21 cze 2014

14. Drozd.

Następnego dnia, gdy tylko otworzyłam oczy, przeklęłam w myślach i miałam ochotę zniknąć. Wcale nie uśmiechał mi się spacer z Konan, a wiedziałam, że się z tego nie wyplączę. Mimo wszystko uparcie leżałam i jakby chcąc się schronić, mocniej naciągnęłam na siebie kołdrę. Kiedyś musiałam jednak wstać...
Po krótkim prysznicu ubrałam się w ciemne legginsy i jasną bluzkę na ramiączkach, jak co dzień zrobiłam lekki makijaż i spięłam włosy w kucyka. Idąc do kuchni czułam się, jakbym szła na ścięcie. A to przecież jeszcze nie oznaczało spotkania z Konan.
Nie przypuszczałabym, że osoba, której będę najbardziej się bała, okaże się być kobietą.
W pomieszczeniu nikogo nie było, ale wcale nie poczułam się przez to lepiej. Gdyby był tutaj na przykład Hidan, na pewno pomógłby mi odgonić natrętne myśli i jakoś mnie uspokoił. Cholera. Ograniczenie z nim kontaktu będzie trudniejsze, niż myślałam. Skoro w sytuacjach stresowych chciałabym się przy nim znaleźć, to raczej ciężko będzie przestać się z nim zadawać. Może nie całkowicie, ale chociaż częściowo.
Z ociąganiem zrobiłam sobie kawę i kanapkę, na którą wcale nie miałam ochoty. Miałam ścisk gardła i żeby cokolwiek przez nie przeszło, musiałam się nieźle natrudzić. Nie mogłam jednak iść na spacer z Konan na czczo. Nie wiedziałam, czego ode mnie oczekuje, ale musiałam mieć na to siłę.
Gdy już kończyłam posiłek, do kuchni wszedł Deidara. Obrzucił mnie spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem. Zrobiło mi się niewyobrażalnie głupio, gdy przypomniałam sobie o sytuacji sprzed dwóch dni, a jednocześnie miałam ochotę wygarnąć mu, że musi być idiotą, żeby tak mnie sprowokować i w dodatku zranić. Nie miałam jednak na to ani odwagi, ani ochoty.
Momentalnie wstałam i skierowałam się w stronę zlewu. Blondyn, który szedł do stołu, trącił mnie ramieniem, przez co upuściłam trzymany w rękach talerz. Z hukiem rozbił się na kilka drobnych części. Deidara nawet nie zwrócił na to uwagi, a ja poczułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie w twarz. Jego bezczelność przekraczała wszelkie granice! Specjalnie to robił!
Odwróciłam się do niego i z udawanym spokojem spytałam, gdzie mają zmiotkę i szufelkę. Popatrzył na mnie jak na kretynkę i wzruszył ramionami.
- Rękami posprzątaj - mruknął pod nosem. - Nie bój się. Nie pokaleczysz się, księżniczko.
- Nie jestem żadną księżniczką - warknęłam. Kucnęłam i energicznie zaczęłam zbierać odłamki szkła i jak na złość, musiałam się zranić. Starałam się jednak nie dać tego po sobie poznać. Wyrzuciłam to, co byłam w stanie zebrać, do kosza, by następnie szybko przemyć dość obficie krwawiący palec. Deidara oczywiście musiał to zobaczyć. Wstał i podszedł w moją stronę, a ja już cała kipiałam ze złości. Pragnęłam tylko, żeby trzymał się ode mnie z daleka.
- Pokaż - rozkazał, gdy stał już obok.
- Nie trzeba, to tylko lekkie zranienie - odpowiedziałam i zakręciłam wodę. Urwałam jeden ręcznik kuchenny i chciałam zawinąć w niego palec. Blondyn mi na to nie pozwolił. Złapał mnie za rękę i siłą sprawdził, jak mocno się skaleczyłam.
- Sierota - skomentował. Próbowałam wyszarpnąć rękę, ale nic mi to nie dało. - Nie wyrywaj się, nic ci nie zrobię.
- Naprawdę nie potrzebuję pomocy, nie jestem małą dziewczynką, która płacze, gdy się zrani - fuknęłam, ale Deidara na to nie zareagował. Pociągnął mnie za sobą w stronę korytarza. Wystraszyłam się, że z tak błahą sprawą weźmie mnie do Sasoriego, a ten mnie wyśmieje. Próbowałam się wyrwać, jednak uścisk mężczyzny był o wiele silniejszy, niż moje marne wysiłki.
- Nie szarp się, nic ci to nie da - skomentował, gdy zatrzymaliśmy się przy drzwiach tuż obok mojego pokoju. Otworzył je i wciągnął mnie do, jak myślałam, swojego lokum. Dopiero wtedy wypuścił moją rękę, ale już nie miałam zamiaru uciekać.
Rozglądnęłam się po szarych ścianach i ciemnych meblach, jednak nie zauważyłam niczego absorbującego. Zwróciłam więc uwagę na poczynania chłopaka. Szukał czegoś w szufladach jednej z szafki. Gdy to znalazł, odwrócił się do mnie a ja zauważyłam, że w ręce trzyma plaster. Serio? Tylko po to mnie tutaj zaciągał? Poradziłabym sobie sama.
- Daj rękę - nakazał. Posłusznie wyciągnęłam dłoń przed siebie. Jego zimne, smukłe palce zgrabnie nałożyły na skaleczenie plaster. Po wszystkim chłopak uśmiechnął się z dumą. Zdecydowanie się przeceniał.
- Nie trzeba było - mruknęłam, a ten pokręcił głową.
- I bądź tu człowieku miły - westchnął do siebie. Zdziwiło mnie jego zachowanie. Sądziłam, że nie chce mieć ze mną niczego wspólnego. Dobra, wiem, że pomoc niczego nie znaczy, ale gdy ostatnim razem wbił mi nóż w brzuch, raczej nie specjalnie się tym przejął, a teraz opatrzył moją małą ranę? Czy to aby na pewno ten sam Deidara, którego poznałam?
- Co się zmieniło? - spytałam wprost, a mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.
- W sumie nic. - Wzruszył ramionami. Zmarszczyłam czoło. Kompletnie go nie rozumiałam.
- Dziękuję - powiedziałam, patrząc na plaster, który zaczynał nasiąkać krwią. Nie sądziłam, że aż tak mocno się zraniłam. - Może jednak się przyda.
- Wybacz za to w kuchni - odezwał się, a ja podniosłam na niego wzrok. Drapał się po głowie z zakłopotaniem, a jednocześnie uśmiechał. - Rzeczywiście zachowałem się jak kretyn.
Wzruszyłam tylko ramionami. Nie chciałam tego ani potwierdzać, ani temu zaprzeczać.
- Zgoda? - spytał i wyciągnął ku mnie dłoń. Ścisnęłam ją, uśmiechając się niepewnie. - Deidara.
- Shouri - odparłam krótko.
- Nie szczególnie lubię nowe osoby w organizacji - wyjaśnił. - Najczęściej mają się za nie wiadomo kogo a potem umierają na pierwszej misji, jak frajerzy.
- Mnie to raczej nie grozi - mruknęłam, myśląc o moim tchórzostwie.
- I dlatego ze mną rozmawiasz - palnął. Był strasznie zadufany w sobie. Narcyz.
Nastąpiła chwila upierdliwej ciszy, podczas której patrzyliśmy na siebie nawzajem, z tym, że Deidarze to raczej nie przeszkadzało, a mnie owszem. Przerwałam ją, zwróciwszy się w stronę drzwi.
- Dzięki jeszcze raz - powiedziałam cicho i chwyciłam za klamkę. Blondyn jednak nie pozwolił mi wyjść. Oparł się o drzwi i popatrzył na mnie z góry. Wystraszona przylgnęłam do ściany całymi plecami.
- Skoro już tu jesteś, to może poznamy się lepiej, co? - zaproponował i puścił mi oczko. Znowu chciał mnie sprowokować? Nie miałam zamiaru dać się tak łatwo wyprowadzić z równowagi.
- Od kiedy geje interesują się kobietami? - spytałam, dość pewnie. Tak przynajmniej mi się wydawało.
- Co? - bąknął i odsunął się ode mnie. - Geje?
- No a nie? - Jego zdziwienie wprowadziło mnie w osłupienie. - Podobno jesteś...
- Kto ci tak powiedział? - warknął. Był zły, wręcz wściekły. Hidan robił sobie jaja?
- Tak słyszałam - mruknęłam. Postanowiłam, że sama porozmawiam z tym plotkarzem. Nie chciałam skłócać ze sobą członków Akatsuki. To mogłoby się źle skończyć.
- Hidan - powiedział zdecydowanie. Nie umiałam zaprzeczyć. - Co za, kurwa, debil - warknął i zaczął chodzić po pokoju. - Dla twojej informacji: nie jestem gejem - dodał. Zatrzymał się, złapał pod boki i pokręcił głową z niedowierzaniem. Śmiesznie było oglądać tak zdenerwowanego blondyna. Może Hidanowi o to właśnie chodziło? Żebym zobaczyła, jak się wścieka, skoro on tak mnie rozjuszył wtedy w kuchni?
- Okej - szepnęłam. - To nie zmienia faktu.
Deidara popatrzył na mnie z rozbawieniem. Chyba złość już mu przeszła. Szybko.
- Ten twój mężulek to chyba musiał być super facetem, co? Skoro nawet po jego śmierci jesteś mu wierna. Jak tak dalej pójdzie, zapomnisz, co to seks, kobieto.
Poczułam się urażona jego słowami. Nie zamierzałam rozmawiać o Tayu z kimś jego pokroju. Był egocentrycznym dupkiem, który myślał tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb. Zapewne tylko po to mi pomógł. Myślał, że z wdzięczności wskoczę mu do łóżka? Niedoczekanie.
- Dupek z ciebie - warknęłam i wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami. Na korytarzu wyminęłam Hidana, który ze zdziwieniem zorientował się, od kogo wychodzę. Nie zatrzymałam się, tylko poszłam do siebie i również z impetem zamknęłam drzwi.
A jeszcze czekał mnie spacer z Konan...

