15 lis 2014

31. Koniec.

Obudziłam się w ciepłym łóżku. Z początku nie bardzo kojarzyłam, co właściwie się stało i jakim cudem się w nim znalazłam. Dopiero po chwili do mnie dotarło, że znów zemdlałam, natomiast ból z tyłu głowy uświadomił mi, iż Hidan mi w tym najwyraźniej pomógł. Jako, że w pokoju było ciemno, musiałam maksymalnie wytężyć swoje zmysły, by cokolwiek dostrzec. Nie poruszyłam się, bo obawa, że chłopak to usłyszy i zrobi mi krzywdę, nim wszystko sobie z liderem wyjaśnię, była silniejsza. Próbowałam dostrzec mojego towarzysza nie odwracając głowy, ale moje poczynania na nic się zdały. W końcu odważyłam się zwrócić twarz w kierunku łóżka Hidana. Jak się okazało, leżał w nim i wpatrywał się w sufit. Od razu przymknęłam oczy i udawałam, że dalej śpię. Musiałam w tym czasie obmyślić plan działania.
Jeśli miałam trzymać się tego, że Hidan był zdrajcą i moim wrogiem, nie mogłam liczyć, że ot tak pozwoli mi wrócić do Akatsuki i wykrzyczeć liderowi w twarz, jakim to nie był dupkiem. Konieczne było inne wyjście z tej chorej i porażającej swoim okrucieństwem i bezdusznością, sytuacji. Sęk tkwił jednak w tym, że byłam marnym strategiem, więc musiałam zdać się na instynkt i zaufać, że chłopak nie był jednak aż taki zły i zgodzi się na powrót do siedziby bez zabijania mojego ojca.
Na samą myśl, że mogłam bezlitośnie odebrać mojemu krewnemu życie, przeszedł mnie dreszcz strachu i obrzydzenia. Jeśli miałabym określić szczyt okrucieństwa, to Akatsuki właśnie go osiągnęli. Opanowali do perfekcji manipulację drugim człowiekiem, jego emocjami i zachowaniem. Umyślnie ściągnęli do siebie naiwną, pragnącą odzyskać męża, dziewczynę, otoczyli ją opieką i obdarzyli zaufaniem oraz ludzkimi odruchami i uczuciami, by później wbić jej nóż w plecy. O nie, nie pozwolę sobie na to. Nie dam się dłużej wykorzystywać, nawet, jeśli ma to oznaczać moją śmierć. 
Odwróciłam się tyłem do Hidana. Usłyszałam, jak podnosi się do siadu i głośno wzdycha, a później odrzuca z nóg kołdrę. Skrzypienie sprężyn dało mi do zrozumienia, że wstał. Mój instynkt samozachowawczy kazał mi się bezsprzecznie podnieść i przygotować do ataku.
– Co ty wyprawiasz? – warknęłam. 
– A ty? – spytał, unosząc ręce do góry.
– Ogłuszyłeś mnie – oskarżyłam go. – Po jaką cholerę to zrobiłeś?
– Żebyś przestała gadać – wyznał wprost. Zatkało mnie. – Trochę za bardzo się nakręciłaś, Shouri. Powinnaś się przespać.
– Jaką mam pewność, że nie zadźgasz mnie podczas snu? – syknęłam, pełna podejrzeń. 
– Żadnej. 
Wstrzymałam oddech, wpatrując się wprost w jasne tęczówki Hidana. Były puste. Wyrażały nic więcej, jak obojętność. Chyba nigdy w życiu nie było mi tak ciężko przyglądać się jego oczom, dlatego z trudem powstrzymałam napierające łzy. Chciałam go nienawidzić, gardzić nim, ale nie potrafiłam. Świadomość, że akurat on tak mnie zranił, była nie do zniesienia. Wolałabym wyrwać sobie wszystkie włosy z głowy, stracić rękę, cokolwiek, byleby tylko Hidan mnie nie zdradził. To było okrutne. 
Zapanowała między nami nieprzyjemna cisza. Mierzyliśmy się spojrzeniami w ciemności, która zdawała się odzwierciedlać drugą twarz Hidana. Spowił go mrok tak dojmujący, że naprawdę bałam się zasnąć. Mógł mnie w końcu bez problemu zabić podczas snu. 
