5 kwi 2014

3. Shouri znaczy zwycięstwo.

Podniosłam głowę na swojego rozmówcę i przez chwilę patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Nie rozumiałam jego słów. Jakim cudem mógłby ożywić Taya? To jest nierealne! Chyba, że... Chyba, że Tay żyje? Czyżby Akatsuki go porwało? I teraz chcą mnie wykorzystać, bo wiedzą, że zrobię dla niego wszystko?
Ale przecież ja widziałam jego ciało. Widziałam, jak trumna z moim mężem jest spuszczana w dół, jak zakopują ją w grobie. Tay umarł cztery lata temu, a ja zaczynałam myśleć jak wariatka. Namieszano mi w głowie.
- Jak? - spytałam tylko, wywołując tym uśmiech na twarzy mężczyzny. Kucnął przy mnie i położył dłoń na moim kolanie.
- Jesteśmy ninja, dziewczyno. Potrafimy go wskrzesić.
Moje oczy rozszerzyły się nieznacznie na dźwięk jego słów. Tay mógłby... Mógłby znów być ze mną? Tutaj? Czy to możliwe?
- Musisz tylko zabić tego, który zabił ci męża. A z naszą pomocą będzie to dla ciebie dziecinnie proste.
- Niby czemu? Skoro wy nie potraficie go dorwać, jak ja mogłabym?
- Bo nazywasz się Shouri, a to znaczy zwycięstwo. Wygrasz z nim bez mrugnięcia okiem - powiedział, podnosząc się.
Przez chwilę siedziałam w kompletnym bezruchu. Po głowie krążyło mi tysiące myśli dotyczące mojej przyszłości, która mogłaby być z Tayem. Ich propozycja była kusząca, niemal obezwładniająca, dusząca, ale... Ale musiałam zabić człowieka. Człowieka, który uśmiercił mojego męża. Czy to odpowiednia kara?
Miałabym się zemścić?
- Zgoda - wychrypiałam, niemal niedosłyszalnie. - Pomszczę Taya. Odzyskam go.
- Wiedziałem, że nie odmówisz.

