9 sie 2014

21. Rozczarowanie.

Siedziałam naprzeciwko lidera i próbowałam ułożyć sobie w myślach, co tak właściwie mu powiedzieć. Z nerwów bawiłam się palcami u rąk, jednocześnie czując, jak nieprzyjemnie są spocone. Byłam niesamowicie podenerwowana, ale wiedziałam, że muszę wziąć się w garść i powiedzieć mu, że...
- Zrezygnuję ze Shieki dla Taya - wypaliłam, cały ten czas patrząc w blat biurka. Nie byłam w stanie unieść wzroku na lidera, za bardzo bałam się jego reakcji.
- To głupota - zauważył. - Dobrze to przemyślałaś?
- Chcę go odzyskać, ale nie kosztem rodziny tamtego człowieka - powiedziałam i dopiero wtedy spojrzałam na mężczyznę. Był poważny, ale nie wyglądał na złego. No, może ciut zirytowanego, ale chyba nic więcej. Zdziwiło mnie to, ale jednocześnie kamień spadł mi z serca. Spodziewałam się krzyków i wyzwisk rzucanych pod moim adresem. Reakcja lidera była dziwnie spokojna.
- Dobrze się nad tym zastanów - poradził, a ja skinęłam głową. Decyzja jednak już zapadła.
- Na jaką misję mam iść? - zmieniłam temat. Podczas tej rozmowy musiałam rozwiać wszystkie swoje wątpliwości.
Lider wyciągnął z kupki papierów jedną kartkę i mi ją podał. Była na niej data, nazwa miejscowości i cel podróży. Gdybym się zgodziła, moim zadaniem byłoby pójść na przeszpiegi do Wioski Ukrytej w Liściach i dowiedzieć się możliwie jak najwięcej na temat Naruto Uzumakiego. Nie miałam pojęcia, kim był ten chłopak, ale nie zamierzałam się na to zgadzać.
- Nikogo tym nie skrzywdzisz - wyjaśnił lider, jednak ja pokręciłam przecząco głową. Nie dam sobą pomiatać.
- Wybijcie to sobie z głowy - powiedziałam i wstałam od biurka. Mężczyzna również się podniósł. - Nie pójdę na żadną misję.
- Nie bądź nieposłuszna.
- Nie takie jest moje zadanie! - warknęłam. - Mam tylko zabić jednego mężczyznę i nie dam się wykorzystywać do żadnych innych misji!
Lider próbował się odezwać, jednak mu nie pozwoliłam:
- Powiedziałam - zaakcentowałam i spojrzałam mu w oczy. Nie wiem skąd pojawiła się we mnie taka odwaga, jednak w tamtym momencie była mi bardzo potrzebna. Czułam się świetnie z tym, że w końcu mu się jawnie postawiłam. Właśnie taka musiałam być, żeby komukolwiek zaimponować.
- W porządku - ustąpił lider i usiadł z powrotem na krześle. Powstrzymałam się od uśmiechu, żeby nie wyjść czasem na idiotkę. - Pora wrócić do treningów.
Dopiero wtedy uniosłam kąciki ust ku górze.
Ukochany, niedługo cię odzyskam!