– Nie zrobię ci krzywdy – powiedział nagle. – Śpij.
– Nie mów mi, co mam robić – syknęłam, niczym małe dziecko. – W ogóle się do mnie nie odzywaj, zdrajco.
– Przyznaję, wiedziałem, kim jest ten człowiek – wyznał Hidan i zrobił krok w moją stronę. Cała się spięłam z nerwów. – Dokładniej, było mi znane jego kekkei genkai, więc mogłem się tylko domyślać, że w jakimś tam stopniu jesteście spokrewnieni. Nie miałem pojęcia, że to twój ojciec.
– Nawet jeśli – warknęłam i uderzyłam go dłońmi w klatkę piersiową, odpychając tym samym chłopaka od siebie – pozwoliłeś, bym chciała zabić swoją rodzinę! Jak ty byś się czuł, gdybyś był na moim miejscu? Pomyślałeś chociaż o tym?!
– Nawet nie wiesz, ile razy – wychrypiał. Nagle obojętność wyparowała z jego oczu. Zastąpił ją ból. – Wiedziałem, że powinnaś się dowiedzieć. Ale wiedziałem też, że prawda by cię zabiła.
– Zabiła? – prychnęłam. – To ty wbiłeś mi nóż w plecy! Udawałeś przyjaciela, kochanka, tylko po to, żebym zabiła człowieka, który wam przeszkadza!
– Niczego nie udawałem! – ryknął Hidan i złapał mnie za ramiona. – Niczego, rozumiesz? Kocham cię, Shouri. Kocham cię całym sercem i właśnie dlatego nie mogłem powiedzieć ci prawdy! Co ty sobie myślisz? Że po tym wszystkim, lider pozwoli ci spokojnie odejść? Nie, on cię zabije, zatłucze się na śmierć!
– Więc mnie obroń – wyszeptałam. 
– Nie jestem w stanie – wyznał, łamiącym się głosem. – Nie jestem w stanie cię przed nim obronić. On jest bogiem, jest kurwa niepokonany! 
– Mam Shieki – zauważyłam, łudząc się, że nie zginę. 
Hidan prychnął i się ode mnie odsunął. Złość ze mnie uleciała, gdy dostrzegłam w jego oczach prawdziwe, szczere łzy.
– Twoje Shieki jest nic nie warte w porównaniu z jego siłą. Nie dasz mu rady. Całe Akatsuki nie byłoby w stanie mu podołać. Skazałaś się na śmierć, Shouri. Lider wydrze mi ciebie z rąk i zabije... – Chłopak umilkł, stojąc do mnie tyłem. Nie miałam odwagi się ruszyć. Uświadomienie mi mojej niedalekiej przeszłości całkowicie mnie sparaliżowało. – Właśnie przed tym chciałem cię ochronić. Wolałem, żebyś zabiła swojego ojca i o niczym się nie dowiedziała, niż żebyś sama musiała zginąć... Wolałem, żebyś żyła, nawet nie przy mnie, ale żebyś nie musiała umierać! 
– Egoista.
– Przykro mi, że twoje życie jest dla mnie o wiele cenniejsze...
– Od mojej rodziny – skończyłam za niego. – To tak, jakbym ja kazała ci zabić matkę.
Hidan uparcie milczał. W ciemnościach widziałam tylko zarys jego sylwetki – stał wyprostowany, dłonie schował do kieszeni spodni i zapewne z żalem wpatrywał się w ścianę. 
Nie obchodziło mnie to, że chciał ocalić moje życie. Jeśli miałam żyć kosztem mojego ojca, wolałam zginąć. A Hidan głupio się tłumaczył – zakochany morderca chciał obronić ukochaną przed śmiercią. Też mi coś. Jak niby miałam w to uwierzyć?
– Po prostu cię pokochałem – wyznał, odwróciwszy się do mnie przodem. – Co więcej mogę ci powiedzieć? Nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Nie mógłbym żyć z myślą, że to ja wystawiłem cię w ręce śmierci. Modliłem się, żebyś go zabiła, żebyś o nic nie pytała... Ale wiedziałem, od samego początku wiedziałem, że ta misja się nie powiedzie. Że cię stracę. A ty nie zasługujesz na śmierć, Shouri. Nie ty. Wszyscy powinniśmy umrzeć, bylebyś ty mogła żyć. Jesteś cenniejsza niż każdy członek Akatsuki. To, że potrafiłaś dostrzec w nas dobro, odnaleźć człowieczeństwo i sprawić, że się uśmiechaliśmy... Świat potrzebuje takich osób. A teraz nic nie mogę z tym zrobić, i to mnie zabija...
