Podniosłam
głowę na swojego rozmówcę i przez chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
Nie rozumiałam jego słów. Jakim cudem mógłby ożywić Taya? To jest nierealne!
Chyba, że... Chyba, że Tay żyje? Czyżby Akatsuki go porwało? I teraz chcą mnie
wykorzystać, bo wiedzą, że zrobię dla niego wszystko?
Ale
przecież ja widziałam jego ciało. Widziałam, jak trumna z moim mężem jest
spuszczana w dół, jak zakopują ją w grobie. Tay umarł cztery lata temu, a ja zaczynałam
myśleć jak wariatka. Namieszano mi w głowie.
- Jak? -
spytałam tylko, wywołując tym uśmiech na twarzy mężczyzny. Kucnął przy mnie i
położył dłoń na moim kolanie.
- Jesteśmy
ninja, dziewczyno. Potrafimy go wskrzesić.
Moje oczy
rozszerzyły się nieznacznie na dźwięk jego słów. Tay mógłby... Mógłby znów być
ze mną? Tutaj? Czy to możliwe?
- Musisz
tylko zabić tego, który zabił ci męża. A z naszą pomocą będzie to dla ciebie
dziecinnie proste.
- Niby
czemu? Skoro wy nie potraficie go dorwać, jak ja mogłabym?
- Bo
nazywasz się Shouri, a to znaczy zwycięstwo. Wygrasz z nim bez mrugnięcia okiem
- powiedział, podnosząc się.
Przez
chwilę siedziałam w kompletnym bezruchu. Po głowie krążyło mi tysiące myśli
dotyczące mojej przyszłości, która mogłaby być z Tayem. Ich propozycja była
kusząca, niemal obezwładniająca, dusząca, ale... Ale musiałam zabić człowieka.
Człowieka, który uśmiercił mojego męża. Czy to odpowiednia kara?
Miałabym
się zemścić?
- Zgoda -
wychrypiałam, niemal niedosłyszalnie. - Pomszczę Taya. Odzyskam go.
-
Wiedziałem, że nie odmówisz.
Droga do
kryjówki Akatsuki była niemiłosiernie długa, nudna i męcząca. Szliśmy niemal
cały dzień i choć zrobiliśmy kilka krótkich przerw na moją prośbę, niemal
padałam ze zmęczenia. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu wypraw. Powłóczyłam
nogami, starając się nie sapać i nie narzekać. Nie chciałam, by pomyśleli, że
jestem słabeuszem.
W gruncie
rzeczy owszem, byłam słaba. Nie byłam ninja, wiedziałam tylko jak zrobić klona,
który czasem chodził za mnie do sklepu. Dzięki temu mogłam spędzić cały
dzień w łóżku z Tayem i się odprężyć, a interes się kręcił. To by było na
tyle. Byłam beznadziejna. A oni chcieli żebym zabiła człowieka, którego
przestępcy klasy S nie mogli dorwać? Niedorzeczne. Niemniej jednak, jeśli miało
mi to zwrócić męża...
Szliśmy
głównie lasem, dzięki czemu słońce nie paliło nas swoimi promieniami. Musiałam
jednak co chwila odganiać się od owadów, które raz po raz mnie kąsały. Miałam
już cholernie dość tej mordęgi. Modliłam się, żeby jak najszybciej dotrzeć do
ich organizacji i odpocząć.
Chyba nie
zdawałam sobie sprawy z tego, że zamierzałam zamieszkać z mordercami.
- Jesteśmy
już blisko - odezwał się Kisame, niebieskoskóry mężczyzna. Przedstawili się
zanim wyruszyliśmy. Jego towarzysz to Itachi Uchiha, o którym gdzieś coś kiedyś
słyszałam, ale nie miałam zielonego pojęcia gdzie i co. Niemniej jednak sprawiał
wrażenie naprawdę groźnego, w przeciwieństwie do jego partnera, który jak na
mordercę był nadzwyczaj pogodny i nawet próbował podnieść mnie na duchu. Bez skutku.
- To
znaczy? - spytałam.
- Kilometr,
dwa maksymalnie - odpowiedział mi Kisame, patrząc na mnie z ukosa. - Dasz radę, co?
-
Oczywiście - mruknęłam, choć, za przeproszeniem, nogi już mi do dupy właziły.
Musiałam wytrzymać. Dla Taya.
Przez
kolejne minuty szliśmy w kompletnej ciszy, a ja miałam wrażenie, że idziemy już
całą wieczność. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, musiałam mocno walczyć ze swoim
ciałem, żeby nie upaść.