Droga do kryjówki Akatsuki była niemiłosiernie długa, nudna i męcząca. Szliśmy niemal cały dzień i choć zrobiliśmy kilka krótkich przerw na moją prośbę, niemal padałam ze zmęczenia. Nie byłam przyzwyczajona do tego typu wypraw. Powłóczyłam nogami, starając się nie sapać i nie narzekać. Nie chciałam, by pomyśleli, że jestem słabeuszem.
W gruncie rzeczy owszem, byłam słaba. Nie byłam ninja, wiedziałam tylko jak zrobić klona, który czasem chodził za mnie do sklepu. Dzięki temu mogłam spędzić cały dzień w łóżku z Tayem i się odprężyć, a interes się kręcił. To by było na tyle. Byłam beznadziejna. A oni chcieli żebym zabiła człowieka, którego przestępcy klasy S nie mogli dorwać? Niedorzeczne. Niemniej jednak, jeśli miało mi to zwrócić męża...
Szliśmy głównie lasem, dzięki czemu słońce nie paliło nas swoimi promieniami. Musiałam jednak co chwila odganiać się od owadów, które raz po raz mnie kąsały. Miałam już cholernie dość tej mordęgi. Modliłam się, żeby jak najszybciej dotrzeć do ich organizacji i odpocząć.
Chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zamierzałam zamieszkać z mordercami.
- Jesteśmy już blisko - odezwał się Kisame, niebieskoskóry mężczyzna. Przedstawili się zanim wyruszyliśmy. Jego towarzysz to Itachi Uchiha, o którym gdzieś coś kiedyś słyszałam, ale nie miałam zielonego pojęcia gdzie i co. Niemniej jednak sprawiał wrażenie naprawdę groźnego, w przeciwieństwie do jego partnera, który jak na mordercę był nadzwyczaj pogodny i nawet próbował podnieść mnie na duchu. Bez skutku.
- To znaczy? - spytałam.
- Kilometr, dwa maksymalnie - odpowiedział mi Kisame, patrząc na mnie z ukosa. - Dasz radę, co?
- Oczywiście - mruknęłam, choć, za przeproszeniem, nogi już mi do dupy właziły. Musiałam wytrzymać. Dla Taya.
Przez kolejne minuty szliśmy w kompletnej ciszy, a ja miałam wrażenie, że idziemy już całą wieczność. Gdy w końcu się zatrzymaliśmy, musiałam mocno walczyć ze swoim ciałem, żeby nie upaść.
Kisame wykonał kilka pieczęci i wielki głaz, który stał przed nami, odsunął się, ukazując nam wejście do ich kryjówki. Żeby się tam jednak dostać, trzeba było przejść przez rzekę, a ja umiejętności chodzenia po wodzie nie nabyłam. Dlatego gdy mężczyźni ruszyli przed siebie, ja głośno odchrząknęłam.
- Co? - bąknął Kisame.
- Nie umiem chodzić po wodzie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- To nie nasz problem. - Uśmiech rekinowatego powiedział mi wszystko. Żaden z nich nie kwapił się, żeby mi pomóc. W końcu byli mordercami, więc pomoc innym zdecydowanie nie była ich specjalnością.
- Dobra - żachnęłam się i odwróciłam od nich, wracając w las. Miałam nadzieję, że zmienią zdanie i mnie przeniosą, ale niemiło się rozczarowałam. Gdy byłam już w znacznej odległości od członków Akatsuki, zatrzymałam się i zwróciłam w ich stronę. - No serio?! - krzyknęłam. - Ja nie mam zamiaru się zamoczyć!
- A my ciebie przenosić. - Usłyszałam w odpowiedzi. Zagotowało się we mnie. Nie dość, że szłam z nimi przez cały dzień, niemal umarłam z wycieńczenia, to oni jeszcze każą mi pływać?! Co to, to nie. Nie byłam shinobi i mogli zrobić ze mną wszystko, co tylko chcą, ale ja nie miałam zamiaru dać się upokorzyć. Nie wskoczę do tej wody choćby nie wiem co.
- Dobra! - krzyknęłam znowu. - To radźcie sobie sami!
Usiadłam pod jednym z drzew i poczułam ogromną ulgę. Moje zmęczone nogi wreszcie mogły chwilę odpocząć. Wspaniałe uczucie.
Chyba przez zmęczenie nie zdawałam sobie sprawy, że właśnie odpyskowałam mordercom, którzy mogli mnie zabić w mgnieniu oka. Byłam jednak na tyle wykończona, że było mi już wszystko jedno.
Popatrzyłam na Kisame i Itachiego, którzy przez cały czas stali w tym samym miejscu i o czymś rozmawiali. Nie zamierzali się ruszyć, żeby mi pomóc, to było pewne. Chcieli sprawdzić, jak długo jestem w stanie się obrażać i kiedy w końcu wymięknę. Ale ja nie zamierzałam przegrać tego pojedynku.
Zamknęłam oczy i oparłam się wygodniej o drzewo. Przyjemne podmuchy wiatru pieściły moje policzki, dając cudowne ukojenie dla zmęczonego ciała. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem. Zawsze z Tayem siadaliśmy nad naszą ulubioną rzeką i w milczeniu pozwalaliśmy, żeby wiatr otulał nas swoimi ramionami. Żyliśmy w zgodzie z naturą.
Nie wiem, ile czasu dokładnie minęło, ale gdy otworzyłam oczy, Kisame szedł w moim kierunku. Zaciekawiona patrzyłam, jak zbliża się do mnie z obrażoną miną. Wygrałam.