– Przestań – syknęłam, odwracając głowę. Robił mi wodę z mózgu, podczas gdy ja próbowałam odrzucić emocje i skupić się na faktach. Chciał mi zamydlić oczy historyjką, jaka to ja jestem wspaniała i cenna, jak to bardzo mnie kocha, tylko po to, żebym przestała myśleć racjonalnie. – To się nie liczy. Wystawiłeś mojego ojca na śmierć...
– Przysięgam ci, że o tym nie wiedziałem! – krzyknął. – Nie miałem zielonego pojęcia! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
– Nie krzycz na mnie! – warknęłam. – Po prostu... Po prostu idźmy już do lidera. Muszę z nim porozmawiać...
– Wiesz, że on cię zabije? – spytał, wyraźnie przerażony. – Wiesz o tym, prawda?
Popatrzyłam na Hidana z obojętnością. To już się nie liczyło.

Z samego rana opuściliśmy wioskę. Z dziwną tęsknotą zerknęłam przez ramię. Świadomość, że odnalazłam ojca, i że właśnie się od niego znów oddalam, zabijała mnie od środka. Skuliłam się pod wpływem podmuchu zimnego wiatru oraz dojmującego smutku, jaki mnie ogarnął. Sytuacja, w której się znalazłam była dla mnie absurdalna i nie mogłam się w niej odnaleźć. Było mi źle i nie zamierzałam tego ukrywać. Z każdym krokiem coraz bardziej pogrążałam się w rozpaczy, a świadomość, że za kilka dni stracę życie, bynajmniej nie poprawiała mi humoru. Jedyne, czym mogłam się pocieszać, to fakt, że mimo wszystko, mimo tych wszystkich treningów i poświęceń, nie wykonałam misji, a tym samym ocaliłam mojemu ojcu życie. Nie zabiłam człowieka. Nigdy. A to w świecie ninja niemały wyczyn.
Hidan szedł obok mnie cały milczący. Nawet jego oczy nic nie mówiły, bo na nowo zagościła w nich nietypowa dla niego obojętność. Ubrany w ciepłe ubrania, schował dłonie do kieszeni i z uporem maniaka spoglądał w rozpościerający się przed nami widok, który od kilku godzin szczególnie się nie zmienił. Mimo to, Jashinistę zdawał się pochłaniać krajobraz, choć w gruncie rzeczy, z pewnością był to podobny do mojego, smutek. Jeśli naprawdę mnie pokochał, właśnie prowadził ukochaną na śmierć, a to musiało być dla niego jeszcze gorsze, niż dla mnie. Ja po prostu umrę, a on będzie musiał z tym żyć.
Poruszona moim spostrzeżeniem, zbliżyłam się do chłopaka i złapałam go pod rękę. Wyrwałam go tym z letargu, którym był ogarnięty. Spojrzał na mnie z nad ramienia, mocno zdziwiony. Posłałam mu jedynie blady uśmiech, bo na nic innego nie było mnie stać, po czym odwróciłam głowę i znów wpatrywałam się przed siebie.
Może i miałam miękkie serce, bo mimo wszystko Hidan był mordercą i chciał, żebym zabiła członka rodziny, jednak wierząc jego słowom, zrobił to dla mnie (i dla siebie, ale to można pominąć). Nie chciał, żeby lider odebrał mi życie. Ponad wszystko pragnął, bym wyszła z tego cało, nawet, jeśli miało to oznaczać naszą rozłąkę. Niestety, los chciał, żeby było inaczej. Dlatego też, chcąc go choć trochę pocieszyć, a jednocześnie dodać otuchy sobie, wzięłam go pod rękę. Tak było nam łatwiej iść. Tak było łatwiej przetrwać to piekło.