Kisame
wykonał kilka pieczęci i wielki głaz, który stał przed nami, odsunął się,
ukazując nam wejście do ich kryjówki. Żeby się tam jednak dostać, trzeba było
przejść przez rzekę, a ja umiejętności chodzenia po wodzie nie nabyłam. Dlatego
gdy mężczyźni ruszyli przed siebie, ja głośno odchrząknęłam.
- Co? -
bąknął Kisame.
- Nie umiem
chodzić po wodzie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To nie
nasz problem. - Uśmiech rekinowatego powiedział mi wszystko. Żaden z nich nie
kwapił się, żeby mi pomóc. W końcu byli mordercami, więc pomoc innym
zdecydowanie nie była ich specjalnością.
- Dobra
- żachnęłam się i odwróciłam od nich, wracając w las. Miałam nadzieję, że
zmienią zdanie i mnie przeniosą, ale niemiło się rozczarowałam. Gdy byłam już w
znacznej odległości od członków Akatsuki, zatrzymałam się i zwróciłam w ich
stronę. - No serio?! - krzyknęłam. - Ja nie mam zamiaru się zamoczyć!
- A my
ciebie przenosić. - Usłyszałam w odpowiedzi. Zagotowało się we mnie. Nie dość,
że szłam z nimi przez cały dzień, niemal umarłam z wycieńczenia, to oni jeszcze
każą mi pływać?! Co to, to nie. Nie byłam shinobi i mogli zrobić ze mną wszystko,
co tylko chcą, ale ja nie miałam zamiaru dać się upokorzyć. Nie wskoczę do tej
wody choćby nie wiem co.
- Dobra! -
krzyknęłam znowu. - To radźcie sobie sami!
Usiadłam
pod jednym z drzew i poczułam ogromną ulgę. Moje zmęczone nogi wreszcie mogły
chwilę odpocząć. Wspaniałe uczucie.
Chyba przez zmęczenie nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie odpyskowałam mordercom, którzy mogli mnie zabić w mgnieniu oka. Byłam jednak na tyle wykończona, że było mi już wszystko jedno.
Chyba przez zmęczenie nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie odpyskowałam mordercom, którzy mogli mnie zabić w mgnieniu oka. Byłam jednak na tyle wykończona, że było mi już wszystko jedno.
Popatrzyłam
na Kisame i Itachiego, którzy przez cały czas stali w tym samym miejscu i o
czymś rozmawiali. Nie zamierzali się ruszyć, żeby mi pomóc, to było pewne.
Chcieli sprawdzić, jak długo jestem w stanie się obrażać i kiedy w końcu
wymięknę. Ale ja nie zamierzałam przegrać tego pojedynku.
Zamknęłam
oczy i oparłam się wygodniej o drzewo. Przyjemne podmuchy wiatru pieściły moje
policzki, dając cudowne ukojenie dla zmęczonego ciała. Uśmiechnęłam się lekko
pod nosem. Zawsze z Tayem siadaliśmy nad naszą ulubioną rzeką i w milczeniu
pozwalaliśmy, żeby wiatr otulał nas swoimi ramionami. Żyliśmy w zgodzie z
naturą.
Nie wiem,
ile czasu dokładnie minęło, ale gdy otworzyłam oczy, Kisame szedł w moim kierunku.
Zaciekawiona patrzyłam, jak zbliża się do mnie z obrażoną miną. Wygrałam.
Kryjówka Akatsuki
była ogromna i bardzo zadbana, co szczerze mówiąc, wprowadziło mnie w
zdumienie. Nie, żebym uważała, że mordercy są brudasami, ale myślałam, że nie
mają na aż tak porządne sprzątanie czasu. Uważnie rozglądałam się na boki, ale
poza mnóstwem drzwi i lampami na suficie, nie zauważyłam niczego ciekawego.
Kisame
powiedział mi, że zanim dostanę swój pokój, muszę odwiedzić ich lidera. Bałam
się tego spotkania, bo jednak do tej dwójki zdążyłam w jakiś sposób przywyknąć
(na tyle, na ile da się przywyknąć do morderców), a ich przywódca musiał być
człowiekiem nadzwyczaj niebezpiecznym, skoro władał taką organizacją. Mógł też
być na przykład nerwowy, albo nie lubić brunetek. Nie miałam pojęcia, jakim
jest człowiekiem. Jedno było pewne: mógł mnie zabić bez mrugnięcia okiem.
