Stojący
przede mną mężczyzna był niskim, okrągłym, garbatym typem. Jego twarz miała
brudny, matowy kolor, oczy wydawały się być tak puste i bezduszne, że poczułam
ścisk żołądka. Narzuconą miał na siebie wielką, czarną płachtę, która
przykrywała jego niewyobrażalnych rozmiarów ciało. Jego postura zmroziła mi
krew w żyłach. Wiedziałam, że może zabić mnie w każdej chwili.
- Pogięło cię?
Zniszczyłaś moje lekarstwa - warknął, podchodząc w moją stronę i oglądając
straty. Ja natomiast siedziałam w kolorowej kałuży płynów i nie potrafiłam
się ruszyć, nie mówiąc już o wypowiedzeniu choćby słowa. Ton jego głosu mnie
sparaliżował. - Cholerna gówniara.
Mężczyzna
bez ceregieli chwycił mnie za ramię i popchnął za siebie. Upadłam na kolana,
coraz bardziej przerażona. Jednocześnie przyszło mi na myśl, że powinnam
działać. Spojrzałam na otwarte drzwi, a następnie na mojego oprawcę i
najszybciej jak tylko potrafiłam, wybiegłam z pomieszczenia. Bez namysłu
ruszyłam w prawo i biegłam korytarzem, raz za razem odwracając się by upewnić
się, że nikt mnie nie ściga. Przez swoją nieuwagę nie zauważyłam jednak, że
ktoś nagle pojawił się na korytarzu i bezceremonialnie na niego
wpadłam. Skamieniałam, poczuwszy na sobie czyjś dotyk. Nie miałam odwagi,
by spojrzeć w górę.
- Shouri? -
usłyszałam znajomy głos i gwałtownie podniosłam głowę. Zdziwiona twarz Hidana
niesamowicie mnie ucieszyła. Kamień spadł mi z serca. W przypływie radości
rzuciłam mu się na szyję, ledwo powstrzymując łzy. Chłopak objął mnie w talii,
ale równie szybko od siebie odsunął. Oczekiwał wyjaśnień.
-
Przepraszam - szepnęłam. - Ale myślałam, że nie żyjesz a ja zostałam porwana.
Tak się bałam, Hidan. Tak bardzo się bałam - paplałam. - Dlatego chciałam
uciec, żeby ratować życie! Myślałam, że ten człowiek mnie zabije. Matko,
rozwaliłam mu lekarstwa - szepnęłam. Uprzytomniłam sobie, że zadarłam właśnie z
mordercą, z którym mieszkałam pod jednym dachem. - On mnie zabije - jęknęłam, a
Hidan nic na to nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramię i poprowadził w
kierunku, z którego przybiegłam. Na samą myśl o karle robiło mi się słabo.
Musiał być na mnie potwornie wściekły! Nie protestowałam jednak.
Wiedziałam, że muszę stawić temu czoła.
Gdy
weszliśmy do pomieszczenia, mężczyzna spojrzał prosto na mnie. Przeszedł mnie
nieprzyjemny dreszcz strachu. Jego wzrok był przerażający.
- Coś ty
narobiła? - spytał Hidan, dostrzegłszy bałagan na podłodze. Zrobiło mi się
niewyobrażalnie głupio. - Shouri! Czy ty zwariowałaś?
- Skąd
mogłam wiedzieć, gdzie jestem? - jęknęłam w obronie. - Byłam przekonana, że nie
znajduję się w Akatsuki!
- Niby
dlaczego? - warknął Hidan. - Czy ty wiesz ile strat narobiłaś?
- Wiem, ale
to nie moja wina! Przepraszam - szepnęłam, modląc się w myślach, by mnie za to
nie ukarano.
W
pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna cisza. Ignorowałam spojrzenie karła,
zawzięcie wpatrując się w podłogę. Bałam się, bo mężczyzna uparcie milczał.
Wolałam, żeby mnie opieprzył i żebym miała to już za sobą. Chwila ta dłużyła mi
się w nieskończoność.
- Nieważne
- odezwał się w końcu mężczyzna swoim niskim, chrapliwym głosem. - Jak się
czujesz?