Kilka dni później,  po trzech treningach polegających na wyzwoleniu chakry poza moje ciało, zorientowałam się, że w ogóle nie widziałam w organizacji Hidana. Nie siedział w kuchni z gazetą i kawą, nie mijałam go w korytarzu ani nie słyszałam jego rozmowy z innymi członkami Akatsuki. Mogłam się tylko domyślić, że z opóźnieniem wyruszył na misję, o której mi mówił. Zrobiło mi się dziwnie smutno, że mnie o tym nie poinformował. Mimo naszej ostatniej rozmowy miałam nadzieję, że wciąż będziemy się przyjaźnić, a przynajmniej kolegować. Hidan najwyraźniej zmienił zdanie.
Siedząc w kuchni obserwowałam, jak wielki robak wspina się po ścianie, po chwili spada i znów pnie się ku sufitowi. Nie mogąc wymyślić niczego ciekawszego, siedziałam przy stole i mieszałam łyżeczką w zimnej już herbacie. Czułam się beznadziejnie. Nie dość, że treningi kompletnie mi nie szły, to w dodatku straciłam osobę, z którą czułam się swobodnie. Musiałam przyznać, że tęskniłam za Hidanem.
Kiedy tak siedziałam, było mi obojętne, czy ktoś przyjdzie do kuchni, czy nie. Gdy jednak zobaczyłam w progu Itachiego, spięłam się i wlepiłam wzrok w kubek. Chłopak przez dłuższy czas nie odezwał się nawet słowem, a ja walczyłam z chęcią wypytania go o to, co zrobił ileś tam lat temu. Wiedziałam, że nie powinnam poruszać tego tematu, ale musiałam się dowiedzieć, co się wtedy wydarzyło.
- Możemy porozmawiać? - spytałam. Itachi spojrzał na mnie obojętnie, ale przysiadł się do stołu. Usiadł dokładnie naprzeciwko mnie. - Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać? - Postanowiłam najpierw przekonać go do rozmowy, a później zapytać o masakrę klanu, jaką wyrządził.
- Nie wiedziałem - odpowiedział spokojnie. - Lider wysłał wszystkich na poszukiwania i przez przypadek akurat ja na ciebie trafiłem.
- Ach - mruknęłam i znów wpatrzyłam się w kubek. Serce waliło mi jak oszalałe. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać.
- Niech zgadnę - zaczął Itachi. Podniosłam na niego zdziwione spojrzenie. - Sasuke ci wszystko powiedział, a ty chcesz się dowiedzieć, dlaczego zabiłem całą swoją rodzinę?
Zdziwiło mnie, że się tego domyślił, ale zdecydowanie ułatwił nam rozmowę. Pokiwałam głową, jednocześnie zaciskając dłonie na kubku. Siedziałam jak na szpilkach.
-Taki miałem kaprys - powiedział mężczyzna. Jego wypowiedź mocno mnie wzburzyła. Kaprys?! Jak można mieć kaprys zabicia swojej rodziny?!
- Nie wierzę ci - odpowiedziałam. - Coś się musiało wydarzyć.
- Po co zaprzątać sobie głowę niepotrzebnymi informacjami? - spytał spokojnie. Nim zdążyłam odpowiedzieć, kontynuował swój wywód. - Z jednej strony nie chcesz mieć z nami jakiegokolwiek kontaktu a z drugiej pchasz się w relacje z mordercami. Nie uważasz, że to trochę dziwne?
- To zwykła ciekawość. - Próbowałam go zmylić, ale jak to powiedział młodszy Uchiha: nie potrafię kłamać.
- Bzdura - odpowiedział spokojnie. Wstał, żeby zalać kawę, po czym odwrócił się w moją stronę. - Po prostu o tym zapomnij.
Wbiłam spojrzenie w swój niemal skończony napój, nie mogąc niczego więcej powiedzieć. Musiałam przestać się nim interesować. Nie powinnam wymagać od Itachiego, by się zwierzał, nawet, jeśli bardzo mnie to ciekawiło. No cóż, właściwie, to okropnie mu współczułam, bo zabicie swojej rodziny musiało być dla niego piekielnie trudnym zadaniem. Chciałam wiedzieć, co nim kierowało, a z drugiej strony wydawało mi się, że jest to dla niego bardzo drażliwy temat, mimo, że swoją mimiką kompletnie nie zdradził poirytowania. Umilkłam, nie chcąc go przypadkiem rozjuszyć.
Uchiha wyszedł z kuchni bez słowa, dzięki czemu od razu poczułam się lepiej. Z drugiej jednak strony znowu zostałam sama.

