Wpatrywałam
się prosto w spokojne oczy Itachiego. Jego wyraz twarzy był jak zawsze
opanowany, ukrywał emocje, które musiały nim targać na widok młodszego brata.
Nie mógł tak po prostu wyzbyć się miłości do niego, czy jakiegokolwiek innego
uczucia. Jego opanowanie mnie zdumiało, ale i przerażało. Jak można zachowywać
się tak w obecności osoby, której odebrano wszystkich bliskich?!
Sasuke
natomiast, mocno spięty, ale również spokojny z zewnątrz, patrzył wprost na
Itachiego. Niemal czułam nienawiść, jaka go ogarniała i pochłonęła całe jego
serce. Bałam się, że zaraz rzuci się na niego i odbierze mu życie.
Ale
czy to było możliwe? Czy Sasuke byłby w stanie zabić członka Akatsuki?
-
Itachi - wychrypiałam słabo, zdecydowawszy się przerwać tę upierdliwą,
złowieszczą ciszę. Zdziwiłam się, że miałam trudności w mówieniu. Aż tak mnie
sparaliżowało na jego widok?
-
W końcu - powiedział młodszy Uchiha. Jego brat skierował na niego obojętne
spojrzenie.
-
Przyszedłem po Shouri - odpowiedział mu Itachi. Wkurzył tym chłopaka, wyczułam
to.
Sasuke
złapał mnie za ramię i do siebie przyciągnął. Chciał mieć pewność, że mu nie
ucieknę, bo to oznaczałoby, że Itachi znów mu zniknie. Byłam zła na nich, że
urządzają takie cyrki na środku ulicy, a już najbardziej na siebie, że dałam
się w to wszystko wplątać. Mogłam siedzieć dalej w swojej wiosce i prowadzić
sklep, a nie łazić za mordercami i umierać ze strachu.
-
Po Shouri? - zaśmiał się Sasuke i pociągnął mnie w stronę Itachiego. - Na pewno
jej nie dostaniesz. Ona należy teraz do mnie.
Hola
hola, ja do nikogo nie należałam! To, że mnie porwał, nie oznaczało, że byłam
jego własnością! Sasuke chyba trochę za bardzo się zagalopował. Próbowałam się
wyrwać, ale szarpanie się nic nie dało. W zamian wzmocnił tylko uścisk, przez
co ramię zaczęło mnie dość mocno boleć.
-
Daj jej spokój. - Itachi wbił wzrok w ściskającą mnie rękę Sasuke. - Ona nie
jest niczemu winna, nie musisz się na niej wyżywać.
Młodszy
z braci prychnął tylko i zaczął ciągnąć mnie w kierunku wyjścia z wioski. Był
pewien, że starszy za nami pójdzie.
Obawiałam
się tylko, że ni stąd, ni zowąd, zjawią się tutaj Karin, Suigetsu i Juugo.
Itachi mógłby mieć problem w walce z czterema osobami, a ja nie byłabym w
stanie mu pomóc. Poza tym, na pewno ktoś z nich by mnie trzymał, a więc mowy o
ucieczce nie było. Mogłam się tylko modlić, aby do nas nie dołączyli.
Gdy
wyszliśmy poza mury wioski, uścisk Sasuke jakby trochę zelżał. Zerknął przez
ramię na spokojnego Itachiego, podczas gdy ja cała w środku wariowałam ze
strachu. Nie mogłam znieść tego ich opanowania, ale najwyraźniej Uchiha mieli
to we krwi. Zwolniliśmy tempa, aż w końcu przystanęliśmy, i znów zapadła niezręczna
cisza. Serce waliło mi jak oszalałe. Najbardziej bałam się, że na moich oczach
pozabijają się nawzajem. A przecież byli rodziną! Musieli to sobie jakoś
wyjaśnić!
Spojrzałam
na Itachiego i spróbowałam wyobrazić go sobie, jak morduje po kolei swoją matkę,
ojca i innych krewnych. Nie mogłam zrozumieć tego, że mógł zrobić coś tak
podłego. Może i był przestępcą, ale na pewno nie wyglądał na aż tak
nienormalnego. Nasunęło mi się też pytanie, dlaczego oszczędził Sasuke. Byłoby
dla niego lepiej, gdyby tego nie przeżył, jakkolwiek okropnie to brzmi.
-
Szukałem cię wystarczająco długo - odezwał się młodszy z braci. - Nie mam
zamiaru pozwolić ci tak po prostu odejść.
-
To nie czas i miejsce, Sasuke - odpowiedział mu, oczywiście spokojnie, Itachi.
Jego brat tracił powoli nad sobą panowanie. Był wściekły.