Popatrzyłam
na niego zdziwiona. Nie miał zamiaru tego skomentować?
- Dobrze.
Trochę boli mnie głowa - przyznałam, a mężczyzna podszedł do mnie i chwycił
moją twarz w dłonie. Uważnie przyjrzał się moim oczom.
-
Dochodzisz do siebie - mruknął. - Możesz już wrócić do pokoju, ale nie
przemęczaj się zbytnio.
Skinęłam
głową i natychmiastowo opuściłam pomieszczenie. Hidan wyszedł zaraz za mną.
- Jestem
pod wrażeniem - odezwał się, gdy doszliśmy do mojego pokoju. Stanęłam przed
drzwiami i uważnie na niego popatrzyłam. - Musisz mieć w sobie coś niezwykłego,
skoro Sasori cię za to nie zabił.
- Nie
chciałam tego - szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Następnym
razem bądź ostrożniejsza - odpowiedział Hidan i skierował się do siebie. Zanim
jednak zniknął w swoim pokoju, zatrzymałam go.
- Co się
właściwie stało? Czemu zemdlałam? - spytałam, domagając się wyjaśnień. Nie
miałam pojęcia jakim cudem jeszcze żyję, przecież doskonale widziałam broń
lecącą prosto w moją głowę.
- Shieki -
mruknął mężczyzna i zostawił mnie samą na korytarzu.
Wciąż jednak
nie wiedziałam, co wtedy zaszło i jakim cudem Hidan to przeżył.
Przez
resztę wieczoru leżałam na łóżku i starałam się jak najmniej poruszać, żeby nie
skrzypiało. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ból zdecydowanie się nasilił i
sprawiał mi niemały dyskomfort. Usnęłam na jakieś dwie godziny, a gdy się
obudziłam, wcale nie czułam się lepiej. Wstałam jednak, żeby wziąć prysznic i
wrócić z powrotem do łóżka. Zbliżała się już dziesiąta wieczorem, a ja czułam
niewyobrażalne zmęczenie.
Wyszłam z
pokoju i z ulgą stwierdziłam, że łazienka jest pusta. Szybko umyłam swoje
obolałe ciało i stanęłam przed lustrem. Było zaparowane, więc przetarłam je
ręcznikiem i uważnie się sobie przyjrzałam. Mokre, czarne włosy do ramion
okalały moje policzki, lekko się falując. Moje brązowe oczy były podkrążone ze
zmęczenia, byłam blada i miałam wrażenie, że moje policzki lekko się zapadły.
Przez chwilę zastanawiałam się, co Tay widział w dziewczynie z
krzywym nosem i małymi ustami. Nie byłam ani ładna, ani szczególnie
zbudowana - owszem, byłam szczupła, ale prawie nie miałam przy tym piersi. Ale
jemu to nie przeszkadzało...
Rozczesałam
włosy i wyszłam z łazienki. Na korytarzu stał blondyn, którego kilka dni temu
spotkałam w kuchni. Deidara?
- Nareszcie
- warknął. - Ile można się myć?
-
Przepraszam - szepnęłam, wymijając go. Mężczyzna wszedł do łazienki i z hukiem
zamknął drzwi. Nie przejęłam się tym zbytnio. Najwyraźniej miał skłonność do
popadania w agresję z błahego powodu.
Weszłam do
pokoju i od razu wskoczyłam do łóżka. Tej nocy zasnęłam jak kamień.
Następnego
dnia obudziłam się o godzinie dziesiątej. Głowa dalej mnie bolała, ale
przynajmniej się wyspałam. Z wielką niechęcią zwlekłam się z łóżka i podeszłam
do szafy. Wyciągnęłam z niej nieco szerszą, białą bluzkę i do tego ciemne
dżinsy. Włosy spięłam w kucyka i poszłam do łazienki, by przemyć twarz. Później
udałam się do kuchni, po której krzątał się lider.
