10 maj 2014

8. Sasori.

Stojący przede mną mężczyzna był niskim, okrągłym, garbatym typem. Jego twarz miała brudny, matowy kolor, oczy wydawały się być tak puste i bezduszne, że poczułam ścisk żołądka. Narzuconą miał na siebie wielką, czarną płachtę, która przykrywała jego niewyobrażalnych rozmiarów ciało. Jego postura zmroziła mi krew w żyłach. Wiedziałam, że może zabić mnie w każdej chwili.
- Pogięło cię? Zniszczyłaś moje lekarstwa - warknął, podchodząc w moją stronę i oglądając straty. Ja natomiast siedziałam w kolorowej kałuży płynów i nie potrafiłam się ruszyć, nie mówiąc już o wypowiedzeniu choćby słowa. Ton jego głosu mnie sparaliżował. - Cholerna gówniara.
Mężczyzna bez ceregieli chwycił mnie za ramię i popchnął za siebie. Upadłam na kolana, coraz bardziej przerażona. Jednocześnie przyszło mi na myśl, że powinnam działać. Spojrzałam na otwarte drzwi, a następnie na mojego oprawcę i najszybciej jak tylko potrafiłam, wybiegłam z pomieszczenia. Bez namysłu ruszyłam w prawo i biegłam korytarzem, raz za razem odwracając się by upewnić się, że nikt mnie nie ściga. Przez swoją nieuwagę nie zauważyłam jednak, że ktoś nagle pojawił się na korytarzu i bezceremonialnie na niego wpadłam. Skamieniałam, poczuwszy na sobie czyjś dotyk. Nie miałam odwagi, by spojrzeć w górę.
- Shouri? - usłyszałam znajomy głos i gwałtownie podniosłam głowę. Zdziwiona twarz Hidana niesamowicie mnie ucieszyła. Kamień spadł mi z serca. W przypływie radości rzuciłam mu się na szyję, ledwo powstrzymując łzy. Chłopak objął mnie w talii, ale równie szybko od siebie odsunął. Oczekiwał wyjaśnień.
- Przepraszam - szepnęłam. - Ale myślałam, że nie żyjesz a ja zostałam porwana. Tak się bałam, Hidan. Tak bardzo się bałam - paplałam. - Dlatego chciałam uciec, żeby ratować życie! Myślałam, że ten człowiek mnie zabije. Matko, rozwaliłam mu lekarstwa - szepnęłam. Uprzytomniłam sobie, że zadarłam właśnie z mordercą, z którym mieszkałam pod jednym dachem. - On mnie zabije - jęknęłam, a Hidan nic na to nie odpowiedział, tylko chwycił mnie za ramię i poprowadził w kierunku, z którego przybiegłam. Na samą myśl o karle robiło mi się słabo. Musiał być na mnie potwornie wściekły! Nie protestowałam jednak. Wiedziałam, że muszę stawić temu czoła.
Gdy weszliśmy do pomieszczenia, mężczyzna spojrzał prosto na mnie. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz strachu. Jego wzrok był przerażający.
- Coś ty narobiła? - spytał Hidan, dostrzegłszy bałagan na podłodze. Zrobiło mi się niewyobrażalnie głupio. - Shouri! Czy ty zwariowałaś?
- Skąd mogłam wiedzieć, gdzie jestem? - jęknęłam w obronie. - Byłam przekonana, że nie znajduję się w Akatsuki!
- Niby dlaczego? - warknął Hidan. - Czy ty wiesz ile strat narobiłaś?
- Wiem, ale to nie moja wina! Przepraszam - szepnęłam, modląc się w myślach, by mnie za to nie ukarano.
W pomieszczeniu zapadła nieprzyjemna cisza. Ignorowałam spojrzenie karła, zawzięcie wpatrując się w podłogę. Bałam się, bo mężczyzna uparcie milczał. Wolałam, żeby mnie opieprzył i żebym miała to już za sobą. Chwila ta dłużyła mi się w nieskończoność.
- Nieważne - odezwał się w końcu mężczyzna swoim niskim, chrapliwym głosem. - Jak się czujesz?
Popatrzyłam na niego zdziwiona. Nie miał zamiaru tego skomentować?
- Dobrze. Trochę boli mnie głowa - przyznałam, a mężczyzna podszedł do mnie i chwycił moją twarz w dłonie. Uważnie przyjrzał się moim oczom.
- Dochodzisz do siebie - mruknął. - Możesz już wrócić do pokoju, ale nie przemęczaj się zbytnio.
Skinęłam głową i natychmiastowo opuściłam pomieszczenie. Hidan wyszedł zaraz za mną.
- Jestem pod wrażeniem - odezwał się, gdy doszliśmy do mojego pokoju. Stanęłam przed drzwiami i uważnie na niego popatrzyłam. - Musisz mieć w sobie coś niezwykłego, skoro Sasori cię za to nie zabił.
- Nie chciałam tego - szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Następnym razem bądź ostrożniejsza - odpowiedział Hidan i skierował się do siebie. Zanim jednak zniknął w swoim pokoju, zatrzymałam go.
- Co się właściwie stało? Czemu zemdlałam? - spytałam, domagając się wyjaśnień. Nie miałam pojęcia jakim cudem jeszcze żyję, przecież doskonale widziałam broń lecącą prosto w moją głowę.
- Shieki - mruknął mężczyzna i zostawił mnie samą na korytarzu.
Wciąż jednak nie wiedziałam, co wtedy zaszło i jakim cudem Hidan to przeżył.