Niebieskowłosa zapukała do mojego pokoju dopiero wieczorem. Przez cały wolny czas próbowałam skupić chakrę w dłoni, żeby ten cholerny papierek zmienił swoją postać, ale ani drgnął. Gdy pojawiła się Konan, szybko narzuciłam na siebie kurtkę, ubrałam buty i w milczeniu wyszłam z nią na korytarz. Tuż przed wyjściem przypomniałam sobie, że przecież nie umiem chodzić po wodzie. Jej reakcja na mój brak umiejętności wcale mnie nie zaskoczyła.
- Jakoś sobie poradzisz - mruknęła, wstępując na wodę. Przeszła na brzeg i popatrzyła na mnie wyczekująco. Nie miałam zamiaru stawiać się jej tak, jak to zrobiłam w przypadku Kisame. Niemniej jednak strach przed zanurzeniem się skutecznie mnie sparaliżował. Nie chciałam zginąć tak, jak mój mąż.
- Nie pływam najlepiej - zauważyłam. Czułam się niesamowicie głupio. Musiałam szybko opanować umiejętność chodzenia po wodzie, bo inaczej za każdym razem wychodząc z siedziby będę się czuła jak idiotka.
- Nie interesuje mnie to. - Konan była stanowcza. Zdecydowanie mi się to nie podobało, ale jeśli miała mnie czegoś nauczyć, chyba musiałam zaryzykować.
W chwili, w której miałam zamiar wskoczyć do wody, zawiał zimny wiatr. Wyobraziłam sobie, jak zmarznę, jeśli będę chodziła mokra, i zmieniłam zdanie. Musiała mi jakoś pomóc.
- Konan, proszę cię - jęknęłam. - Nie chcę wchodzić do tej cholernej wody.
- Jesteś taka słaba, Shouri - powiedziała dobitnie kobieta i weszła na wodę. Podeszła w moją stronę i chwyciła mnie za rękę. Nim zdążyłam zareagować, dosłownie przerzuciła mnie przez rzekę. Wylądowałam na brzegu i przeturlałam się trochę, a gdy się zatrzymałam, odniosłam wrażenie, że umieram. Wszystko mnie bolało, a już najbardziej żebro, przez co ciężko było mi złapać oddech. Jęknęłam, próbując podnieść się do klęczek. Kątem oka zauważyłam przechodzącą obok mnie Konan. Powiedziała tylko "idziemy", a ja zmusiłam się, żeby wstać. Na drżących nogach postąpiłam kilka kroków, ale miałam mocne zawroty głowy, przez co musiałam oprzeć się o drzewo. Chyba uderzyłam się przy upadku w głowę. Przeklęłam pod nosem. Już nienawidziłam tej kobiety. Widać było, że nie miała zamiaru się ze mną patyczkować. Była zdecydowanie ostrzejsza, niż wszyscy członkowie Akatsuki, których do tej pory spotkałam, razem wzięci. I w dodatku miała mnie szkolić. Niech ją szlag.
Nieco utykając, skierowałam się za moją trenerką. Szła wolno, dzięki czemu udało mi się ją dogonić. Starałam się iść wyprostowana i udawać, że nic mnie nie boli, ale żebro dość mocno dawało o sobie znać. Konan zauważyła to momentalnie, ale nie odezwała się nawet słowem. W denerwującej ciszy zmierzałyśmy w tylko jej znanym kierunku, aż w końcu zatrzymałyśmy się na niewielkiej polanie.
Słońce powoli zachodziło za horyzontem, przez co miejsce to zamiast wydawać się być pięknym, było bardziej upiorne. Przeszły mnie ciarki po plecach, jednak wolałam tego nie komentować. Już wystarczająco beznadziejna byłam w oczach Konan.
Kobieta popatrzyła na mnie z góry. Niestety chyba wszyscy w Akatsuki byli wyżsi ode mnie, co bardzo mnie drażniło. Cóż, właściwie większość ludzi prześciga mnie wzrostem. Nie byłam szczególnie wysoka, co było dość upierdliwe. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
- Spójrz - rozkazała i wyjęła z kieszeni płaszcza fotografię. Przedstawiała pulchnego, garbiącego się mężczyznę. Ubrany był w białą bluzkę o szerokich ramiączkach, która ledwo tuszowała jego wielki brzuch. Mężczyzna był spocony i marszczył czoło, robiąc coś przy jakiejś maszynie. Nie miałam pojęcia, kim mógł być, ale taki typ facetów napawał mnie obrzydzeniem. Jak można doprowadzić się do takiego stanu? Wyglądał okropnie.
- Kto to? - spytałam, podnosząc wzrok na Konan. Jej poważny wyraz twarzy przerażał mnie, zwłaszcza, że sceneria towarzysząca naszej rozmowie szczególnie miła nie była.
- Zabójca twojego męża - odpowiedziała od razu. Zaszumiało mi w głowie, a serce zaczęło łomotać jak oszalałe. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że to może być on. - To jego masz zabić.
Gdy uświadomiłam sobie, że moja ofiara to konkretny facet, o wielkim brzuchu i pomarszczonym czole, poczułam skurcz żołądka. Mój cel w końcu przestał być anonimowy i stał się tą jedną, właściwą osobą, o której zapewne będę śnić teraz po nocach. Do oczu podeszły mi łzy. Świadomość, że miałam odebrać mu życie, nawet, jeśli był obrzydliwym mordercą, wywołała u mnie smutek i zniechęciła mnie do mojego zadania.
- Co, strach cię obleciał? - spytała, pewna siebie. - Dodam jeszcze, że ten mężczyzna ma żonę i dwójkę dzieci. A ty zamierzasz im go odebrać.
Zamurowało mnie. O tym aspekcie nie pomyślałam. W ogóle nie przyszło mi do głowy, że facet, który zabił Taya, może mieć rodzinę.
Nie chciałam, by ktoś cierpiał z jego powodu. Może i był mordercą, może i był obleśny, ale miał rodzinę, która na pewno go kochała. Czy miałam prawo ich krzywdzić?
Zaczęłam wątpić, czy w ogóle uda mi się wykonać to zadanie. Co, jeśli stanę z nim twarzą w twarz i nie będę w stanie tego zrobić? Jeśli zobaczę w jego oczach dzieci i żonę, płaczących na pogrzebie? Jeśli zamuruje mnie tak samo, jak teraz?
- Spokojnie. - Poczułam dłoń Konan na ramieniu. - Jestem tutaj właśnie po to, żeby ci pomóc. Dorwiesz tego skurwiela, bo wiele razy nam podpadł. Zabił naszych dwóch członków, oraz mojego i Paina przyjaciela. Próbujemy dopaść go od dziesięciu lat i jedyna nadzieja jest w osobie, która posiada Shieki. - Spojrzała na mnie znacząco. Przetarłam mokre oczy, a Konan kontynuowała swój wywód. - Ja również musiałam nauczyć się zabijać, więc wiem, co czujesz - zapewniła mnie. Dopiero teraz dostrzegłam w niej jakiś ludzki pierwiastek.
Kobieta odsunęła się ode mnie, wyciągnęła zza płaszcza broń i podała mi do ręki. Prawdę mówiąc nie bardzo wiedziałam, jak to nawet trzymać. Próbowałam jednak nie dać tego po sobie poznać. Tym razem Konan się nie zorientowała.