Następnego dnia stawiłam się w bojówce o umówionej godzinie. Lider już tam na mnie czekał, jak zawsze poważny i tym razem chyba był jeszcze bardziej nachmurzony, niż zwykle. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie się przez to na mnie wyżywać.
Zatrzymałam się naprzeciwko mężczyzny i posłałam mu słaby uśmiech. W żaden sposób nie zareagował na ten gest, tylko złożył kilka pieczęci. W jego rękach, z kłębu białego dymu, pojawiła się kabura, którą mi wręczył. Dość mocno odczułam ciężar metalu, który się w niej znajdował. Bez słowa przewiązałam ją sobie przez biodra, choć zrobiłam to dość koślawo, bo pierwszy raz. Zdenerwowałam się, bo nie wiedziałam, na czym będzie polegać trening.
Lider, nic nie mówiąc, poszedł w stronę ściany i przycisnął na niej jakiś włącznik. Z podłogi wysunęły się dziwne marionetki, w różnych odległościach i położeniach ode mnie. Rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, że były wszędzie. Powoli zaczynałam się domyślać, o co chodzi.
- Musisz jak najszybciej trafić kunaiami w jak największą ilość tarcz - poinstruował mnie lider, a ja zdębiałam. Niby jak miałam to zrobić? Ja nawet nie do końca wiem, jak się tymi nożami posługiwać!
Mężczyzna najwyraźniej to zauważył, bo kazał mi stanąć z boku i obserwować. Odsunęłam się jak najbardziej pod ścianę, żeby przypadkiem nie oberwać od lidera i uważnie się w niego wpatrzyłam.
Rudowłosy stanął naprzeciwko jednej z kukieł i się na niej skupił. Dosłownie chwilę później, gwałtownie wyciągnął z kabury kilka kunaiów i rzucił nimi w trzech różnych kierunkach. Okręcił się dookoła własnej osi, trafiając bronią w każdą tarczę w niesamowicie szybkim tempie. Nie zdążyłam nawet wszystkiego zarejestrować, tak błyskawicznie to zrobił.
Nagle dostrzegłam kunaia lecącego prosto w moją stronę. Serce podeszło mi do gardła, niemniej jednak udało mi się w ostatniej chwili uchylić i uniknąć śmierci. Broń wbiła się w ścianę, a ja z pretensją popatrzyłam na lidera.
- Niezły refleks - skomentował. Ja natomiast nie odezwałam się słowem, próbując uspokoić mocno walące serce. Podeszłam w jego stronę, uważnie przyglądnęłam się kukłom i głośno westchnęłam.
- Przecież ja tego nie zrobię - mruknęłam. - Nie umiem. Ja nawet nie wiem, jak to trzymać. - Sięgnęłam dłonią do kabury i złapałam w dłoń kunai. Dopiero wtedy dostrzegłam, jak bardzo trzęsą mi się ręce.
- Zrób tak, jak potrafisz. Potem będziemy cię doszkalać.
Lider poszedł stanąć w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą go obserwowałam. Ja natomiast z powątpiewaniem popatrzyłam na tarcze, w które powbijana była broń mojego trenera. Byłam pewna, że nigdy w życiu nie powtórzę jego wyczynu.
Wzięłam głęboki wdech, po czym przystąpiłam do treningu. Wyciągnęłam z kabury trzy kunaie i każdym po kolei rzuciłam w kukły. Tylko jeden drasnął lalkę, a później tak jak pozostałe, z głośnym brzdękiem upadł na podłogę. Nie zważając na to, wyjęłam kolejne noże i powtórzyłam ataki na inne tarcze. Spośród kilkunastu rzutów, tylko dwa były celne. Poza tym zrobiłam to niesamowicie powolnie, przez co poczułam się strasznie głupio. Nic nie umiałam.
- Mamy sporo do zrobienia - stwierdził lider, podchodząc moją stronę. No serio? Jakbym nie wiedziała. - Spokojnie, wszystkiego da się nauczyć.
- Mhm - mruknęłam i skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. - Zajmie mi to wieki.
- To już zależy od ciebie - odparował lider. - Przede wszystkim musisz skupić się na swoim celu. Zaczniemy od samego początku. Spójrz tam. - Mężczyzna wskazał ręką na stojącą kilka metrów od nas kukłę. - Masz trafić w jej głowę. Skup się na tym, gdzie ona stoi. Spróbuj wyobrazić sobie, że nie ma niczego, poza nią. Tylko ona się teraz liczy. W nic innego nie możesz trafić, bo niczego innego nie ma. Weź kunai.
Sięgnęłam po broń i z wyczekiwaniem spojrzałam na lidera.
- Weź go przed siebie tak, żeby koniec wskazywał na głowę kukły.
Wykonałam polecenie mężczyzny, dokładnie skupiając się na tym, co robię.
- Weź lekki zamach - polecił, a ja odchyliłam rękę w tył - i rzuć.
Kunai trafił w środek ciała kukły.
- Nieźle - mruknął. - Powtarzaj, dopóki na trafisz w głowę.
Rzucałam bronią i rzucałam, aż w końcu ręka zaczęła mnie boleć. Kunaie wprawdzie trafiały już w szyję, jeden nawet w głowę, ale nie w sam jej środek. Moje rzuty wciąż były niecelne, ale po trzech godzinach tego samego miałam już naprawdę dosyć. Szumiało mi w głowie i czułam, że będę mieć niezłe zakwasy w prawej ręce.
- Możesz wrócić do siebie - mruknął lider, a ja odpięłam z bioder kaburę. Uśmiechnął się na to pod nosem. - Jest twoja, zatrzymaj ją. Tylko pozbieraj najpierw broń.
Zrobiłam to, co rozkazał i wróciłam do swojego pokoju. Od razu wzięłam potrzebne rzeczy i poszłam pod prysznic, bo choć trening nie wydawał się zbyt męczący, nieco się spociłam.

