Zatrzymaliśmy
się z Hidanem w samym centrum ciemności. Nie widziałam wokół niczego ani
nikogo. Jedyne, czego byłam pewna, to tego, że stoi przy mnie mój jedyny
obrońca. Chwila niepewności dłużyła mi się niemiłosiernie. Niemal słyszałam
bicie własnego serca, tak mocno uderzało. Dreszcze wzmogły się, co chłopak
natychmiastowo wyczuł, bo spojrzał na mnie z ukosa. Skupiał się jednak na tym,
by w odpowiednim momencie mnie ochronić.
Nagle
zostałam odepchnięta na drzewo. Gdy już podniosłam się z ziemi, cała
obolała, zamarłam z przerażenia. W ciało Hidana zostało wbitych kilka
rodzajów broni. Odruchowo złapałam się za usta, a do moich oczu podeszły łzy.
Nie wierzyłam w to, że mężczyzna dał się tak łatwo zabić i że, co gorsza,
poświęcił się dla mnie! Przecież taka śmierć członka Akatsuki była wręcz
śmieszna! Jak, no jak?!
Fakt, że po
raz pierwszy byłam świadkiem czyjejś śmierci, wywołał we mnie jeszcze większe
dreszcze i paniczny strach. Miałam ochotę podbiec do niego i zacząć go ratować,
ale nie mogłam nawet podnieść się z klęczek. Musiała minąć dobra chwila,
podczas której wzięłam kilka głębokich wdechów, żebym mogła cokolwiek zrobić.
Przerażona
wstałam na chwiejnych nogach, podtrzymując się drzewa, i uważnie patrzyłam, jak
ciało mężczyzny bezwładne leży na ziemi. Chciałam do niego podejść, ale zamiast
tego skuliłam się i zaczęłam płakać i wołać o pomoc. W tym samym momencie zza
drzew wyszło trzech mężczyzn, ubranych w tradycyjny strój shinobi. Umilkłam i
wlepiłam w nich, zapewne żałośnie mokre od łez, oczy. Na twarzach mieli maski,
ale w ciemności nie potrafiłam dostrzec, co one przedstawiają. Wiedziałam
tylko, że jeśli czegoś nie zrobię, umrę, tak jak Hidan.
- Hej, ty -
odezwał się jeden z nich, wskazując na mnie ręką. - Jesteś z nim?
- Ja... -
jęknęłam, nie wiedząc, co mówić. Byłam przerażona na śmierć, głos łamał mi się,
więznąc w gardle. Czułam, że po moich policzkach spływają łzy, a nogi trzęsą mi
się tak, że gdyby nie drzewo, z pewnością znowu bym upadła. Raz po raz robiło
mi się słabo, a gdy patrzyłam na leżącego za mężczyznami Hidana, odczuwałam
mdłości i niewyobrażalną rozpacz. Nie chciałam, żeby umarł przeze mnie. A już
na pewno nie przy mnie.
Jego śmierć
uświadomiła mi, jak bardzo jestem niegotowa na moje zadanie.
Mężczyźni
wpatrywali się prosto we mnie. Czułam, że jeśli czegoś nie zrobię, zabiją mnie,
albo wezmą do niewoli. Ale co ja mogłam? Nie potrafiłam walczyć!
Gdy już
miałam się odezwać, stało się coś, co wprawiło mnie w totalną dezorientację.
Hidan, w ciągu sekundy wyrwał sobie z ciała broń i zaatakował nią jednego z
napastników. Ten warknął z bólu, a pozostała dwójka natychmiastowo odwróciła
się w kierunku siwowłosego, który stanął na nogi i uśmiechał się, ale w sposób,
który przyprawił mnie o dreszcze. Wyglądał jak psychopata.
Mężczyźni
zaatakowali Hidana, który odskoczył od nich na kilka metrów. Przez chwilę
patrzyłam zdezorientowana, jak mężczyzna walczy ze swoimi przeciwnikami i nie
mogłam pojąć, jakim cudem nie umarł. Wyraźnie widziałam, jak pada na ziemię z
bronią powbijaną w ciało!
Gdy
pierwszy szok minął, wykorzystałam okazję, żeby się trochę wycofać i zaczęłam
biec co sił w nogach w kierunku, w którym zmierzaliśmy. Nie zabiegłam jednak
zbyt daleko. Szybko poczułam rwący ból w nodze i upadłam na ziemię z głośnym
jękiem. Broń w kształcie gwiazdki rozcięła mi łydkę, która zaczęła obficie
krwawić. Zrobiło mi się słabo, ale próbowałam nie zemdleć. Popatrzyłam przed
siebie i ostatnie co zauważyłam, to lecącą prosto między moje oczy broń.