- Shurikenem możesz kogoś bezproblemowo zabić. - Ach, więc to się nazywa shuriken? - Żeby się przełamać, uśmiercisz zaraz jakieś zwierzątko. - Kpiący uśmiech Konan wcale mi się nie spodobał. Kobieta odeszła ode mnie na chwilę, rozejrzała się na boki, po czym w zabójczym tempie wskoczyła na drzewo. Gdy zeskoczyła z gałęzi, w ręce trzymała małego, piszczącego ptaka.
Przestraszyłam się, bo wcale nie zamierzałam go zabijać. Nie było nawet mowy, żeby mnie do tego zmusiła. Za bardzo kochałam przyrodę, żeby uśmiercać zwierzynę.
- Twój cel na dzisiaj - oznajmiła kobieta, gdy zatrzymała się przy mnie. Popatrzyłam na małego drozda i momentalnie oblał mnie zimny pot z przerażenia.
- Ten ptak nie jest niczemu winny - powiedziałam niepewnie.
- Nie gadaj, tylko go zabij - nakazała Konan. Jej stanowczość mnie przerażała. Była okrutną kobietą.
- Nie da się przećwiczyć tego w inny sposób? - spytałam, próbując uniknąć odebrania życia ptasiemu śpiewakowi jak ognia.
- Wolisz zacząć od ludzi?
Pokręciłam przecząco głową. Serce bolało mnie widząc, jak przerażony ptak próbuje uciec z jej pięści. I ja miałam go zabić?
I ja miałam uśmiercić człowieka?
- Weź się w garść, Shouri - warknęła podniesionym głosem Konan. - Jeśli nie zabijesz tego ptaka, zaręczam, że nie odzyskasz męża. To tylko głupi drozd - dodała, a ja próbowałam się zmobilizować. Uniosłam shurikena i dostawiłam go do jego małej szyjki. Ręką niesamowicie mi się trzęsła.
- Jak mam to zrobić? - wychrypiałam. Po moim policzku spłynęło kilka łez. Nie chciałam zabijać zwierząt. Nie zrobiły mi krzywdy.
- Najlepiej jednym ruchem, żeby nie cierpiał - odpowiedziała Konan. - Obyś nie chybiła. Chyba nie chcesz sprawić mu bólu?
- Nie chcę. - Pokręciłam głową. Odwróciłam się od kobiety, przetarłam rękawem policzki i znów stanęłam twarzą w twarz z moją trenerką. Przypatrzyłam się ptakowi, przeprosiłam go w myślach oraz jego ptasią rodzinę, po czym zamachnęłam się delikatnie i jednym ruchem odcięłam mu jego świergocącą główkę.
Uświadomiwszy sobie, co zrobiłam, odrzuciłam broń i zakryłam twarz dłońmi, próbując się nie rozkleić. Zaczęłam spazmatycznie oddychać i trząść się jak osika.
Właśnie zabiłam małego, niewinnego drozda.
- Nie było chyba tak źle, co? - spytała Konan, uprzednio odrzucając martwą część ptaka. Wytarła dłonie w chusteczki i poklepała mnie po plecach. - Na dziś koniec, wracamy do siedziby.
Szłam obok kobiety w milczeniu, dalej w szoku. Brzydziłam się tym, co zrobiłam. Męczyły mnie wyrzuty sumienia. Niemniej jednak, jeśli miałam odzyskać Taya, musiałam wziąć się w garść, jak to kazała mi Konan. Tylko z jej pomocą uda mi się nie podchodzić do tej sprawy aż tak emocjonalnie. Bądź co bądź, moja ofiara była mordercą i tylko w ten sposób starałam się o niej myśleć. Chciałam odrzucić fakt, że posiadała rodzinę.
Nawet nie wiem, kiedy zleciała mi droga do siedziby, ale zdążyło się już całkowicie ściemnić. Gdy znów znalazłyśmy się przed rzeką, Konan nie zatrzymawszy się, weszła na wodę i kilkoma pieczęciami przesunęła głaz. Odwróciła się i znów spojrzała na mnie wyczekująco.
- Tym razem ci nie pomogę - oznajmiła. Przypomniałam sobie jej poprzednią "pomoc" i prychnęłam cicho pod nosem. Przecież chyba mnie tu nie zostawi.
- Konan, mam już dość wrażeń na dziś - odpowiedziałam. Byłam zmęczona, załamana i przerażona. Wiedziałam, że jeśli wskoczę do tej rzeki, pójdę na dno.
- Skoro wolisz tu zostać...
Kobieta odwróciła się i weszła w głąb siedziby. Nim zdążyłam cokolwiek krzyknąć, głaz zamknął się, a ja zostałam sama w ciemności. Rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się, że nikogo nie ma wokół, i znów spojrzałam z nadzieją na siedzibę. Byłam pewna, że zaraz po mnie wróci.
Nie wiem, ile tak stałam, ale zdążyłam już nieźle przemarznąć przez ten cholerny wiatr. Nie widząc innego wyjścia, wystraszona, ale pełna adrenaliny, wskoczyłam do rzeki i dość niezgrabnie podpłynęłam do głazu. Próbowałam przytrzymać się czegokolwiek, żeby nurt rzeki mnie nie porwał, ale wokół nie było niczego takiego. Uderzyłam pięścią w głaz i krzyknęłam kilkukrotnie imię kobiety i innych członków Akatsuki, jednak nic to nie dało. Czułam natomiast, że siły coraz szybciej mnie opuszczają. Żeby się nie utopić, zaczęłam płynąć do brzegu, jednak walka z nurtem rzeki skutecznie mnie osłabiała. Zaczynałam wpadać w panikę. Bałam się, że tego nie przetrwam, że zginę jak mój mąż. Machałam rękami i nogami coraz energiczniej, ale niemal w ogóle nie przesuwałam się do brzegu. Krzyczałam, niepotrzebnie tracąc energię. Obezwładniła mnie panika, w przypływie której kilka razy omal nie poszłam na dno. Zakrztusiłam się wodą i byłam niemal pewna, że zginę.
W pewnym momencie dałam za wygraną. Pozwoliłam rzece zabrać mnie gdzie chce i próbowałam odzyskać siły. Chwilę później znów zaczęłam płynąć w stronę brzegu, choć efekty były marne. Niemniej jednak udało mi się. Przerażona wdrapałam się na trawę i padłam na plecy, ciężko dysząc. Żebro dalej bolało mnie od upadku, było mi zimno i męczyły mnie wyrzuty sumienia. Czułam się jak ścierwo, które może nie przetrwać nocy. A jeśli przeżyję, będę odchorowywać to długo, oj długo. Nie miałam zbyt dobrej odporności, więc przebywanie na chłodzie, przemokniętą do suchej nitki, nie wróżyło niczego dobrego.
Z trudem podniosłam się i podeszłam do jakiegoś drzewa, o które mogłam się uprzeć. Podkuliłam się czując, jak wiatr smaga mnie swoimi zimnymi ramionami. Dreszcze wystąpiły natychmiastowo. Bałam się, że rzeczywiście tego nie przetrwam.
Z drugiej strony, jeśli umrę, będę już przy Tayu. I prócz drozda, nikt przeze mnie nie ucierpi. Takie rozwiązanie też mogło być całkiem w porządku.
Mogłam tak umrzeć.
Dlaczego nie?