Kryjówka Akatsuki była ogromna i bardzo zadbana, co szczerze mówiąc, wprowadziło mnie w zdumienie. Nie, żebym uważała, że mordercy są brudasami, ale myślałam, że nie mają na aż tak porządne sprzątanie czasu. Uważnie rozglądałam się na boki, ale poza mnóstwem drzwi i lampami na suficie, nie zauważyłam niczego ciekawego.
Kisame powiedział mi, że zanim dostanę swój pokój, muszę odwiedzić ich lidera. Bałam się tego spotkania, bo jednak do tej dwójki zdążyłam w jakiś sposób przywyknąć (na tyle, na ile da się przywyknąć do morderców), a ich przywódca musiał być człowiekiem nadzwyczaj niebezpiecznym, skoro władał taką organizacją. Mógł też być na przykład nerwowy, albo nie lubić brunetek. Nie miałam pojęcia, jakim jest człowiekiem. Jedno było pewne: mógł mnie zabić bez mrugnięcia okiem.
Kisame zapukał do jednych z wielu drzwi i po usłyszeniu donośnego "wejść", nacisnął na klamkę. Zmusił mnie, żebym weszła jako pierwsza, skinął głową do rudowłosego mężczyzny siedzącego za biurkiem, po czym opuścił pomieszczenie. Ja natomiast stanęłam na środku i przyglądnęłam się uważnie liderowi. Miał świdrujące spojrzenie szarych oczu i sporo kolczyków na twarzy. Siedział wygodnie w obrotowym fotelu. Oprócz biurka i jednej szafki z książkami, w pomieszczeniu niczego nie było. A mimo to nie odniosłam wrażenia, że jest ono puste. Było na tyle małe, że te dwa meble wystarczały, by wypełnić pokój.
- Usiądź.
Głos lidera był niski i poważny, ale wcale nie wrogi. Nie można powiedzieć, że był przyjacielski jak głos Kisame, ale na pewno nie wywołał u mnie dreszczy strachu, w przeciwieństwie do głosu Uchihy, gdy usłyszałam go pierwszy raz.
Posłusznie ruszyłam się z miejsca i z szybko bijącym sercem, siadłam po drugiej stronie jego biurka. Mężczyzna przyglądał mi się chwilę, po czym oparł łokciami o biurko i spojrzał mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam tego i musiałam odwrócić wzrok.
- Shouri - mruknął lider, patrząc na kartkę przed sobą. - Shouri Muzai. 
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc uparcie milczałam. Przeszło mi też przez myśl, dlaczego użył mojego panieńskiego nazwiska, ale to pewnie ze względu na powiązania z klanem. Musiał być pewien, że jestem Muzai. Tyle tylko, że jeśli ściągnęli mnie tu z powodu kekkei genkai mojego klanu, to będę musiała ich niemiło rozczarować. Ja go nie posiadałam.
Cierpliwie czekałam, aż zacznie gadać konkretniej. A może to był taki pierdoła? Lubił przeciągać rozmowy, gadać o wszystkim i o niczym? Może moje wyobrażenia były całkowicie błędne?
- Byli dla ciebie mili? - spytał mężczyzna, tym razem bacznie mnie obserwując.
- Słucham? - zdziwiłam się. Tego się nie spodziewałam.
- Itachi i Kisame. Byli mili?
- Tak - odpowiedziałam zaskoczona.
- To dobrze.
Był pierdołą. Na pewno.
- I to był ostatni raz, kiedy ktoś był dla ciebie miły.
Jego słowa zmroziły mi krew w żyłach. Czułam, jak atmosfera się zagęszcza, jak zaczyna brakować mi powietrza. Zaczęłam odczuwać realny strach i obwiniałam się o przybycie tutaj. Co ja sobie wyobrażałam?
- Akatsuki to nie przedszkole, tu nikt nie będzie cię głaskał po głowie. Aby u nas przetrwać, musisz wyzbyć się wszelkich uczuć, zatracić w sobie człowieczeństwo, stać się maszyną nastawioną na krzywdzenie. Zdajesz sobie z tego sprawę? - spytał, i nie dając mi odpowiedzieć, zadał kolejne pytanie: Jesteś na to gotowa?
- Nie - szepnęłam. - Nie. Nie pozbędę się uczuć.
- Chcesz zostać członkiem Akatsuki? - Lider uniósł wyżej brwi, chyba zdziwiony moją odpowiedzią.
- Nienawiść to też uczucie.
Mężczyzna uśmiechnął się, jednocześnie prychając. Moje kąciki ust również powędrowały ku górze.
- Interesujące. Naprawdę.
- Przyszłam tutaj żeby się zemścić - wyjaśniłam, poczuwszy się nieco pewniej w jego obecności. Lider nie był aż taki straszny, jak mi się wydawało. Nie krzyczał, nie był bezczelny, nie obrażał mnie. Może dało się z nim całkiem normalnie porozmawiać? - Jeśli przestanę kierować się uczuciami, stracę swój cel. Robię to dla mojego męża, a więc miłość przeplata się z nienawiścią.
- Właśnie, dla męża - wtrącił się mężczyzna, wstając z miejsca. Ja również się podniosłam. Od razu zauważyłam, że był ode mnie znacznie wyższy. Obszedł biurko i stanął tuż przede mną. Nie miałam odwagi, by spojrzeć mu w oczy, dlatego uparcie wpatrywałam się w jego szyję, którą miałam na wysokości wzroku. Czekałam, aż w końcu coś powie.
Gdy straciłam cierpliwość, uniosłam oczy ku górze. Lider przez cały ten czas na mnie patrzył.
- Mam nadzieję, że dasz radę. Jeśli zrezygnujesz, dołączysz do męża. Zgoda?
- Zgoda - odpowiedziałam, gotowa pomścić Taya.