Przez kolejne dwa tygodnie uparcie trenowałam pod okiem lidera. Z każdym dniem widziałam postępy, co mnie niesamowicie cieszyło, natomiast mężczyzna podchodził do tego z obojętnością. Ani razu mnie nie pochwalił, co najwyżej skinął głową, co tak naprawdę nic mi nie mówiło: czy to z uznaniem, czy po prostu taki miał nawyk, odruch, albo nie wiadomo co jeszcze. Frustrowało mnie to, ale nie mogłam liczyć na jakiekolwiek pochwały. Najważniejsze było jednak to, że sama widziałam postępy. W przeciągu czternastu dni nauczyłam się celować bronią prosto w głowę kukły. Wprawdzie musiałam się nad tym mocno skupić, co w walce na pewno by nie przeszło, bo nie byłoby na to czasu, ale fakt, że mi się udawało, bardzo mnie zadowalał. Nie byłam jeszcze w stanie powtórzyć wyczynu lidera, niemniej jednak z każdym rzutem shurikenem, moja celność się poprawiała.
Wieczorem, tuż po treningu, poszłam do kuchni zrobić sobie kolację. Nie przypuszczałam jednak, że zastanę w niej Itachiego. Na sam jego widok mocno się spięłam, tym bardziej, że z chłopakiem również ostatnio nie rozmawiałam. W ogóle odniosłam wrażenie, że wszyscy zaczęli mnie unikać, nie wiedzieć czemu. Było mi z tego powodu strasznie przykro, choć z drugiej strony może robili mi przysługę swoim zachowaniem? Dzięki temu nie przywiążę się do nich... za bardzo.
Wyciągnęłam z lodówki kilka składników na kanapki, wstawiłam wodę na herbatę i wzięłam się za przyrządzenie kolacji. Kątem oka zauważyłam, że Uchiha siedzi dokładnie w miejscu Hidana i - tak jak siwowłosy - czytał gazetę. Na ten widok serce zadudniło mi w klatce piersiowej, jednak starałam się nie dać tego po sobie poznać. Z talerzem kanapek i parującym napojem w kubku, usiadłam naprzeciwko Itachiego, wbijając w niego wzrok. Popatrzył na mnie znad gazety, tylko po to, by zaraz wrócić do czytania z pewnością ciekawego artykułu. Ignorując ciszę (co szło mi już naprawdę dobrze, bo mało kto w Akatsuki był rozmowny), zaczęłam jeść posiłek. Tak naprawdę nie potrzebowałam rozmawiać z chłopakiem, wystarczyła mi sama jego obecność, żebym poczuła się lepiej. Tym bardziej, że ostatnio samotność doskwierała mi bardziej, niż kiedykolwiek dotąd.
Gdy zjadłam kanapki, już miałam wstać od stołu, gdy Itachi w końcu się odezwał. Ton jego wypowiedzi zmroził mi krew w żyłach, niemniej jednak udało mi się, chyba, zachować twarz pokerzysty.
- Jestem zdziwiony, że nie dociekasz, co mnie skłoniło do zabicia rodziny. - Uchiha położył gazetę na stole i uważnie mi się przyjrzał. Teraz to ja go nie rozumiałam. Najpierw nie chce o tym mówić, a teraz sam porusza temat?
Zamiast odpowiedzieć, wzruszyłam tylko ramionami. Co miałam mu powiedzieć? Nadal nie bardzo wiedziałam, jak z nim rozmawiać, żeby nie wyszedł, tak jak ostatnio. Wolałam więc milczeć.
- Jesteś dziwniejsza, niż myślałem - stwierdził, co jeszcze bardziej mnie zdumiało, a zarazem trochę rozbawiło. - Byłem pewien, że będziesz mnie o to męczyć, albo unikać jak ognia. Ty tymczasem przysiadasz się i zachowujesz tak, jakbym nigdy nikogo nie zabił.
- Gdybym miała unikać was wszystkich, zwariowałabym - mruknęłam. - Sama też mam zamiar kogoś zabić. Poniekąd będę was przypominać.
Uchiha uniósł lekko kąciki ust ku górze, jednak nie odezwał się na moje wyznanie słowem. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ani co go tak rozbawiło. Odebranie jednego istnienia tak samo czyni człowieka zabójcą, jak masowy mord. Dla mnie nie było różnicy, ile osób się uśmierciło.
Już miałam coś powiedzieć, gdy usłyszałam otwieranie drzwi od kuchni. Obojętnie zerknęłam przez ramię na przybysza, a na widok Hidana serce podskoczyło mi do gardła. Ucieszył mnie jego widok - był cały i zdrowy, oraz seksowny jak zawsze.
- Cześć - mruknęłam, odwracając się w jego stronę. Mężczyzna rzucił mi obojętne spojrzenie, odpowiedział ciche "siema", wziął wodę z lodówki i wyszedł z kuchni, całkowicie mnie ignorując. Nie uśmiechnął się jak zawsze na mój widok, nie zapytał, co słychać. Jego zachowanie złamało mi serce. Wiedziałam, że był na mnie zły za to sprzed misji, ale nie sądziłam, że aż tak. Bałam się, że całkowicie go straciłam.
Wpatrzyłam się w drzwi od kuchni, za którymi zniknął chłopak, nie mogąc uwierzyć w diametralną zmianę, jaka w nim zaszła. To nie był Hidan, jakiego poznałam. Mój był ciepły i kochany, a ten? Zwykły morderca bez uczuć.
- Nie zakochuj się w nim - polecił mi Itachi, a ja dopiero wtedy na niego popatrzyłam. - To nie jest ktoś dla ciebie. Odzyskaj męża i to z nim bądź.
Słowa Uchihy mocno mnie zaniepokoiły. Był już drugą osoba, która ostrzegała mnie przed Hidanem. Poza tym, skąd w nim nagle tyle empatii? Czemu udzielał mi dobrych rad i, nie wiem, czy to odpowiednie wyrażenie, chciał mojego szczęścia?