-
To nie ma dla mnie żadnego znaczenia - warknął chłopak, znów mocniej ściskając
moją rękę. Syknęłam cicho, ale ten nie zwrócił na to szczególnej uwagi.
Najważniejsza była teraz zemsta.
-
Zmierzymy się, kiedy podrośniesz i nauczysz się czegoś konkretnego. - Słowa
Itachiego niemało mnie zdziwiły. Były prowokacją, czy prawdą?
Nie
miałam czasu, żeby o tym myśleć. Sasuke odepchnął mnie daleko w tył. Odniosłam
wrażenie, że znajduję się w powietrzu całą wieczność. Zatrzymałam się na
drzewie, oddalonym kilkanaście metrów od braci. Pech chciał, że dość mocno
uderzyłam głową w pień, co sprawiło, że przez jakiś czas nie mogłam dojść do
siebie. Przed moimi oczami wszystko wirowało, a ja czułam się tak, jakbym miała
zaraz zwymiotować. Było mi niedobrze, bolała mnie głowa i całe ciało, a bracia
Uchiha rozpoczęli swój pojedynek na śmierć i życie. Nie mogąc nad tym
zapanować, zemdlałam, wcześniej czując, jak z moich ust wypływa stróżka krwi.
Nie
wiem, jak długo byłam nieprzytomna, ale gdy się ocknęłam, od razu w oczy
rzucił mi się pożar. Okoliczne drzewa pochłaniał ogień, który, jak się okazało,
był niebezpiecznie blisko mnie. Zaczęłam kaszleć, nie mogąc złapać tchu.
Wstałam, zakryłam usta bluzką i rozejrzałam się wokół. Wszędzie widziałam
ogień, przed sobą, obok, z tyłu. Nie wiedziałam jakim cudem znalazłam się w
takiej pułapce, ale przestraszyłam się nie na żarty. Przytrzymując się drzewa,
obeszłam go naokoło i ledwo utrzymując się na nogach, ruszyłam w stronę, która
jeszcze nie była zajęta ogniem. Chwiałam się na boki i musiałam uważać, żeby
się czasem znowu nie przewrócić i nie zranić w głowę. Odruchowo dotknęłam
potylicy, gdy poczułam ostry ból. Włosy miałam polepione mazią. Jak się
okazało, na dłoni miałam krew.
Jęknęłam cicho, idąc pomiędzy drzewami.
Zastanawiałam się, czy walka braci nadal trwa, czy może już pozabijali się
nawzajem. Wierzyłam w potęgę Itachiego, ale bałam się, że wszyscy z Hebi mogli
z nim walczyć, a tego mógłby nie przeżyć. Poza tym Sasuke też był Uchihą, a nie
jakimś tam podlotkiem. To musiała być wyrównana walka.
Gdy doszłam do bezpiecznej odległości od
pożaru, odwróciłam się i próbowałam kogokolwiek znaleźć. Niestety, jedyne co
widziałam, to pożerające drzewa płomienie. Były ogromne, tworzyły okropny,
duszący dym i co gorsza, znajdowały się blisko wioski i niewinnych ludzi.
Strażacy musieli szybko je ugasić, żeby ochronić majątek, co było dość ciężkim
zadaniem, bo wszystko wokół było suche i zapalało się z największą łatwością.
Czułam przeogromny strach i pulsujący ból głowy.
Postanowiłam odejść jeszcze trochę od
pożaru, bo mogłam w każdej chwili znów stracić przytomność, a ogień raczej nie
zamierzał zważać na to, że leżę na ziemi i nie mogę mu uciec. Pochłonąłby mnie
żywcem. Oglądając się za siebie, ruszyłam do przodu. Jednocześnie rozglądałam
się na boki, czy przypadkiem któryś z braci Uchiha nie biegnie w moją stronę,
ale wokół było pusto. Nikt nie mógł mi pomóc ani powiedzieć, jak skończył się
pojedynek. Choć tego akurat mogłam się domyślać. Pewnie obaj byli martwi.
Nagle usłyszałam trzepotanie skrzydłami.
Tuż obok mnie przeleciał spory, czarny kruk. Machnęłam ręką, żeby go od siebie
odgonić. Ptaszysko usiadło na drzewie i zaczęło mi się uważnie przypatrywać.
Obawiałam się, że zaraz mnie zaatakuje. Chyba zwariowałam.
Szłam do przodu, a ptak przez cały czas
mnie śledził. W pewnym momencie wzięłam jakiegoś patyka i rzuciłam nim w niego,
ale ten nie zrezygnował z mojego towarzystwa. Zdenerwowany podleciał do mnie i
uderzył mnie skrzydłami w ramię. Znów musiałam odganiać go rękami, krzycząc
przy tym, żeby się odwalił. No świetnie, teraz jeszcze gadałam ze zwierzętami.
Na pewno zwariowałam.