Nic ciekawego, takie pierdoły trochę, gadanina, zero akcji. No cóż. Przepraszam. Mimo wszystko mam nadzieję, że Wam się choć trochę spodobało. :)
Dziękuję za wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie, jak mi się miło robiło, gdy je czytałam. :)) Jesteście wspaniali! 
Widzimy się za tydzień! Ciao!

20 komentarzy:

  1. Co Ty opowiadasz? Nieciekawy? Bzdury... :> Bardzo interesujący, większość rzeczy została wyjaśniona, więc było ciekawie. ^^ Nic kreatywnego nie mogę z siebie wyciągnąć. Po prostu nic dodać, nic ująć. Mogę jedynie powiedzieć, że czekam z niecierpliwością na następny! ;)
    No a u mnie wciąż pustka. :/ Chociaż muszę przyznać szczerze, że po przeczytaniu tego rozdziału dostałam jakiegoś kopa w dupkę. Mam ochotę coś popracować nad moim rozdziałem. :D Uh, zazdroszczę talentu!
    Pozdrawiam cieplutko! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic szczególnego się w nim nie działo, stąd moje wrażenie, że nie jest szczególnie interesujący. :)
      Też tak mam, że jak czytam historie innych, to nagle dostaje weny na swoje opowiadania. Mam nadzieję, że szybciutko coś naskrobiesz, bo jak nie, to nogi z pupki powyrywam! :>
      Pozdrawiam kochana! :*

      Usuń
    2. Nie powyrywasz, moje nóżki. ^^ Już jest! :3

      Usuń
  2. Ahhhh Pain <3
    Nie wiem czemu, ale zawsze utożsamiam go z Yahiko. Jakos nie mogę ogarnąć tego, że to Nagato. Po prostu rudego chyba bardziej lubiłam i no. No wiesz no.
    - I to był ostatni raz, kiedy ktoś był dla ciebie miły. <333333 Kocham to zdanie. Diametralnie zmieniły się moje uczucia, a na ustach pojawił się uśmiech. Awww. Świetne<3
    No teraz czekam jedynie na pierwszy trening Shouri.
    Następny rozdział 12?
    Kurde mam wtedy zawody, no ale nic. Jakos to bedzie xD Przeczytam później
    Yo ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zawsze utożsamiam Paina z Yahiko. Zazwyczaj też nie rozwijam jego wątku, więc pozostaje rudzielcem. :)
      Właśnie chciałam, żeby to zdanie miało odpowiedni wydźwięk i żeby było takim bum, kubłem zimnej wody. Nie wiem, czy mi się to udało, ale skoro Ci się spodobało, to najważniejsze. ^^
      A co trenujesz? Ciekawska jestem, tak. ;)

      Usuń
    2. Trenuję Karate Oyama xDDD
      Spodobało, spodobało.
      Właśnie to zdanie najbardziej mnie rozwaliło w tym rozdziale i było tym zamierzanym bum ;)

      Usuń
    3. Łał, ekstra! :D Kiedy zaczęłaś trenować? Przed czy już po wkręceniu się w Naruto? :D

      Usuń
    4. Naruto to jest ze mną od 9 lat, więc przed. xD Karate trenuję niestety tylko 4 lata, chociaż chciałam już chodzić jak byłam młodsza xD

      Usuń
  3. Niezłe, doprawdy niezłe.Nie jest taka słaba, no aż tak skoro umiała postawić się Liderowi-to mi się w twoim opowiadaniu podoba że ukazujesz ją w całości a nie tylko zalety lub wady,narracja z jej punktu widzenia jest też ciekawa-z jednej strony taka niewinna i nieuświadomiona a z drugiej dojrzała.
    I kto ją będzie uczył?
    Osobiście stawiam na Uchihę, i niezależnie od nauczyciela myślę że nie będzie jej lekko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, żeby Shouri nie była zbyt wyidealizowana. W moim pierwszym opowiadaniu jego główna bohaterka taka właśnie była i jak teraz sobie o tym przypomnę, to aż mi się niedobrze robi. :D Najważniejszy jest umiar, nie chciałabym przesadzić z zaletami głównej bohaterki. Oby mi się to udało. :D
      A co do treningu, no to przekonasz się. :>
      Pozdrawiam. :))))

