciekają - mruknął i do mnie podszedł. Wyciągnął w moją stronę dłoń, jednak szybko ją odtrąciłam. To najwyraźniej go rozbawiło, bo uśmiech na jego twarzy się powiększył.
- Nie radzę - ostrzegłam go, ale chłopak nie przejął się moimi pogróżkami. Bez ceregieli zbliżył się do mnie, ścisnął mnie za gardło i przygwoździł do drzewa.
Oho, no to się wkopałaś, Shouri.


Nie będę tego komentować. W sumie nie wiem, czy jestem zadowolona z tego rozdziału, czy nie, więc ocenę pozostawiam Wam. ^^
Zapraszam również na mojego nowego bloga Baranku. Być może ktoś z Was nie zauważył poprzedniej notki, dlatego się powtarzam. ^^ I od razu uspokajam – nie zaniedbam Shouri, miśki. :) Jeśli natomiast przestanę dodawać rozdziały regularnie, to może to raczej wynikać z tego, że od dwudziestego piątego znowu zaczynam praktyki (porodówka welcome to), pod koniec września znikam na tydzień z przyjaciółmi, no a w roku akademickim wiadomo, jak to jest. Niemniej – nie ma co się martwić, mam kilka rozdziałów w zapasie a wena mnie dopieszcza (przynajmniej na Shouri, bo mam chwilowy zastój jeśli chodzi o drugiego bloga, ale ciii ^^”).
Przesyłam Wam mnóstwo buziaków i miłości. Strasznie fajnie czyta się Wasze komentarze, to takie milutkie! <3
Widzimy się za tydzień. :*

5 komentarzy:

  1. Wow, kobieto, jak ty to robisz, że ci tak świetnie idzie pisanie tych nowych rozdziałów. Jestem zachwycona ^^ Jak zobaczyłam rozdział to od razu mi się spać odechciało.
    Shouri ma jakieś nadprzyrodzobe zdolności do pakowania się w kłopoty. Wpierw Hidan ją bije, później biedna spotyka jakiegoś psychopatę i zboczeńca. Biedna dziewczyna.
    Itachi się martwi? O matko, martwi się! Tego po nim bym się nie spodziewała. Jakoś do niego mi to nie pasuje. Zobaczymy co z jego martwienia się wyjdzie.
    Tekstem o widłach i gnoju mnie zabiłaś xD Parsknęłam śmiechem, że pies mnie ofuczał, że chce spać.

    Wow, praktyki na porodówce. To musi być ekstra ciekawe, sama z chęcią bym czegoś takiego doświadczyała, tak z czystej ciekawości.
    Pozdrawiam i weny życzę, a że nocka długa idę "obczajać" twoje inne blogi. A co^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, jak mi milutko. ^^ Dziękuję Ci bardzo za tak ciepłe słowa. :)
      Praktyki są ciekawe, ale to zależy, ile masz do roboty. Im więcej robisz, tym większy stres, a dodać do tego jeszcze wredną opiekunkę, która na wszystko narzeka i twierdzi, że w ogóle nie dbasz o pacjentki (a niemal liżesz im tyłki, żeby tylko wszystko było okej) = katastrofa. Teraz powinno być inaczej, bo na praktykach wakacyjnych nie jesteśmy tak restrykcyjnie oceniane jak na tych w roku, niemniej jednak po tych pierwszych strasznie zraziłam się do porodówek. :c Ale nie powiem, bo jest ciekawie i naprawdę pięknie. :) Radość i łzy szczęścia - nie do zapomnienia. ;)
      Dziękuję jeszcze raz. ^^
      Buziaki! :*

      Usuń
  2. Kocham te chwile,kiedy Shouri myśli logicznie a nie zdaje się całkowicie na swoje uczucia- nie uważam ją za idiotkę ani za niedorobioną przez nieodłączna jej charakterowi naiwność jednak jeśli przy tym nie będzie myśleć to będzie miała w życiu przerąbana wzdłuż,wszerz i naokoło dlatego raduje mnie każda chwila jej rozsądku.
    Lider chce aby dziewczyna robiła dla organizacji coś pożytecznego a skoro nie chce chodzić z nimi na misje to zlecił jej czynność nie wywołującą moralnych obaw i zakazów-zakupy i gotowanie(jednocześnie ucieszając dziewczynę tą chwilą wolności) .
    Wiadomo skąd się mogli dowiedzieć o tym , że Shouri zakochała się w Hidanie- swój rozum własny no i Tobiego-paplę mają.
    Shouri miła strasznego pecha-ma rzadką okazję żeby odpocząć od obcowania z członkami Brzasku,żaden summon jej(teoretycznie) nie śledzi a u napada na nią nachalny ninja-napaleniec z przerostem ego.Powinna się dziewczyna inaczej przed jego zalotami bronić-przede wszystkim nie tłumaczyć się mężem tylko pokazać,że sama tego nie chce a kiedy ją tak nachalnie wypytywał to mu nie odpowiadać albo spytać dlaczego się tym interesuje.Myślę,że dziewczyna sobie poradzi,ma w końcu Shieki no i aż taką pierdoła w walce wręcz chyba nie jest,nie wierzę w to,że wywęszył w niej to jaki limit krwi posiada no i w to że Itachi jej nie pilnuje-potrafi przecież działać dyskretnie i ją w ostateczności obroni.
    Zaczynam myśleć,że to Lider zlecił Uchisze niańczenie Shouri i to od początku bytności jej w organizacji.Zresztą ma sam on do tego motywacje o czym Shouri wie i odbiera jako fiksacje(bo go dobrze nie zna).
    I dlaczego ona już drugi raz męczy summony?Rozumiem,że się można zdenerwować ale żeby wyładowywać frustrację na niewinnych zwierzętach?Zaczynam się tym niepokoić.
    Nie musisz mi mówić o tym,że praca utrudnia pisanie i inne czynności twórcze-sana niestety o tym wiem i rozumiem jeśli wtedy rozdział będzie później.
    Pozdrawiam i weny życzę!
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze uwielbiam Twoje komentarze i dokładne przemyślenia. Bardzo przyjemnie mi się to czyta. :)
      Niestety nie zawsze można mieć wakacje, dlatego zarówno praca jak i nauka bardzo odciągają od pisania. A szkoda. :c Bo to chyba jedyne moje zainteresowanie, które nie okazało się być słomianym zapałem. ^^"
      Dzięki jeszcze raz i pozdrawiam. :*

      Usuń
  3. Twój blog został pomyślnie zareklamowany na naszym spisie. Dziękujemy, że zgłosiłaś się do nas :) Zapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.

    Pozdrawiam, Maya
    http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/


    :*

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)