Idąc przed siebie, ciągle ze śledzącym
mnie krukiem, nagle poczułam silne szarpnięcie w pasie i znalazłam się w
powietrzu. Wydarłam się, odruchowo łapiąc za rękę, która mnie podtrzymywała.
Dopóki nie wylądowaliśmy na stabilnym podłożu, krzyczałam wniebogłosy. Z każdym
odbiciem od gałęzi wszystko podchodziło mi do gardła, a co gorsza nie
wiedziałam, kto mnie ma w swoich ramionach.
Po wylądowaniu upadłam na kolana i
próbowałam ustabilizować oddech. Mężczyzna kucnął przy mnie i dopiero wtedy
zauważyłam, że był to Itachi. Złapałam go za rękę i nic nie mówiłam, bo byłam
dosłownie przerażona tymi skokami w powietrzu. Uchiha natomiast trzymał mnie w
pasie, nie wiem po jaką cholerę, i czekał, aż się uspokoję.
- Co z Sasuke? - wyszeptałam, gdy doszłam
do siebie.
- Żyje - odpowiedział mi rzeczowo Itachi i
podniósł mnie do pionu. Mogłam mu się wtedy uważnie przyjrzeć.
Mężczyzna nie miał na sobie płaszcza
Akatsuki, prawdopodobnie zgubił go podczas walki. Na rękach i nogach miał kilka
zadrapań, ale oprócz tego - żadnych poważniejszych ran. Nawet jego włosy nie
były w nieładzie, choć spodziewałam się, że po wyczerpującej walce będą
rozrzucone wokół i oblepione krwią. Chyba miałam zbyt drastyczne wyobrażenia co
do tego pojedynku.
- Zraniłeś go? - spytałam jeszcze.
- Nie - mruknął. - Udało mi się go zgubić
za pomocą klona.
Skłamał, jednak nie zamierzałam dociekać,
co się właściwie wydarzyło. Najważniejsze, że obaj to przetrwali.
W oddali zauważyłam lecącego w naszą
stronę kruka. Zdenerwowałam się, bo myślałam, że szaleńcze skakanie po drzewach
go zgubiło.
- Głupi ptak - syknęłam pod nosem, gdy ten
usiadł na jednej z gałęzi.
Itachi zerknął w jego stronę i w tym samym
momencie zwierzę zerwało się z drzewa i zatrzymało się na ramieniu Uchihy.
Zdziwiłam się, że nie próbował go z siebie zgonić.
- To mój kruk - wyjaśnił. Najwyraźniej
zauważył moje zdumienie. - Śledził cię, żebym wiedział, gdzie jesteś.
Momentalnie poczułam się głupio,
przypomniawszy sobie, jak rzuciłam w niego patykiem. Mogłam mu nawet zrobić
krzywdę, a wtedy Itachi by mnie nie znalazł! Cholera.
- Następnym razem nie bij zwierząt -
powiedział, gdy kruk zniknął w białym dymie. - Co z twoją głową? - Itachi
dotknął mojej potylicy, a ja syknęłam z bólu. - Trzeba będzie zszyć. Sasori w
siedzibie sprawdzi, co z tobą i to opatrzy. Straciłaś przytomność po uderzeniu?
- Tak - odpowiedziałam wystraszona.
Uchiha zaklął cicho pod nosem i wziął mnie
na ręce. Nie czułam się zbyt dobrze w jego ramionach, tym bardziej, że
wiedziałam, co mnie czeka. Znów będziemy skakać po drzewach. Chyba nie zniosę
tego zbyt dobrze.
- Musimy jak najszybciej dostać się do
siedziby - wyjaśnił, wskakując na gałąź. - Moim tempem zajmie nam to
czterdzieści minut. Gdyby coś się działo, mów.
Zacisnęłam mocno powieki i próbowałam
powstrzymać odruch wymiotny. Kurczowo trzymałam się koszulki kruczowłosego, ale
i tak bałam się przy każdym kolejnym odbiciu od gałęzi.
- Zaraz zwymiotuję - jęknęłam po krótkiej
chwili w ramię Uchihy. Nie wiem, czy mnie zrozumiał, ale zatrzymał się i
postawił mnie na ziemi. Odsunęłam się od niego i puściłam ogromnego pawia. Nie
chciałam, żeby Itachi na to patrzył, ale nie mogłam też tego powstrzymać.
Wytarłam usta bluzką i odsunęłam się od
zabrudzonej wymiocinami ziemi. Mężczyzna cały czas asekurował mnie, żebym
czasem nie upadła. Spojrzałam na niego, czując się niewyobrażalnie głupio i
żałośnie. Przyglądnął mi się uważnie i pokręcił delikatnie głową.