      Usuń
  4. ' Był pierdołą. Na pewno ' jesteś niesamowita! Lider = pierdoła. To uwłacza jego władczości! Rozdział, oczywiście, na poziomie ;) Świetnie wykreowałaś postać Shouri, którą odbieram za osobę zawziętą i waleczną. Mimo zerowych umiejętności, dołączyła do Akatsuki. Robi się ciekawie! No i jak zwykle w terminie, następna rzecz za którą Cię uwielbiam :* i nie gadaj głupot, że nieciekawy. Po prostu skromniacha z Ciebie.
    Czekam do 12, jak zwykle <3
    Pozdrawiam Serdecznie :*
    besos chica :* - buziaki laska :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisałam to zdanie to sama się śmiałam. :D Lider pierdoła, no tego jeszcze nie było, co? :D
      Staram się dodawać nowe rozdziały wtedy, kiedy obiecuję. Jeśli na przykład nie jestem pewna terminu, to zwykle nic nie piszę. A teraz mam jeszcze kilka rozdziałów w zanadrzu, kolejne się systematycznie tworzą, więc rozdziały będą pojawiać się przez najbliższy okres co tydzień. :)
      Dziękuję za komentarz i... besos chica :*

      Usuń
  5. Rozdział był świetny! Dopiero co tu trafiłam, więc przeczytałam wszystko na raz i teraz bardzo bym chciała wiedzieć co się stało dalej. Cudownie piszesz. Ciekawi mnie jak rozwiniesz akacje z jej mężem. 'Jesteśmy ninja dziewczyno. Potrafimy go wskrzesić' no to ja poczekam ^^ Podoba mi się postać Shouri. Jak czytam takie blogi mam ochote w trybie natychmiastowym usunąć mój ;-;
    Pozdrawiam i czekam na więcej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ej! Tylko nie usuwaj, niech Ci nawet takie głupstwa do głowy nie przychodzą! Przecież bardzo dobrze piszesz, kochana! Wypluj te słowa, ale już. :P
      Miło mi Cię tu widzieć i cieszę się, że Cię zaciekawiłam. :)))))
      A zaraz lecę czytać nowe rozdziały u Ciebie. <3
      Buziaki! :*

      Usuń
  6. Szczerze? Rozczarowałaś mnie i to bardzo...
    Jak mogłaś dać tak krótką notkę? Spodziewałam się dłuższej :(
    Mam nadzieje, że za tydzień będzie dłuższa, ale równie ciekawa. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MATKO JEDYNA ALE MNIE PRZESTRASZYŁAŚ!! Jak przeczytałam początek Twojego komentarza, to serce mi na chwilę stanęło, dosłownie! Co nie zmienia faktu, że oczywiście krytyka się przydaje, no ale rozczarowywać to ja nikogo nie chcę. :(
      Kolejny rozdział będzie niestety podobnej długości, dopiero późniejsze będą raczej nieco dłuższe. :c
      Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  7. Piszesz bardzo ładnie i składnie :)
    A lider taki dziwny ;-;
    Ale to nic ! Życzę weny i ślę pozdrowionka !
    [ http://nutseya-in-akatsuki.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwny? Możesz to troszkę rozwinąć? Pytam, bo ewentualnie mogłabym coś poprawić. ^^
      Również pozdrawiam! :)

      Usuń
  8. Taka jedna kwestia techniczna- o co chodzi z tym klonem?Czy ona mówiła o akademickim klonie czy też o innym-na wykonanie wodnego,ziemnego albo błotnego klona to ona raczej kwalifikacji nie ma a kage bushin no jutsu to technika strzeżona przez Konohę,więc to jaki klon?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, drogi Anonimie, dowiaduję się rzeczy, o których nie miałam pojęcia. :) Szczerze mówiąc pisząc to miałam na myśli kage bunshin no jutsu i mimo wszystko przy tym zostanę, bo i tak już raczej tego nie odkręcę. Powiedzmy, że w moim opowiadaniu technika ta może być bardziej rozpowszechniona. Niemniej jednak, jeśli kiedykolwiek zaczęłabym pisać kolejne opowiadanie (w co już szczerze wątpię, choć kto wie), to wezmę to pod uwagę i nie popełnię już takiej gafy. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)