Wieczorem zatrzymaliśmy się w tym samym hotelu, co poprzednio, przechodząc przez tę wioskę w tamtą stronę. Dostaliśmy nawet ten sam pokój. Popatrzyłam na ściany, przypominające mi bezczelnie rozmowę sprzed kilku dni, i zerknęłam na Hidana. Najwyraźniej poczuł ten sam chłód, co ja, bo wbił wzrok w plecak, jakby ten miał mu coś powiedzieć. Towarzysząca nam od rana cisza była nie do zniesienia.
– Czy wszyscy wiedzieliście? – spytałam. Pytanie to nurtowało mnie już od dłuższego czasu.
– O tym, że ten facet ma Shieki? – upewnił się, a następnie skinął głową. – Wszyscy.
Mimo, że tego właśnie się spodziewałam, poczułam niepojęty ból. Nawet Itachi, który tak mnie chciał chronić, któremu przypominałam Sasuke, mnie oszukiwał. Co za drań! Wszyscy nimi byli! Dranie!
– Przepraszam – wyszeptał Hidan. – Przepraszam, Shouri.
Popatrzyłam na niego ze łzami w oczach i nie myśląc zbyt wiele, mocno się w niego wtuliłam. Chłopak był równie zrozpaczony jak ja, co odzwierciedlał mocny uścisk, jakbym nigdy miała się z jego ramion nie wydostać. Mogłoby tak być. Wolałam tkwić w ramionach bezwzględnego mordercy, niż umrzeć.
Po jakimś czasie, dość długim, w końcu się od siebie oderwaliśmy. Hidan delikatnie pogłaskał mnie po policzku, a ja zatopiłam się w jego smutnych oczach. Próbował się uśmiechać, pocieszyć mnie, ale wyglądał przez to jeszcze bardziej żałośnie. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takiej rozsypce. Nie udawał. Naprawdę był zrozpaczony tym, że mnie straci. Ja jeszcze najwyraźniej nie przyjęłam do wiadomości mojej rychłej śmierci. Nie chciałam.
– Będzie dobrze – wyszeptałam. – Będzie dobrze, Hidan.
– Będzie dobrze – powtórzył i niepewnie pocałował mnie w usta. Odwzajemniłam pieszczotę, bardzo delikatną i subtelną, jakby miało być to nasze pożegnanie – któreś już z kolei. Ciepło Hidana przyjemnie mnie otuliło. Jego wargi delikatnie musnęły moje, a gdy się odsunął, w oczach chłopaka zapanował dziwny spokój, którego nie potrafiłam rozgryźć. 
– Powinniśmy iść spać. Wyruszamy z samego rana – zauważyłam, mocno zwiększając dzielący nas dystans. Nerwowo zaczęłam wypakowywać rzeczy potrzebne do kąpieli z plecaka, po czym bez słowa zniknęłam w łazience. 

W ciszy przystanęliśmy przed głazem prowadzącym do siedziby. Odruchowo odnaleźliśmy w powietrzu swoje dłonie i mocno je ścisnęliśmy, bo to było wszystko, na co w tym momencie daliśmy radę się odważyć. Hidan nie umiał nawet na mnie spojrzeć, tak bardzo bolało go to, co stanie się już za moment, już za chwileńkę, za kilka minut... Nie potrafił pogodzić się z moim losem, a najbardziej bolało go to, że nie mógł nic z tym zrobić. Choćby zaproponował, żebym uciekła, i tak lider by mnie znalazł. Poza tym, ja nie zamierzałam się chować. Musiałam dowiedzieć się prawdy i stanąć twarzą w twarz z moim największym wrogiem – liderem Akatsuki.
– Będzie dobrze, hę? – wychrypiałam i zerknęłam na rzekę, która dzielnie walczyła z niską temperaturą. Nie miałam siły, żeby popatrzeć na ból Hidana. Sama wystarczająco cierpiałam, choć obecnie dominującym uczuciem był strach. Bałam się śmierci. Mogłam mieć jedynie nadzieję, że lider zabije mnie szybko i bezboleśnie.
– Tak – szepnął po krótkiej chwili ciszy Hidan. – Będzie dobrze, Shouri.
W końcu, na drżących nogach, zrobiłam krok na przód. Weszliśmy na rzekę, chłopak odpieczętował głaz i naszym oczom ukazało się ponure wnętrze siedziby. Zapach stęchlizny, panujący w jaskini, przypomniał nam o wszystkich, spędzonych tutaj razem chwilach, przez co oboje jeszcze bardziej skuliliśmy się z bólu. Nie sądziłam, że sytuacja ta będzie aż tak ciężka do zniesienia. O ile w ogóle byliśmy w stanie to znieść.