- Wyglądasz strasznie - mruknął, a ja
uśmiechnęłam się pod nosem. Tak też się czułam. - Jesteś potwornie blada.
- To przez te skoki - wysepleniłam,
poczuwszy, że zbliża się kolejna fala mdłości. Odsunęłam się od Uchihy i
zwymiotowałam pod jednym z drzew. - Cholera.
- Zmienimy taktykę - odezwał się. -
Będziemy biec po ziemi. Trochę dłużej, ale stabilniej.
Gdy nudności minęły, podeszłam do
Itachiego i odruchowo złapałam się jego ramion. Podtrzymał mnie w pasie.
- Przepraszam - szepnęłam. Chłopak
zignorował moje słowa.
- Wskakuj na plecy - zadecydował i wziął
mnie na barana. Objęłam go nogami i rękami i wtuliłam twarz w jego szyję.
Pomimo potu, czuć było od niego woń perfum, co było całkiem przyjemnym zapachem
dla moich nozdrzy. Przymknęłam powieki, bo mimo wszystko obawiałam się, że znów
zrobi mi się niedobrze. Na szczęście, odruch wymiotny się nie pojawił.
Gdy Itachi się zatrzymał, otworzyłam oczy
i z ulgą dostrzegłam znany głaz, prowadzący do siedziby. Mężczyzna wszedł na
rzekę i wykonał pieczęcie. W organizacji od razu poczułam się bezpieczniej.
Zeskoczyłam z pleców Uchihy i asekurowana przez niego, weszłam do kuchni, w
której nikogo nie było. Chcieliśmy przejść dalej, ale nagle poczułam mocne
zawroty głowy. Itachi przytrzymał mnie, a następnie wziął na ręce i szybkim
krokiem zmierzył w stronę naszego szpitala. Położył mnie na łóżku na boku i
powiedział, żebym się nie ruszała. Sam natomiast wyszedł, najprawdopodobniej po
Sasoriego.
Dopiero leżąc poczułam, jak bardzo byłam
wykończona, i jak cholernie bolała mnie głowa. Skuliłam się na materacu i
próbowałam się nie rozpłakać, co tym razem mi się udało. Musiałam pokazać
członkom Akatsuki, że jestem twarda, i że byle rana mnie nie złamie. Dalej
miałam zamiar odzyskać Taya, nawet jeśli miało to oznaczać narażenie się na
niebezpieczeństwo.
Miałam ochotę iść spać, ale wiedziałam, że
najpierw musiał zbadać mnie Sasori. Cierpliwie czekałam, walcząc ze zmęczeniem,
aż mężczyzna w końcu pojawi się w sali. Coraz bardziej ciążył mi pulsujący ból
w całej głowie i uczucie wirowania. Wiedziałam, że uraz jest dość poważny, ale
przez cały czas łudziłam się, że w gruncie rzeczy nic takiego mi się nie stało.
Moje nadzieje rozwiał jednak nasz lekarz. Wszedł do pomieszczenia, a zaraz za
nim lider i Itachi. Widziałam w oczach przywódcy Brzasku ulgę, ale również
troskę, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie odezwał się natomiast nawet
słowem. Patrzył, jak Sasori bada moją głowę i ocenia skalę obrażeń.
- Trzeba będzie to zszyć, rana jest dość
poważna - powiedział w końcu i podszedł do jakiejś szafki. Nie miałam siły, by
wodzić za nim wzrokiem. Przymknęłam powieki, gotowa na kolejny ból. Wątpiłam,
żeby chciał mnie do tego znieczulić. - Podajcie mi golarkę, jest tam.
- Co? - bąknęłam, podnosząc się do siadu.
- Chyba nie masz zamiaru...
- Muszę ogolić ci głowę - wyjaśnił
spokojnie Sasori. Serce podeszło mi do gardła, a głowa rozbolała mnie jeszcze
bardziej. Nie chciałam być łysa!
- Czy to konieczne? - wydukałam, widząc w
rękach mężczyzny maszynkę do golenia.
- A jak inaczej mam zszyć ci łeb? -
warknął lekarz. Podszedł do mnie od przodu i uważnie spojrzał mi w oczy. Zbadał
moje reakcje latarką diagnostyczną, a później kazał patrzeć za palcem.
Następnie sprawdził moje odruchy neurologiczne, które z tego co zauważyłam,
były w normie. - Odwróć się.
Odruchowo złapałam się za włosy, jak
gdybym chciała się z nimi pożegnać. Nigdy nie zwracałam szczególnej uwagi na
wygląd, a moje kłaki raczej nie były wyjątkowo zadbane, ale lubiłam je i nie
chciałam się ich pozbywać. Chyba żadna kobieta nie chciałaby być łysa.