Gdy
odzyskałam przytomność, poczułam ogromny ból głowy. Z wielką niechęcią
otworzyłam oczy i zamrugałam kilkukrotnie, by przyzwyczaić się do jaskrawego
światła. Dostrzegłam, że jestem w białym pomieszczeniu o pustych ścianach.
Powoli podniosłam się do siadu. W pokoju było łóżko, na którym leżałam, kilka
półek i stolików, na których stały buteleczki z jakimiś substancjami.
Próbowałam
przypomnieć sobie co się stało, i gdy w końcu mi się udało, odruchowo złapałam
się za czoło. Nie było na nim żadnego opatrunku, ani nawet blizny. Czy ta broń
była w takim razie przywidzeniem? I gdzie, u licha, byłam?
Odrzuciłam
kołdrę z nóg i z ulgą zauważyłam, że byłam w tym samym ubraniu, w którym
wyszłam wtedy z organizacji. Rana na łydce była zabandażowana i nawet nie
czułam, żeby mnie bolała. Obok łóżka stały moje buty, które szybko na
siebie nałożyłam. Wstałam i od razu zakręciło mi się w głowie. Odczekałam
chwilę i ponowiłam próbę. Tym razem zawrotów nie było.
Podeszłam
do stolika i wzięłam jedną z buteleczek do ręki. Próbowałam odczytać napis,
jaki znajdował się na opakowaniu, ale nie dość, że ktoś kto to pisał miał
bardzo niewyraźny charakter pisma, to jeszcze nie przypominało mi to nazwy
żadnego z leków, które znałam. Zielonkawy kolor substancji również niczego mi
nie mówił.
A może to
było laboratorium? I porwali mnie ci mężczyźni, którzy nas zaatakowali i będą
na mnie eksperymentować? Serce zaczęło walić mi jak oszalałe. Nie miałam szans
się wydostać, jeśli zostałam porwana, a Akatsuki z pewnością nie mieli zamiaru
mi pomagać.
Usłyszawszy
na korytarzu kroki, odruchowo spojrzałam na drzwi. Dobiegł mnie głos dwójki
mężczyzn, ale nie rozumiałam, o czym rozmawiają. W mgnieniu oka odłożyłam
buteleczkę na stół i wskoczyłam z powrotem do łóżka, uprzednio zdejmując buty.
W momencie, w którym drzwi się otworzyły, zamknęłam oczy i udawałam, że dalej
śpię.
Ktoś
podszedł do mojego łóżka, a ja modliłam się, żeby tylko nie próbował mnie
badać. Nie byłam na tyle dobrą aktorką, żeby to wytrzymać. Na szczęście, nikt
mnie nie dotknął.
- Dalej nic
- usłyszałam czyiś niski, zachrypły głos. - Ale nie ma co się przejmować. W tym
przypadku to normalne. Niedługo powinna się obudzić.
Mężczyźnie
nikt nie odpowiedział. Ten sam głos dodał natomiast:
- Wpadnę do
niej za jakąś godzinę.
Usłyszałam
kroki, otwieranie drzwi i ich zamknięcie. W pomieszczeniu zapanowała cisza.
Z lekką
obawą otworzyłam oczy i upewniłam się, że zostałam sama. Prawdopodobnie przez
najbliższą godzinę miałam spokój. Mogłam na spokojnie zastanowić się, co robić
w tej sytuacji i jak mogłabym się stąd wydostać.
Po raz
kolejny założyłam buty. Rozglądnęłam się jeszcze raz po pomieszczeniu, ale
jedyną drogą ucieczki były drzwi, przez które weszli mężczyźni. A co, jeśli je
otworzę i natychmiastowo mnie nakryją?
W tej
chwili zaczęłam żałować, że nie poznałam wszystkich członków Akatsuki. Gdyby
tak było, prawdopodobnie rozpoznałabym, czy głosy należały do nich i nie
musiałabym się niczego obawiać. Albo byłabym przerażona na śmierć.
Szansa, że
mnie porwano, wynosiła pięćdziesiąt procent. Ta myśl nie dawała mi spokoju, bo
jednak skłonna byłam myśleć, że trójka mężczyzn pokonała jednego Hidana, który
w dodatku musiał mnie ochraniać.
Z drugiej
jednak strony nie bez powodu należał on do Akatsuki. Nie dałby się tak łatwo
pokonać. Tym bardziej, że odniosłam wrażenie, jakoby był nieśmiertelny. W
każdym razie normalny człowiek nie wstałby tak po prostu z bronią powbijaną w
ciało.