Powoli kierowaliśmy się w stronę głównego korytarza. Nie mieliśmy w planach schodzenia z drogi, prowadzącej do gabinetu lidera, jednak usłyszawszy w kuchni głos Itachiego, zdecydowałam się zobaczyć go po raz ostatni.
Przy stole siedział Uchiha, Kisame i Deidara, z czego ostatnia dwójka żywo o czymś rozmawiała. Zobaczywszy nas, Hoshigaki i blond-artysta uśmiechnęli się szeroko, a ich towarzysz wbił we mnie poważne spojrzenie. On od samego początku wiedział, jak to się skończy.
– Hej, dziewczyno! – krzyknął entuzjastycznie Kisame, podniósłszy się z krzesła. – I jak tam pierwsza misja, co?
Nasze grobowe miny odpowiedziały za nas. Uśmiech zniknął im z ust, a w oczach odmalował się autentyczny strach.
– O kurwa – przeklął mężczyzna i przejechał dłonią po twarzy. – No to kicha, wiecie o tym? 
– Ale czemu? – dopytywał blondyn. Uchiha przymknął powieki, gotów usłyszeć prawdę.
– To był jej ojciec – wychrypiał Hidan. – Ojciec, nie daleki kuzyn czy nieznany członek klanu. Ojciec.
Cała trójka utkwiła we mnie wzrok, a ja uśmiechnęłam się do nich bezradnie, czując, jak po moich policzkach płyną potoki łez. Wspomnienie spotkania z ojcem powróciło i zabolało równie mocno, co poprzednim razem.
– Nie wiedzieliśmy o tym, dziewczyno – odezwał się Kisame. Podszedł do blatu i uderzył w niego kilkakrotnie, acz delikatnie, pięścią. – Lider to jednak jest skurwiel.
– Jest – potwierdziłam. – A teraz przepraszam, ale muszę już umrzeć – wyszeptałam jak w amoku i wyszłam w ciszy z kuchni. Nikt się nie odezwał. Hidan wyszedł za mną, pozostawiając milczących przyjaciół w szoku.
Pewnym krokiem zmierzałam do gabinetu lidera. I tak miałam zginąć, więc ociąganie się w nieskończoność nie miało sensu. Chciałam mieć to już za sobą, poznać prawdę, wykrzyczeć mu w twarz, jak bardzo mnie zranił i... Umrzeć. 
Nim zdążyłam zapukać do drzwi, Hidan przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, w kółko powtarzając słowo "przepraszam". Tyle tylko, że to nie była jego wina, a w każdym razie nie całkowita. Zachował się nie fair, nie mówiąc, że mój cel jest członkiem mojego klanu, ale sam też nie znał całej prawdy. Nie mogłam go za to winić. A może po prostu nie chciałam?
– Nie szkodzi – odpowiedziałam. – Dziękuję, Hidan. Dziękuję za wszystko.
Chłopak pocałował mnie przelotnie w usta, starł z moich policzków łzy i poczekał, aż zapukam do drzwi. Głośne "wejść" pozwoliło mi nacisnąć klamkę i co najważniejsze, zrobiłam to pewnie. Weszłam do pomieszczenia z buńczuczną miną i nastawieniem na słowną walkę, a później również fizyczną. Od razu utkwiłam, w siedzącym za biurkiem liderze, wzrok. Wystarczyło, że na mnie zerknął, bo dowiedział się prawdy, bo zaraz też cicho się roześmiał.
– A więc się nie udało? – spytał od razu. Uderzyłam dłońmi w blat biurka i się nad nim nachyliłam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale nie potrafiłam nad tym zapanować. Chyba nigdy nie czułam takiego gniewu patrząc na kogoś. Uczucia mną zawładnęły, a lider wydawał się być nadzwyczaj spokojny i obojętny. Chciał mnie emocjonalnie zagłodzić.
– Jak śmiałeś! – warknęłam, nie zważając na formy grzecznościowe. Byłam wściekła. – Doskonale wiedziałeś, że ten facet to mój ojciec! Jak mogłeś mnie na niego nasłać, draniu?!