- Wygolę tylko kawałek, zamaskujesz to
jakoś - próbował mnie uspokoić Sasori, ale wcale nie pocieszał mnie fakt, że
miałam mieć na głowie bezwłosy placek. Nie miałam jednak innego wyjścia.
Musiałam się na to zgodzić.
Mężczyzna bardzo delikatnie pozbył się
włosów wokół rany. Następnie usztywnił moją głowę kołnierzem i kazał Itachiemu
mnie przytrzymywać. Przemył skórę roztworem dezynfekującym, płyn przynajmniej
pachniał w ten specyficzny sposób, a później chwycił za igłę i strzykawkę.
Serce zabiło mi tysiąc razy szybciej, co Uchiha momentalnie wyczuł.
- Sasori wykona teraz znieczulenie -
poinformował mnie. Z jednej strony poczułam ulgę, a z drugiej bałam się
ukłucia.
- Nie ruszaj się - polecił lekarz.
Zamknęłam oczy, ale starałam się szczególnie nie spinać. Gdy Sasori wbił igłę w
moją skórę, drgnęłam lekko.
- Przepraszam - wyszeptałam i zacisnęłam
dłonie na ramionach Itachiego. - Odruch.
Po mojej potylicy rozeszło się dziwne
ciepło, niezbyt przyjemne. Wykrzywiłam twarz w grymasie, a gdy uczucie minęło,
spojrzałam prosto w czarne tęczówki Uchihy.
- Dziękuję - powiedziałam, ale ten w żaden
sposób nie zareagował. Wpatrywał się we mnie beznamiętnym wzrokiem i kompletnie
nie mogłam odgadnąć, co czuł. Tym razem idealnie ukrywał swoje emocje.
Zszycie głowy nie należało do
najprzyjemniejszych, bo pomimo znieczulenia, odczuwałam lekki dyskomfort. Nie
byłam w stanie wyobrazić sobie jaki by był, gdyby Sasori robił to przy pełnym
czuciu. Pewnie zemdlałabym podczas całej tej mordęgi.
Ukradkiem spoglądałam na lidera, który
stał w nogach łóżka i patrzył na poczynania medyka. Nie mogłam doczekać się
rozmowy z nim na temat Konan, przez którą to wszystko się stało. Gdyby nie ona,
Sasuke by mnie nie dorwał, a ja nie doznałabym urazu głowy. Lider musiał ją za
to ukarać, nawet jeśli była jego przyjaciółką. A jeśli on tego nie zrobi, ja na
pewno się zemszczę. Jeszcze jej pokażę, że z Muzai się nie zadziera.
- Skończyłem - usłyszałam po jakimś
czasie. Zdziwiłam się, że poszło mu tak szybko. - Zakleję to teraz. Póki co nie
myj włosów, żeby opatrunek się nie odkleił i żeby rana się nie zakaziła.
- Jasne - odpowiedziałam. - A poza tym,
wszystko w porządku?
- Wygląda na to, że masz lekkie
wstrząśnienie mózgu. Pamiętasz, co się wydarzyło przed wypadkiem?
Próbowałam sobie przypomnieć, w jaki
sposób doznałam urazu, ale pamiętałam tylko rozmowę Itachiego i Sasuke. Nic
innego nie przychodziło mi do głowy. Czyżby zaczęli walczyć i w wyniku ich
pojedynku przypadkowo oberwałam?
- A po wypadku? - dodał Sasori, gdy nie
uzyskał odpowiedzi.
- Ocknęłam się wśród ognia - wyjaśniłam. -
Uciekłam stamtąd i...
- Czyli to pamiętasz - zauważył lekarz,
przerywając mi. - Wszystkie te objawy, czyli utrata przytomności, wymioty,
niepamięć wsteczna, są objawami wstrząśnienia mózgu. Na szczęście, z tego co
widzę, nie doszło do wylewu krwi do przestrzeni podpajęczynówkowej,
przynajmniej na razie. Będę cię obserwować, ale prócz guza i bólów głowy, nie
powinno zostać po wstrząśnieniu nawet śladu. Póki co odpoczywaj.
Skinęłam głową do Sasoriego, wdzięczna za
pomoc. Sprzątnął narzędzia, którymi zszył ranę i kazał mi się położyć.
- Staraj się nie leżeć na plecach, żeby
nie podrażniać rany - poinstruował mnie. - Gdyby cokolwiek ci się działo, masz
pukać w ścianę za sobą, do mojego pokoju. Będę odwiedzać cię co jakiś czas.
- Dziękuję - szepnęłam. - Bardzo dziękuję.