No w końcu jest już po północy, mamy dwudziesty pierwszy dzień czerwca, a zatem – nowy rozdział. :)
I co uważacie? Mnie się nawet podoba, ale jeśli macie jakieś zastrzeżenia, od razu mówcie. ;)
Od teraz rozdziały będą miały właśnie taką długość, mniej więcej sześć stron w wordzie. Chyba wystarczy, co? :P Zwłaszcza, że tak długie rozdziały pisze się dłużej, a jeśli chcę zachować regularność w dodawaniu kolejnych części, to nie mogę pisać dłuższych. ^^
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że fizjologia już za mną. Wasze ciepłe słowa dużo dały, bo jakoś to poszło i mam nadzieję, że zdałam. Oczywiście jak tylko będę wiedzieć, to Wam się pochwalę i będę Wam jeszcze bardziej dziękować za wsparcie. :) Jesteście kochani. <3
Tak swoją drogą to zauważyłam, że powiększa się moja lista blogów, które czytam. ^^ Jestem przeszczęśliwa, bo coraz więcej osób pisze opowiadania na naprawdę dobrym poziomie, a więc jest co czytać. Oby tak dalej. ^^ Jeśli macie coś ciekawego, możecie zostawić linka, chętnie wpadnę. Tym bardziej, że teraz zostają mi już tylko praktyki, zero nauki, a więc o wiele więcej wolnego czasu. ^^
Dooobra dziubasy, to chyba tyle na dziś z moich wypocin. Oczywiście widzimy się za tydzień. Dziękuję jeszcze raz za wsparcie i za miłe komentarze. Cieszę się, że Was mam. <3 Buziaki!! <3