- Dzień
dobry - mruknęłam, nieco skrępowana. Mężczyzna stanął przy lodówce i przejechał
po mnie wzrokiem. Ja również go zlustrowałam. Ubrany był w zwyczajne dżinsy i
ciemną bluzkę, przez którą widać było, jak bardzo jest umięśniony.
- Jak się
czujesz? - spytał i wyciągnął z lodówki ser.
- Dobrze,
tylko boli mnie głowa - odparłam, po czym nastawiłam wodę na herbatę. Wciąż
niemrawa usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłoniach. Czułam się jakbym
miała ogromnego kaca.
Usłyszałam,
jak lider odsuwa krzesło i siada naprzeciwko mnie. Nie podniosłam głowy. Nie
miałam na to ochoty.
- Woda się
zagotowała - oznajmił po chwili. Nawet tego nie usłyszałam.
Wstałam i zrobiłam
sobie słabą herbatę z cytryną, po czym wróciłam do stołu. Miałam teraz okazję
dowiedzieć się czegoś więcej na temat ostatnich wydarzeń.
- Co się
wczoraj stało? - spytałam, dmuchając na napój. Nic to nie dało.
- Ty akurat
powinnaś najlepiej wiedzieć - odpowiedział, a zauważywszy z mojej strony
zniecierpliwienie, dodał: - Obudziłaś się i narobiłaś burdelu.
- Nie pytam
o to - syknęłam. - Wcześniej. Jak wracaliśmy z Hidanem do organizacji.
- Aaa,
chodzi ci o wydarzenia sprzed dwóch dni? - udał zdziwienie lider, a ja
oniemiałam. Spałam czterdzieści osiem godzin?!
- Sprzed
dwóch dni? - powtórzyłam, a ten skinął głową. - Jeny.
- Jakby ci
to wyjaśnić - zaczął lider, a ja postanowiłam mu nie przerywać. Byłam ciekawa,
czemu tak długo spałam. - Shieki to bardzo specyficzne kekkei genkai, a przede
wszystkim, ciężkie do opanowania w stu procentach. Niemniej jednak zdolności
Shieki często ujawniają się nawet, gdy właściciel tego nie chce. Tak też się
stało w twoim przypadku.
- To
znaczy? - spytałam. - Wiem, na czym polega ta moc, że mogę kogoś uwięzić bez
użycia jakichkolwiek narzędzi, zniewolić go - wyjaśniłam. Lider uważnie mi się
przypatrywał. - Ale jakim cudem broń, która we mnie leciała, mnie nie zabiła?
- A czemu
nie mogła byś i jej zniewolić? - spytał, jak gdyby było to oczywiste. Wstał od
stołu i podszedł do jednej z szafek. - Shieki też pozwala ci się bronić i
to często bez twojej wiedzy - wyjaśnił, po czym wyciągnął z szafki dość spory
nóż. Odwróciłam wzrok i skierowałam go na herbatę. - Shouri - odezwał się
lider, więc przeniosłam na niego spojrzenie. W tym samym momencie rzucił we
mnie nożem. Sztuciec wbił się w moje ramię, a ja spadłam z krzesła i złapałam
się poniżej rany.
- Co jest?
- jęknęłam, czując pod palcami krew. Rana bolała mnie jak cholera. Nie
wiedziałam, dlaczego rudowłosy to zrobił, ale przestraszyłam się nie na żarty.
- Nosz
kurwa, serio? - warknął mężczyzna, podchodząc do mnie.
- Lider
chciał mnie zabić czy jak?! - krzyknęłam spanikowana i próbowałam odsunąć się
od mężczyzny. Ten jednak ukucnął przede mną i popatrzył na ranę. Bałam się, że
zrobi mi jeszcze większą krzywdę. Zaczęłam natychmiastowo się trząść i ciężko było mi opanować cisnące się do oczu łzy. Niesamowicie mnie to bolało.
- Chciałem
ci pokazać, jak to działa - syknął i złapał mnie za zranione ramię. Jęknęłam
cicho, poczuwszy piekielny ból. - Spokojnie - powiedział i wytworzył w dłoni
trochę chakry, która złagodziła cierpienie. Odwróciłam głowę w stronę ściany.