Przejechałam
dłońmi po twarzy, żeby odgonić myśli. Jeśli chciałam się stąd wydostać, czy też
upewnić, że jestem bezpieczna, musiałam działać. Wstałam więc z łóżka i
podeszłam do drzwi. Przez chwilę uważnie nasłuchiwałam, czy nikt nie idzie. Na
zewnątrz było pusto. Albo ktoś stał i pilnował, żebym nie uciekła.
Przeszły
mnie dreszcze i nagle straciłam ochotę na uciekanie. Wcześniej nie pomyślałam,
że ktoś mógł stać na straży. Teraz czułam, jak ogarnia mnie panika.
Odsunęłam
się od drzwi i próbowałam uspokoić szaleńczo bijące serce. Głębokie oddechy na
nic się zdały, gdy miałam świadomość, że za ścianą być może czeka na mnie
śmierć.
Ale
musiałam wziąć się w garść. Jak nie teraz to kiedy? Miałam już tylko niecałą
godzinę, żeby działać. To był odpowiedni moment, by uciec.
Wróciłam
pod drzwi i znów zaczęłam nasłuchiwać. Nie usłyszałam żadnego dźwięku, więc
bardzo powoli, żeby narobić jak najmniej hałasu, nacisnęłam na klamkę. Pchnęłam
drzwi, ale ani drgnęły. Pociągnęłam je do siebie - nic.
Zostałam
tutaj zamknięta. Moja jedyna droga ucieczki została odcięta.
Przeklęłam
siarczyście i uderzyłam otwartymi dłońmi w drzwi. Zdenerwowana i przerażona
podeszłam do stolika i się o niego oparłam. Nie mogłam uwierzyć w to, że mogłam
już tylko czekać i żyć nadzieją, że znajdowałam się w siedzibie Akatsuki.
Ale czemu
Brzask miałby mnie zamykać? Nie mieli ku temu powodów.
Uświadomiłam
sobie, że zostałam porwana.
Nie
czekając ani chwili dłużej, zaczęłam przeszukiwać szafki z nadzieją, że znajdę
w nich coś, co mi pomoże. Nie mogłam jednak rozpoznać żadnej z substancji,
które znajdowały się w fiolkach. Wylałam po kilka kropel z każdej na podłogę,
żeby sprawdzić, czy któraś ma działanie żrące. Zawsze mogłabym oblać tym
napastnikowi twarz i spróbować uciec. Niestety, szybko się rozczarowałam. Znów
zaklęłam i zaczęłam niespokojnie chodzić po pomieszczeniu. Coraz bardziej
obezwładniał mnie paniczny strach przed śmiercią, która zjawi się tutaj całkiem
niedługo. Nie chciałam płakać, ale za to trzęsłam się jak osika. Nie umiałam
zapanować nad nerwami.
I niby ja miałabym kogoś
zabić?!
Przez swoją
nieuwagę poślizgnęłam się na rozlanych na podłodze substancjach i wyrżnęłam jak
długa, mocno uderzając się przy tym w głowę. Silny ból powrócił, a ja zwinęłam
się w kłębek, cicho pojękując. Odczekałam chwilę, aż skutki uderzenia miną, i
podniosłam się na kolana. Rozmasowałam potylicę, ale odczułam przy tym mocne
zawroty głowy. Minęło dużo czasu, zanim byłam w stanie się z powrotem podnieść.
Gdy już
wstawałam, usłyszałam przekręcanie zamka i dźwięk otwieranych drzwi. Gwałtownie
się podniosłam, wpadając przy tym na stolik i przewracając go. Buteleczki
spadły na podłogę i wszystkie się potłukły, wypuszczając z
siebie różnokolorowe substancje. Sama natomiast w przypływie paniki
zrobiłam krok do tyłu, znów się poślizgnęłam i upadłam. Niewiele brakowało, a
uderzyłabym głową w kant stołu.
- Co ty, u
licha, wyprawiasz? - warknął mężczyzna, którego głos skojarzyłam z poprzednią
wizytą. Bardzo powoli podniosłam głowę i spojrzałam śmierci w oczy.
Znooowu, wiem. Wybaczcie. ^^
Wiecie co? Smutno mi. :c
Ostatnio jakoś mniej Was tutaj i zastanawiam się, co jest tego przyczyną.