– Rozumiem, że twój brak szacunku wynika z wizji śmierci, jaka powstała w twojej głowie? – Poważny ton lidera zmroził mi krew w żyłach, ale nie ostudził gniewu. Zmrużyłam oczy i odruchowo uruchomiłam Shieki.
– Jesteś śmieciem, który nie zasługuje na szacunek – wysyczałam. Czułam, jak mężczyzna próbuje wstać, ale skutecznie mu to uniemożliwiłam. Po całym moim ciele rozlało się ciepło, którego przyczyną była duma z przewagi, jaką nad nim miałam. – A teraz mów: od samego początku wszystko sobie zaplanowałeś? Dokładnie wiedziałeś, że Arata to mój ojciec, czyż nie tak było?
Lider popatrzył na mnie spode łba i głośno odchrząknął. Pomimo więzienia, jakie mu zafundowałam, nie wydawał się być wystraszony, co tylko podsycało moją złość i nienawiść.
– Nawet jeśli, co to teraz zmieni? – spytał spokojnie. – Nie wykonałaś misji, więc musisz ponieść karę, Shouri.
– Chcę znać prawdę – powiedziałam, siląc się na opanowanie. 
Mężczyzna zerknął na Hidana, a później znów utkwił wzrok we mnie. Niepotrzebnie wszystko przedłużał. Traciłam cierpliwość, i choć doskonale wiedziałam, że właśnie o to mu chodzi – o wyprowadzenie mnie z równowagi – nie potrafiłam nad sobą zapanować.
– Gadaj, do jasnej cholery! – wydarłam się i uderzyłam dłońmi w blat. Głos mi się załamał, demaskując moją słabość. Ponad wszystko chciałam tego właśnie uniknąć, więc znów poczułam rozczarowanie swoją osobą. 
– Wiedziałem – przyznał w końcu lider. I tyle. Niczego więcej nie miał zamiaru wyjaśniać.
Wyprostowałam się i nerwowo starłam łzy z policzków. Wzięłam głęboki wdech, żeby poskładać myśli i dać sobie trochę czasu na zapanowanie nad organizmem, który tak skutecznie wymykał się spod kontroli. Płacz, krzyk, łamiący się głos... Moja słabość powalała nie tylko mnie, ale i samego lidera. Kpina w jego oczach to jedyne uczucie, jakiego mogłam się doszukać.
– A co z Tayem? – spytałam po chwili. – Arata go nie zabił.
– Ja też nie – odpowiedział od razu, uśmiechając się wrednie. Miałam ochotę go zaatakować, uderzyć, zniszczyć, jednak przed rzuceniem się na lidera powstrzymał mnie Hidan – położył mi dłoń na ramieniu i to wystarczyło, żebym znów nad sobą zapanowała. Właśnie jego obecności potrzebowałam w tym momencie.
Rudowłosy zerknął gniewnie na Jashinistę i już wiedziałam, że tak łatwo nie wywinie się z wsparcia, które mi ofiarował. 
– Więc kto? – syknęłam z naciskiem, przyciągając tym samym uwagę lidera. Popatrzył na mnie z morderczym chłodem, aż mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
– Jakkolwiek ciężko będzie ci w to uwierzyć, to był zwykły wypadek – powiedział spokojnie. – Twój mąż rzeczywiście został zamordowany, ale nie było to umyślne. Zabił go jakiś kłusownik, co było czystym przypadkiem. Ale jakże podziałało na naszą korzyść. – Mężczyzna posłał mi tak aroganckie spojrzenie, że złość się we mnie zagotowała. Niewiele myśląc, odwróciłam się tyłem do lidera i szybko skierowałam do wyjścia. Hidan złapał mnie za łokieć, bezgłośnie powiedział "wybacz", a później odsunął się, bym mogła wyjść.
Na korytarzu chodziłam przez chwilę w kółko, głośno oddychając i starając się zapanować nad nerwami. Przeklinałam, płakałam, kpiłam z mojego losu i dziwiłam się, że pomimo niepowodzenia misji, lider zachował się w ten sposób. Spodziewałam się wszystkiego: wybuchu złości, krzyków, wyzwisk, uderzenia, a nawet w ostateczności śmierci, ale nie sądziłam, że lider zareaguje tak spokojnie.  Zbyt spokojnie.