Nawet nie poczułam, jak mężczyzna wyciągnął mi z ramienia nóż.
Popatrzyłam
na lidera ze łzami w oczach. Trzymał w dłoni sztuciec i przyglądał mi się,
jednak w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Odniosłam wrażenie, że jest mu
głupio za to, co mi zrobił.
- Wybacz -
mruknął i podniósł się. Wyciągnął do mnie dłoń. Chętnie skorzystałam z pomocy i
oglądnęłam ramię. Po ranie, prócz krwi, nie było śladu. - Myślałem, że Shieki
aktywuje się natychmiastowo w momencie zagrożenia życia.
- Trzeba
było celować w głowę - wycedziłam, nieco wyprowadzona z równowagi.
- Wolałem
nie ryzykować. - Lider uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. - Nic ci się
nie stało, a przynajmniej przywykniesz do bólu.
Popatrzyłam
na mężczyznę i pomyślałam sobie, że nasza pierwsza rozmowa była tak naprawdę
wylewaniem bredni. Prócz Sasoriego i Deidary, pozostali członkowie byli dla
mnie mili. Nawet lider się uśmiechał! Może nie miało tu być tak źle?
- Cóż,
jutro zaczniemy trening - odezwał się znowu. - Przyjdę po ciebie o dziewiątej.
Skinęłam
głową, a następnie wyszłam z kuchni. Musiałam się uspokoić.
Cześć kochani! :) Jak tam po kolejnym tygodniu?
U mnie, no cóż, burzliwie. Ja naprawdę nie lubię się kłócić, może i jestem czasem wredna i czepialska, ale wszystko to robię w dobrej wierze. Najwyraźniej niektórzy tego nie rozumieją.
Chciałabym tylko Wam powiedzieć, że ostatnio wdałam się w głupią dyskusję z jedną bloggerką, która założyła nowy spis i nie przestrzegała ustalonego przez siebie regulaminu. Zwróciłam jej uwagę, moooże trochę za ostro, choć nie wydaje mi się, i co? I komentarz został usunięty, regulamin zmieniony a ja zostałam nazwana rozwydrzonym bachorem, który nie umie wyraźnie czytać. No przecież to jest po prostu kpina! Nie będę mówić kto się tak zachował, zresztą dziewczyna i tak po moim kolejnym komentarzu dotyczącego tego, że nie życzę sobie, żeby mnie obrażała bez powodu, usunęła bloga. Nie jestem wredna, ale nie toleruję chamstwa. A jeśli spis, dostępny dla wszystkich bloggerów, ma prowadzić ktoś pokroju tej dziewczyny, to wolałam Was po prostu ostrzec (choć to już i tak nieaktualne, skoro blog nie istnieje, heh). Powiedzcie coś, a tchórzliwie pousuwa komentarze i jeszcze Was oczerni. Podziwiam jej odwagę i tupet. A jednocześnie śmieszy mnie dziecinność jej zachowania, no naprawdę. Ktoś powiedział prawdę, a ta już usuwa bloga.
To tyle z mojego narzekania. Może i pomyślicie sobie, że czepiam się o byle g. ale ta sytuacja naprawdę mnie rozzłościła. Chamstwo precz, ot.
Obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Nie wiem od którego dokładnie, bo mam kilka napisanych w przód więc nie pamiętam, ale potem starałam się pisać nieco więcej w jednym rozdziale. ;)
Widzimy się jak zawsze za tydzień. Do zobaczenia. ;)
U mnie, no cóż, burzliwie. Ja naprawdę nie lubię się kłócić, może i jestem czasem wredna i czepialska, ale wszystko to robię w dobrej wierze. Najwyraźniej niektórzy tego nie rozumieją.