Czyżby przestało Wam się podobać to, co tutaj tworzę? Jeśli tak, to ja bardzo
proszę o konstruktywną krytykę, w końcu dalej się uczę i być może ktoś musi
mnie otrzeźwić, żebym nie pisała głupot, co? ;)
Do zobaczenia za tydzień. :)
W mgnieniu oka przeczytałam wszystkie rozdizały, wspaniały blog, jestem pod ogromnym wrażeniem*.* Mam nadzieję że wena cię nie opuści, bo po prostu się zakochałam w tym wszystkim, życzę powodzenia w pisaniu, ah i mało Itachiego, ale i tak kocham :D
OdpowiedzUsuńCześć! ^^ Miło mi, że tutaj wpadłaś, i że Ci się spodobało. :)) Mam nadzieję, że Ty mnie nie opuścisz, kochana. ^^ Bo wena to jest jest, mam już sporo rozdziałów napisanych. :)
UsuńItachiego będzie trochę więcej niedługo. :>
Pozdrawiam!
Wątpię, czy wybaczę. D: Znowu w takim momencie. Jesteś okropna! ;x
OdpowiedzUsuńRozdział mi się bardzo, bardzo podobał. ^^ Cudna akcja. :) I ciekawi mnie, czy Shouri została porwana, czy jednak to siedziba Akatsuki, hm? ;] Jak zawsze nie mam się do czego przyczepić. Pewnie nigdy się to nie stanie! c;
I wcale nie piszesz głupot, coś Ty. ;) Jest jak najbardziej poprawnie. :))
Czekam na kolejny rozdział. (/◕ヮ◕)/
Serdecznie pozdrawiam! <3
Oj wybaczysz, no proszę. :c
UsuńMyślę, że gdybyś się wczytała i uparła, to na pewno miałabyś się do czego przyczepić. :D
Dzięki za ciepłe słowa. :3
Pozdrawiam!
Blog świetny, ciekawa historia nie mogę doczekać się następnego rozdziału:>>> ..... Jesteś brutalna wobec czytenika kończąc w takim momencie :)>>
OdpowiedzUsuńPozdrawia Gal anonim:)
Oj brutalna, ja tylko podtrzymuje ciekawość. ;)
UsuńPozdrawiam Anonimie! :>
Pięknie opisałaś jej reakcje i uczucia podczas walki.Widać,że niedoświaddczona-jej zmieszanie,panika,nieświadomość co to medyczne ninjutsu i co się z nim wiąże.Mnie też ciekawi czy ją porwano czy też bezpiecznie wróciła do siedziby organizacji.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mi się to udało. Staram się. Z początku wychodziło mi to bardzo koślawo (jak czytam pierwszego bloga to mam na twarzy wymalowany szok: jak ja mogłam tak pisać?! :D Widzę poprawę, ale najważniejsza jest Wasza opinia. :)))
UsuńDziękuję i pozdrawiam. <3
powiadaniu "druga twarz", bo prawie w każdej historii uchodzi za zboczeńca, ale rozumiem to
OdpowiedzUsuńPopieram pierwszy komentarz, że za mało Itachiego, bo sama go uwielbiam i trzymam za słowo, że bedzie wiecej ;) Co do notki była wspaniała, umiesz opisywać uczucia, a to dobrze. Czekam na następną notkę z niecierpliwością ;)
Troche mi komentarz urwało xd chciałam powiedziec, że ciekawi mnie czy w twoim opowiadaniu Hidan ma "druga twarz" xd
OdpowiedzUsuńObiecuję, że będzie Itachiego więcej. :) Też go uwielbiam. ;)
UsuńBardzo mi miło, że podobał Ci się rozdział. ^^ Mam nadzieję, że kolejne również przypadną Ci do gustu. :)
Buziaki!
A mnie ciekawi postać Deidary, którego uwielbiam i jak na złość jakoś brakuje mi go w opowiadaniu, Nie mogę doczekać się historii z Deiem i w jakim świetle go ukarzesz w postępowaniu wobec bohaterki, która ciągle pakuję się w nowe tarapaty| :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Deidary również będzie ciut więcej w opowiadaniu, ale to dopiero trochę później. No i nie przewidziałam mu jakiejś głównej roli, ale zobaczymy, a nóż mi się coś zmieni. :;))
UsuńPozdrawiam. :)
Twój blog został pomyślnie zareklamowany na naszym spisie. Dziękujemy, że zgłosiłeś się do nas :)
OdpowiedzUsuńZapraszamy do zgłaszania nowych rozdziałów.
Pozdrawiam!
Anika-chan z
http://lapidarium-narutowskie.blogspot.com/