26 komentarzy:

  1. Jak dla mnie pierwsza część rozdziału to filler, ale ta część z Konan, a dokładniej jej przeczytanie zajęło mi chyba pięć sekund...
    No ale od początku! Deidara jak dla mnie jest świnią, ale w sumie to taki powinien być. Pokazujesz go jako niezdecydowanego, co bardzo mi się podoba, za razem jest niezrównoważony, bo ma takie jakby wahania nastrojów. Raz miły, raz brutalny, jak mu tam w duszy zagra. Jego zachowanie względem Shouri jest zmienne jak w kalejdoskopie, ale zawsze szuka korzyści dla siebie. Zagrywka z talerzem - jestem ciekawa, czy to była akcja z góry zaplanowana, tylko nieświadoma niczego Shouri spieprzyła mu plan jednym pytaniem, czy po prostu chciał być miły, a że miał okazję, to chłopak chciał skorzystać :D
    Kolejna część, czyli ta z Konan nie podobała mi się tak bardzo jak z Deidarą (po prostu mam do niego słabość).Jak już wcześniej wspominałam - cieszę się, że Shouri nie jest ultra silna. Konan widzę, że nie należy do tych osób, które Shouri może urobić sobie mówiąc, że nie potrafi pływać. Lubię, gdy Konan jest postacią stanowczą, to idealnie do niej pasuje, a co za tym idzie, jest bardzo konsekwentnym nauczycielem.
    W życiu nie dałabym rady zabić ptaka, szacun dla Shouri, dla Konan w sumie też za opanowanie sztuki perswazji. Aha, żeby było jasne! Nie popieram zabijania zwierzątek, zrobiło mi się tak strasznie smutno :C
    Najgorsze jednak z tego wszystkiego jest to, że zakończyłaś rozdział w kluczowym momencie :) Nie pozostawia wątpliwości fakt, że Shouri na pewno będzie dalej żyła, ale jestem ciekawa, co się z nią stanie i czy właśnie w tym momencie nie pojawi się Sasuke. To jest w miarę dobry moment na to, żeby go wprowadzić i powiązać jego osobę z Shouri, a przy okazji nie łączyć akcji z Itachim, który mam nadzieję, że odegra jakąś ważną rolę w opowiadaniu!
    Podziwiam za częstotliwość dodawania, powinnam się od ciebie tego uczyć...
    Z ciekawości pytam, na jakim jesteś kierunku?
    Pozdrawiam gorąco,
    twoja Chihiro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starałam się wykreować Deidarę tak, żeby rzucał się w oczy. Jak dla mnie jest idealnym materiałem na bycie kontrowersyjną postacią - jego wygląd, jego "sztuka" i chora radość podczas bitew doskonale mi w tym pomagają. :)
      Też bym nie zabiła żadnego ptaka, ale Konan dała Shouri wyraźne ultimatum. No cóż, odważna z niej dziewczyna, kto by pomyślał. :D Ale jak pisałam ten fragment to też mi było bardzo smutno. :c
      Oj powinnaś się ode mnie uczyć systematyczności, powinnaś! Ale w sumie ten sukces zawdzięczam temu, że stworzyłam bloga, gdy miałam już dwanaście rozdziałów. W międzyczasie ciągle pisałam nowe i obecnie do dziewiętnastego włącznie mam napisane, a wena mnie cały czas bardzo rozpieszcza. ^^
      Jestem na położnictwie. :)
      Również pozdrawiam. <3