Chciałabym tylko Wam powiedzieć, że ostatnio wdałam się w głupią dyskusję z jedną bloggerką, która założyła nowy spis i nie przestrzegała ustalonego przez siebie regulaminu. Zwróciłam jej uwagę, moooże trochę za ostro, choć nie wydaje mi się, i co? I komentarz został usunięty, regulamin zmieniony a ja zostałam nazwana rozwydrzonym bachorem, który nie umie wyraźnie czytać. No przecież to jest po prostu kpina! Nie będę mówić kto się tak zachował, zresztą dziewczyna i tak po moim kolejnym komentarzu dotyczącego tego, że nie życzę sobie, żeby mnie obrażała bez powodu, usunęła bloga. Nie jestem wredna, ale nie toleruję chamstwa. A jeśli spis, dostępny dla wszystkich bloggerów, ma prowadzić ktoś pokroju tej dziewczyny, to wolałam Was po prostu ostrzec (choć to już i tak nieaktualne, skoro blog nie istnieje, heh). Powiedzcie coś, a tchórzliwie pousuwa komentarze i jeszcze Was oczerni. Podziwiam jej odwagę i tupet. A jednocześnie śmieszy mnie dziecinność jej zachowania, no naprawdę. Ktoś powiedział prawdę, a ta już usuwa bloga.
To tyle z mojego narzekania. Może i pomyślicie sobie, że czepiam się o byle g. ale ta sytuacja naprawdę mnie rozzłościła. Chamstwo precz, ot.
Obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Nie wiem od którego dokładnie, bo mam kilka napisanych w przód więc nie pamiętam, ale potem starałam się pisać nieco więcej w jednym rozdziale. ;)
Widzimy się jak zawsze za tydzień. Do zobaczenia. ;)
No i poznała Sasoriego.Niezły ten jej limit krwi-w walce zadziałał aby uratować jej życie ale przed dźgnięciem do którego widziała przygotowanie nie pomógł-będzie musiała dziewczyna ostro poćwiczyć.
OdpowiedzUsuńOjjj będzie musiała poćwiczyć, zdecydowanie. ;)
UsuńZastanawiam się, a właściwie kieruję do Ciebie ogromną prośbę: mogłabyś/mógłbyś podać jakiś swój nick, czy nawet pierwszą literę? Bo jestem ciekawa, czy jesteś stałym czytelnikiem, czy raczej wpadasz sporadycznie, albo dziś nawet pierwszy raz. Byłoby mi niezmiernie miło. Przynajmniej mogłabym Was odróżnić, gdyby więcej było takich anonimów. :)
Z góry dzięki! Pozdrawiam. :)
Liderek- żartowniś z niego :) Sasori, aż dziwne, że nie wyładował swoich emocji na bohaterce, gdy ta rozwaliła mu fiolki z lekarstwami.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, zresztą jak zawsze! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie<< Gal anonim>> :D
Udał mu się ten żarcik, co? :P Ja za takie żarciki raczej bym podziękowała... :D
UsuńDziękuję bardzo za miły komentarz. <3
PS. Twój nick jest ekstra! Gal anonim... ;>
Rozdział świetny, jak zawsze. :) A ta akcja w kuchni zwaliła mnie z nóg normalnie. Nie spodziewałam się, że lider zrobi coś takiego, heh. :)
OdpowiedzUsuńNo, a Ty nie przejmuj się takimi dziećmi jak ta bloggerka. To ten typ człowieka, który nie przyjmuje do świadomości krytyki. Przezywa, oczernia i robi wszystko, żeby wyszło na jego. :/
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny. ^^
Generalnie nie przejmuję się, choćby dlatego, że jestem anonimowa. No ale kurcze, dziewczyna nawet nie wie, ile mam lat, a się czepia i obraża. Strasznie mnie wkurza takie zachowanie, jak smarkula po prostu, pyszczyć będzie. I w dodatku tchórzliwa. Niby odważna, a jednak... Takie głupie zachowanie naprawdę potrafi człowieka zirytować. ;)
UsuńDo zobaczenia. :*
Moja odpowiedź na twoją prośbę pod moim komentarzem(pierwszy w tym rozdziale)-lubię anonimowość więc nie piszę komentarzy pod żadnym nickiem ale skoro tak prosisz to będę się podpisywać.Czytam od początku ,każdy chapter, przeczytałam też waikyoku -szkoda że straciłaś wenę do tego opowiadania.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny chapter.
Anonimowa 2.