Przez resztę wieczoru leżałam na łóżku i starałam się jak najmniej poruszać, żeby nie skrzypiało. Głowa bolała mnie niemiłosiernie, ból zdecydowanie się nasilił i sprawiał mi niemały dyskomfort. Usnęłam na jakieś dwie godziny, a gdy się obudziłam, wcale nie czułam się lepiej. Wstałam jednak, żeby wziąć prysznic i wrócić z powrotem do łóżka. Zbliżała się już dziesiąta wieczorem, a ja czułam niewyobrażalne zmęczenie.
Wyszłam z pokoju i z ulgą stwierdziłam, że łazienka jest pusta. Szybko umyłam swoje obolałe ciało i stanęłam przed lustrem. Było zaparowane, więc przetarłam je ręcznikiem i uważnie się sobie przyjrzałam. Mokre, czarne włosy do ramion okalały moje policzki, lekko się falując. Moje brązowe oczy były podkrążone ze zmęczenia, byłam blada i miałam wrażenie, że moje policzki lekko się zapadły. Przez chwilę zastanawiałam się, co Tay widział w dziewczynie z krzywym nosem i małymi ustami. Nie byłam ani ładna, ani szczególnie zbudowana - owszem, byłam szczupła, ale prawie nie miałam przy tym piersi. Ale jemu to nie przeszkadzało...
Rozczesałam włosy i wyszłam z łazienki. Na korytarzu stał blondyn, którego kilka dni temu spotkałam w kuchni. Deidara?
- Nareszcie - warknął. - Ile można się myć?
- Przepraszam - szepnęłam, wymijając go. Mężczyzna wszedł do łazienki i z hukiem zamknął drzwi. Nie przejęłam się tym zbytnio. Najwyraźniej miał skłonność do popadania w agresję z błahego powodu.
Weszłam do pokoju i od razu wskoczyłam do łóżka. Tej nocy zasnęłam jak kamień.