      Usuń
  2. Jestem nową czytelniczką i nie powiem, bardzo spodobał mi się twój blog. Historia bardzo mnie zaciekawiła i mam dużo pytań, lecz nie chce sobie psuć zabawy odpowiedziami. Jestem wielką fanką Akatsuki, a tym bardziej gdy znajduję się w nim OC! A teraz przeskoczę do rozdziału. Jak dla mnie wspaniały, tak jak koleżanka u góry pisała, najlepszy był moment z Deidarą. Chodź się trochę naburmuszył gdy dowiedział się, że Hidan nazwał go gejem. Ciekawe, czy Deidara będzie nadal chciał "poznać' naszą bohaterkę i czy chce zabić Hidana...przepraszam Hidan jest nieśmiertelny , hahahahha!!!! No ale dobra, czekam z niecierpliwością na następny rozdział i życzę dużej weny!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaaaaam! ^^
      Oj tam, pytania możesz zadawać, ja chętnie je poczytam, a też nie gwarantuję, że na wszystkie odpowiem, żeby właśnie nie psuć Ci zabawy. ^^
      Dziękuję bardzo za komentarz. Mam nadzieję, że już ze mną zostaniesz. <3
      Buziaki!

      Usuń
  3. Czyżby Deidara chciał Shouri poderwać?Może Hidan żartował a może nie-w końcu Deidara może być bi.
    Ta scena z Konan była niezła.Pokazanie zdjęcia zabójcy męża-według mnie to najlepszy sposób by zmotywować Shouri do nauki zabijania.Ciężko jej było zabić ptaszka ale dzięki temu będzie jej lżej zabić człowieka(zgodnie z zasadą-jeden papieros wypalę to i na następne się skuszę)
    Anonimowa 2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deidara to raczej chciałby Shouri wykorzystać, a nie poderwać. ^^
      Niby pokazanie zdjęcia zabójcy Taya to dobry sposób, żeby zmotywować, a z drugiej strony, może też ją od sukcesu odciągnąć. W końcu teraz ma świadomość, że ma zabić konkretnego faceta, a to chyba niezbyt motywuje. A przynajmniej nie Shouri, która nigdy nikogo nie skrzywdziła. ;)

      Usuń
  4. Nawet nie wiesz jaki zaciesz gościł na mej twarzy po przeczytaniu tego fragmentu z Deidarą :D Właściwie to było stopniowe, bo w zasadzie jak chłopak ciągnął Shouri do swojego pokoju to podejrzewałam, że coś się święci (1 wersja: będzie tam roznegliżowany Kisame, 2 wersja: Deidara nie jest jednak gejem) i tak się uśmiechałam leciutko, ale potem już nie kryłam radości, gdy odkryłam, że moje podejrzenie się sprawdziło. Mistrzostwo, jestem pod wielkim wrażeniem. Zastanawiam się, czy Shouri będzie mieć pretensje do Hidana, czy po prostu puści mu to płazem ;) I pozostaje pytanie: czy Deidara przez przypadek ma lokum obok pokoju Shouri?
    Jeżeli zaś chodzi o trening z Konan, to wyobrażałam sobie to całkiem inaczej. Myślałam raczej, że na przechadzce niebieskowłosa wytłumaczy Shouri czym są jutsu, na czym polegają i w jakim celu się ich używa itp. Albo chociaż przeprowadzi próbę siły (nawiasem mówiąc - chcąc, nie chcąc, porzucając Shouri przed wejściem do organizacji w jakiś sposób poddała testom siłę fizyczną dziewczyny). Niemniej jednak ciężko mi się ustosunkować do wydarzeń, które zaszły. Z jednej strony uważam, że zabicie drozda było całkowicie bezsensownym posunięciem. Z drugiej z kolei rzeczywiście stanowi to pewien rodzaj "wprowadzenia" do tego, co Shouri musi zrobić. W pewnym momencie miałam nadzieję, że dziewczyna sprzeciwi się kobiecie, okazując odwagę i w ten sposób zyska w oczach Konan chociaż namiastkę uznania.
    Co do zakończenia - obiecujące. Odnoszę wrażenie, że Shouri zostanie uratowana przez kogoś - pytanie tylko przez kogo, choć nie ukrywam, że się domyślam. Więc jak zwykle nie mogę doczekać się kontynuacji!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha roznegliżowany Kisame? W życiu bym na to nie wpadła, choć w sumie byłoby to dość ciekawe. :D Wyobrażasz sobie minę Shouri w tym momencie? :D
      Jak dla mnie zabicie ptaka też było bez sensu, bo nie ma co porównywać śmierci drozda do śmierci człowieka, ale przecież od czegoś trzeba zacząć. ;)
      Powiedz mi proszę, kogo podejrzewasz o ratunek? Jestem strasznie ciekawa. :D
      Całuję! <3

      Usuń
    2. Tak, wyobrażam sobie minę Shouri, późniejszy zawał i zgon na miejscu :D
      Oczywiście, że Sasuke! Może trochę źle to ujęłam, słowo "ratunek" w odniesieniu do Uchihy brzmi śmiesznie, ale wydaje mi się, że nawet jeśli to on się pojawi, to nie zostawi dziewczyny na pastwę losu, tylko w jakiś sposób pomoże jej, by potem wyciągnąć z niej informacje. Przyznaję, że w pewnym momencie pomyślałam o Deidarze ;)