- Dlaczego? - spytałam odruchowo, a ten wzruszył ramionami.
- To bezlitosny morderca, a ty taka nie jesteś. Nie pasujesz do niego, do nas - zauważył. - Nie jest nam potrzebna osoba, którą trzeba niańczyć.
A więc tylko o to chodziło? Byłam za słaba, żeby być członkiem Akatsuki? Pozostali musieli brać za mnie odpowiedzialność i tracić na mnie swój cenny czas? Byłam bezwartościowym człowieczkiem, który ma zabić jednego mężczyznę i nic więcej? Tylko tyle dla nich znaczyłam?
- Ach - mruknęłam i wbiłam spojrzenie w blat stołu. Denerwowało mnie to, że wszyscy wokół traktowali mnie jak nic nie wartą, głupiutką dziewczynkę, która w dodatku bezmyślnie zakochuje się w mordercy. Musiałam zmienić ich zdanie o mnie. - Masz rację. Niepotrzebnie w ogóle zgodziłam się z wami współpracować.
- Wtedy nie odzyskałabyś męża - odparował Uchiha, a ja prychnęłam cicho. Ani nie zadurzyłabym się w Hidanie.
- Przynajmniej miałabym spokój - warknęłam, zdenerwowana całą tą sytuacją, - Zresztą nawet jeśli zakochałam się w Hidanie to co ci do tego?! Co obchodzi to faceta, który zabił wszystkich, którzy darzyli go jakimkolwiek uczuciem? Ty udzielasz mi rad? - prychnęłam. - Dzięki, poradzę sobie sama - dodałam i wyszłam z kuchni, z hukiem zamykając drzwi.
W drodze do swojego pokoju zauważyłam, że na korytarzu stoi Hidan. Postanowiłam go zignorować. Kompletnie nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Nie po tym, jak bezczelnie mnie zignorował. Chłopak jednak zdecydował się do mnie zagadać, oczywiście w bardzo nietypowy dla siebie, opryskliwy sposób.
- A tobie co? - rzucił obojętnie. Zatrzymałam się i wlepiłam w niego wzrok.
- Słucham? - spytałam, a Hidan uśmiechnął się łobuzersko. Nie był to jednak przyjemny uśmiech. Raczej z kpiną i wyższością. Aż się we mnie zagotowało.
- Drzesz się tak, że w całej siedzibie cię słychać - odpowiedział, co mnie tylko rozjuszyło. Dlaczego zachowywał się w ten sposób?
- Wal się - rzuciłam i próbowałam obok niego przejść. Chciałam, by wszyscy dali mi święty spokój, ale Hidan nie miał takiego zamiaru. Złapał mnie za ramię, na co gwałtownie się odwróciłam. Na jego twarzy gościł ten sam, straszny uśmiech.
- Zakochałaś się we mnie, co? - stwierdził. Byłam pewna, że oblałam się rumieńcem. Jednocześnie cholernie mnie tymi słowami zranił. Zachowywał się jak arogancki dupek, który tylko chciał się mną zabawić, a to bolało.
- To był największy błąd w moim życiu - warknęłam, próbując wyrwać rękę z jego uścisku. - Puszczaj.
- Twój mężulek nie byłby zbyt zadowolony, gdyby się dowiedział, że próbując go odzyskać, rzucasz się na innych facetów - stwierdził, a we mnie zawrzało. Odruchowo podniosłam rękę i go spoliczkowałam. Hidan przez chwilę patrzył na mnie w szoku, a później, z ogromną furią, przygwoździł mnie do ściany. Uderzenie mocno zabolało. Pisnęłam i zamknęłam oczy, przerażona tak agresywną reakcją chłopaka. Nie sądziłam, że akurat on może się tak zachowywać.
- Hidan - jęknęłam, nawet nie próbując panować nad łzami. Trzymał mnie mocno za ramiona, całym ciałem przylegając do mojego. Czułam na swoich wargach jego oddech, jak dyszy ze wściekłości. Bałam się nawet otworzyć oczy.
- Przepraszam - szepnął, po czym delikatnie cmoknął mnie w usta. Uścisk zelżał. Automatycznie uchyliłam powieki, a gdy dostrzegłam skruszonego Hidana, kamień spadł mi z serca. To oznaczało, że nie zrobi mi krzywdy, a tego się najbardziej bałam. - Przepraszam - powtórzył i uniósł swoją dłoń do mojego policzka. Delikatnie mnie pogłaskał. Ja natomiast nawet nie drgnęłam. Nie chciałam, żeby cokolwiek znów go zdenerwowało. - Wybacz - szepnął jeszcze raz i się ode mnie odsunął. Nie patrząc w moją stronę, wrócił do pokoju.
Przez chwilę stałam na korytarzu, pełna strachu i zdumienia. Nie spodziewałam się tak agresywnego zachowania ze strony Hidana. Z drugiej strony czułam ogromną ulgę, że w porę nad sobą zapanował. Pytanie tylko, co go tak rozjuszyło? Czy to, że nie odpowiedziałam mu na jego wyznanie? Pewnie pomyślał, że tylko się nim bawię. Zrobiło mi się niewyobrażalnie głupio. Cała ta sytuacja to moja wina. Nie powinnam była go w sobie rozkochiwać.
Ale przecież ja nic nie zrobiłam! To Hidan się wokół mnie kręcił, nie na odwrót. To on mnie w sobie rozkochał. Ja powinnam być zła, nie chłopak.
Otrząsnąwszy się z szoku, zwróciłam się w stronę swojego pokoju. Na drodze stanął mi jednak Tobi, czego, po raz kolejny, kompletnie się nie spodziewałam, więc lekko podskoczyłam ze strachu. Nie miałam pojęcia, ile już tutaj stał, ale miałam nadzieję, że nie widział mojej rozmowy z Hidanem.
- A nie mówił Tobi? Tobi ma zawsze rację - odezwał się tym swoim dziecinnym głosikiem.
- Daj mi spokój - syknęłam i wyminęłam chłopaka. Wróciłam do siebie z głową pełną myśli, nadal przerażona i niesamowicie rozczarowana. 