Kisame
zapukał do jednych z wielu drzwi i po usłyszeniu donośnego "wejść",
nacisnął na klamkę. Zmusił mnie, żebym weszła jako pierwsza, skinął głową do
rudowłosego mężczyzny siedzącego za biurkiem, po czym opuścił pomieszczenie. Ja
natomiast stanęłam na środku i przyglądnęłam się uważnie liderowi. Miał
świdrujące spojrzenie szarych oczu i sporo kolczyków na twarzy. Siedział
wygodnie w obrotowym fotelu. Oprócz biurka i jednej szafki z książkami, w
pomieszczeniu niczego nie było. A mimo to nie odniosłam wrażenia, że jest ono
puste. Było na tyle małe, że te dwa meble wystarczały, by wypełnić pokój.
- Usiądź.
Głos lidera
był niski i poważny, ale wcale nie wrogi. Nie można powiedzieć, że był
przyjacielski jak głos Kisame, ale na pewno nie wywołał u mnie dreszczy
strachu, w przeciwieństwie do głosu Uchihy, gdy usłyszałam go pierwszy raz.
Posłusznie ruszyłam
się z miejsca i z szybko bijącym sercem, siadłam po drugiej stronie jego
biurka. Mężczyzna przyglądał mi się chwilę, po czym oparł łokciami o biurko i
spojrzał mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam tego i musiałam odwrócić wzrok.
- Shouri -
mruknął lider, patrząc na kartkę przed sobą. - Shouri Muzai.
Nie
wiedziałam, co odpowiedzieć, więc uparcie milczałam. Przeszło mi też przez myśl, dlaczego użył mojego panieńskiego nazwiska, ale to pewnie ze względu na powiązania z klanem. Musiał być pewien, że jestem Muzai. Tyle tylko, że jeśli ściągnęli mnie tu z powodu kekkei genkai mojego klanu, to będę musiała ich niemiło rozczarować. Ja go nie posiadałam.
Cierpliwie czekałam, aż zacznie gadać konkretniej. A może to był taki pierdoła? Lubił przeciągać rozmowy, gadać o wszystkim i o niczym? Może moje wyobrażenia były całkowicie błędne?
Cierpliwie czekałam, aż zacznie gadać konkretniej. A może to był taki pierdoła? Lubił przeciągać rozmowy, gadać o wszystkim i o niczym? Może moje wyobrażenia były całkowicie błędne?
- Byli dla
ciebie mili? - spytał mężczyzna, tym razem bacznie mnie obserwując.
- Słucham?
- zdziwiłam się. Tego się nie spodziewałam.
- Itachi i
Kisame. Byli mili?
- Tak -
odpowiedziałam zaskoczona.
- To
dobrze.
Był
pierdołą. Na pewno.
- I to był
ostatni raz, kiedy ktoś był dla ciebie miły.
Jego słowa
zmroziły mi krew w żyłach. Czułam, jak atmosfera się zagęszcza, jak zaczyna
brakować mi powietrza. Zaczęłam odczuwać realny strach i obwiniałam się o
przybycie tutaj. Co ja sobie wyobrażałam?
- Akatsuki
to nie przedszkole, tu nikt nie będzie cię głaskał po głowie. Aby u nas
przetrwać, musisz wyzbyć się wszelkich uczuć, zatracić w sobie człowieczeństwo,
stać się maszyną nastawioną na krzywdzenie. Zdajesz sobie z tego sprawę? -
spytał, i nie dając mi odpowiedzieć, zadał kolejne pytanie: Jesteś na to gotowa?
- Nie -
szepnęłam. - Nie. Nie pozbędę się uczuć.
- Chcesz
zostać członkiem Akatsuki? - Lider uniósł wyżej brwi, chyba zdziwiony moją
odpowiedzią.
- Nienawiść
to też uczucie.
Mężczyzna
uśmiechnął się, jednocześnie prychając. Moje kąciki ust również powędrowały ku
górze.
-
Interesujące. Naprawdę.
- Przyszłam
tutaj żeby się zemścić - wyjaśniłam, poczuwszy się nieco pewniej w jego
obecności. Lider nie był aż taki straszny, jak mi się wydawało. Nie krzyczał,
nie był bezczelny, nie obrażał mnie. Może dało się z nim całkiem normalnie
porozmawiać? - Jeśli przestanę kierować się uczuciami, stracę swój cel. Robię
to dla mojego męża, a więc miłość przeplata się z nienawiścią.
- Właśnie,
dla męża - wtrącił się mężczyzna, wstając z miejsca. Ja również się podniosłam.