      Usuń
  5. Ajć, cześć! Kocham Twoją twórczość i po prostu nie wiem, jak uda mi się wytrzymać kolejny tydzień. No ale w sumie, dam radę. Chyba, mam nadzieje :D
    Jeśli chodzi o rozdział - cudowny.
    Deidara jest jak baba(tylko w przysłowiowym znaczeniu). Kobieta ponoć zmienną jest, tak jak nasz blondas. Raz jest miły, raz chamski - normalnie za to go tak uwielbiam. No ale zresztą, uwielbiam większą część Akatsuki, więc...
    Zastanawia mnie też, czemu tak w sumie Hidan powiedział, że jest gejem. Może chciał pozbyć się konkurencji? :D
    Jeśli chodzi o samą Konan, jest nauczycielem na dobrym poziomie. Nie cacka się, nie interesują ją to, że czegoś nie potrafi. Zmusiła ją tym, by zaczęła pływać. A biorąc ją na ręce i tym podobnie, raczej strachu nie przełamie. Co do zwierzątka, biedne stworzonko. Brzydka Konan, znęcanie się nad zwierzetami jest karalne! No.
    Ciekawe co się stanie z Shouri. Zastanawiam się, kto ją uratuje z opresji. Zastanawiam się pomiędzy trzema osobami, zobaczymy czy którymś z nich uda mi się trafić.
    No, nic innego nie pozostaje, jak życzyć powodzenia! Czekam na dalsze losy bohaterki!
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wytrzymasz, wytrzymasz. Musisz. <3
      Hidan raczej chciał zrobić blondynowi na złość, niż pozbyć się konkurencji. A z drugiej strony... Kto go tam wie. ;D
      Kogo masz na myśli? Jakie trzy osoby? :D Pochwal się, może będziesz mieć rację, a mnie zżera ciekawość. :D
      Również pozdrawiam. :*

      Usuń
    2. Wydaje mi się, ze Sasuke (w końcu zapowiadalaś jego wielkie wejście:D). Do tego myślę nad Kisame i Itachim :D

      Usuń
  6. Konan to bardzo zła kobieta. *prycha z oburzenia* Ale przecież to Akatsuki. Chyba nikt nie powinien być miły aż do bólu. Poza tym Konan chyba jest zazdrosna o liderka. ^^ Mam takie wrażenie, że widzi w Shouri rywalkę. Może nie chodzi tu o jakieś romantyczne uczucia, ale o uwagę Paina.
    I jeszcze Deidara. xD Byłam pewna, że on kocha inaczej, bo przecież oświadczenie Hidana słyszał jeszcze Itachi. Ja już nic nie kapuję. :D
    Rozdział bardzo fajny!
    Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Itachi też może mieć poczucie humoru. :D Poza tym ten raczej nie wtrąca się do takich "żarcików", więc pewnie dlatego nie zareagował. Jaki miałby interes w tym, żeby bronić naszego blondyna? ;D
      Dziękuję bardzo za opinię. <3
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. Nie ma zabijania zwierzątek ;c Głupia Konan. Ogólnie przez Twoje opowiadanie chyba przestaję ją lubić... ;d Czekam na ciąg dalszy, chociaż znając mnie to akurat jak dodasz rozdział to nie będę miała czasu na czytanie ;c Tak, czy inaczej w końcu nadrabiam wszystko, więc pisz, pisz <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekoniecznie masz przestać lubić Konan, choć z drugiej strony to dobrze świadczy o moim wykreowaniu postaci. :D Gdyby wszyscy byli nudni i do lubienia, to samo opowiadanie nie byłoby zbyt ciekawe, tak mi się wydaje. Ciesz się, że nie padło na przykład na Hidana czy Itachiego. :D:D
      Piszę cały czas kochana. Weny mam aż nadmiar. :))
      Buziaki! :*

      Usuń
  8. Ogólnie rozdział mi się podobał. :)
    Po zachowaniu Deidary ciężko go rozgryźć. Raz chamski, raz za bardzo miły. Może faktycznie chce tylko wykorzystać Shouri? ;x Mam nadzieję, że jednak do tego nie dojdzie.
    Trening z Konan wyobrażałam sobie trochę inaczej, co nie znaczy, że ta wersja była zła. :) Smutno mi się zrobiło jak musiała zabić biednego ptaszka. Osobiście uwielbiam zwierzęta i nie lubię jak dzieje im się krzywda. :(
    A końcówką nieźle mnie zaciekawiłaś. ^^ Ja też twierdzę, że Shouri napotka na swojej drodze Sasuke. I mimo, że go nie lubię, to jestem ciekawa co z nią zrobi. :D
    Zazdroszczę Ci tak ogromnej weny! :/
    Pozdrawiam i do następnego. <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że zachowanie Deidary wzbudza duże zainteresowanie. :D To dobrze, bardzo mnie to cieszy. ;D
      Też uwielbiam zwierzęta i nie zrobiłabym żadnemu krzywdy (za wyjątkiem pająków, bo tych to z całego serca nienawidzę!), no ale Shouri raczej nie miała innego wyjścia. :)
      Sama sobie zazdroszczę takiej weny i jestem mega zdziwiona. :D Mam tylko nadzieję, że chwaląc tak moją przyjaciółkę, nie zapeszę. ^^"
      Również pozdrawiam. <3

      Usuń
  9. 1) http:// niepokonana.wordpress.com 2) http://historie-niewyszukane.blogspot.com/2013/07/kraina-cieni-spis-tresci.html 3) http://akatsuki-forever2.blogspot.com/2013/10/rozdziay-1-2.html 4) http://porzucony-brzask.blogspot.com/2009/12/prolog-poczatek.html I nie to, że robię tu jakąś reklamę, tylko poprostu chcę się z wami podzielić kilkoma ciekawymi historiami wartymi przeczytania:)^^ blogi dotyczą organizacji Akatsuki. Miłego czytania ...:) Pozdrawia Gal Anonim;]