I co wy na to? Mam nadzieję, że Wam się podobaaaaało. ^^
Powiem Wam miśki, że czytałam ostatnio książkę, oczywiście romansidło, i miałam ogromną nadzieję, że będzie fajna. I nawet nie wiecie, jak się rozczarowałam (prawie tak jak Shouri Hidanem, serio). Sam pomysł był naprawdę dobry, ale wykonanie do bani… A szkoda, bo zapowiadało się dobrze. Pomyślałam nawet, że mogłabym napisać własną wersję tej powieści, zrzynając nieco pomysł od autorki, a resztę dodać sama, ale nie wiem. Zobaczymy. ^^
A co u Was, kochani? Chyba powyjeżdżaliście, albo już mnie nie lubicie, bo jakoś ostatnio Was tutaj mniej. Mam nadzieję, że jednak to pierwsze. ^^”
Jak zawsze widzimy się za tydzień, dziubki! <3


16 komentarzy:

  1. Czytając o piątej rano całą tę historię, aż musiałam cię pochwalić. Kobieto, jak ty świetnie piszesz. Historia Shouri wciągnęła mnie od pierwszego rozdziału.
    Cieszę się, że nie prowadzisz tej historii schematycznie, tak jak czytałam już na wielu blogach. Dziewczyna wpada do organizacji, zakochuje się i wszystko hapy!
    Uwielbiam to, jak wykreowałaś głowną bohaterkę. Podoba mi się, że ma charakter i potrafi się postawić. W końcu nawrzeszczała na Lidera! Zuch dziewczyna^^
    Hidan mnie rozczarował. Mógłby się chłopina czasem hamować i zachowywać jak dżentelmen, a nie tu fochy odstawiać jakieś i straszyć dziewczynę ^^

    Weny życzę dużo, żebyś skończyła tę historię i zostało ci pomysłów na wiele, wiele innych.
    Pozdrawiam, Lilith.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, o piątej? Czemu o tej porze nie spałaś, kochana? Przecież to nieludzka godzina! :D
      Awwwww, tyle miłych słów, aż się zarumieniłam! :3 Niesamowicie umiliłaś mi dzień, dziękuję, dziękuję, dziękuję. <3