Co z tego, że umyślnie mnie rozwścieczał? Nie zaatakował mnie, nie wydarł się i zdawało się, że nie chciał mnie zabić. Nie byłam tego pewna, ale... Ale być może nie przyjdzie mi teraz zginąć? Być może istniała nadzieja, żebym wyszła z tego cało?
Pytanie tylko, czy tego chciałam? Nie miałam po co żyć, straciłam Taya, Hidana, resztki godności, sens życia i wszystko inne, co mogłam jeszcze stracić. Przede wszystkich odechciało mi się dalej trwać w tym pełnym brutalności świecie. Byłam wykończona, wyniszczona psychicznie. Właściwie... Było mi już wszystko jedno.
Przyłożyłam rozpalone czoło do chłodnej ściany. Przyjemne zimno rozeszło się po moim zmęczonym ciele. Niechęć do życia zapłonęła we wszystkich komórkach i najbardziej uparcie wwiercała się w oczy, które nie potrafiły zatrzymać łez. Rozpłakałam się z bezsilności, słabości, rozpaczy. Wyłam na korytarzu, uderzając pięścią w ścianę, kuliłam się z bólu i trzęsłam z nerwów. Wszystkie emocje ze mnie ulatywały: te związane ze śmiercią Taya, z moim ojcem, Hidanem, misją. Każde zło, które mi się przytrafiło, właśnie odchodziło w niepamięć. Podobnie, jak moje życie.
I do czego cię to doprowadziło, idiotko? Zamiast żyć w swojej wiosce, pracować w sklepie jak normalny człowiek, podążałaś za nierealnym marzeniem, tak bardzo spragniona miłości i przepełniona rozrywającą tęsknotą… A teraz przyszło ci za to płacić – tymi wszystkimi łzami, bólem, dławieniem się z rozpaczy, wbijaniem paznokci w ścianę, zaciskaniem zębów i głuchym warkotem, wydobywającym się z cierpiącego gardła. A wszystko dlatego, że ponad wszystko pragnęłaś miłości.
Jaka ja byłam żałosna.
Mimo szlochu usłyszałam, jak drzwi od gabinetu lidera otwierają się z głośnym hukiem. Zignorowałam odgłos zbliżających się kroków oraz Hidana, rozpaczliwie mnie wołającego. Było mi już wszystko jedno.
Gdy lider stanął za mną, przestałam płakać. Wyprostowałam się, ale nie miałam najmniejszej ochoty odwracać się do niego przodem. Zresztą... I tak bym nie zdążyła.




Dacie wiarę? To już naprawdę koniec. 
Nie przedłużając, bo nie chcę wyprowadzać Was z nastroju, w który – mam nadzieję – udało mi się Was wprowadzić... Dziękuję. Za wsparcie, obecność, komentarze, pochwały, krytykę, za wszystko. Dziękuję tym, co byli na początku, pośrodku, na końcu, tym, co trwali cały czas, co dochodzili i odchodzili... Jesteście Wielcy.
Marionette, A.g.a., Josephine Hozuki, Empire, SweetheartLittle, Justine Morgan, Kanashii Ichimonji, Neko Fuyu, Aiko Ragonaroku , Camil Handersone, Werti, Hoshigaki Nami, Nieograniczona Wola, Gal anonim, Anonimowa 2, Mizutenshi, Uniethen L’Fer, LeeYum, Chihiro, WolfWill, Wakako, Anastasia Stark, Moon, ew ka, YurikO, Lilith, Deira, Yoshi, Autori Yuki, Mayako i wszystkie Anonimy oraz Cichociemni, którzy czytali o Shouri bez ujawniania się – tworzyliście tego bloga razem ze mną, a ja pisałam tę historię właśnie dla Was. Gdyby nie Wy, pewnie pieprznęłabym tym wszystkim i powiedziała: dość. Ale to, że czekaliście, że chcieliście, bym pisała... To jest nie do opisania. Dziękuję, kochani! Dziękuję za wszystko! 
Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was na Baranku, bo tam jeszcze możecie mnie odnaleźć.
Jeszcze raz i już ostatni: bardzo Wam dziękuję.
Trzymajcie się, Miśki! Moje najdroższe Miśki. <3