- Śpij - rozkazał i gestem dłoni zachęcił
lidera i Itachiego do opuszczenia pomieszczenia.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku i lewą ręką
dotknęłam tyłu głowy. Sasori wyciął mi spory kawałek włosów, co było dla mnie
dość dużym ciosem. Nigdy nie byłam osobą pewną siebie, a teraz mój stan jeszcze
bardziej się pogorszy. Byłam pewna, że włosy nie zdążą odrosnąć do odzyskania
Taya. Zobaczy mnie jako jakiegoś potwora i jeszcze weźmie rozwód. Na pewno nie
wyglądałam korzystnie.
Wtuliłam się w poduszkę i spróbowałam
odgonić natrętne myśli. Mąż na pewno będzie mnie kochał taką, jaką jestem. W
końcu to dla niego straciłam część włosów. Nie mógł mnie zostawić.
Ogarnęło mnie ogromne zmęczenie. Myśląc o
wydarzeniach sprzed kilku godzin, powoli oddawałam się w ramiona Morfeusza.
Usłyszałam jeszcze otwieranie drzwi i czyjeś kroki w stronę łóżka, a gdy gość
wyszedł, usnęłam, wspominając Taya.
No
ten rozdział zdecydowanie bardziej mi się podoba. Mam nadzieję, że i Wam
przypadnie do gustu. ^^
Strasznie
mi miło czytać Wasze komentarze, są takie kochane i motywują do pisania… ^^
Wprawdzie ostatnio mam zastój, przez kilka dni nie napisałam nawet zdania, ale
spokojnie – mam parę rozdziałów w zapasie, więc póki co będę je regularnie
dodawać. A przypuszczam, że do wyczerpania się zapasu zdążę jeszcze coś
naskrobać. :D
Też
u Was taka obrzydliwa pogoda? Jestem załamana, nienawidzę deszczu i burz, wrrr.
Nie dość, że trzeba nosić parasol i szukać butów, które nie przemakają, to w
dodatku włosy się tak puszą… Pewnie od poniedziałku pogoda będzie śliczna, a ja
akurat znowu zaczynam praktyki. Juhu. :/ Dooobra, już nie narzekam…
Dziękuję
Wam jeszcze raz za to, że jesteście. <3 Pozdrawiam!
Hej!
OdpowiedzUsuńOsobiście uważam, że Twoje opowiadania powinny mieć wydanie książkowe, bo są świetne;)
Nie opisywałaś walki między braćmi, ale to dobrze, gdyż, to nie było aż tak ważne.Podsumowałaś wynik walki i to wystarczyło.
Ta akcja z krukiem wymiata (dwa razy czytałam ten akapit)^.^
Na początku myślałam, że lider, inaczej bardziej agresywnie zareaguje; naskoczy na nią za swą lekkomyślność. Ale, to wina Konan. Czy Shouri planuje jakąś zemste na Konan? było, by ciekawie;)
"Usłyszałam jeszcze otwieranie drzwi i czyjeś kroki w stronę łóżka, a gdy gość wyszedł, usnęłam, wspominając Taya.", czy to Sasori?
Rozdział długi, miło się czyta zresztą jak zawsze. Tak trzymaj!
Pozdrawiam serdecznie życzę weny Gal Anonim^.^
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńJeeeejku, ale mi się teraz milutko zrobiło. ^^ Chciałabym kiedyś wydać książkę, ale wątpię, żeby mi się to udało. :c
UsuńNie chciałam zagłębiać się w walkę pomiędzy braćmi, bo jakoś nie czuję się dobrze w tego typu klimatach. Nie lubię opisywać starć, więc - jak widać - staram się ich unikać. ^^ Dlatego też dobrze jest prowadzić narrację w pierwszej osobie. ^^
A co do gościa Shouri... może i był to Sasori, może nie. Tego akurat się nie dowiecie, bo i główna bohaterka nie będzie się tym interesować. ^^
Dziękuję bardzo za ciepłe słowa. :) Również pozdrawiam. <3
Widać, że już od kilku lat w tym siedzi!;) Masz wprawę do tego typu opowiadań nie masz słomianego zapału, a Twoja wyobraźnia kreuje coraz, to nowe wydarzenia, przez co opowiadanie nie jest monotonne i nudne, tylko ciekawe zachęcające do dalszegoczytania. Czasami pojawia się wątek humorystyczny ;) pozwalający bardziej wczuć się w rolę bohatera lub rozluźnić budujące napięcie.
OdpowiedzUsuńJesteś pracowita, to widać, gdyż rozdziały są dodawane regularnie. A treści bloga są z góry zaplanowane dzięki temu opowiadanie nie jest chaotyczne.
Jest, to jeden z lepszych blogów, na które udało mi się trafić, a Twoja poprzednia twórczość też jest niczego sobie!
„Wprawdzie ostatnio mam zastój, przez kilka dni nie napisałam nawet zdania”
Oby Twoja systematyczność Cię nie zawiodła i te kilka rozdziałów, które masz w zanadrzu wystarczą, aby wena na nowo powróciła.