      Usuń
  2. Kto powyjeżdżał, to powyjeżdżał inni w tym nie mają tak dobrze;)
    Odnośnie rozdziału, to ogromnie mi się podobał lekko się go czytało... Końcówka dodała zastrzyk emocji, gdy toczyła się rozmowa z Hidanem i jeszcze Tobi, który jak na złość musiał dodać trzy grosze mając w moim odczuciu, jednak dobro Shouri na uwadze;)
    Co do samej postaci Hidana, to jest ona trochę owiana tajemniczością zresztą, jak i reszta członków organizacji. Jednak te wzburzenia emocjonalne mężczyzny pokazują, że dziewczyna nie jest mu obojętna, a swoje chwilowe aroganckie zachowanie pokazuje jakby chciał odepchnąć od siebie dziewczynę, aby ta jeszcze bardziej nie zagłębiała się w ich znajomość co, by niekorzystnie wpłynęło na dalsze losy bohaterki oraz jej psychikę. On jakby chce oszczędzić jej dodatkowego bólu.<>
    No zobaczymy jak dalej akcja się potoczy...
    Achh zapomniałabym fajnie, że pokazałaś, iż dziewczyna ma, jednak trochę charakterku;) i nie jest taką ciągłą mazgają przy każdej złej sytuacji jednak, gdy ta postawiła się liderowi, gdy ten chciał ją wysłać na misję pokazała, że nie da soba pomiatać ;}
    Życzę weny i radości z tego co tworzysz;)
    -Gal Anonim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też niestety nigdzie w tym roku nie pojechałam. Mam jeszcze nadzieję, że we wrześniu gdzieś wyskoczymy ze znajomymi, bo teraz oni pracują, a później ja znowu zaczynam praktyki i tak się mijamy. :c
      Ha, Hidan pokazał drugie oblicze, co? Bałam się trochę Waszej reakcji, ale widzę, że jeszcze nie zostałam za to zrugana. :D
      No cóż, Shouri jest już całkiem długo w organizacji, więc w końcu wzięła się na odwagę i powiedziała nie. A że ma Shieki, to może sobie na to pozwolić. :D
      Dzięki wielkie za komentarz. Radość jest ogromna, tym bardziej, że mogę dzielić się twórczością z Wami. To Wy mnie uskrzydlacie! :)
      Buziaki. <3

      Usuń
  3. Ja nie powyjeżdżałam,a jeśli będę wyjeżdżać to uprzedzę.
    Nareszcie Shouri zajmuje się czymś co dobrze dla niej zaowocuje-treningiem .
    Zaskoczyło mnie nie to ,że się tak Liderowi postawiła ale ,że Pain nie próbował jej do tej misji zmuszać choć wiem,że jest ona zielona jak szczypiorek wiosną i chociażby się zgodziła to marny będzie z niej szpieg,dali jej zwyczajnie chwilę spokoju aby się dziewczyna z sytuacją oswoiła a co będzie dalej to zobaczymy.
    Coraz bardziej myślę,że to Hidan ją w sobie rozkochał, Shouri to sobie uświadomiła ale nadal nie może zerwać z nim związku,nawet jeśli Uchiha jej to powiedział.Ciekawi mnie jak długo będzie ona tak piekielnie naiwna i kiedy się zorientuje czego tak naprawdę bogiem jest Jashin,o Ogoniastych i ich sakryfikantach.Zaczynam już myśleć,że jej ta naiwność to nieodłączna cecha jej charakteru ale mogę się mylić.
    Dziwne,że Uchiha chciał rozmawiać z nią,myślałam,że będzie bardziej drażliwy i nie będzie chciał w ogóle z nią na ten temat mówić.Może to dlatego,że zawsze jest dla niej w miarę miły,ona go nie widział jaki jest na misjach,jaki bezwzględny i zimny potrafi być-dlatego tak go ocenia i chce się dowiedzieć prawdy.
    Tobi ma zawsze rację-tego jeszcze nie słyszałam.
    Pozdrawiam,
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lider chyba wiedział, że nie wygra z Shouri, a nie chciał stracić jej zaufania i sympatii, dlatego odpuścił. ^^
      Naiwność Shouri to niestety jej nieodłączna cecha charakteru. Czasem zdarzy jej się przebłysk mądrości, jednak fakt, że nie była kochana przez ostatnich kilka lat, na pewno jej nie pomaga. :)
      Dziękuję bardzo za komentarz i również pozdrawiam. :*

      Usuń
  4. Maaaaatko, ile tu Itachiego...; 3 Ogolnie byloby fajnie, gdyby se jednak z Uchiha byla, ale niech juz bedzie ten Hidan. To znaczy, no wlasnie. Co to kuzwa bylo do ciasnej? Dlaczego Hidas ta sie zachowal no dlaczego, dlaczego? W pysk mu dam i sie popamieta, bo wystraszyl nasza Shouri! No jak sie na niego wscieklam, to nieporozumienie! Bede sobie mowic, ze po prostu... zle odnosi odmowy. No i Tobiasss. Kocham go i ten tekst 'Tobi ma zawsze racje'. No, wrozbita Tobi xd I fajny trening, kobita staje sie coraz bardziej silniejsza, niec cwiczy! :p P
    Pozdrawiam, kochanie ty moje ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Itaaaaś. <3 A jak sobie wyobrażasz Shouri z Uchihą? Przeciez on taki oschły, be i fe... Z Hidanem to się przynajmniej coś dzieje. :D
      Zapraszam do siedziby, chętnie zobaczę, jak tłuczesz Hidana w odwecie. Shouri też z przyjemnością poogląda. :D
      Również pozdrawiaaaam :*