Następnego dnia obudziłam się o godzinie dziesiątej. Głowa dalej mnie bolała, ale przynajmniej się wyspałam. Z wielką niechęcią zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej nieco szerszą, białą bluzkę i do tego ciemne dżinsy. Włosy spięłam w kucyka i poszłam do łazienki, by przemyć twarz. Później udałam się do kuchni, po której krzątał się lider.
- Dzień dobry - mruknęłam, nieco skrępowana. Mężczyzna stanął przy lodówce i przejechał po mnie wzrokiem. Ja również go zlustrowałam. Ubrany był w zwyczajne dżinsy i ciemną bluzkę, przez którą widać było, jak bardzo jest umięśniony.
- Jak się czujesz? - spytał i wyciągnął z lodówki ser.
- Dobrze, tylko boli mnie głowa - odparłam, po czym nastawiłam wodę na herbatę. Wciąż niemrawa usiadłam przy stole i schowałam twarz w dłoniach. Czułam się jakbym miała ogromnego kaca.
Usłyszałam, jak lider odsuwa krzesło i siada naprzeciwko mnie. Nie podniosłam głowy. Nie miałam na to ochoty.
- Woda się zagotowała - oznajmił po chwili. Nawet tego nie usłyszałam.
Wstałam i zrobiłam sobie słabą herbatę z cytryną, po czym wróciłam do stołu. Miałam teraz okazję dowiedzieć się czegoś więcej na temat ostatnich wydarzeń.
- Co się wczoraj stało? - spytałam, dmuchając na napój. Nic to nie dało.
- Ty akurat powinnaś najlepiej wiedzieć - odpowiedział, a zauważywszy z mojej strony zniecierpliwienie, dodał: - Obudziłaś się i narobiłaś burdelu.
- Nie pytam o to - syknęłam. - Wcześniej. Jak wracaliśmy z Hidanem do organizacji.
- Aaa, chodzi ci o wydarzenia sprzed dwóch dni? - udał zdziwienie lider, a ja oniemiałam. Spałam czterdzieści osiem godzin?!
- Sprzed dwóch dni? - powtórzyłam, a ten skinął głową. - Jeny.
- Jakby ci to wyjaśnić - zaczął lider, a ja postanowiłam mu nie przerywać. Byłam ciekawa, czemu tak długo spałam. - Shieki to bardzo specyficzne kekkei genkai, a przede wszystkim, ciężkie do opanowania w stu procentach. Niemniej jednak zdolności Shieki często ujawniają się nawet, gdy właściciel tego nie chce. Tak też się stało w twoim przypadku.
- To znaczy? - spytałam. - Wiem, na czym polega ta moc, że mogę kogoś uwięzić bez użycia jakichkolwiek narzędzi, zniewolić go - wyjaśniłam. Lider uważnie mi się przypatrywał. - Ale jakim cudem broń, która we mnie leciała, mnie nie zabiła?
- A czemu nie mogła byś i jej zniewolić? - spytał, jak gdyby było to oczywiste. Wstał od stołu i podszedł do jednej z szafek. - Shieki też pozwala ci się bronić i to często bez twojej wiedzy - wyjaśnił, po czym wyciągnął z szafki dość spory nóż. Odwróciłam wzrok i skierowałam go na herbatę. - Shouri - odezwał się lider, więc przeniosłam na niego spojrzenie. W tym samym momencie rzucił we mnie nożem. Sztuciec wbił się w moje ramię, a ja spadłam z krzesła i złapałam się poniżej rany.
- Co jest? - jęknęłam, czując pod palcami krew. Rana bolała mnie jak cholera. Nie wiedziałam, dlaczego rudowłosy to zrobił, ale przestraszyłam się nie na żarty.
- Nosz kurwa, serio? - warknął mężczyzna, podchodząc do mnie.
- Lider chciał mnie zabić czy jak?! - krzyknęłam spanikowana i próbowałam odsunąć się od mężczyzny. Ten jednak ukucnął przede mną i popatrzył na ranę. Bałam się, że zrobi mi jeszcze większą krzywdę. Zaczęłam natychmiastowo się trząść i ciężko było mi opanować cisnące się do oczu łzy. Niesamowicie mnie to bolało.
- Chciałem ci pokazać, jak to działa - syknął i złapał mnie za zranione ramię. Jęknęłam cicho, poczuwszy piekielny ból. - Spokojnie - powiedział i wytworzył w dłoni trochę chakry, która złagodziła cierpienie. Odwróciłam głowę w stronę ściany. Nawet nie poczułam, jak mężczyzna wyciągnął mi z ramienia nóż.
Popatrzyłam na lidera ze łzami w oczach. Trzymał w dłoni sztuciec i przyglądał mi się, jednak w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Odniosłam wrażenie, że jest mu głupio za to, co mi zrobił.
- Wybacz - mruknął i podniósł się. Wyciągnął do mnie dłoń. Chętnie skorzystałam z pomocy i oglądnęłam ramię. Po ranie, prócz krwi, nie było śladu. - Myślałem, że Shieki aktywuje się natychmiastowo w momencie zagrożenia życia.
- Trzeba było celować w głowę - wycedziłam, nieco wyprowadzona z równowagi.
- Wolałem nie ryzykować. - Lider uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu. - Nic ci się nie stało, a przynajmniej przywykniesz do bólu.
Popatrzyłam na mężczyznę i pomyślałam sobie, że nasza pierwsza rozmowa była tak naprawdę wylewaniem bredni. Prócz Sasoriego i Deidary, pozostali członkowie byli dla mnie mili. Nawet lider się uśmiechał! Może nie miało tu być tak źle?
- Cóż, jutro zaczniemy trening - odezwał się znowu. - Przyjdę po ciebie o dziewiątej.
Skinęłam głową, a następnie wyszłam z kuchni. Musiałam się uspokoić.