Pozdrawiam serdecznie^.^
Oj siedzę, siedzę. I z każdym kolejnym rozdziałem się rozwijam. Oczywiście najbardziej to widać porównując poszczególne opowiadania - np. losy Kushiny a Shouri to dwa różne światy. Mam wrażenie, że pisały to dwie różne Kaśki, a nie jedna. :D
UsuńOczywiście staram się mieć wszystko z góry zaplanowane, jednak nie zawsze tak jest. :D Zazwyczaj wiem, jak potoczą się losy głównej bohaterki, ale niektóre poboczne wątki wymyślam na bieżąco, starając się oczywiście, żeby wszystko się ze sobą zgrywało. ^^" Wstyd się przyznać, ale taka prawda. ^^"
Myślę, że te kilka rozdziałów wystarczy. Już dziś zaczęłam pisać dalej. ^^
Dziękuję bardzo za taki miły komentarz. :)
Również pozdrawiam. :*
Sory za to wcześniejsze usunięcie ale coś źle na wciskałam:)
OdpowiedzUsuńAleż ta Shouri empatyczna,żeby tak odgadywać uczucia Saska.
OdpowiedzUsuńNo i mamy tu tradycjonalnego Itachiego z mangi i anime-,,Zniszczyłem ci życie braciszku i sterowałem tobą abyś się na mnie na to zemścił i poświęcił na to wszystkie swoje życiowe starania ale teraz kiedy już jesteś na tyle silny by walczyć ze mną obchodzi mnie to tyle co zeszłoroczny śnieg,olewam cię ,znikam stąd, zabijesz mnie w innym terminie.''
Zawsze myślałam, że wynikało to z tego,że Itachi miał poczucie bycia kontrolowanym i wykorzystywanym przez swój klan-traktuje swego brata jak klan jego gdy był w wiosce.
Czego Itachi chce aby się Sasuke nauczył-bardzo mnie to ciekawi choć nie ogarniam jego geniuszu i zamysłów,stawiam na cierpliwość.No może na odrobinę skromności i samokrytyki.
Anonimowa 2
Itachi to bardzo skomplikowana postać, podobnie jak Sasuke. Zetknięcie się tych dwóch postaci było dla mnie dość problematyczne, bo bałam się, że coś spieprzę. Itachi powiedział w ten sposób do Sasuke żeby wzbudzić w nim jeszcze większy gniew, oraz po to, żeby obronić Shouri. Starszy Uchiha raczej nie chce mieć świadków swojej śmierci... ;)
UsuńPozdrawiam. <3
Aaa Itachi ! Strasznie podobała mi się notka. Dobrze że Shouri wróciła do akatsuki, myśle że spodobałoby mi się gdyby Itachi zają miejsce jej męża byli by fajną parą :)
OdpowiedzUsuńItachi i Shouri? Ciekawe połączenie. :D
UsuńDziękuję pięknie za komentarz. <3
Jak zwykle mi się podobało! ^^ Nie tyle mnie zaskoczyło, co zrobiło mi się smutno, że tzreba wygolić włosy! Postawiłam się w jej sytuacji i aż mnie cośw sercu zabolało. Dodatkowo to wymitowanie (chyba najgorsza rzecz jeśli obok ktoś stoi ;-; )
OdpowiedzUsuńNo pecha to ona w życiu ma, ale przynajmniej wróciła.
Wszystko mi się podobało, ale mam nadzieje, że dowiem sięco się stało z Sasuke.
Pozdrawiam :*
Też mi było smutno jak pisałam fragment z goleniem głowy. Sama bym się chyba załamała na miejscu Shouri...
UsuńDzięki piękne za miłe słowa. ^^
Buziaki!
Dam sobie rękę uciąć, że osobą, która odwiedziła Shouri na koniec był Hidan. Tak dawno nie pojawił się w opowiadaniu, że z pewnością to był właśnie on. Pomijając fakt, że takie zachowanie najbardziej do niego pasuje, biorąc pod uwagę wszystkich możliwych członków Akatsuki.