      Usuń
  5. Jeszcze zdążę skomentować, jednakże musisz mi wybaczyć, że tak krótko. Rozdział przeczytałam z samego rana, ale tyle się działo, że nie miałam głowy do przemyślenia niektórych spraw.
    Zacznę może od tego, że naprawdę bardzo się cieszę z postępów Shouri. Małych, bo małych, ale zawsze jednak jakichś kroczków naprzód. Nawet jeśli po nim nie było tego widać, Lider z pewnością również był usatysfakcjonowany. Każdego opiekuna napawają radością zmiany na lepsze jego wychowanka. Oby tak dalej, a niebawem być może będzie mogła wziąć odwet na Konan. ;)
    Jeśli zaś chodzi o wydarzenia towarzyszące wyjściu Shouri po wymianie zdań z Uchihą, to mam ochotę krzyknąć: A NIE MÓWIŁAM? Fakt, może zachowanie Hidana w tym przypadku da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć (w końcu spędził ponad dwa bite tygodnie z Kakuzu, a jak się obaj panowie z wzajemnością uwielbiają, wszyscy wiemy), jednak jak nic zawiewa mi od niego intrygą, ba - szytą grubymi nićmi, na dodatek. Chłop stracił na moment swój fason, toteż mam nadzieję, że w głowie dziewczyny zapali się ostrzegawcza lampka i spojrzy trzeźwo na sytuację, biorąc chociażby słowa Itachi'ego do serca. Oczywiście postać Tobi'ego tylko dolewa oliwy do ognia.
    I co najważniejsze - albo odnoszę takie wrażenie, albo to Twój celowy zabieg, ale kreujesz starszego Uchihę na osobę... opiekuńczą? Może to nie to określenie, lecz ciężko mi ubrać w słowa odczucie, jakie mi towarzyszy, kiedy myślę o nim w kontekście Twojego opowiadania.
    Standardowo - pozdrawiam, przesyłam miliony całusów i mnóstwo weny :*
    (P.S. Nie mam daleko z Kielc do Krakowa, więc jeśli kiedykolwiek zauważę, że marudzisz co do treści rozdziału... to wiesz co Cię czeka! <3)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, Twoje komentarze zawsze są długie i dużo dla mnie znaczą, dużo wnoszą. Naprawdę. :) Choćbyś nie wiem jak się spieszyła. :P
      Co do Itasia, to może to mój celowy zabieg, może nie... Dowiesz się wszystkiego całkiem niedługo. ^^
      I vice versa, kochanie! Też przyjadę do Kielc, odnajdę Cię i no... ^^
      Ile całusów, yaaay! Przesyłam jeszcze więcej! :*

      Usuń
  6. I tak lubię Hidana. Polubiłam go u Ciebie i chyba najlepiej go wykreowałaś. Rozdział bardzo mi się podobał. Lubię takie miłosne akcje i rozczarowania. Chociaż w sumie nie bardzo rozumiem teraz Hidana, ale mam nadzieję, że w następnym rozdziale jeszcze bardziej rozwiniesz ten wątek. Nie wiem jak wytrzymam tydzień ;c <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Hidan Ci się spodobał. Bałam się tak nagle zmienić jego zachowanie, ukazać ciemną stronę, ale widzę, że nie było tak źle. ^^
      Wytrzymasz, kochanie. Zleci szybko. :*
      Buziaki!

      Usuń
    2. Mam nadzieję, teraz jeszcze nowy blog prowadzisz to pewnie będziesz miała mniej czasu na ten ;ccc

      Usuń
    3. Kocham swoje dzieci jednakowo i poświęcam im tyle samo czasu. :) Wykorzystuję wolne jak mogę i pisze mnóstwo rozdziałów na przód, więc chwilowo nie masz co się martwić. ;)

      Usuń
  7. W końcu Shouri postawiła się liderowi. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to cieszy. :D
    Trening opisałaś fantastycznie! Naprawdę. Widać, że nigdy nie była shinobim i doskonale, to pokazujesz. : ) W niektórych blogach nieraz natykałam się na jakieś dziewczyny, które nigdy nie miały styczności z bronią, a po dwóch treningach władały nią jak profesjonaliści.
    Jeżeli chodzi o tę reakcję Hidana, to według mnie pasowała w tamtym miejscu. I jestem ciekawa, czy Shouri będzie trwać w przekonaniu, że Hidan nie jest taki zły. ; ) Mam taką maluteńką nadzieję, że jednak między nimi coś będzie.
    A no i jeszcze po tym wydarzeniu coś mnie naszła myśl, że moje domysły co do planu: "Rozkochaj ją w sobie, żeby była nam posłuszna, a potem ją porzuć", mogą okazać się trafione. No, ale to tylko domysły. c;
    Pozdrawiam, życzę weny i ślę buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię opisywać walk ani treningów, nie czuję się w tym najlepiej, toteż cieszę się, że Ci się spodobało. :)
      Bardzo Ci dziękuję za opinię i również pozdrawiam, skarbie. :*

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)