    OdpowiedzUsuń
  10. Oho! widzę, że komentarzy coraz więcej, to i ja się wpiszę ;) Ah te Twoje zwroty akcji Dejgej*, jednak nie jest gejem, to go wrobili nieźle ^^:)ale, że chciał ją wykorzystać i, chociaż mu się to nie udało, to, jednak mnie zaskoczyłaś, że mu coś takiego do głowy wogóle strzeliło no!, ale taka płeć^^ Dwa razy przeczytałam rozdział, bo jeszcze nie zaczełam, a tu kończe> tak szybko czyta się te rozdziały. Pozdrawiam i życzę weny :) Gal Anonim^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że tyle tu komentarzy. Dzięki temu wiem, że mam dla kogo pisać. ^^
      Bardzo Ci dziękuję za polecenie mi tych blogów. Niepokonaną czytam, a za pozostałe pewnie też się niedługo zabiorę, zobaczymy. ^^
      Pozdrawiam. <3

      Usuń
  11. Podejrzewam, że będzie to Tobi:) który będzie wracał z misji ewentualnie Zetsu o.O ale to mało prawdopodobne*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, na to jeszcze nikt nie wpadł. Nawet ja. :D:D:D Niestety, Tobi i Zetsu pojawią się dopiero w późniejszych rozdziałach. ^^

      Usuń
  12. Czeeść! Pamiętasz mnie może jeszcze? :) Ostatnio nie za bardzo miałam jak komentować (o tym później), ale już wracam do tego!
    Na wstępie uprzedzam, że komentarz jest chaotycznie napisany, bo jest dużo rzeczy, które chciałabym napisać, a przepełnia mnie radość, przez co będzie to wyglądało tak, a nie inaczej.

    Ten rozdział (podobnie jak i inne Twoje) pochłonęłam w mig - może dziesięć minut lub mniej. Zazwyczaj tak mam, kiedy coś mnie wciągnie :)
    Shouri jest bardzo fajna, niewiele postaci polubiłam tak szybciutko, ale to przez jej charakter - wydaje się być bardzo sympatyczna. Jako że Hidan jest prześwietny, otwarcie protestuję - żadnego ograniczania kontaktów!, haha :) Ogólnie to Konan lubię, ale zawsze w opowiadaniu musi być ktoś, kto brutalnie przywraca do rzeczywistości, bo inaczej jest nudno, więc nie mam Ci za złe tego, co z nią zrobiłaś.
    Deidara gejem xD Lepszego Hidek nie mógł wymyśleć :D Ale... mówią, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy, czy jakoś tak, więc może jednak... ;)
    Pein'a uwielbiam :) Zachowuje się jak jakiś ojciec, czy coś. W końcu, czym jest Aka, jak nie rodziną? Szurniętą, ale rodziny się nie wybiera ;)
    Co za Itacz, tak wrabiać biedną Shouri... Nie podaruję mu tego, ja już go za to u siebie wymęczę xD
    Trzymam kciuki za Shouri, mam nadzieję, że uda jej się opanować kekkei genkai.

    A teraz przejdę do tego, dlaczego nie piszę z konta guglowego - bo jestem (nadal) na telefonie, a gdy wybieram, że chcę pisać z konta, to zjada mi cały komentarz i przerzuca mnie na pustą stronę z napisem "kliknij tutaj, aby kontynuować". Problemik w tym, że gdy klikam, to tylko odświeża mi tą stronę :( Ale odkryłam, że z opcję nazwy/url'a publikuje bez problemu :)

    Pozdrawiam ciepluchno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że pamiętam! Nie śmiałabym zapomnieć. Bardzo mi miło, że do mnie wróciłaś. :D
      Ojjj no, też byś chciała ograniczyć kontakt z facetem, który zaczyna Cię pociągać, gdybyś miała w planach odzyskanie ukochanego męża. :D Tym bardziej, że ten super facet jest bezwzględnym mordercą, o czym przypominam! A przecież nasza Shouri taka niewinna. :)
      Taaak, Akatsuki to jedna wielka rodzina, rzeczywiście zdrowo szurnięta, ale przynajmniej całkiem im tam wesoło. ;)
      Też mi dzisiaj zjadło komentarz na jednym blogu, mam nadzieję, że to nie jakaś awaria pokroju onetowskiego szaleństwa, i że szybko minie. ;)
      Dziękuję bardzo za wyczerpujący komentarz. Tak mi się miło zrobiło, gdy zobaczyłam Twój nick. <3
      Pozdrawiam gorąco!! :*

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, czy wybrałabym męża, czy Hidana. Chyba zrezygnowałabym z obu...
      ... na rzecz Itacza xD

      Wątpię, by u Ciebie to był problem Blogspotowy, raczej czysty przypadek. U mnie wina leży po stronie przeglądarek (testowałam na Nokii Xpressie i Operze Mini), dlatego teraz szukam jakichś innych (ale to jest utrudnione, bo większość jest na androidy, symbiany, a ja potrzebuję Javy).
      Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak sama się cieszę, że znów mogę pisać tu i na innych blogach. Czytałam na bieżąco Twojego i przeklinałam swojego pecha; palce aż prosiły, by wystukać chociaż parę słów, a niestety, nie mogły :( (no, teoretycznie mogły, ale nie znałam sposobu, by się komentarze zachowały)

      :*

      Usuń

Bardzo dziękuję za każdy, pozostawiony na moim blogu komentarz. Jestem Wam dozgonnie wdzięczna za wsparcie, jakie od Was otrzymuję. Tworzycie tego bloga razem ze mną!
Bardzo proszę, by każdy podpisywał się pod swoim komentarzem. Kochane Anonimy - wyjdźcie z cienia. :)