Od razu zauważyłam, że był ode mnie znacznie wyższy. Obszedł biurko i stanął
tuż przede mną. Nie miałam odwagi, by spojrzeć mu w oczy, dlatego uparcie
wpatrywałam się w jego szyję, którą miałam na wysokości wzroku. Czekałam, aż w
końcu coś powie.
Gdy straciłam
cierpliwość, uniosłam oczy ku górze. Lider przez cały ten czas na mnie patrzył.
- Mam
nadzieję, że dasz radę. Jeśli zrezygnujesz, dołączysz do męża. Zgoda?
- Zgoda -
odpowiedziałam, gotowa pomścić Taya.
Nic ciekawego, takie pierdoły trochę, gadanina, zero akcji. No cóż. Przepraszam. Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się choć trochę spodobało. :)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie, jak mi się miło robiło, gdy je czytałam. :)) Jesteście wspaniali!
Widzimy się za tydzień! Ciao!
Co Ty opowiadasz? Nieciekawy? Bzdury... :> Bardzo interesujący, większość rzeczy została wyjaśniona, więc było ciekawie. ^^ Nic kreatywnego nie mogę z siebie wyciągnąć. Po prostu nic dodać, nic ująć. Mogę jedynie powiedzieć, że czekam z niecierpliwością na następny! ;)
OdpowiedzUsuńNo a u mnie wciąż pustka. :/ Chociaż muszę przyznać szczerze, że po przeczytaniu tego rozdziału dostałam jakiegoś kopa w dupkę. Mam ochotę coś popracować nad moim rozdziałem. :D Uh, zazdroszczę talentu!
Pozdrawiam cieplutko! ;*
Nic szczególnego się w nim nie działo, stąd moje wrażenie, że nie jest szczególnie interesujący. :)
UsuńTeż tak mam, że jak czytam historie innych, to nagle dostaje weny na swoje opowiadania. Mam nadzieję, że szybciutko coś naskrobiesz, bo jak nie, to nogi z pupki powyrywam! :>
Pozdrawiam kochana! :*
Nie powyrywasz, moje nóżki. ^^ Już jest! :3
UsuńAhhhh Pain <3
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale zawsze utożsamiam go z Yahiko. Jakos nie mogę ogarnąć tego, że to Nagato. Po prostu rudego chyba bardziej lubiłam i no. No wiesz no.
- I to był ostatni raz, kiedy ktoś był dla ciebie miły. <333333 Kocham to zdanie. Diametralnie zmieniły się moje uczucia, a na ustach pojawił się uśmiech. Awww. Świetne<3
No teraz czekam jedynie na pierwszy trening Shouri.
Następny rozdział 12?
Kurde mam wtedy zawody, no ale nic. Jakos to bedzie xD Przeczytam później
Yo ;)
Też zawsze utożsamiam Paina z Yahiko. Zazwyczaj też nie rozwijam jego wątku, więc pozostaje rudzielcem. :)
UsuńWłaśnie chciałam, żeby to zdanie miało odpowiedni wydźwięk i żeby było takim bum, kubłem zimnej wody. Nie wiem, czy mi się to udało, ale skoro Ci się spodobało, to najważniejsze. ^^
A co trenujesz? Ciekawska jestem, tak. ;)
Trenuję Karate Oyama xDDD
UsuńSpodobało, spodobało.
Właśnie to zdanie najbardziej mnie rozwaliło w tym rozdziale i było tym zamierzanym bum ;)
Łał, ekstra! :D Kiedy zaczęłaś trenować? Przed czy już po wkręceniu się w Naruto? :D
UsuńNaruto to jest ze mną od 9 lat, więc przed. xD Karate trenuję niestety tylko 4 lata, chociaż chciałam już chodzić jak byłam młodsza xD
UsuńNiezłe, doprawdy niezłe.Nie jest taka słaba, no aż tak skoro umiała postawić się Liderowi-to mi się w twoim opowiadaniu podoba że ukazujesz ją w całości a nie tylko zalety lub wady,narracja z jej punktu widzenia jest też ciekawa-z jednej strony taka niewinna i nieuświadomiona a z drugiej dojrzała.
OdpowiedzUsuńI kto ją będzie uczył?