Cześć kochani! :) Jak tam po kolejnym tygodniu? 
U mnie, no cóż, burzliwie. Ja naprawdę nie lubię się kłócić, może i jestem czasem wredna i czepialska, ale wszystko to robię w dobrej wierze. Najwyraźniej niektórzy tego nie rozumieją. 
Chciałabym tylko Wam powiedzieć, że ostatnio wdałam się w głupią dyskusję z jedną bloggerką, która założyła nowy spis i nie przestrzegała ustalonego przez siebie regulaminu. Zwróciłam jej uwagę, moooże trochę za ostro, choć nie wydaje mi się, i co? I komentarz został usunięty, regulamin zmieniony a ja zostałam nazwana rozwydrzonym bachorem, który nie umie wyraźnie czytać. No przecież to jest po prostu kpina! Nie będę mówić kto się tak zachował, zresztą dziewczyna i tak po moim kolejnym komentarzu dotyczącego tego, że nie życzę sobie, żeby mnie obrażała bez powodu, usunęła bloga. Nie jestem wredna, ale nie toleruję chamstwa. A jeśli spis, dostępny dla wszystkich bloggerów, ma prowadzić ktoś pokroju tej dziewczyny, to wolałam Was po prostu ostrzec (choć to już i tak nieaktualne, skoro blog nie istnieje, heh). Powiedzcie coś, a tchórzliwie pousuwa komentarze i jeszcze Was oczerni. Podziwiam jej odwagę i tupet. A jednocześnie śmieszy mnie dziecinność jej zachowania, no naprawdę. Ktoś powiedział prawdę, a ta już usuwa bloga. 
To tyle z mojego narzekania. Może i pomyślicie sobie, że czepiam się o byle g. ale ta sytuacja naprawdę mnie rozzłościła. Chamstwo precz, ot.
Obiecuję, że kolejne rozdziały będą dłuższe. Nie wiem od którego dokładnie, bo mam kilka napisanych w przód więc nie pamiętam, ale potem starałam się pisać nieco więcej w jednym rozdziale. ;)
Widzimy się jak zawsze za tydzień. Do zobaczenia. ;)

7 komentarzy:

  1. No i poznała Sasoriego.Niezły ten jej limit krwi-w walce zadziałał aby uratować jej życie ale przed dźgnięciem do którego widziała przygotowanie nie pomógł-będzie musiała dziewczyna ostro poćwiczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojjj będzie musiała poćwiczyć, zdecydowanie. ;)
      Zastanawiam się, a właściwie kieruję do Ciebie ogromną prośbę: mogłabyś/mógłbyś podać jakiś swój nick, czy nawet pierwszą literę? Bo jestem ciekawa, czy jesteś stałym czytelnikiem, czy raczej wpadasz sporadycznie, albo dziś nawet pierwszy raz. Byłoby mi niezmiernie miło. Przynajmniej mogłabym Was odróżnić, gdyby więcej było takich anonimów. :)
      Z góry dzięki! Pozdrawiam. :)

      Usuń
  2. Liderek- żartowniś z niego :) Sasori, aż dziwne, że nie wyładował swoich emocji na bohaterce, gdy ta rozwaliła mu fiolki z lekarstwami.
    Rozdział świetny, zresztą jak zawsze! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam serdecznie<< Gal anonim>> :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udał mu się ten żarcik, co? :P Ja za takie żarciki raczej bym podziękowała... :D
      Dziękuję bardzo za miły komentarz. <3
      PS. Twój nick jest ekstra! Gal anonim... ;>

      Usuń
  3. Rozdział świetny, jak zawsze. :) A ta akcja w kuchni zwaliła mnie z nóg normalnie. Nie spodziewałam się, że lider zrobi coś takiego, heh. :)
    No, a Ty nie przejmuj się takimi dziećmi jak ta bloggerka. To ten typ człowieka, który nie przyjmuje do świadomości krytyki. Przezywa, oczernia i robi wszystko, żeby wyszło na jego. :/
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Generalnie nie przejmuję się, choćby dlatego, że jestem anonimowa. No ale kurcze, dziewczyna nawet nie wie, ile mam lat, a się czepia i obraża. Strasznie mnie wkurza takie zachowanie, jak smarkula po prostu, pyszczyć będzie. I w dodatku tchórzliwa. Niby odważna, a jednak... Takie głupie zachowanie naprawdę potrafi człowieka zirytować. ;)
      Do zobaczenia. :*

      Usuń
  4. Moja odpowiedź na twoją prośbę pod moim komentarzem(pierwszy w tym rozdziale)-lubię anonimowość więc nie piszę komentarzy pod żadnym nickiem ale skoro tak prosisz to będę się podpisywać.Czytam od początku ,każdy chapter, przeczytałam też waikyoku -szkoda że straciłaś wenę do tego opowiadania.
    Czekam na następny chapter.
    Anonimowa 2.

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)