OdpowiedzUsuńCzemu w każdym komentarzu muszę besztać Shouri? Niedługo stanie się to tradycją ;) W sumie jeżeli ona nie poczuwa się jako własność Sasuke, to bardzo chętnie ja zajmę jej miejsce. Trochę głuptasek z tego młodego Uchihy, ale jak jest - wiadomo, Itachi ma swój plan, a Sasuke tańczy jak mu brat przygrywa. I oczywiście ależ ten Itachi kochany! Żadne inne słowo nie opisałoby lepiej jego zachowania w tym momencie. Potraktował dziewczynę ze zrozumieniem i delikatnością, kto by spodziewał się po nim takich odruchów! Więc nic dziwnego, że Sasori wypadł przy nim słabiej, jak taki mały upierdliwy buc. Potrafię się wczuć w sytuację Shouri, jako kobieta, toteż po części płeć Akasuny trochę go usprawiedliwia, niemniej jednak w takich okolicznościach mógłby wykazać się odrobiną wyrozumiałości. Co do zemsty na Konan - opowiadam się za natychmiastowym rozwinięciem tego wątku. Ale myślę, że być może Shouri jeszcze podziękuje przyjaciółce Lidera - w końcu żeby się zemścić, będzie musiała podjąć trening i rozwinąć swoje umiejętności. Nie mogła znaleźć się lepsza motywacja.
Cieszę się, że dziewczyna wróciła już do "domu". Z zakończenia ciężko wywnioskować co będzie działo się dalej, więc tym bardziej z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Przesyłam całusy i standardowo życzę mnóstwo weny :*
Shouri mógł odwiedzić też Sasori, chcąc sprawdzić, czy wszystko z nią w porządku. :D Ale nic nie mówię, myślcie co chcecie, bo tego akurat już nie będę poruszać w opowiadaniu. ^^"
UsuńNo widzisz, jakie Shouri ma w życiu szczęście i tak tego nie wykorzystuje. :P No niestety, Sasuke nie jest w jej stylu. ^^
Itaś zawsze jest kochany, nawet, jeśli nie zawsze potrafi to okazać. :3
Dziękuję bardzo za wyczerpujący komentarz. <3
Pozdrawiam!
Dobra koniec mazania się i czas wrócić do blogowania. Oto jestem, wróciłam ! <3 W końcu mogę nadrobić mojego kochane blogusie, które czytam. Ta jak zwykle ciśnie ptaki... No cóż, biedne zwierzątka niech lepiej uważają na tą kobietę xD A co do reszty to ty pocisnęłaś z tym goleniem głowy. Już myślałam, że na łyso będzie... Jestem zawiedziona faktem, że tak nie było. :D Wiem, zła ze mnie wiedźma. Czekam na ciąg dalszy. :*
OdpowiedzUsuńCzeeeeść! <3 Miło mi Cię znowu widzieć. ^^
UsuńHaha ej, nie pomyślałam, że zrobiłam z Shouri osobę, która, jak to ujęłaś, ciśnie ptaki. :D:D
Ejjj, no coś Ty, na łyso? Chciałabyś żeby lekarz zgolił Ci głowę tylko dlatego, że masz jakąś tam ranę? :P Okropna z Ciebie wiedźma! ;>
Dzięki i pozdrawiam. :*
Wybacz kochanie ty moje, że ja tak późno komentuje i w ogóle. Wiem, jestem be, fu i w ogóle. Jednak bylam nad morzem, a teraz w czwartek do Londynu jade, a same rozdzialy byly zaplanowane. No, kolejne też są, by pod moją nieobecność, pojawialy się terminowo!
OdpowiedzUsuńAle nie będe tu gadać o sobie, bo to w końcu o twojego bloga chodzi!
No, przeczytalam go już w sobote, ale na tel nie mogę komentować, bo mi net kiepsko chodzi i w ogóle szlak mnie trafia.
Sam rozdzial po prostu genialny! I T A C H I ! <3 <3 <3
KOCHAM GO, KOCHAM <3 (orgazm), matko!
Dobro, skończylam się już nim jarać, spokojnie.
Albo nie, jeszcze nie.
ITAAAAAAAAAAAAAAAAŚ <3
Dobra, już.
Fajnie przedstawilaś ich wspólne spotkanie. Aż widzialam w myślach, jak Sasuke się zlości! To bylo piękne, naprawdę.
Najbardziej zrobilo mi się żal wlosów. Ta, te wszystkie inne wydarzenia są niczym przy goleniu wlosów. Nawet jeśli nie są one wszystkimi wlosami. W końcu to skarb kobiety, ja bym normalnie chyba się zabila.xd
No, co mam powiedzieć? Nic nie powiem, bo dobrze wiesz, iż żyje twoją historią i z wielką przyjemnością ją czytam i poznaje dalsze przygody Shouri.
Czekam na dalszy ciąg i życzę tony weny, kochanie ty moje <3
Uch, zabiegana z Ciebie dziewucha. :P Niemniej jednak cieszę się, że dalej ze mną jesteś i o mnie pamiętasz. <3
UsuńTeż mi się podobało zachowanie Itachiego w tym rozdziale. Tak, tak, jestem taaaaka skromna. ^^
Też bym się załamała, gdyby mi ogolili głowę. :D
Strasznie mi się miło zrobiło po przeczytaniu Twojego komentarza. Dziękuję. <3
Buziaki. :*