Osobiście stawiam na Uchihę, i niezależnie od nauczyciela myślę że nie będzie jej lekko
Staram się, żeby Shouri nie była zbyt wyidealizowana. W moim pierwszym opowiadaniu jego główna bohaterka taka właśnie była i jak teraz sobie o tym przypomnę, to aż mi się niedobrze robi. :D Najważniejszy jest umiar, nie chciałabym przesadzić z zaletami głównej bohaterki. Oby mi się to udało. :D
UsuńA co do treningu, no to przekonasz się. :>
Pozdrawiam. :))))
' Był pierdołą. Na pewno ' jesteś niesamowita! Lider = pierdoła. To uwłacza jego władczości! Rozdział, oczywiście, na poziomie ;) Świetnie wykreowałaś postać Shouri, którą odbieram za osobę zawziętą i waleczną. Mimo zerowych umiejętności, dołączyła do Akatsuki. Robi się ciekawie! No i jak zwykle w terminie, następna rzecz za którą Cię uwielbiam :* i nie gadaj głupot, że nieciekawy. Po prostu skromniacha z Ciebie.
OdpowiedzUsuńCzekam do 12, jak zwykle <3
Pozdrawiam Serdecznie :*
besos chica :* - buziaki laska :*
Jak napisałam to zdanie to sama się śmiałam. :D Lider pierdoła, no tego jeszcze nie było, co? :D
UsuńStaram się dodawać nowe rozdziały wtedy, kiedy obiecuję. Jeśli na przykład nie jestem pewna terminu, to zwykle nic nie piszę. A teraz mam jeszcze kilka rozdziałów w zanadrzu, kolejne się systematycznie tworzą, więc rozdziały będą pojawiać się przez najbliższy okres co tydzień. :)
Dziękuję za komentarz i... besos chica :*
Rozdział był świetny! Dopiero co tu trafiłam, więc przeczytałam wszystko na raz i teraz bardzo bym chciała wiedzieć co się stało dalej. Cudownie piszesz. Ciekawi mnie jak rozwiniesz akacje z jej mężem. 'Jesteśmy ninja dziewczyno. Potrafimy go wskrzesić' no to ja poczekam ^^ Podoba mi się postać Shouri. Jak czytam takie blogi mam ochote w trybie natychmiastowym usunąć mój ;-;
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na więcej :*
Ej, ej! Tylko nie usuwaj, niech Ci nawet takie głupstwa do głowy nie przychodzą! Przecież bardzo dobrze piszesz, kochana! Wypluj te słowa, ale już. :P
UsuńMiło mi Cię tu widzieć i cieszę się, że Cię zaciekawiłam. :)))))
A zaraz lecę czytać nowe rozdziały u Ciebie. <3
Buziaki! :*
Szczerze? Rozczarowałaś mnie i to bardzo...
OdpowiedzUsuńJak mogłaś dać tak krótką notkę? Spodziewałam się dłuższej :(
Mam nadzieje, że za tydzień będzie dłuższa, ale równie ciekawa. Pozdrawiam i życzę weny ;)
MATKO JEDYNA ALE MNIE PRZESTRASZYŁAŚ!! Jak przeczytałam początek Twojego komentarza, to serce mi na chwilę stanęło, dosłownie! Co nie zmienia faktu, że oczywiście krytyka się przydaje, no ale rozczarowywać to ja nikogo nie chcę. :(
UsuńKolejny rozdział będzie niestety podobnej długości, dopiero późniejsze będą raczej nieco dłuższe. :c
Pozdrawiam. ;)
Piszesz bardzo ładnie i składnie :)
OdpowiedzUsuńA lider taki dziwny ;-;
Ale to nic ! Życzę weny i ślę pozdrowionka !
[ http://nutseya-in-akatsuki.blogspot.com/ ]
Dziwny? Możesz to troszkę rozwinąć? Pytam, bo ewentualnie mogłabym coś poprawić. ^^
UsuńRównież pozdrawiam! :)
Taka jedna kwestia techniczna- o co chodzi z tym klonem?Czy ona mówiła o akademickim klonie czy też o innym-na wykonanie wodnego,ziemnego albo błotnego klona to ona raczej kwalifikacji nie ma a kage bushin no jutsu to technika strzeżona przez Konohę,więc to jaki klon?
OdpowiedzUsuńA widzisz, drogi Anonimie, dowiaduję się rzeczy, o których nie miałam pojęcia. :) Szczerze mówiąc pisząc to miałam na myśli kage bunshin no jutsu i mimo wszystko przy tym zostanę, bo i tak już raczej tego nie odkręcę. Powiedzmy, że w moim opowiadaniu technika ta może być bardziej rozpowszechniona. Niemniej jednak, jeśli kiedykolwiek zaczęłabym pisać kolejne opowiadanie (w co już szczerze wątpię, choć kto wie), to wezmę to pod uwagę i nie popełnię już takiej gafy. :)
UsuńPozdrawiam!